czwartek, 3 lutego 2011

Na zdrówko!

 Bardzo ważnego, z punktu widzenia liberałów tematu dotyka posłanka Joanna Mucha w pochopnie autoryzowanym wywiadzie, który ukazał się w partyjnym biuletynie Platformy. Czyli publiczna służba zdrowia.

Temat to ważny dla liberałów o tyle, że z naszego punktu widzenia w ogóle nie powinien istnieć. Bo sama publiczna służba zdrowia nie powinna istnieć.

Zanim przeczytałem rzeczony wywiad w pełnym brzmieniu, to wnioskując z docierających do mnie stąd i zowąd jego fragmentów spodziewałem się raczej literackiego odpowiednika bigosu. Miło się rozczarowałem. Połowicznie. Pani posłanka opisała tam bowiem kilka bardzo trafnych spostrzeżeń. Remedium, które zaordynowała, jest już dużo mniej trafione, ale w stosunku do obecnej sytuacji nie zaszkodziłoby. Pogarszanie się stanu pacjenta najpewniej zostałoby spowolnione.

Co ciekawe, wszystkie z omówionych objawów można skutecznie wyleczyć tradycyjnymi metodami medycyny naturalnej. Czyli powrotem do leczenia prywatnego.

A oto co przeczytałem:

[...] pacjentowi można zrobić punkcję, można operację i można leczyć antybiotykami. Jeśli wycena tych świadczeń jest taka, że lekarzowi opłaca się operować to możemy być pewni, że liczba operacji wzrośnie, co niekoniecznie będzie najlepsze dla pacjenta.

To, jak kosztowna metoda leczenia zostanie wybrana, pacjenta nie obchodzi. Nie on płaci. Znaczy on, ale niezależnie od decyzji oskubią go tak samo, więc naturalnym jest, że chce zabieg najlepszy, najskuteczniejszy, najdroższy. Lekarz zaś, na zaleceniu droższego zabiegu zarobi abo tyle samo, albo więcej niż w przypadku tańszego, więc też będzie się skłaniał ku temu pierwszemu. Gdyby jednak pieniądze z kieszeni pacjenta szły bezpośrednio do lekarza, czy też szpitala to większość z nas już się zastanowi.

Pierwszym etapem zastanowienia się byłoby zdobycie u lekarza wyczerpującej informacji na temat każdej z metod, skuteczności, szans powodzenia, czasie rehabilitacji i całej masy innych danych z wszelkimi powiązanymi kosztami na czele.

Następnie, jeśli pacjent nadal nie czuje się przekonany, lub podejrzewa, że lekarz próbuje go naciągnąć na droższy zabieg, to bez problemu, jeszcze tego samego dnia może umówić się na spotkanie z innym specjalistą, lub nawet, jeśli jest ambitny, przejrzeć samodzielnie literaturę naukową - na pewno mu nie zaszkodzi.

I wreszcie podejmuje decyzję opartą o solidną informację. Ja płacę, więc ważę każdy grosz. I jeśli mi wyjdzie, że na jednej procedurze zaoszczędzę, dajmy na to, tysiąc złotych, ale będę musiał leżeć w domu o miesiąc dłużej, przez co nie dostanę jednej pensji, to wybiorę tę droższą.

I wtedy znika problem:

Tylko jaki jest sens wykonywania takiej operacji (biodra - SzH) u 85-latka, który nie chodzi i nie będzie chodzić, bo się nie zrehabilituje?

Bo wtedy to 85-latek decyduje. Jeśli uzna, że warto, to nie brońmyż mu tego. Zakładam, że wypowiedź ta nie była, jak niektórzy sugerują, sugestią wprowadzenie granicy wiekowej na pewne zabiegi, ale faktem jest, że obecnie lekarz, czy też urzędnik decydują, „kogo jeszcze warto, a kogo już nie”. I to jest złe. Decydować ma zainteresowany. A nie zainteresowani jego pieniędzmi.

Brakuje jeszcze jednej rzeczy, to jest monitoring, sprawdzanie NFZ. [...] Efekt jest taki, że czasami świadczeniodawcy potrafią sprawozdawać porody wykonane u mężczyzn

Chodzi o wprowadzanie dodatkowo do szpitali hordy urzędników, którzy po pierwsze oderwą lekarzy od łóżek i stołów operacyjnych, każąc wypełniać idiotyczne formularze, a po drugie, muszą być opłacani. Im ich więcej, tym mniej pieniędzy z naszych składek przeznaczonych będzie na niesienie rzeczywistej pomocy.

Obecnie kto inny płaci, a kto inny korzysta. Pacjenta nie obchodzi ile i za co płaci NFZ, a NFZ ma w nosie, czy pacjent poczuje się lepiej. Jeśli ta sama osoba, czyli każdy z nas będzie i płacić i wymagać, to wówczas żaden dodatkowy monitoring nie jest potrzebny. Z własnych pieniędzy nikt za fuszerkę nie zapłaci, a z „państwowych”, czemu nie? I niech teraz ktoś spróbuje wysłać facetowi rachunek za jego poród!

Następnie jest kilka słów o specjalizacji szpitali, z którymi całkowicie się zgadzam:

Polski pacjent jest przyzwyczajony do bardzo dużego komfortu, który polega na tym, że za każdym rogiem powinien być szpital .W każdym mieście powiatowym pełnozakresowy. A racjonalnie byłoby tak, że w każdym mieście powiatowym jest szpital z czterema, pięcioma najważniejszymi zakresami czyli interna, pewnie ginekologia...

Oraz już mniej zadowalające mnie rozwiązanie.

I można zrobić tak, że w jednym mieście mamy fantastycznie wyspecjalizowaną laryngologię, a w sąsiednim, 40 km dalej, okulistykę. Każdy szpital powiatowy będzie miał określoną specjalizację. Trzeba ułożyć bardzo trudną mapę, bo to wykracza poza województwo.

Po jakież licho ci biedni urzędnicy mają sobie nad tym głowy łamać i marnować nasze pieniądze? Prawdopodobieństwo, że stworzona „mapa” faktycznie będzie skuteczna i odpowiadająca potrzebom pacjentów jest słabiutkie. Zbyt wiele zmiennych – dojazd, częstość występowania chorób z konkretnej specjalizacji na danym terenie, całe mnóstwo danych, wykorzystanych jednorazowo.

Pozwólmy działać rynkowi. Jeśli oddział neurologiczny będzie nierentowny w Mińsku Mazowieckim, to go po prostu zamknąć i nie dopłacać. A wówczas Warszawa i Siedlce odnotują zwiększony popyt. Może nawet opłaci im się zatrudnić personel ze zlikwidowanego oddziału. A jeśli z drugiej strony zapotrzebowanie będzie wskazywało na rentowność takiej inwestycji, to szpital zarządzany przez kapitalistę otworzy nawet oddział specjalizujący się w chirurgii małego palca lewej stopy, jeśli tylko na tym zarobi.

I zdanie, które chyba wzbudziło najwięcej emocji:

[...] starsi ludzie przyzwyczajeni do traktowania wizyty u lekarza co dwa tygodnie jako rozrywki.

Ale taka jest prawda. Hipochondryków mamy na pęczki. Niektórzy od samego oglądania reklamy syropu zaczynają kasłać. A jak nieopatrznie jakaś gazeta napisze o epidemii dorszej grypy, to następnego dnia poczekalnie są pełne ludzi z kompletem objawów, które oczywiście w czasie samej wizyty łagodnieją lub ustępują całkowicie.

Dlaczego tak się dzieje? Bo „się należy”.

A oddajcież tym biednym ludziom pieniądze z ich składek, i niech sami wydzielają sobie pieniądze na wizyty. Wtedy człowiek się zastanowi, czy po każdym kaszlnięciu lecieć do lekarza, czy może chwilę się wstrzymać, wziąć cholinex, ewentualnie zmierzyć temperaturę, zanim wyda pieniądze na doktora. Gwarantuję, że w poczekalniach pozostaną tylko chorzy.

Tylko jedno niech będzie jasne, PRZESTAĆ LUDZIOM ZABIERAĆ PIENIĄDZE na NFZ! Niech będzie jasne, że prywatne leczenie, to nie, tak jak teraz, dodatkowa opłata. Tylko zamiast. I że zdrowie pacjenta w najmniejszym stopniu nie zależy od liczby urzędników, którzy są opłacani z jego składki.

A jak ktoś się boi, że go dopadnie droga choroba i nie starczy mu w ten sposób zaoszczędzonych pieniędzy, to niech się ubezpieczy, ale dobrowolnie i prywatnie. Będzie na pewno taniej i lepiej niż w NFZ.

Adekwatny film

Gdyby PO, sławiąca się niegdyś „partią liberalną” faktycznie poszła w deklarowanym kierunku, tych problemów w ogóle by nie było. Ale też nie byłoby z czym w bohaterski sposób walczyć, jakby powiedział nieodżałowany Stefan Kisielewski.

I na zakończenie podsumowanie. Również sformułowane przez uroczą panią poseł Muchównę. Nic dodać nic ująć.

[...] jeśli coś oferowane jest nam za darmo to mamy skłonność korzystać z tego ponad miarę. Przejawia się to zarówno w zbyt dużej w stosunku do potrzeb liczbie wizyt pacjentów, jak i z drugiej strony w tym, że lekarze nakłaniają pacjentów do częstszego korzystania z opieki zdrowotnej niż jest to potrzebne. Jeśli lekarz ma płacone za każdą wizytę, to zamiast przyjąć pacjenta dwa razy, przyjmie go cztery, sześć albo i więcej razy. Jeśli to pacjent kontroluje koszty, nie da się lekarzowi naciągnąć.

3 komentarze:

  1. Kiedyś w podstawówce, na olimpiadzie z matematyki było zadanie, którego wtedy nie rozwiązałem bo było za proste:
    W mieście A jest 23 dzieci, w mieście B jest 20 dzieci, odległość między miastami to 20 km. Gdzie zbudować szkołę ?
    Większość ludzi zastanawiała się, że trochę bliżej A, bo tam jest więcej dzieci i liczyli kilometry i analizowali.
    Tymczasem szkołę trzeb postawić w mieście A.
    ktoś nie rozumie ?
    niech zapyta wszystkich reformatorów (i zwolenników) państwowej służby zdrowia.
    Ewentualnie niech zapyta kapitalistów z PISu, PO, LSD, PSL. Oni na pewno zgodnie ze sprawiedliwością społeczną ustalą miejsce szkoły w innym miejscu niż A. (pewnie dlatego, że za własne pieniądze jej nie postawią).

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobry wpis,nic dodać nic ująć.

    Taka mała ciekawostka którą wczoraj znalazłem - można dać linka do konkretnej minuty filmu na youtube dodając na koncu #t=xxmxxs np. #t=3m2s dla twojego filmiku.
    Czyli pełny link dla twojego filmu wyglądałby tak:
    http://www.youtube.com/watch?v=lUkVrH_LhYI&feature=youtu.be#t=3m2s
    Pozdrawiam, Jasiek

    OdpowiedzUsuń
  3. A jeszcze na temat polecam wpis Hansa Klosa:
    http://hansklos.blogspot.com/2011/01/chmury-nad-machu-picchu-czyli-mozliwa.html

    OdpowiedzUsuń