W piątek sejm uchwalił nowelizację prawa o szkolnictwie wyższym, o czym dowiedziałem się ze strony Polskiego Radia. Wprowadza ona między innymi:
a. opłatę za drugi kierunek studiów (krok w dobrym kierunku, ale bardzo niewielki),
b. model finansowania uczelni w zależności od jakości kształcenia (całkowicie zbędny),
c. większą autonomie programową (nieodzowną, by b. mógł zadziałać),
d. ograniczenie "wieloetatowości" nauczycieli (jednoznacznie i bezwzględnie złe!)
Dyskusji tej w ogóle nie byłoby, gdyby studia były płatne i PRYWATNE!
A.
Zacznę od obalenia pewnego mitu. Państwowe studia SĄ płatne. Uczelnie nie działają charytatywnie. Proszę sobie wyobrazić, że nauczyciele POBIERAJĄ pensję. Problemem nie jest więc opłacanie studiów, bo to jest bezsporne, tylko sposób, w jaki jest ono dokonywane.
Złe jest to, że płacą za studia wszyscy, nie tylko zainteresowani. Podobnie jak rzecz się ma z abonamentem telewizyjnym (mam telewizor, ale używam go tylko do gier wideo - nie szkodzi, i tak muszę płacić na TVP), albo z PKP (nie jeżdżę pociągami, ale w podatkach utrzymuję ten moloch).
Tak też i tutaj. Osoba, która po zawodówce od razu idzie do pracy, musi ze swojej pensji utrzymywać rówieśników, którzy postanowili kontynuować naukę. Tylko że on nie ma z tego żadnej korzyści, zaś koledzy, na których łoży (pod przymusem, ma się rozumieć) owszem. W przeciwnym razie nie szli by na studia.
Wyobraźmy sobie dwie rodziny. W jednej jest trzech zdrowych synów i każdy z nich studiuje. W drugiej też jest trzech synów, tylko że najmłodszy jest przewlekle chory. Dwóch starszych pracuje by pomóc rodzicom opłacić leki i rehabilitację dla brata. Nie mają czasu na studia. Zasuwają przy łopacie, aż się kurzy. A mimo to, ta rodzina płaci na państwowe uczelnie więcej niż ta pierwsza, bo na ten cel opodatkowane są aż cztery osoby! Czy to jest uczciwe?
Poza tym płacenie za studia z własnej kieszeni ma jeszcze jedną ważną funkcję. Motywuje do rozsądnego wyboru. Jest wszak inwestycją. Kandydat na studia z większą rozwagą podejmuje decyzję, co do kierunku. Darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda, ale jak już się płaci, to trzeba się dowiedzieć, co po takich studiach można robić, jaki jest rynek i ile płacą. Na pytanie "Dlaczego idziesz na filozofię?" już nikt wtedy nie odpowie "Bo Wojtek tam studiuje i mówi, że fajnie."
Nawet jeszcze lepiej - przewiduję, że w takiej sytuacji sporo osób, zanim podejmie studia np. architektoniczne, pójdzie do pracy jako asystent, czy kreślarz, żeby zobaczyć, czy branża mu odpowiada i czy widzi się w niej za kilka lat.
Kandydat nie tylko dobrze zastanowi się, jaki kierunek wybrać, ale czy w ogóle iść na studia. Jeśli jestem bystry i wiem, że sobie poradzę, to opłaca mi się zainwestować. Ale jeżeli mam wątpliwość, jeżeli ledwo co przebrnąłem przez maturę na trójkach, to już się zastanowię. Co jeśli wydam na studia, a po dwóch latach mnie wywalą? Stracę tylko pieniądze. Może lepiej dać sobie spokój i zatrudnić się jako prezenter TVP?
Obecnie tempo nauczania dostosowywane jest do największych matołów w grupie. Sale wykładowe są przepełnione i nie ma warunków na rozsądną dyskusję tam, gdzie rozsądny jest profesor i może z tuzin studentów, a na sali oprócz nich jest jeszcze drugie, trzecie, albo i piąte tyle bałwanów.
A jeśli uczelnia odsieje tych, którzy na studia idą "bo się należy", jeśli odsieje tych, którzy tak naprawdę nie wiedzą co i po co robią i odsieje tych, którzy po prostu nie mają zdolności, cierpliwości i systematyczności, potrzebnych na studiach, to wtedy ci zdolni, którzy pozostaną, będą mieli bardzo przyzwoite warunki do nauki. Na takie studia opłaca się wydać pieniądze.
Ciąg dalszy
Ogłoszenia Rapafialne.
Zgodnie z sugestią anonimowego komentatora dodałem możliwość prenumeraty moich wpisów. Guzik jest na górze po prawej stronie. Może to ułatwi śledzenie, bo nie pisuję tak regularnie, jak niektórzy blogersi. Zapraszam też do zapisywania się w okienku "obserwatorzy". Będzie mi miło zobaczyć nowe twarze. I pamiętajcie - zbliżają się wybory - podrzucajcie moje posty i filmiki, a także innych kolibowych autorów przyjaciołom i rodzinie. Jeśli każdy z nas przekona choć jedną osobę, to będzie nas dwa razy więcej.
Z moich obserwacji największym problemem na uczelni ( przynajmniej na moim kierunku) jest kadra naukowa która w żadnej prywatnej uczelni nie zagrzałaby na dłużej miejsca. Takiej bandy leni i głuptaków nie widziałem nigdy wcześniej ;)
OdpowiedzUsuńAle to w dużej mierze wynika własnie z systemu finansowania szkolnictwa bo na głupoty jakieś wydają a na porządnych pracowników nie ma :/
A brutalna prawda jest taka, że jak studia nie kształcą na światowym poziomie to równie dobrze mogło by ich nie być.
Inżynier po studiach programowo tkwiących 20 lat wstecz nie będzie innowacyjny i ilość wynalazków się od takich matołków nie zwiększy.
Wartościowy blog z odstręczającym layoutem. Białe na czarnym sprawdza się na przejściu dla pieszych albo w kurniku, nie róbcie siary!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Pragnę zauważyć kolejną zaletę prywatyzacji szkolnictwa wyższego. Są w Polsce takie uczelnie, gdzie siłą rzeczy przyjmuje się małe grupy studentów na rok. Przykładowo na akademiach sztuk pięknych, gdzie na roku jest powiedzmy od 16 do 20 miejsc, liczby chętnych zwykle wynoszą kilkaset osób. Uczelnia prowadzi zajęcia w trybie tzw. wieczorowym oraz dziennym. Program studiów wieczorowych, ilość godzin itd. się praktycznie nie różnią od dziennych i wbrew mylnej nazwie studia wieczorowe wcale nie wiążą się z zajęciami w godzinach wieczornych.
OdpowiedzUsuńRóżnica polega na tym, że za studia wieczorowe się płaci i tutaj nie ma żadnych zastrzeżeń bo wszystko wydaje się funkcjonować w porządku.
Natomiast przypadku rekrutacji na studia dzienne(bezpłatne) bezwzględnym warunkiem przyjęcia jest uiszczenie kilkudziesięciu tys. PLN "nieoficjalnej opłaty rekrutacyjnej" ;) - ewentualnie można wykorzystać znajomości z dyrekcją. Ponadto w wielu przypadkach zdarza się, że studenci, którzy dali w łapę przechodzą np. do drugiego etapu rekrutacji, ale kilka nędznych tysięcy to za mało więc odpadają na kolejnym etapie.
Oczywiście likwidacja bezpłatnego szkolnictwa eliminuje ten problem.
Co do opłaty za drugi kierunek studiów to ten przepis mnie zdenerwował o tyle, że zamierzałem zapisać się na kolejny kierunek choćby po to by uniknąć płacenia na ZUS do 26 roku życia. ;) A może czegoś nie wiem o trzeba płacić tylko jak się robi dwa kierunki jednocześnie? :D
Oczywiście również uważam, że to krok w dobrym kierunku, jednak w obecnym ustroju zmieni jedynie tyle, że więcej pieniędzy zostanie w skarbie państwa. Z dwojga złego jednak wolałem jak te pieniądze były przeznaczone na naukę(choćby w niewielkiej części to jednak zawsze coś). Oczywiście bardzo możliwe, że rząd zamiast tego sposobu znalazł by jakiś gorszy sposób na oszczędności.
Najbardziej uderzył mnie przepis dotyczący ograniczania PODSTAWOWYCH praw do wolności decydowania o swoim zatrudnieniu. Przecież jeśli rektor chce to niech podpisuje kontrakty z wykładowcami zawierające klauzulę o "wyłączności". Powtarzam - to bezpardonowy i haniebny atak na podstawową wolność i godność człowieka.
Hej, świetne filmy i notki! :) W sposób niezwykle przystępny wyjaśniają podstawowe mechanizmy. Brawo!
OdpowiedzUsuńAutorze, mam kolejny pomysł, by zwiększyć poczytność strony. Proponuję zgłosić ją do agregatora pro-wolnościowych blogów: http://kontestatorzy.com/?page_id=2 - na pewno nie zaszkodzi. ;)
No dobrze, wszystko ładnie - tylko niech najpierwiej, zamiast odbierać możliwość studiowania dwóch kierunków jednocześnie - oddadzą nieco pieniędzy, które na ten cel są zabierane w podatkach.
OdpowiedzUsuńA tymczasem jak zwykle - podatki rosną, korzyści maleją...
To jest cała wada tej ustawy, a zawarł ją właśnie @KosKos. Bo sama idea jest pozytywna, jednak właśnie problemem jest to, że w tym roku zwiększono podatki, które ograniczają możliwość wygenerowania większej ilości środków na opłacenie studiów, a w zamian za zabieranie jeszcze więcej, ogranicza się chodzenie na studia. Nie będę tu mówił, że samoczynne płacenie za edukację wyższą jest gorsze, bo nie jest, ale wiem jak to wygląda w mojej sytuacji. Od następnego roku planuję iść na drugi kierunek(albo na dwa uzupełniające) i póki co średnia za pierwszy semestr to 4,7, więc jest spora szansa na stypendium, jednak jak noga mi się powinie, to nie mam na to szans, bo moich rodziców zwyczajowo stać nie będzie. Najpierw powinno się uwolnić gospodarkę, a dopiero robić te(pożyteczne) reformy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
@pulsar: Z tego, co się orientuję, chodzi o równoczesne studiowanie dwóch kierunków, nie o studiowanie następnego po zakończeniu pierwszego - choć mogę się źle orientować ;)
OdpowiedzUsuń@porthole: W tym tkwi właśnie diabeł. Są rzeczy, które mają większy priorytet, niż problem dwu-studencki. I to one powinny być w pierwszej kolejności eliminowane, by móc reformy następne przeprowadzać...
Po prostu dzięki za artykuł.
OdpowiedzUsuń