wtorek, 25 stycznia 2011

Socjalistyczna hipokryzja

Pod moim pierwszym filmem Koszta Pracy zamieścił swoją uwagę pawel05271990. Generalnie nic, co wcześniej nie byłoby już skomentowane przeze mnie, lub innych komentatorów. Ale niech tam, odpowiem raz jeszcze, bo jest to bardzo częsta wątpliwość:

Wszystko pięknie, ładnie a co z osobami niepełnosprawnymi od urodzenia, dziećmi z domu dziecka, osobami, które nie mają takich wysokich dochodów, osobami przewlekle chorymi? Jeśli murarz Mietek zachoruje na stwardnienie rozsiane, to na ile mu ta złota karta starczy? Mają zdychać na ulicy? NFZ to patologia, ale wydaje mi się, że jeżeli płacę te składki i wiem, że może komuś to ratuje życie, to warto.

Zacznę od stwardnienia. Oczywiście takie choroby się zdarzają. Na ogół jednak są to choroby wieku podeszłego, więc gospodarny murarz Mietek zdążyłby zaoszczędzić na składkach i dochodowym wystarczająco dużo pieniędzy, aby poradzić sobie nawet bez złotej karty.

Jeśli zdarzy się tak, że pieniędzy tych nie odłoży, to jest to jego wybór, a "Chcącemu nie dzieje się krzywda", prawda? Wolał wydać na coś innego - jego pieniądze, więc mu pozwólmy.

Jeśli zaś choroba ta dopadnie jakiegoś młodzieńca, to po likwidacji omawianych w filmie podatków, jego rodzine i przyjaciół będzie stać na zrzutkę.

A jeśli umrze - to co za różnica, czy na białaczkę, raka, czy w wypadku komunikacyjnym? To się zdarza. Ludzie umierają, a Ziemia nadal się obraca. Zwykło się dzisiaj uważać, że życie ludzkie jest najwyższą wartością. Bzdura. Nie może być tak, że dla ratowania życia jednostek, które miały pecha zachorować na rzadką i kosztowną przypadłość, tysiące innych ludzi były okradane z ciężko wypracowanych pieniędzy, zwłaszcza w tak marnotrawny sposób, jak robi to NFZ. Co ja jestem winien, że Mietek ma stwardnienie rozsiane? Socjaliści mówią "Jednostka niczym". Więc przestańcie paplać ciągle o chorych jednostkach, a zacznijcie mówić o zdrowym ogóle społeczeństwa.

I co Wy wszyscy z tym "zdychaniem na ulicy"? Ciągle tylko słyszę "zdychanie w bramie", "zdychanie pod płotem" TO JEST MANIPULACJA. Nawet jeśli Mietka nie będzie stać na leczenie, to będzie go stać na spokojne odejście w komforcie własnej sypialni, przy rodzinie.

Wrócę teraz do "Kto się zajmie...?"

Po pierwsze, jak już wspomniałem "odciążone finansowo" rodziny oraz prywatne fundacje. Prywatne fundacje zawsze będą dużo bardziej rentowne niż państwowe, bo pieniądze mają mniej łap do przejścia.

Poza tym wydawane są zgodnie z przeznaczeniem. Pieniądze płacone na składkę zdrowotną idą nie tylko na chorych, biednych, pokrzywdzonych przez los. Wiele z tych pieniędzy idzie na pokrzywdzonych przez samych siebie, z własnej woli - narkomanów, pijaków, palaczy, obżartuchów, pijanych kierowców, "hardcorów", mamże wymieniać dalej? W efekcie przerośniętej biurokracji i wrzucania wszystkiego do jednego wora, tylko ułamek pieniędzy trafia do "osób niepełnosprawnych od urodzenia i dzieci z domu dziecka"

Prywatna fundacja mówi jasno, np. "Walczymy z rakiem prostaty". I darczyńca nie dość, że wie, na co się zrzuca, to jeszcze ma wybór: "Na leczenie jaskry dam, a na HIVa nie!"

Już uprzedzam moje ulubione pytanie "Ale kto będzie dawał na te fundacje?". PYTEK! Jeśli bowiem jesteś za tym, żeby państwo pod przymusem zabierało Ci pieniądze, marnowało ich lwią część, a resztę wydawało nie koniecznie w zgodzie z Twoim "widzimisię", to zapewne rad będziesz przekazać pieniądze dobrowolnie, na samodzielnie wybrany cel za pośrednictwem dużo wydajniejszej fundacji. W przeciwnym razie byłby to szczyt hipokryzji. Jeśli nie chcesz czegoś oddać dobrowolnie, to jak możesz być za PRZYMUSEM odebrania Ci tego? A ludzi podobnie myślących jest masa, więc kalekie dzieciaki na pewno nie zginą.

I jeszcze drugi wpis autorstwa pawel05271990:

Mikke mądrze gada, ale nie oszukumy się, że dużo w tym utopii. Ludzie w większości to debile i niestety państwo musi ich chronić przed samym sobą. Jeżeli składki emerytalne nie były by obowiązkowe, ubezpieczenia zdrowotne też, to w przeciągu paru pokoleń powstało by nam państwo bezdomnych, starych i schorowany biedaków, którzy by wystawali na ulicach bo przecież jak byli piękni i młodzi to nie myśleli ani o funduszu emerytalny ani o ubezpieczeniach zdrowotnych.

Ogólnie jest to bardzo rozsądny wpis, ale:

Owszem będzie torchę ludzi, żyjących w skrajnym ubóstwie. Ale będą to jednostki wybitnie niegospodarne i niezaradne. Nie będzie ich aż tak dużo, jak niektórzy straszą. Nastąpi wszak okres przejściowy, w czasie którego nawet mniej rozgarnięci obywatele będą mogli się przystosować, bo po zlikwidowaniu obowiązku emerytalnego ZUS wciąż będzie zobowiązany do wypłat emerytur z już wpłaconych składek. Emerytury te będą stopniowo się zmniejszały (bo na końcu będą je pobierali ludzie, którzy zdążą przed likwidacją obowiązku zapłacić zaledwie kilka składek)

Poza tym, co jest bardzo ważne, ci, którzy przerypią zaoszczędzone pieniądze, będą mogli winić tylko siebie. Państwo nie przyłoży do tego ręki. Odda im tylko pieniądze, a co oni z nimi zrobią to ich sprawa, więc nie widzę w tym żadnego problemu moralnego. Zwłaszcza, że obecnie działanie państwa pogłębia problem ubóstwa. Aby ratować od biedy głupców, wpędza w nią zdolnych i ambitnych.

Znacznie za to więcej będzie ludzi, którym się polepszy, bo zamiast ładować pieniądze w nierentowny ZUS, odłożą na lokatę, kupią złoto lub ziemię i będą na starość żyli z zysków.

A za parę pokoleń, przeciwnie do tego, co mówi komentator, będziemy mieli dużo rozsądnych i przedsiębiorczych ludzi. Skąd? Bo będą mieli szansę na własne oczy zobaczyć różnicę między pasikonikami, a mrówkami. To ich zmotywuje do oszczędzania i uczciwej pracy, bo obecnie są oni skutecznie demotywowani. Jak powiedział Gazecie Pomorskiej pewien bezrobotniak - "Niech frajerzy zarabiają".

Zatem nie dość, że ubóstwo tych pierwszych będzie dla nas moralnie obojętne, to jeszcze przysłużą się innym jako przykład do nienaśladowania. Co jest moralnie korzystne.

niedziela, 23 stycznia 2011

Obywatelu, broń się widelcem

Jeszcze o prawie do posiadania broni, bo najwyraźniej towarzysze z PiSu opacznie zrozumieli mój film i postanowili przedłużyć regulacje dotyczące posiadania broni również na tę białą. Chodzi o wszelkie ostrza większe od niedużego scyzoryka. Jest to bardzo zły pomysł z przynajmniej kilku powodów.

1. Najoczywistszy to ten, o którym mowa jest już w filmie. Czyli to, że ustawa pozbawiłaby noży tylko obywateli uczciwych, czyli gościa, który nosi nóż, bo lubi sobie w wolnym czasie coś wystrugać z gałęzi, kogoś, kto nosi nóż w razie czego, bo czasem wieczorem wraca do domu przez park, lub harcerza na obozie.

Facetowi, który planuje z pomocą tego noża poderżnąć komuś gardło ZWISA to, że w więzieniu zamiast dwudziestu spędzi dwadzieścia dwa lata.

2. Czym się różni człowiek, który broń (jakąkolwiek) nosi w celu obrony, od kogoś kto chce jej użyć jako agresor? Otóż, żeby skutecznie się bronić, trzeba mieć ją ze sobą zawsze, bo nigdy nie wiadomo, kiedy jakiś idiota się na mnie rzuci. Aby skutecznie zaatakować, wystarczy mieć broń ze sobą jeden raz. Więc prawdopodobieństwo, że policjant natrafiwszy na kogoś z nożem trafił na bandytę, jest niewspółmiernie mniejsze niż to, że zatrzymał uczciwą osobę. Ponownie więc ofiarą proponowanego prawa pada niewinny.

3. To nie rozwiązuje problemu. Podobnie jak nie rozwiązało go ograniczenie prawa do posiadania broni palnej. To nie broń zabija, tylko ludzie. Nawet gdyby ta ustawa faktycznie odebrała noże bandytom, to ci chwycą tulipany, francuzy i tłuczki do mięsa. A władza będzie ciągle zakazywać, zakazywać, aż w końcu zabroni noszenia sznurowanych butów, bo rzepem trudniej udusić.

Ale niestety przyszło nam żyć w czasach, kiedy i bandyta, i państwo mają wspólny cel: aby obywatel był niezdolny do obrony. W obu przypadkach z tych samych przyczyn.

Właściwie rozróżnienie to jest tylko pro forma.

Nie spodziewam się, aby ta ustawa miała przejść, bo na szczęście, choć nie oczekuję od PO, że zachowa się rozsądnie, to wielce prawdopodobnym jest, że zachowa się przekornie.

piątek, 21 stycznia 2011

Klaps

Rozmawiałem dziś ze znajomym na temat wymierzania dzieciom kar cielesnych. Analiza zakazu tych praktyk, jaki wprowadziła nowelizacja ustawy sprzed sześciu miesięcy, doprowadziła nas do następującego scenariusza:

Mam dwóch synów, pięcio- i dwuletniego. Starszy leje młodszego. Co mam zrobić? Tłumaczenie nie pomaga. Skrzyczenie też nie. Nie mogę trzymać ich cały czas w separacji. Mam tylko dwa pokoje. A nawet jeśli mógłbym syna zamknąć, to zaraz postępowy sąsiad naśle na minie opiekę społeczną, że trzymam dzieciaka pod kluczem.

Mogę  wkropić starszemu, co go uspokoi, ale stawia mnie w konflikcie z prawem, za co może mi zostać on odebrany do rodziny zastępczej (a może nawet obu wezmą) albo pozwalam, żeby się wyżywał na młodszym i czekać jak ktoś donieśie na policję, że mój dzieciak jest permanentnie poobijany, co również prędzej, czy później doprowadzi do pozbawienia mnie praw rodzicielskich do przynajmniej jednego z nich.

Zakazywanie karania dziecka klapsem jest zatem nie tylko wbrew tradycji, która świetnie funkcjonowała przez setki pokoleń zdrowej i dobrze wychowanej młodzieży (do czasu jak w XX wieku zaczęto mówić o "bezkonfliktowym wychowaniu" i skutki są widoczne gołym okiem), ale także przeciwko zdrowemu rozsądkowi. Odbierając mi najskuteczniejsze narzędzie wychowawcze, tłumacząc to tym, że robię krzywdę dziecku, ustawa robi krzywdę mojemu drugiemu dziecku. I może odbierać prawo opieki nad dzieckiem rodzicom, którzy są całkowicie niewinni.

I jeszcze jedno - ode mnie smarkacz dostanie w tyłek - po kwadransie nie będzie śladu, a Staś młóci na oślep.

środa, 19 stycznia 2011

Najkrótsza droga jest prosta

Dziękuję za miłe słowa, oraz za krytykę, z którą niniejszym się rozprawiam.

W komentarzach do mojego nowego filmu już znalazły się głosy obrońców bandziorów.

gregg9521ubolewa nad kiepskimi warunkami w więzieniach. Pomijam już to, że pan Innocenty chętnie zakosztowałby mortadeli i prysznica. gregg9521 zapomina wszak o jednej podstawowej sprawie:

To nie jest tak, że ktoś bandziorowi obiecuje wakacje na Majorce, a potem podstępem umieszcza go w więzieniu. Każde dziecko wie, że jak ktoś łamie prawo, to idzie do więzienia. Zatem jeśli jakiś łobuz mimo to rozrabia, to znaczy że akceptuje warunki umowy. Najwyraźniej lubi mieszkanie z "pięcioma śmierdzielami". Anglicy  mówią "don't do the crime if you can't do the time", czyli "Jeśli kara jest ci niemiłą - nie dokonuj zbrodni".

A posiłki SĄ bogate - 2600 do 3200 kalorii dziennie.

A teraz rozsądne komentarze:

przemaz pisze: Jest jednak problem. Twój sąsiad wkopuje Cię w wyimaginowane problemy bo np. zbyt głośno pierdzisz i mu przeszkadzasz w spaniu. Ty dostajesz karę śmierci. Sąsiad się cieszy, a ty za niewinność tracisz życie...

Spieszę uspokoić przemaza. Jest to ciekawa hipoteza, powielana w wielu produkcjach hollywoodzkich, ale w prawdziwym świecie całkowicie nierealna. A oto dlaczego:

Abym ja został stracony, muszę być skazany za morderstwo. Aby do tego doszło, musi być denat. Zatem mój sąsiad, tak czy siak, musi kogoś zatłuc. Jeśli więc celem sąsiada jest mój zgon, a środkiem do tego ma być morderstwo, to ja znam dużo szybsze i pewniejsze rozwiązanie.

W scenariuszu przemaza, oprócz zabójstwa, sąsiad musi zadać sobie trud, żeby sfabrykować dowody przeciwko mnie i to w dodatku dość mocne, by sąd nie miał wątpliwości co do mojej winy. A ponadto nie ma żadnej gwarancji powodzenia. Policja może dowodów tych nie znaleźć, sąd może je niewłaściwie zinterpretować, obrona może zarzuty odeprzeć, dostarczyć alibi. Przy takich sprawach drobne niedopatrzenie przy fabrykowaniu dowodów i cały plan idzie w las. A poza tym sędzia może przywali mi tylko dożywocie i wyjdę po dziesięciu latach?

Za dużo roboty i zbyt wiele niewiadomych. Jeśli już sąsiad zdecyduje się na zabójstwo, to zabije po prostu mnie, a ciało wyrzuci w lesie i po kłopocie. Ale to może i dzisiaj, bo do tego nie potrzebna jest kara śmierci. Wprost przeciwnie. Bo jeśli ją przywrócimy, to mój sąsiad zastanowi się dwa razy. Więc kara śmierci działa na moją korzyść. Chroni mnie.

Oczywiście inaczej wygląda to w filmach i powieściach kryminalnych. Ale kto pójdzie do kina na dziesięciominutowy film, w którym Kowalski zabija Zielińskiego w pierwszej i za razem ostatniej scenie?

poniedziałek, 17 stycznia 2011

Nowy Film

Zapraszam do obejrzenia nowego filmu na moim kanale youtube. Zbrodnie i kary.

Płaca minimalna

Solidarność znowu próbuje kombinować przy płacy minimalnej.

Ustalenie płacy minimalnej, na pierwszy rzut okiem, wydaje się bardzo pozytywnym zjawiskiem. Nasuwa się bowiem myśl, że oto od dziś, każdy pracujący będzie miał zapewnione jakieś minimum uposażenia, nie będzie już nikt wyzyskiwany za marne grosze.

Rozsądek polega na kwestionowaniu pierwszego rzutu okiem.

Pierwiastek ekonomiczny:
Ludzie bardzo często ostatnimi czasy zapominają o tym, że pracownik zarabia pieniądze nie za fakt istnienia i bycia zatrudnionym, ale za wykonywanie pewnej pożytecznej pracy. Pożytecznej, czyli przynoszącej firmie i jej klientom korzyść.
Za każdym razem, kiedy rząd ustanawia lub podnosi płacę minimalną, powstają dwie grupy zatrudnionych. Ci, których zatrudnienie nadal się opłaca, bo przynosi korzyści większe niż koszt ich zatrudnienia oraz ci, których już nie opłaca się zatrudniać. Łudzenie się, że chlebodawca z własnej kieszeni dołoży różnicę jest naiwnością. Czy będzie to „wyzyskiwacz”, który myśli tylko o tym, żeby wycisnąć z pracownika jak najwięcej, czy też dobry „Papcio”, którego zadowalają minimalne zyski. Temu pierwszemu trudno będzie się pogodzić ze zmniejszeniem swoich zysków i odbije to sobie na cenach usług, ten drugi nie ma z czego.
Oczywistymi zatem skutkami wprowadzenia płacy minimalnej są:

 A. Wzrost bezrobocia o wszystkich tych, których praca przestała być opłacalna, a zatem i upadek niektórych przedsiębiorstw – zwłaszcza tych prowadzonych przez „Papciów”.

 B.  Spadek podaży: Mniej jest zrobione, bo część usług przestała przynosić zyski. Zatem ulice są brudne, a półki w sklepach opustoszałe. A jak spada podaż, ceny rosną.

 C. Część pracowników zarabia więcej złotówek niż dotychczas – to prawda, ale konsekwencją tego jest wzrost cen.  A z uwagi na opodatkowanie jego pracy, współczynnik wzrostu ceny MUSI BYĆ WYŻSZY od współczynnika wzrostu jego pensji (zwłaszcza po uwzględnieniu punktu B) . Pracownik taki zarabia więcej tylko pozornie, bo siła nabywcza jego wynagrodzenia jest niższa niż przed podwyżką. To samo dotyczy wszelkich oszczędności w danej walucie. Co więcej: ten podpunkt odnosi się nie tylko do tych, których pensja wzrosła, ale do wszystkich. WSZYSTKICH! Każdy uczciwie zarabiający obywatel traci na podwyżce cen. Oprócz urzędników, ale większość z nich i tak nie podpada pod tę kategorię.
Na tym nie koniec, bo:

 D. Państwo oczywiście  nie może pozwolić, by nowi bezrobotni umarli z głodu, zatem wypłaca im zasiłki za nicnierobienie, z podatków potrąconych z pensji tych, którzy pozostali przy pracy. Aby tego dokonać, ma dwa wyjścia. Albo ograniczyć inne wydatki (policja, wojsko itd.). Albo podnieść podatki, tym samym dodatkowo zmniejszając siłę  nabywczą pieniądza, o której mowa była w C. Znowu wszyscy tracą.
Podsumowując: wytwarza się mniej dóbr, mniej się kupuje, zarobki są mniejsze – gospodarka siada.

Pierwiastek społeczny:
W firmie jest wakat. Przychodzi dwóch kandydatów, o takich samych kwalifikacjach. Kawaler, świeżo po studiach, oraz trzydziestokilkulatek z żoną, dwójką paruletnich dzieci i z kredytem. Kto powinien dostać posadę? Socjaliści zaraz krzykną, że ten drugi. Ale pracodawca nie jest niańką i zatrudni tego, kogo się bardziej opłaca. W normalnym systemie pracę dostanie ten, któremu bardziej na niej zależy. Nie jest to trudne do oszacowania – ten, któremu bardziej zależy, zgodzi się pracować za mniej. Nie wnikam tu który. Może ojciec rodziny, który jest pod presją finansową, a może młody magister, który ma jeszcze małe potrzeby. W każdym razie ten, który bardziej jej potrzebuje. Jeśli zaś jest to posada za pensję minimalną ZAWSZE wygra student. Ma więcej czasu, mniej na głowie, nie będzie brał wolnego, bo w przedszkolu ospa wietrzna i nie będzie problemu z zostaniem po godzinach.

Motywacja do pracy:
W pracy często jest jakaś hierarchia – drabina kariery. Pracownik szeregowy zarabia mniej niż kierownik zespołu, ten z kolei mniej niż kierownik oddziału, dyrektor departamentu… W wyniku wprowadzenia płacy minimalnej często dochodzi, że różnice w zarobkach się zmniejszają, a czasem, przynajmniej między dolnymi szczeblami znikają. Jaką motywację do pracy ma kierownik zespołu, którego podwładny zarabia te same pieniądze? Żadną. Wprost przeciwnie. Każdy woli mieć mniej obowiązków i odpowiedzialności, za te same pieniądze. Ludzie przestają się starać.

I ostatni, ale najważniejszy pierwiastek prawny:
Podstawowa zasada prawa rzymskiego mówi: „Chcącemu nie dzieje się krzywda”. Umowa o pracę jest podpisywana przez DWIE DOROSŁE OSOBY. Jeśli dla którejś ze stron umowa taka jest niekorzystna, to jej nie podpisuje i już. Jeśli godzę się na pracę za niską pensję, to znaczy, że albo chcę, albo tego potrzebuję i rząd nie ma prawa odbierać potrzebującemu tej możliwości, JASNE? Socjalistom może wyda się to głupie, ale są jeszcze ludzie, którzy wolą uczciwie zapracować na niskie wynagrodzenie, niż żyć na koszt innych. A ci, którzy nie chcą, mogą iść na bezrobocie z własnej woli, a nie dlatego, że rząd nie pozwala ich zatrudnić.

Czy coś pominąłem?

Zaczynamy

Wstęp

Jeśli wpadłeś tu przypadkiem, tylko na chwilkę, żeby sobie coś poczytać, nie zaczynaj od tego wpisu. Przejrzyj sobie, co tam Cię interesuje, a jak Ci się spodoba, to wówczas możesz rozważyć powrót tutaj.

Celem KRuLa PiKa, Czyli Krajowego Ruchu Liberałów, Patriotów i Konserwatystów jest szerzenie idei, do których nazwa w sposób jasny nawiązuje. W pierwszej kolejności będę do tego dążył poprzez publikowanie w niniejszym blogu krótkich felietonów, w których będę starał się w prosty sposób wykazać wyższość wspomnianych wartości. Czasem prostych do bólu, ale w naszym wspólnym interesie jest, by trafić do jak największego grona osób.

Innym, nie mniej ważnym celem tych publikacji jest utworzenie miejsca dla dyskusji i zgromadzeń ludzi zainteresowanych tematem. Jeśli to poskutkuje i uda mi się zgromadzić liczniejszą grupę chętnych czytelników, przejdziemy wówczas do tytułowego „Ruchu”, czyli organizacji spotkań, marszy,  kto wie, może nawet do przejęcia władzy nad światem.

Zanim do tego dojdzie, bo nie oszukujmy się, o tym blogu wiemy Ty, ja i garstka innych osób, które wgóglały „powiększanie członka”, które tym  sprytnym sposobem umieściłem na stronie, będę, oprócz prowokowania dyskusji, starał się podpinać pod inne tego typu inicjatywy, poprzez przeglądanie Internetu i dawanie cynku. Więc jeśli wiesz o jakimś wydarzeniu korespondującym z działalnością KRuLa PiKa, mój blog może być dobrym miejscem, by „podać dalej”.

Tematy poruszane w blogu będą nawiązywały do tego „o czym się mówi”, czyli będą to komentarze do różnych wydarzeń z kraju i ze świata, zarówno o charakterze politycznym, jak i obyczajowym, a także ogólne zagadnienia, które warto trącić. Również będzie miejsce miała dyskusja z komentatorami niniejszego bloga (oraz wszelkiej innej mojej twórczości, jak youtube, na kanale StaszekZHalinowa), do której zapraszam oraz wspomniany już kolportaż donosów o wszelkich wydarzeniach, mogących zainteresować czytelników.
Do komentatorów mam kilka próśb. Po pierwsze o język. Odwiedzając fora internetowe spotykam się często z obelżywymi wpisami, wymianą zdań na poziomie rynsztoka i niesprawdzonymi donosami na temat matek innych uczestników forum. Tu tego nie będę tolerował. Uważam, że jeśli ktoś nie potrafi swoich myśli ubrać w rozsądne słowa, to znaczy, że najwyraźniej myśli te same w sobie nie są zbyt rozsądne i nie warto zaśmiecać nimi Internetu, niezależnie czy będą to zwolennicy moich opinii wygłaszanych w blogu, czy też, zawsze mile widziani, przeciwnicy. Wpisy takie będę usuwał nawet jeśli będą posiadały jakąś wartość merytoryczną.

Po drugie – to mój pierwszy blog, więc na początku mogę mieć problemy z formatowaniem wpisów, czy tworzeniem linków – wybaczcie, nie mam doświadczenia. Jeśli coś nie działa, lub źle wygląda, dajcie mi o tym znać, albo, jeszcze lepiej, podsuńcie rozwiązanie. Jestem otwarty na sugestie i chętny do nauki. 

Zapraszam do lektury!