czwartek, 3 listopada 2011

"Takie małe jebudu cię ukoi bez trudu"

Genialnie przeprowadzona procedura awaryjnego lądowania na warszawskim Okęciu w normalnym Polaku budzi radość, dumę i szacunek do kapitana Tadeusza Wrony. Dla wyznawcy spisku smoleńskiego (mam tu na myśli wypowiedzi pana Maciejowskiego i pani Kaczyńskiej) jest to kolejny powód do narzekania.

Nie rozumiem, jak rozsądnym ludziom może w ogóle coś takiego strzelić do głowy. Najpewniej zadziałało tu oburzenie, że Polacy mieli czelność znudzić się smoleńską zawieruchą i powrócić do normalności. Przestali o tym mówić, przestali o tym czytać na pierwszych stronach dzienników, więc trzeba im na siłę przypomnieć. I oto nadarzyła się okazja: i tu samolot, i tu samolot.

Przypomina mi to stary film "Walka o ogień", w którym grupka jaskiniowców jak oka w głowie pilnuje małego paleniska, nie pozwalając by ogień przygasł i dorzucając do niego co chwilę kilka gałązek. Dla niektórych osób spod smoleńskiego sztandaru wtorkowe lądowanie było analogiczne z dostawą tony koksu dla tychże jaskiniowców.

Mam wrażenie, że mniej by ich zmartwiła nieudana próba lądowania i dwieście trupów. Przynajmniej zasady sprawiedliwości społecznej zostałyby zachowane.

Jeśli ktoś przeżyje na przykład wypadek samochodowy, to należy się cieszyć. Niezbyt stosownym w takiej sytuacji jest pytać: A dlaczego on przeżył, a Władysław Komar nie?. W każdym razie ja, na miejscu pilota, załogi, czy też pasażerów, którzy szczęśliwe wyszli bez szwanku z tej sytuacji czułbym się bardzo dotknięty takimi uwagami.

Ale jest też i pocieszenie w całej tej sytuacji, bo twórcy całego zamieszania w bardzo pocieszny sposób robią z siebie idiotów przy okazji.

Cywilny boeing jest przygotowany do lądowania na brzuchu a bombowiec TU154 nie wytrzymuje zderzenia z brzozą tak?!!!!! - nie żałował wykrzykników warszawski radny PiS Maciej Maciejowski, w czym wtórowała mu sama córka tragicznie zmarłej pary prezydenckiej: Boeing awaryjnie wylądował- bez otwartego podwozia, na betonowym pasie. Na pokładzie było 230 pasażerów. Nikt nie doznał obrażeń.Samolot jest w całości. Dnia 10 kwietnia 2010 roku Tu-154m obniżywszy się znacznie poniżej 100m po zderzeniu z błotnistym podłożem miał się rozpaść na drobne kawałki. Proszę o komentarze.

Niniejszym spieszę spełnić jej prośbę. O ile panią Kaczyńską jestem w stanie zrozumieć, bo sprawę zapewne bardziej traktuje emocjami, niż ogarnia rozumem, ale mężczyźnie nie przystoi taka ignorancja.

Sam nie jestem fachowcem z dziedziny lotnictwa, ale znajomość podstawowych praw fizyki pozwala mi twierdzić, że awaryjnemu lądowaniu samolotu na równej jak stół betonowej płycie, dodatkowo wysmarowanej pianą gaśniczą towarzyszy znacznie mniejszy wstrząs, niż samolotowi, który zarywa w, skądinąd mięciutkie, błoto po wcześniejszym zaliczeniu kilku drzew.

A jeśli chodzi o porównanie pana Maciejowskiego, to jest ono tożsame z zapytaniem: Cywilny autobus, jadąc 120 km/h uderzając bokiem w barierkę na wiadukcie bezpiecznie się zatrzymuje, a wojskowy bus nie wytrzymuje czołowego zderzania z brzozą przy tej samej prędkości tak?!!!!!

Otóż czym innym dla ciała znajdującego się w ruchu jest kontakt z płaskim podłużnym obiektem, który jest ustawiony w przybliżeniu równolegle do kierunku ruchu (pas startowy), a czym innym kontakt z prostopadle ustawioną przeszkodą, nawet gdy jest ona bardziej sprężysta niż beton (brzoza).

Samolot to nie siekiera, ma latać, a nie kosić drzewa. Właśnie dlatego kadłuba nie odlewa się ze stali, tylko tworzy się "pustą" konstrukcję z lekkich stopów.

Aby lepiej to zilustrować przygotowałem dla pana Maciejowskiego doświadczenie (link do niniejszego wpisu przesłałem na jego służbowy email):

Weź dwa prostokątne arkusze (A i B) niezbyt grubej blachy aluminiowej (to będzie odpowiednik poszycia samolotu) o wymiarach 1 X ,5 m. Przymocuj do obu uchwyty (mogą być z taśmy powertape) tak, by można je było trzymać tak jak legionista tarczę.

1. Znajdź kawałek mało uczęszczanej drogi o utwardzonej nawierzchni (betonowej lub asfaltowej i najlepiej po deszczu - woda będzie symulowała warstwę środka gaśniczego). Trzymając przed sobą (tak jak tarczę) arkusz A rozpędź się na tej drodze najszybciej jak potrafisz i wykonaj "ślizg", kładąc się na arkuszu blachy.

2. A teraz znajdź brzozę. Ustaw się w odpowiedniej odległości od brzozy, byś miał dosyć miejsca, aby rozpędzić się do podobnej prędkości jak w 1 części doświadczenia. Trzymaj arkusz B przed sobą jak tarczę. Rozpędź się i uderz w brzozę.

Odzyskawszy przytomność porównaj oba arkusze blachy. Który został bardziej zdeformowany?

Zdaję sobie oczywiście sprawę, że przygotowanie i wykonanie tego eksperymentu może być trochę czasochłonne i pan Maciejowski może nie mieć ochoty na igraszki naukowe, ale z całą pewnością powinien przynajmniej przeprowadzić tę drugą część doświadczenia. Nawet niech już będzie bez blachy! I nie musi to być brzoza, wystarczy solidny kawałek słupa lub ściany. Niech po prostu rozpędzi się i doświadcza. Jestem pewien, że to pomoże mu wiele zrozumieć. A, i jeszcze pomocna rada...

4 komentarze:

  1. Oj tam, oj tam, teraz to i różne teorie będą powstawać. (Nie mówię jednak, że spiskowe, bo już sam ten termin powoduje, iż są one automatycznie deprecjonowane i traktowane jako bajki dla łatwowiernych, nawet jeśli jakieś ziarnko prawdy niby w nich tam siedzi.)

    Gdyby rząd polski od razu stanął na wysokości zadania, doprowadził do szybkiego sprowadzenia swojej własności(!) - wraku [a my szanujemy "wolność, własność, sprawiedliwość" - czyż nie?] oraz przeprowadził różne ekspertyzy, to mielibyśmy klarowną sytuację i wiele wątpliwości tych rodzin (czasem nawet irracjonalnych, jak w tym przykładzie z notki powyżej) zostałoby naukowo i profesjonalnie wyjaśnionych.

    A tak dzięki nieudolności pozostałej "elity" mieliśmy wysyp dezinformacji, dywagacji o helu i takich tam, wśród których ginęły dużo bardziej wartościowe, merytoryczne i wyliczone hipotezy, wzięte jedną miarą z pozostałymi naiwnymi "teoriami spiskowymi". Teraz, po tylu miesiącach to nawet ten wrak można już sobie gdzieś wsadzić...

    Uczciwie jest więc powiedzieć: nie wiem, co się tam wydarzyło; wiele przesłanek wskazuje, że to był istotnie nieszczęśliwy zbieg okoliczności (z polskim bajzlem organizacyjnym w roli katalizatora), ale jest za mało danych, by to jednoznacznie potwierdzić, obalając ostatecznie hipotezy innych ekspertów, jak i zwykłych blogerów. No chyba, iż ktoś bezgranicznie ufa [a nawet jeśli, to powinna panować zasada: "ufam, ale sprawdzam"] wynikom śledztwa ze strony rosyjskiej (nemo iudex in causa sua?) i potrafi bez zmrużenia oka przełknąć fakt, że nawet do 90% treści protokołów z sekcji zwłok może być zwykłą radosną twórczością...

    Pozdrawiam,
    pawelooss - wcale nie zwolennik czegokolwiek - no chyba że prób docierania do jak największej liczby obiektywnych faktów :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Pozdrawiam Pawelooss- nie mam nic do dodania.

    Kage

    OdpowiedzUsuń
  3. Szanowny Autorze, bardzo mi się podoba Pański wpis. Polemiczny, merytoryczny, i w żadnym wypadku nie histeryczny.

    Z tym, że przyznam również rację Panu Pawelooss - trzeba pokornie badać rzeczywistość, sprawdzać fakty, dociekać, a nie ufać na ślepo, czy przeciwnie - mnożyć historie spiskowe.

    OdpowiedzUsuń
  4. Do poprzedników: Odnoszę wrażenie, że wpis nie dotyczy afery smoleńskiej, tylko raczej dziwnej reakcji wspamnianych osób na lądowanie na Okęciu. Wasze komentarze są zupełnie ni z gruszki, ni z pietruszki.

    OdpowiedzUsuń