Jakiś czas temu byłem świadkiem następującej sytuacji.
Na jednym ze stołecznych przystanków autobusowych stała sobie dwójka rodziców z może dwuletnim dzieckiem. Chwiejnym krokiem na tenże przystanek wtoczył się brudny i śmierdzący menel. Jakże się ucieszył na widok dzieciaka. Zaczął robić miny, bełkotać coś rozkosznie. Kulturalnie do wyraźnie niezbyt zadowolonych rodziców pochwalił dziecko, zapytał o imię. Tatuś z zakłopotaną miną odpowiedział.
Menel zaczął śmielej zagadywać wystraszone dziecko, przywitał się podając dłoń świeżo wyjętą z zaszczanej kieszeni. Pogłaskał je po główce, podniósł i pocałował w buzię.
Przyjechał autobus, rodzice nieśmiało się pożegnali, menel poszedł w swoją stronę. Gdy wsiadali, na twarzy mamy zobaczyłem lodowate, strofujące spojrzenie na męża, oraz jego czerwoną twarz. W obojgu się gotowało. Oboje milczeli.
Tatuś (nie mylić z Ojcem) został po prostu wychowany w duchu poprawności politycznej. I dla niego, ważniejsze niż zdrowie dziecka, czy spokój żony i swój jest to, by przypadkiem nie urazić bliźniego. Bał się mu powiedzieć "Proszę nie dotykać mojego syna". Nawet nie dlatego, żeby coś mu groziło ze strony menela, który ważył może z sześćdziesiąt kilo i ledwie trzymał się na nogach. Ale dlatego, że to nie wypada. Że ludzie patrzyli. Oczywiście udział w tym miała zapewne i kastracja ideologiczna, której dokonano na nim w państwowej szkole. Ale główną przyczyną był raczej wszechobecny terror poprawności politycznej i "coludziepowiedzizm".
Tatuś już w czasie zdarzenia wiedział (twarz jego zdradzała to nad wyraz dobitnie), że w domu czeka go awantura. Bardzo też był niezadowolony, że dziecko zostało naznaczone brudnym, jabolowym pocałunkiem. Ale był sparaliżowany. Godził się na to wszystko, byleby menel nie wyrobił sobie o nim niepochlebnej opinii. Mimo, że widział go pierwszy i ostatni raz w życiu.
Gdyby menel zaczął mu się dobierać do żony, zapewne skoczyłby do apteki po płyn nawilżający.
Inna sprawa, że obecnie, za sprawą polityki "wszystkie dzieci są nasze", menel do ich synka ma równe prawa, jak oni sami. Trochę mniej obowiązków i odpowiedzialności, ale prawa takie same.
Przepraszam, czy to sequel o dalszych losach chłopca chorego na zakwasy?
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Kage
Tak się zastanawiam, czy autor, który był świadkiem tego zajścia, równie odważnie i dobitnie potrafiłby wyrazić swoje poglądy głośno i np. patrząc w twarz wspomnianym rodzicom. Czy też może internet dający mu anonimowość budzi w nim taką odwagę do manifestacji swoich odczuć i poglądów. Owa praca intelektualna mająca ukazać nam domniemamy tok myślenia ojca, lub to co wyniósł z domu rodzinnego, nie wspominając o wysuniętej hipotezie, że w domu czeka go kłótnia, jest pewnie tak samo zasadna jak moje stwierdzenie, że autor to zakompleksiony tchórz, który chociażby widząć 'bezradność' 'ojca', nie potrafił rzucić do 'menela' - człowieku, odejdź stąd i daj tym ludziom święty spokój. Chyba, że wybrał dystans, obserwację z daleka, marazm i nihilizm. A potem opisał to na stronie. Tylko rodzi się pytanie kto tutaj jest tak doprawdy negatywnym bohaterem. A może jest ich kilku, łącznie z Tobą Drogi Autorze:)
OdpowiedzUsuń@up
OdpowiedzUsuń"widząć 'bezradność' 'ojca', nie potrafił rzucić do 'menela' - człowieku, odejdź stąd i daj tym ludziom święty spokój"
Wpieprzać się w cudze sprawy? Jak socjaliści?!
To lepiej pozostać obojętnym? Jak... hmm... Antoni Czechow zwykł mawiać, że 'Obojętność to paraliż duszy, to przedwczesna śmierć'. Więc jest różnica między wpieprzaniem się w sprawy kłócącej się pary, a 'wpieprzaniem' się w sprawy pary bezradnej na zaczepki menela. Sam kiedyś zareagowałem gdy wieczorem koło Łódzkiej Manufaktury jakiś facet podbiegł do kobiety z wózkiem i uderzył ją z tzw. plaskacza. Okazało się, że on był jej mężem, a ona była pijana i wzięła dziecko 'na spacer po 23' i w konsekwencji możemy przyjąć, że jakkolwiek to źle nie wyglądało, to koleś zachował się jednak w jakiś sposób 'zrozumiale'. Nie twierdzę zatem, że autor powinien skopać 'menela', albo zareagować nad wyraz ordynarnie, ale jeśli w tak dobitny sposób rozumiał pobudki stojące za zachowaniem tej nieszczęsnej pary, to jakaś ludzka życzliwość wymagałaby reakcji. A jeśli tego nie zrobił wtedy, to po co robi to teraz tutaj? Czy wtedy i on bał się reakcji otaczającyh i przypatrujących się ludzi? Jeśli socjalista to dla Ciebie osoba która reaguje na rzeczy które mu się nie podobają, to faktycznie jestem socjalistą. I chyba życzyłbym wszystkim aby byli:)
OdpowiedzUsuń@up Zastanów się przez chwilę nad tym co piszesz. Nie możesz porównywać tego do uderzenia z plaskacza.
OdpowiedzUsuńMenel ani nikogo nie uderzył, ani nawet się nie narzucał. Aby przestał macać chore dziecko najprawdopodobniej wystarczyłoby, gdyby ojciec zwrócił mu uwagę - nie byłoby to ponad jego siły. I dopiero, gdyby to nie podziałało, można myśleć o wtrąceniu się.
Ojciec mógł zwrócić uwagę lub poprosić kogoś o pomoc. Nic nie stało na przeszkodzie. Jeśli tego nie zrobił, to znaczy, że zrobić tego nie chciał. A chcącemu nie dzieje się krzywda. Dlaczego przypadkowy świadek miałby się bardziej przejąć tą sytuacją, niż rodzony ojciec?
Może poprostu wychowują dziecko bezstresowo i mimo niezadowolenia z nowej znajomości, uznali, że lepiej jak dziecko złapie wysypkę, niż będzie uczestniczyło w potencjalnie niemiłym spięciu. Osoba trzecia mogłaby wówczas tylko skomplikować sytuację.
Pomagać innym należy, ale tylko wówczas, gdy o pomoc poproszą, lub gdy widzisz, że dzieje im się krzywda. Nigdy na siłę. Bo tylko socjalista wie lepiej od Ciebie, co jest dla Ciebie dobre.
Do Anonima, którego komentarz usunąłem:
OdpowiedzUsuńProszę użyć innego języka.
Nie jest tak żle, ja, na przykład, bym takeimu przyje...ał. Jakbym, oczywiście zdążył przed zoną:DD Myslę, że jest nas więcej.
OdpowiedzUsuń