niedziela, 13 lutego 2011

O edukacji po raz trzeci

Al zgłosił kilka kontrargumentów, z którymi się spotkał, i które są niestety bardzo popularne. Kilku komentatorów już mu odpowiedziało, ale ja też mam parę dobrych rad, jak prowadzić dyskusję z nimi. Oto one:

- przecież wszędzie tak jest - i działa, więc czemu ci nie pasuje?

Po pierwsze nie wszędzie - chociażby w USA i Kanadzie jest inaczej i się dużo lepiej sprawdza. Po drugie, owszem, działa. ZUS też działa. Ale jak? Nam nie zależy na tym, żeby działało, tylko żeby działało dobrze. Nie wystarczy działać!

- nikt ROZSĄDNY nie powie, żeby zlikwidować państwowe uczelnie!

Owszem, powie, ale ty się o tym nie dowiesz, bo media to przemilczą. Tak naprawdę nikt rozsądny nie powinien być za ich utrzymywaniem. Ale taka argumentacja stwarza inny problem. Rozmówca właśnie stwierdził, że ja jestem nierozsądny. W tym miejscu dyskusja dla mnie się kończy, bo to znaczy, że rozmawia głupi z mądrym. Niezależnie od tego kto jest kim, dalsza rozmowa nie rokuje większych szans na konsensus.

A tak na marginesie, my nie chcemy ich likwidować, tylko prywatyzować! Przy zachowaniu wartościowej kadry.

- porównaj wyniki polskich szkół państwowych i prywatnych. Jasne?

Porównaj czajnik do wieloryba. Jak można porównywać dwie instytucje w konkurencji, która wyraźnie faworyzuje jedną z nich? Zła sława uczelni prywatnych bierze się stąd, że zdolniejsi uczniowie dostaną się bez trudu na bezpłatne studia państwowe. Więc po co mają za to płacić? Prywatne, by utrzymać się na rynku muszą być mniej wybredne.

Ale jeśli porównamy dwa niezależne rynki, Polskę ze szkolnictwem państwowym, gdzie młody człowiek po studiach ma duże problemy ze znalezieniem dobrej pracy i USA, gdzie to absolwent przebiera w bardzo dobrze płatnych ofertach, to będzie to zabieg dużo bardziej miarodajny.

- studia muszą być bezpłatne, bo inaczej ludzie nie będą chcieli się uczyć.

To nie prawda. Harvard jeszcze jakoś nie zbankrutował. Ludzie chętni do nauki zawsze byli i będą. Będzie ich oczywiście mniej, ale to tylko z korzyścią dla nich. Skończy się zaśmiecanie sal wykładowych ćwierćmózgami, jak to już omówiłem w poprzedniej odsłonie.

A nawet jeśli ludzie nie będą chcieli się uczyć, to co z tego? To by tylko dowodziło, że studia nic nie dają i są zbędne. Tym bardziej nie powinno się ich utrzymywać z pieniędzy podatników. To jest argument ZA zniesieniem państwowej edukacji.

Gdyby znieść przymusowe składki ZUS, to ludzie przestali by nań łożyć. Czy to jest argument za utrzymaniem obowiązku ubezpieczeń społecznych? Może dla pracowników ZUS...

Jeśli do tego kolegi, o którym Al pisze, nie dotrze taka argumentacja, to znaczy, że państwowa "edókacja", może dała mu wiedzę, ale nie nauczyła go myślenia, albo, co gorsze, ale i bardziej prawdopodobne, odebrała mu tę umiejętność.

Ciąg dalszy

2 komentarze:

  1. Nic dodać, nic ująć. Po prostu rzadko można trafić na kogoś, kto używa argumentów merytorycznych, a nie pseudoargumentów, takich, jakie podałem. Nasze argumenty są niepokojące - zlikwidować, sprywatyzować (pamiętamy żarliwą krytykę prywaty, albo pochwałę "krzewienia nauki" króla Poniatowskiego na lekcjach historii!), oddać niewidzialnej ręce rynku. Ludziom kojarzy się to z rewolucją, chaosem. Państwo jest złe, zabiera, ogranicza, ale za to porządkuje i DAJE. Kapitalizm nie zabiera, ale też nic nie daje "za darmo".

    No cóż, trzeba walczyć dalej!

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja trochę źle zrozumiałem Twój komentarz pod tamtym wpisem, że to trochę Ty też tak myślisz;p za co mogę niejako przeprosić;) Ale ma to swoje wymierne skutki, bo prowokuje dyskusje;)

    OdpowiedzUsuń