środa, 2 marca 2011

Jeśli nieznajomy nagle obsypie cię kwiatami, bezzwłocznie zgłoś to do prokuratury!

Znowu przeczytałem nagłówek, tym razem na stronie radia Tok FM, o kontrowersyjnej wypowiedzi pani posłanki Joanny Muchy. I również teraz, spodziewając się niusa słusznego kalibru, zawiodłem się. Ale na poruszony temat na pewno chętnie się wypowiem.

Pani poseł na swoim blogu napisała kilka słów na temat "dowodów wdzięczności", słusznie spostrzegając, że dzisiaj należy zachowywać w tej mierze dużą ostrożność. Ta "kontrowersja", za którą została skrytykowana, również przez komentatorów, a nawet panią minister Julię Piterę, to słowa:

Ale jeśli mam potrzebę wyrażenia specjalnego podziękowania - obdarowuję swego Dobroczyńczę... książką.
Książka nie wywołuje skrępowania. Nie powoduje pytań o uczciwość. Nie razi. Przez książkę można obdarowanemu przekazać podziękowanie bardzo indywidualne. I sprawić mu prawdziwą przyjemność.
Gorąco polecam!

Ta krytyka tej wypowiedzi rodzi we mnie jedno pytanie. W którym momencie do tego doszło, że podarowanie książki jest traktowane jako łapówka? Nasze społeczeństwo bez piśnięcia godzi się na rozrost zakresu kontroli i "permanentnej inwigilacji" przez urzędników, a z drugiej strony, jakaś nieuzasadniona mania prześladowcza każe mu doszukiwać się przekupstwa w każdym najdrobniejszym podarku.

Ale ponownie, jak to było z tym wywiadem o służbie zdrowia, o ile pani Mucha widzi problem, to rozwiązania szuka w zupełnie innym miejscu. Ale po kolei.

Załóżmy, że jestem na dyskotece. Widzę ładną panią, więc proponuję jej drinka. Ona chętnie się zgadza. Co w tym złego? Nic. Ale jeśli zakocham się w  urzędniczce i przyniosę jej kwiaty to już jestem podejrzany o korupcję. Przecież to taka sama nieznajoma kobieta. Obcej kobiecie mogę okazać uczucie, ale obcej urzędniczce, lekarce, policjantce to już nie. To jest dyskryminacja. Jak to jest, że są podarunki dobre i złe?

Każdy człowiek ma prawo zrobić ze swoją własnością co chce. Czy to jest bombonierka, pieniądze, czy książka. Może je zakopać w ogródku, wyrzucić z mostu i może je podarować komuś.

Każdy człowiek ma też prawo przyjąć podarek, dlaczego nie? Przecież nie kradnie. Oczywiście dzisiaj państwo pobierze podatek od darowizny, ale to zupełnie inny problem.

Nie to jest ważne, co jest w kopercie, tylko to co poza nią. To co czyni korupcję korupcją to nadużycie. Nie jest złe to, że ktoś wziął milion złotych od darczyńcy, ale to, że w zamian za nie oszukał, zdefraudował, złamał prawo. I to powinno być karane. A nie prezenty.

Sposobem na walkę z korupcją nie jest karanie łapówkodawcy. To jego pieniądze, niech sobie z nimi robi co chce. W przeciwnym razie powstaje między nim i łapówkobiorcą więź. I jeden, i drugi ma wiele do stracenia, jeśli sprawa wyjdzie na jaw. Natomiast jeśli urzędnik (czy ktokolwiek inny) ma świadomość tego, że tylko on w razie czego nadstawia kark, to już się zastanowi: "Moment, a jeśli ja mu załatwię ten przetarg, a on następnego dnia na mnie doniesie? Nie ma głupich!"

A skoro to jest takie oczywiste, to dlaczego nie zostanie uchwalona odpowiednia ustawa? Ponieważ sytuacja obecna CHRONI osoby biorące łapówki. A są one dość licznie reprezentowane i w rządzie, i w parlamencie.

Przeprowadźmy jeszcze eksperyment myślowy i spójrzmy na dwie podobne sytuacje:

1. Składam podanie w urzędzie. Urząd na rozpatrzenie ma dwa tygodnie, ale mi się bardzo spieszy i potrzebuję odpowiedzi na jutro. Daję więc pani urzędniczce bombonierkę (albo książkę) i ślicznie proszę o przyspieszenie sprawy. Pani urzędniczka, urzeczona prezentem, pomimo tego, że jest właśnie w trakcie rozpatrywania podań innych petentów, przychyla się do mojej prośby, przegląda moje podanie, za dwie godziny przybija stempelek i sprawa załatwiona. Nikt na tym nie stracił. Pozostali petenci i tak dostaną swoje rozpatrzenia w przewidzianym terminie.

2. Składam podanie w innym urzędzie. Ponownie urząd ma na rozpatrzenie dwa tygodnie z zastrzeżeniem jednak, że podania będą rozpatrywane w kolejności zgłoszeń. Mnie się znowu spieszy. Tak mi się spieszy, że nie zdążyłem kupić bombonierki. Ale uśmiecham się szeroko do urzędniczki, komplementuję kolczyki, słowem, wykorzystuję cały mój urok (powiedzmy że jestem Pawłem Delągiem), żeby przyspieszyć robotę. Pani urzędniczka, płonąc rumieńcem odkłada na chwileczkę na bok podanie Artura Barcisia i szybko załatwia moją sprawę.

Proszę zwrócić uwagę, że w pierwszej historii był prezent, ale nie doszło do nadużycia. Pani urzędniczka i tak mogła sobie w dowolnej kolejności załatwiać podania, pod warunkiem, że wszystkie będą rozpatrzone w przewidzianym terminie. 

W drugiej przeciwnie. Nie było prezentu, ale pani urzędniczka złamała umowę. Skoro pan Barciś wcześniej złożył podanie, a o kolejności rozpatrywania decydować ma kolejność zgłoszenia, to mimo że jest brzydszy od pana Deląga, ma pierwszeństwo, którego pani urzędniczka mu nie udzieliła. I TO JEST NAGANNE!

Póki nie łamie się prawa, nie działa na czyjąś szkodę, nie dochodzi do malwersacji, to niech te prezenty sobie śmigają w jedną i w drugą stronę. I proszę się w podarowaniu przez panią Muchę książki jakiegoś Bogu ducha winnego japońskiego dramaturga, nie doszukiwać żadnych zdrożności. Bo zaraz dojdzie do tego, że słowo "dziękuję" będzie zakazane.

3 komentarze:

  1. Jesteś genialny. Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby ktoś w tak prosty i obrazowy sposób opisywał problemy polityki. A ten wpis to już jest mistrzostwo świata!
    Tak trzymaj!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam dokładnie takie samo zdanie jak autor tego wpisu.

    OdpowiedzUsuń
  3. "Moment, a jeśli ja mu załatwię ten przetarg, a on następnego dnia na mnie doniesie? Nie ma głupich!"

    Na bank zrobi komuś świnie żeby stracić hajs...

    OdpowiedzUsuń