Sporo już byłem pisałem o tak zwanej krzywej Artura Laffera. Jest to na tyle prosta koncepcja, że rozumnej osobie można ją przedstawić w trzech zdaniach, a dla mniej rozumnych to co do tej pory o niej powiedziałem powinno być aż nadto. Jest jeszcze jedna ważna rzecz, o której należy pamiętać - krzywa Laffera ilustracja pewnego zjawiska, a nie jest wzorkiem dla pazernych rządów do "trzaskania kasiorki".
Ministrowie finansów i inni "specjaliści" od gospodarki, którzy ignorują wnioski, jakie przedstawił Laffer to źli specjaliści. Ale wcale nie są dużo gorsi od tych, którzy koncepcję tę znają, rozumieją i wykorzystują do zwiększenia efektywności kradzieży fiskalnej. Wielu z nich mylnie uważa, że pan Laffer swoje spostrzeżenie przedstawił po to, by pomóc im znaleźć warunki dla maksymalizacji wpływów do budżetu państwa. Są w błędzie, a błąd ten jest bardzo szkodliwy i dla obywateli i dla gospodarki.
Państwo nie jest firmą komercyjną, której celem jest jak najwyższy zysk. Państwo jest gospodarzem - dlatego mówimy o "gospodarce". A gospodarz poszukuje najkorzystniejszych rozwiązań dla swoich potrzeb - czyli najlepszych za stosunkowo najniższą cenę. Nie może być rozrzutnym - nie może pozwolić sobie na kupowanie rzeczy niepotrzebnych, ani na przepłacanie.
Jak działa zły gospodarz? Zły gospodarz płaci za coś czego zupełnie nie potrzebuje - na przykład zatrudnia dziewiątego wiceministra, podczas gdy na razie nie do końca wiadomo, czym ma zajmować się kolejny
wiceminister. Zły gospodarz zadłuża się bez opamiętania (oba sznurki z ostatnich paru dni), zły gospodarz żyje ponad stan.
Dobry gospodarz to taki, który wie, jakie usługi i towary niezbędne są do utrzymania jego rodziny i na początku miesiąca planuje budżet: tyle wyda na czynsz, tyle na jedzenie, tyle na transport... A to co zostanie, pozostaje do dobrowolnej dyspozycji jego i domowników.
I tak powinien działać resort finansów. Jasno określić wydatki KONIECZNE do utrzymania państwa i zaplanować podatki tak, aby uzyskać na to pieniądze i ani grosza więcej, tudzież z niewielkim marginesem, który niewykorzystany zostanie uwzględniony przy planowaniu budżetu na następny okres. W przypadku prostego systemu podatkowego, zaplanowanie tego to w dużej części prosta arytmetyka. W przypadku systemu podatkowego opartego na podatkach dochodowych i podatkach od konsumpcji jest to nieco bardziej skomplikowane i tu z pomocą przychodzi spostrzeżenie Laffera. Zadanie rządu polega na tym, by znaleźć sposób opodatkowania realizujący oczekiwane wpływy na wstępującej części krzywej Laffera.
Laffer podzielił się swoim spostrzeżeniem nie po to, by pan Rostowski kombinował i szukał maksimum na krzywej, tylko po to, żeby wiedział, że często niższe podatki są lepsze do realizacji zadań państwa.
Ktoś powie, że to słuszna uwaga, ale nie w sytuacji, gdy RP jest zadłużona - w tej sytuacji trzeba maksymalizować wpływy z podatków, aby jak najszybciej zmniejszać dług. Problem w tym, że ten dług się nie zmniejsza. Licznik Balcerowicza się nie cofa, tylko prężnie zasuwa do przodu. Ale nie przez niskie wpływy z podatków. I nawet gdyby wpływy te były wyższe, to już oni znaleźliby sposób, jak je roztrwonić.
Nie dziwmy się, że dług rośnie. I dług ten nigdy nie zostanie spłacony, dopóki nie zrewiduje się tych zadań.
A kiedy już się zacznie prowadzić państwo po gospodarsku, to spłata tego zadłużenia wcale nie będzie taka straszna i dosyć szybko się z nią uporamy, nawet bez wdrapywania się na szczyt krzywej Laffera. Bo póki co, to ministra Rostowskiego interesuje tylko ten "szczyt", do którego za wszelką cenę chce się drapać, ale cóż z tego, skoro na podróż zabrał bagaż, którego nie jest w stanie tam dotoczyć.
wbrew temu co napisałeś w tekście, Rostowskiego wcale nie interesuje wdrapanie się na sam szczyt. facet nie jest głupi. jeśli nie obniża podatków, to znaczy że ten szczyt go nie interesuje. pytanie tylko - dlaczego...
OdpowiedzUsuńnatomiast faktem jest, że wielu idiotów naprawdę myśli, że podwyższanie podatków przyczyni się do wzrostu dochodów budżetowych. to tak jakbym prowadził sklep z telewizorami i sprzedawał je za 1000 zł. sprzedaż idzie mi kiepsko, więc myślę sobie "hmm... w ostatnim miesiącu sprzedałem zaledwie 15 telewizorów... wiem co zrobię! podniosę cenę do 1200 zł, a wówczas te 15 zakupionych telewizorów zapewni mi większy zarobek!". oczywiście jest to bzdura, bo w kolejnym miesiącu sprzeda tylko 7 sztuk i straci jeszcze więcej, mimo podwyżki (a właściwie: przez podwyżkę). państwo polskie to właśnie taki sklep i jeśli okaże się że ceny (podatki) są za wysokie, to klienci (ludzie) pójdą do innego sklepu (emigracja zarobkowa) albo zaczną kraść (unikanie podatków). przykład oczywiście nie jest doskonały, bo trudno nazywać kradzieżą odzywskiwanie zrabowanych przez państwo pieniędzy, ale analogia jest dość trafna. tymczasem politycy podnoszą podatki i dziwią się że "coś tu nie gra" ; )
Rostowski na pewno krzywą Laffera zna. Moim zdaniem podwyższa je mimo to by prowokować obywateli do unikania płacenia podatków i emigracji zarobkowej, bo "socjalizm bohatersko walczy z problemami, o których inne ustroje nawet nie słyszały" (cytat z pamięci, mogłem lekko zniekształcić formę) i Rostowskiemu pretekst do zwiększonej kontroli obywateli nie zaszkodzi. Emigracja zarobkowa to też zjawisko, z którym rząd chętnie będzie "walczył" zwiększając swoje możliwości.
OdpowiedzUsuńAle wy się znacie na gospodarce. Jak slepy nakolorach. Nie rozumiecie, że społeczeństwo jest jakie jest (chciwe, zachłanne, jak Wy, zasłaniające się pierdołami o "rozkradaniu") i że musi być przymus, przymusowy podatek, podział dóbr, jeśli nie chcemy, żeby niepełnosprawni, dzieci z ubogich rodzin nie powymierali z głodu? Tak strasznie Was unieszczęśliwia łożenie bądź co bądź paru tylko skromnych groszy na nich, że faktycznie- nie mamy o czym gadać. Są dwie opcje zabicia ich- powystrzelać albo kazać im umrzeć z głodu, Wy wybieracie tę drugą, gorszą opcję w imię ideologii, fajnie i nieważne czy nie chcecie, czy chcecie, żeby zdychali- do tego doprowadzi realizacja Waszych postulatów. To, czego chcę, nie jest żadną Utopią, chociaż patrząc na takie przypadki jak Wy, czasami dopada mnie wątpliwość. To nie jest jakaś księżycowa myśl- odremontować szpital, uratować go, zamiast budować Stadion Narodowy, który jest nam potrzebny jak psu widelec. Po cholere łozycie tam kasę? W imię poprawienia PKB? Ale wątpię żebyście to zrozumieli. Papa. I wierzcie sobie dalej w Dyrdymały o krzywej Leppera czy jak tam. To nie ma z życiem nic wspólnego.to ideologia. Zdominowana i zarządzana przez wielkie koncerny.
OdpowiedzUsuńA i jeszcze jedno. Zapomnieliści że ekonomia nie jest nauką, tylko ideologią, a jak wspaniałą, to widać po liczbie głodnych. I nie da się tego opisać w rubrykach.
OdpowiedzUsuń@Anonim: owszem, można na nich łożyć. W sumie to nawet powinno. Ale tylko wtedy, kiedy nie będzie to realizowane przez przymus jakim są podatki.
OdpowiedzUsuńI rozkradane po drodze tak, że z tej pomocy faktycznie jest niewiele.
Nie znam statystyk, ale chyba fundacje charytatywne już w tym momencie są skuteczniejsze w pomocy (ciężko) chorym niż służba zdrowia. A kiedy ludzie będą mieli więcej kasy dla siebie, będą mogli (i zapewne oddadzą) więcej na charity.
Nawet jeśli nie - charity też będzie mogło działać w mniej skrępowany sposób. Same plusy.
V