wtorek, 11 października 2011

Myślenie - zrób to sam

Gazeta Metro dopatrzyła się na jednym z plakatów Prawa i Sprawiedliwości książki "Obóz świętych" niejakiego Jeana Raspaila. Z całkiem niezrozumiałych dla mnie przyczyn fakt ten został poddany krytyce. Podobnie jak redaktorzy Metra, oraz kilka innych osób wypowiadających się na ten temat, nie czytałem tej książki, ani nawet nigdy wcześniej nie słyszałem o jej autorze. Ale ja, w przeciwieństwie do wspomnianych osób nie wypowiadam się na temat samego dzieła, tylko na temat zaistniałej sytuacji.

Anna Wasilewska, która od blisko dwudziestu lat zajmuje się literaturą francuskojęzyczną, choć jak podaje Metro nie znała książek Raspaila mówi:

Nie przechadzałabym się pod pachą z książką Jeana Raspaila. Autor (ur. 1925 r.) jest przedstawicielem skrajnej prawicy, antydemokratą, monarchistą i ksenofobicznym nacjonalistą. Oczywiście demokracja jest po to, aby wszystkie potwory przemawiały. Choć to niepokojące, że aż pięć jego książek jest dostępnych na polskim rynku (...)

Dwie rzeczy uderzają w jej wypowiedzi. Po pierwsze,  jak można jednym tchem mówić o wolności słowa i wyrażać zaniepokojenie, że słowo to jest słyszane? I jak to możliwe, że fachowiec wypowiada się na temat książek, których nie zna?

Ale nie to jest dla mnie najistotniejsze w tym tekście. "Wolność słowa" mamy wszak nie tylko po to, by przemawiały "potwory", ale także po to, by przemawiały idiotki. Bardziej mnie interesuje krytyka pani Sylwii Ługowskiej, za "pokazanie się" z tą książką.

Różnica między człowiekiem rozsądnym a durniem jest taka, że ten pierwszy do lektury podchodzi krytycznie. Książka dla niego jest zbiorem pewnych tez, czy też przedstawieniem światopoglądu, z którym wcale nie musi się zgadzać. Czyta, bo jest ciekawy, co myśli inna osoba. A to, że książka napisana jest przez "potwora" nie znaczy jeszcze, że czytelnik jest potworem.

To że ktoś czyta "Mein Kampf", nie znaczy jeszcze, że pochwala drogę Hitlera. Nie każdy kto przeczytał "Kapitał" jest marksistą, nie każdy kto widział "Niewygodną prawdę" jest wyznawcą algoryzmu i nie każdy, kto przeczytał Biblię jest kreacjonistą. Powiem więcej: nawet satanistę Nergala widziano z Pismem Świętym w dłoni!

Być może Pani Ługowskiej odpowiadają teorie zawarte we wspomnianej książce, a być może czyta ją po to, żeby móc ją rzeczowo skrytykować, a nie robić z siebie idiotki, tak jak to uczyniła pani Wasilewska.

A jak czytają książki ONI? Według NICH wszystko co się przeczyta, czy usłyszy ma być bezkrytycznie przyjęte jako prawda. Na tym polega dzisiejsza edukacja. Na tym polegają dzisiejsze media. To co jest w podręczniku to jest święte i bez dyskusji. Globalne ocieplenie jest powodowane przez Człowieka i grozi kataklizmem. Bezrobotnym trzeba płacić. Państwo musi zapewnić służbę zdrowia. Tak jest napisane, więc tak jest.

I właśnie dlatego ONI muszą kontrolować to co czytamy. Bo tak nas nauczyli - mamy bezkrytycznie i bezmyślnie przyjmować wszystko co czytamy i słyszymy, po to, by łatwo się nami manipulowało. Ale ten miecz tnie w dwie strony, dlatego oni muszą tę drugą stronę spiłować i obić miękkim futerkiem cenzury.

Dla nas książka to lektura, dla NICH to podręcznik. ONI są zbyt tępi, by posiadać własną opinię. Bo do tego trzeba posiadać zdolność samodzielnego myślenia. Umiejętność, którą ONI dawno uznali za zbyteczną i robią wszystko, by pozbawić jej nas i nasze dzieci.

A co do autora - ja też go nie znam, ale jeśli prawdą jest to, co mówi o nim pani Wasilewska - to u mnie już ma plusa, za bycie antydemokratą i monarchistą. Może nawet jak będę miał wolną chwilę to przeczytam "Obóz świętych". Bo czytać książki zawsze warto - chociażby po to, by się z nimi nie zgodzić.

1 komentarz:

  1. Wielka szkoda, że akurat obóz Prawa i Sprawiedliwości nie rozumie książek, które czyta- nasz kraj sporo by na tym zyskał.

    OdpowiedzUsuń