Prezydent USA, Baruch Obama zniósł limit długu publicznego. Naturalnym pytaniem, które należy zadać jest: po co w ogóle ten limit istnieje? Skoro w każdej chwili, decyzją właściwie jednej osoby można go znieść lub powiększyć (albo, w przypadku naszego państwa, zmienić sposób wyznaczania wielkości długu).
Niestety, Amerykanie, na własne życzenie, wybrali na drugą kadencję prezydenta-lewaka, którego dyktatorskie zapędy były widoczne gołym okiem już w ciągu pierwszej. Oczywistym jest zatem, że w czasie tej kadencji będzie sobie pozwalał na jeszcze więcej, bo ma dużo mniej do stracenia, nawet jeśli, co też w przypadku tego jegomościa jest najbardziej prawdopodobne od czasów Roosevelta, w ten lub inny sposób "załatwi" on sobie kolejną kadencję. Już teraz wszak nie kryje, że Kongres jest mu tylko niepotrzebnym ciężarem, który komplikuje formowanie ZSRAP. Przewiduję, że w tej kadencji Baruch Obama będzie coraz bardziej obnażał swoje zapędy i lekceważący stosunek dla konstytucji, chyba, że ktoś go w porę powstrzyma.
Wróćmy do długu. Dług publiczny, niezależnie czy mówimy o USA, o Polsce, czy o jakimkolwiek innym państwie to jest, w ogólnym przypadku, zwykłe złodziejstwo. Istnieje tylko kilka wyjątkowych sytuacji, w których tak nie jest, ale tutaj nie mamy z żadną z nich do czynienia. Obecnie państwa przeżerają swój dług - czyli są to pieniądze wyrzucane w błoto. Ale niestety, ktoś kiedyś będzie musiał wleźć w to błoto po szyję, żeby te pieniądze stamtąd odzyskać i zwrócić wierzycielowi. Kto? A co to Obamę obchodzi?
Baruch Obama i inni mu podobni myślą w sposób bardzo ograniczony. Widzą tylko obecny interes społeczeństwa. A społeczeństwo to tylko "płaski" przekrój przez naród w konkretnej chwili - dzisiaj. Widzą tylko to, bo tylko to jest obserwowalne za pomocą zmysłów. By ujrzeć pełen obraz, te już nie wystarczą - trzeba użyć rozumu, którego większości dzisiejszych polityków brak.
I faktycznie: jeśli się zadłużam, to dziś, w tej chwili zyskuję. Dostaję pieniądze "za darmo", więc się cieszę i to jest dobre. Czego nie widzę to to, że kiedyś będę musiał ten dług spłacić - podwinąć rękawy i zapracować na te, już wydane, pieniądze. Zatem pewien odsetek owoców mojej przyszłej pracy będę musiał oddać swojemu wierzycielowi. W zasadzie można powiedzieć, że w tej niewielkiej części będę jego "niewolnikiem". Innymi słowy, zaciągając dług sprzedaję się w niewolę. Nie w pełni - sprzedaję tylko pewien udział w mojej wolności. I to jest w porządku, dopóki handluję SWOJĄ wolnością.
Zadłużanie państwa już nie jest w porządku, bo dzisiejsze społeczeństwo korzysta, a owoce swojej pracy będzie musiał w podatkach oddać już ktoś inny - inne społeczeństwo, chociaż tego samego (na ogół) narodu. Niestety lewacy w swej ignorancji stawiają znak równości między społeczeństwem dziś, a społeczeństwem jutro. Oni nie widzą jednostek. Nie widzą, że te dwa zbiory są od siebie całkowicie różne. Dla nich są tożsame. A to jest poważny błąd. Spłacać dług będzie ktoś inny niż ten, który z niego korzysta.
Jeśli sam poszedłbym do banku i wziął kredyt, z zastrzeżeniem, że ja te pieniądze wydam na swoje własne potrzeby, a spłacą dług moje dzieci ze swoich w trudzie zarobionych pieniędzy, co oczywiście podpisałbym w ich imieniu, jako opiekun, to byłbym zwykłym pasożytem. Wyzyskiwaczem moich własnych dzieci, które nawet nie mają prawa głosu. Nie muszę chyba nikogo przekonywać, że byłaby to podłość z mojej strony.
Tymczasem nasze dzieci i nasze wnuki na podstawie "jednego podpisu" prezydenta, czy też ministra zostały postawione właśnie w takiej sytuacji! Dlaczego nikt nie zauważa, że jest to ta sama podłość? Nasze potomstwo będzie pracowało w pocie czoła, by zapłacić z nawiązką za beztroskę i kretyńskie decyzje dzisiejszych rządów, podjęte bez poszanowania dla ich przyszłości - w czasie, gdy ich jeszcze na świecie nie było. Będą harować by spłacić zasiłki i przywileje dzisiejszych darmozjadów.
A jeśli ktoś jest zmuszony owoce swojej pracy przekazać na zaspokojenie potrzeb kogoś innego, to znaczy, że jest jego niewolnikiem. Tak samo jak w przypadku, gdy ja biorę kredyt i "sprzedaję" część mojej wolności. Ale tym razem handluje się CUDZĄ wolnością, a to już nie jest OK. W "Kraju Wszelkich Swobód", o bardzo bogatej historii walki z niewolnictwem, niewolnictwo kwitnie w najlepsze. Nie jest to niestety tak oczywiste dla socjalistów, bo jest to niewolnictwo "przesunięte w czasie". Gdy niewolnik pracuje na "pana", jego "pan" już dawno spoczywa w grobie, więc głupiec tej zależności nie widzi.
Proszę zatem zdać sobie sprawę z tego, że Baruch Obama i jego koledzy po fachu z całego świata są najzwyklejszymi w świecie handlarzami niewolnikami. Niczym się nie różnią od swoich poprzedników sprzed wieków. "Schwytani" przez nich niewolnicy nie mają nic do powiedzenia, tak samo jak nie mieli ci schwytani w Afryce i siłą przewożeni do Europy i Ameryki wieki temu. Są tak samo bezbronni.
Nie na statku, ale na papierze "przewozi" się przedstawicieli przyszłych pokoleń, by upodleni służyli na kolanach dzisiejszemu społeczeństwu.
Zadłużanie państwa powinno być bezwzględnie zakazane, jako forma niewolnictwa. Bezwzględnie.
No cóż, społeczeństwa same tego chcą.
OdpowiedzUsuńPoniższy cytat znalazlem na jednej ze stron, w podobnej dyskusji.
Alexander Fraser Tytler – (1747 – 1813) – Professor of Universal History, and Greek and Roman Antiquities – University of Edinburgh
“A democracy cannot exist as a permanent form of government. It can only exist until the voters discover that they can vote themselves largesse from the public treasury. From that moment on, the majority always votes for the candidates promising the most benefits from the public treasury with the result that a democracy always collapses over loose fiscal policy, always followed by a dictatorship. The average age of the world’s greatest civilizations has been 200 years. Great nations rise and fall. The people go from bondage to spiritual truth, to great courage, from courage to liberty, from liberty to abundance, from abundance to selfishness, from selfishness to complacency, from complacency to apathy, from apathy to dependence, from dependence back again to bondage”.
Tsyrawe, popełniasz dokładnie ten sam błąd, o którym jest w tekście - społeczeństwo to nie jest jednostajny i trwały twór. Na zadłużaniu zyskuje jedno społeczeństwo, a długi spłaca drugie. Oczywiście, że ci pierwsi sami tego chcą, ale ci drudzy już nie!
UsuńTo tak jakbyś o niewolnictwie powiedział "No cóż, właściciele niewolników sami tego chcą". Oczywiście masz rację, ale widzisz tylko jeden koniec kija.
1234
Widzę dwa końce, jeden większy, drugi mniejszy.
OdpowiedzUsuńWiem, że to nie jednostajny twór; o tym jest cytat.
Niestety, dotychczas, w historii "spacanie długów" odbywało sie przez gwałtowne resetowanie. Dług USA, który w tej chwili wynosi ponad 16 bilionow dolarów (nie ma zresztą takich pieniędzy istniejących fizycznie na całym świecie) to w największej części dług wobec Federal Reserve. Inaczej mowiąc, są to pieniądze, ktore zostały "wydrukowane" bez żadnego pokrycia na "życzenie" rządu. Weźcie do ręki jakikolwiek banknot dolarowy i przeczytajcie: "Federal Reserve Note". To jest kwit dlużniczy wobec Reserwy Federalnej podpisany przez rząd. Federalnż Rezerwę tworza prywatne banki i nota bene, rząd USA nie ma żadnego wpływu na jej dzialanie.
Nikt tego niebotycznego długu nie będzie spłacać w takim sensie, w jakim spłaca się normalne długi wobec banku. Spłacenie w pewnej chwili odbędzie się w innej, bardziej bolesnej formie: galopującej inflacji, spadku poziomu życia, bezrobocia i najprawdopodobnie katastrofy ekonomicznej.
Pieniadz na całym świecie to pusty żart, nigdzie nie ma pokrycia w niczym wartościowym. To jak gra w pokera, w pewnym momencie ktoś powie "Sprawdzam" i wszystko sie rypnie. Takie sprawdzenie może zrobic np. OPEC. Dotychczas ropę można kupiowac wyłącznie za dolary. OPczywiście producentem dolarow jest USA, maja ich tyle, ile zechcą. Wystarczy jednak, że OPEC przestanie przyjmować dolary ("sprawdzam") i domek z kart runie.
Podobno socjalizm się kończy, kiedy kończą sie pieniądze. Jednak tym razem socjalizm posiada drukarkę pieniedzy i bedzie tak krecił korbą, aż sie wszystko rozleci. Jestem pesymistą i niestety za moim pesymizmem stoi kilka tysięcy lat historii. NAtura ludzka sie nie zmienia, ludzie ida zawsze za kasa.
Więc może najwyższy czas to zmienić? Wyeliminujmy pieniądze! Co kolega powiedziałby na system wymiany usług oparty na jednostce pracy? Dajmy na to "kredyty". Ktoś wykonuje jakąś pracę, usługę a ktoś mu za nią płaci w jednostkach- "kredytach" pracy, które może wykorzystać tylko on? Dalej; ta osoba płaci z własnej puli kredytowej za usługi innej osoby i tak dalej i tak dalej. Nie istnieje coś takiego jak wymiana na podstawie wartości towaru tylko wymiana na podstawie pracy włożonej w wytworzenie towaru, wykonanie usługi. Przedmioty nie mają wartości same w sobie (tak jak wartości nie ma kamień przy drodze, powietrze czy mucha na ścianie) tylko określane są wysiłkiem potrzebnym do ich wytworzenia przy utrzymaniu zasady dobrowolności czyli można wyceniać tę samą pracę ale różnych osób w różny sposób. Zaletą systemu będzie wyeliminowanie kredytu pieniężnego obarczonego lichwą a tym samym inflacji, zamrażania środków. Jest sporo pytań dotycżacych oceny wartości przedmiotów zabytkowych czy prestiżowych, choćby działek budowlanych niemniej myślę, że może to byc niezły temat na dyskusję.
UsuńPozdrawiam
MvS
MvS: ten twój "kredyt" będzie po prostu pieniądzem.
UsuńJeśli zabronisz pieniądza dopuszczając tylko barter - towar za towar, usługa za usługę, towar za usługę itp. - to szybko jakiś towar lub kilka towarów stanie się pieniądzem. Czy to będzie złoto, muszelki, czy sól - nie ma znaczenia, będzie miał funkcję pieniądza. Zabronisz wymiany na złoto - znajdzie się coś innego - na przykład płyn do prania (czytanka po angielsku: http://nymag.com/news/features/tide-detergent-drugs-2013-1/)
Problemem nie jest istnienie pieniądza, lecz wymuszany przemocą państwowy monopol na jego emisję. W rezultacie mamy bezwartościowe papierki z portretami królów czy prezydentów albo niczym nie poparte bity w jakichś tam komputerach.
Jeśliby każdy mógł emitować własny pieniądz, ludzie mieliby wybór i w zależności od potrzeb czy upodobań wybieraliby lepszy lub gorszy, ale nie byliby skazani na jedyny słuszny.
Ja nie o pieniądzu chcę podyskutować tylko o systemie ALTERNATYWNYM dla pieniądza służącego do łatwiejszej wymiany jednych przedmiotów na drugie (usług też ale to na razie pomijam)- przecież po to powstał pieniądz. Taka gra logiczna: co by było gdyby wyceniać nie przedmioty tylko działanie.
UsuńMvS
@MvS
UsuńTa gra logiczna już została dobrze przeanalizowana. Autorem teorii wartości opartej na pracy jest Ricardo, rozwinął ją Karol Marks. W teorii obalili ekonomiści ze szkoły marginalistycznej (Walras, Menger), w praktyce obaliła się sama (gospodarki centralnie-planowane)
Dottore
Zloto zawsze sie sprawdzało. Trudno nim manipulawać, nie da się dodrukować. Ma wartość samą w sobie.
UsuńTo tylko wrażenie. Złoto jest stabilnym środkiem wymiany (nie rdzewieje, nie traci właściwości) ale samo w sobie nie ma wartości użytkowej tylko jest surowcem do produkcji przedmiotów o takiej wartości. Mówiąc kolokwialnie: nie zjesz go ani się w nie nie przyodziejesz.
UsuńMvS
To nie ma znaczenia. Zawsze się sprawdzalo jako niezwykle stabily pieniądz. Ciekawostka: W starożytnym Rzmie za jedna uncję złota można bylo kupić togę, pas i sandały. Dzisiaj w Rzymie za jedną uncję złota można kupić garnitur, pasek i buty. U Maxima w Paryżu obiad kosztuje tyle samo w złocie ile kosztował w XIX wieku.
UsuńNie bez powodu wszystkie rządy uciekły od złota i stworzyły centralne banki.
Bez stabilnego pieniądza nie ma dobrobytu.
@Dottore
UsuńWiedziałem, że wylądujemy przy Marksie i laborystycznej teorii wartości. Mnie interesuje system, gdzie nie ma w ogóle wyceniania przedmiotów a jedynie wysiłek fizyczny czy intelektulany. Taki system mógłby istnieć jedynie w warunkach nadprodukcji energii i nadprodukcji towarów. Ale czy do tego właśnie nie zmierza świat? Skomplikowane technicznie gadżety produkowane masowo w bezludnych fabrykach, wyszukiwarki internetowe, roboty ogrodnicy i sprzącze, automatyczne systemy zarządzania, inteligentne domy, ba, nawet jedzenie- to są wszystko rzeczy "ułatwiajace" nam życie. Nam, czyli komu? Jaką wartość mają wymienione rzeczy? Ile wart jest jeden dzień "pracy" przeglądarki internetowej? Jeżeli ludzie będą rugowani z coraz to innych dziedzin gospodarki to efektem będzie całkowite oderwanie ekonomii od możliwości nabywczych ludzi. Zresztą tak się dzieje obecnie, nieprawdaż? Wiem, że grzmię jak socjalista- idealista to nie jest wszak nieprawda ! I proszę nie pisać, że przejdziemy do działu usług. Część tak, wiekszość nie. Skoro większość nie będzie miała możliwości zakupu tych dóbr to są dwie opcje: albo światowy socjalizm albo światowy orwellowski totalitaryzm. Co mi nie podchodzi.
@ Tsyrawe
W kontekście czego nie ma znaczenia?
MvS
@MvS: System alternatywny dla pieniądza to jest czysty barter: zboże za krowę, stołek za buty itd. i jako taki jest niepraktyczny, z czym się chyba zgadzasz. Coś innego niż barter to już jest wymiana pośrednia z użyciem jakiegoś dobra pośredniego o wartości rzeczywistej (jak złoto) lub symbolicznej (jak banknot) - i to jest właśnie istota pieniądza. Każda wymiana niebarterowa ma charakter pieniężny, choćby ów pieniądz nie był sformalizowany.
UsuńZaś jeśli chodzi o wartościowanie nie przedmiotów a nakłądu pracy - są dwa zasadnicze problemy:
1. Praca jest niemierzalna, gdyż jej wydajność i charakter niezbędnych umiejętności mają bardzo duży rozrzut. Doświadczony stolarz z użyciem dobrych narzędzi zrobi prosty stołek w godzinę, patałachowi zajmie to dwa dni albo więcej.
2. Zasadniczym celem wymiany towarowej jest pozyskanie potrzebnego towaru a nie skłonienie kogoś żeby dla nas popracował. Wymiana typu: ja popracuję godzinę na twoim polu a ty przez godzinę paś moje owce jest bez sensu. Sensowna wymiana to zboże za wełnę. Dlatego wycena wartości towaru (w jakichkolwiek umownych jednostkach) jest praktyczniejsza niż wycena nakłądu pracy na wytworzenie go.
MvS: Podstawę gospodarki wolnorynkowej jest, że towar lub usuga wart jest tyle, ile nabywca jest gotów za nie zapłacić. Wówczas znika problem szacowania wartości pracy. Zresztą, nawet jeśli byś ten trud podjął, to i tak nie możesz nikogo zmusić, by zakupił towar po cenie wyższej, niż jest gotów zapłacić z jednej strony, a z drugiej strony nie można (choć dziś się to robi) zakazać usługodawcy sprzedać czegoś z zyskiem, nawet dużym, jeżeli ktoś gotów jest zapłacić za jego usługę więcej, niżby wynikało to z ilości pracy przeze mnie włożonej. Jeśli potrafię w sposób tani wytwarzać coś o dużej wartości, to zasługuję na większy zysk. To jest podstawa inwestycji - włożyć mało, wyjąć dużo.
Usuń1234
@1234. Zgadza się.
UsuńZ całym szacunkiem, ja to wszystko wiem: to abecadło teorii pieniądza. A propos "praca jest niemierzalna" Czy wartość stołka złego, dobrego i jeszcze lepszego jest w ustroju wolnorynkowym w jakikolwiek sposób mierzalna? A może zależy wyłącznie od tego, ile kto chce dać za nie tych mierzalnych pieniędzy? Bo w socjalizmie są ceny regulowane i ustalenia dot. produkcji co, jak wiemy, jest absurdem. Staram się wyjść poza tę teorię i zajrzeć w przyszłość. Proszę zrozum: nie interesuje mnie wymiana towarów tylko usług i pomysłów przy powszechnej dostępności towarów związanej z nadprodukcją energii. Pomysł pojawiał się często w serii Star Trek, gdzie zrezygnowano z pieniędzy a ci ludzie, którzy CHCIELI, pracowali społecznie. Na początku traktowałem Rodenberrego (twórca Star Trek) jako żartownisia czy niepoprawnego poetę ale im dlużej się na tym zastanawiam, tym bardziej widzę w nim wizjonera. Kurza stopa, coś w tym jest.
UsuńMvS
@MvS
UsuńBardzo duzo wątków poruszasz, dyskusji dobrze by zrobiło, gdybyś wyklarował bardziej, o co Ci chodzi. Bo jeżeli nie chcesz wracać do Marksa, to po co w ogóle rzucasz pomysłami opierania parytetów wymiany na pracy?
A jeśli chodzi o podział pracy w warunkach nadprodukcji i energii jako dobra wolnego, to dwie uwagi:
- póki co te warunki to czysta fantazja - zasoby są ograniczone, więc oddzielmy przyczynę od skutku. Jak faktycznie energia będzie dobrem wolnym, to prawdopodobnie będziemy pracować tylko dla tego, że chcemy. A na pewno nie będzie tak, że jak stworzymy system zakładający społecznictwo pracy, to dojdziemy do stanu gdzie energia jest za darmo :)
- energia to tylko jeden z ograniczających na zasobów, drugi, co do którego ciężko zakładać, że kiedykolwiek będzie zasobem niewyczerpywalnym jest czas. Już z racji tego, każdy będzie miał swoje priorytety. A jak każdy będzie miał priorytety, to wiadomo - w niektórych wycinkach gospodarki będzie większy popyt niż podaż, i w efekcie wracamy do stanu wyjścia. Naturalnego systemu wolnorynkowego.
Dottore
Chodzi o to by stworzyć model ekonomiczny oparty na wymianie usług i pomysłów, zamiast na wymianie towarów poprzez pieniądz (muszelki, złoto, zdechłe myszy czy co tam akurat będzie), wykazanie słabych punktów, problemów i znalezienie rozwiązań tychże. Ot, na przykład problem gromadzenia i weryfikowania "kredytów pracy". Czy można założyć, że da się zapisywać je na kartce i weryfikować na zasadzie dobrej woli? Czy musi do tego powstać system całkowitej kontroli i wirtualnej bazy danych? Traktuję to jak rodzaj gimnastyki umysłowej i liczę na wyszukanie ślepych uliczek i być może zasugerowanie rozwiązań. Nie musicie mnie przekonywać do gospodarki wolnorynkowej i parytetu złota- sam to ćwiczę z róznymi ludźmi
UsuńW ogóle nie musimy się przekonywać do rzeczy oczywistych. Skoro wchodzimy regularnie na ten blog to raczej zgadzamy się z treścią, nie? No chyba, że trollujemy ;-)
Pozdrawiam
MvS
Do MvS-a.
UsuńCiekawy pomysł, ale wszyscy z gorliwością rzucili się wyjaśniać jego nierealność. Przynajmniej w dzisiejszych czasach. W sumie fajna "gimnastyka umysłowa", ale może na razie zajmijmy się przywróceniem w Polsce, przynajmniej w jakiejś cząsteczce, wolnego rynku, skoro się co do niego wszyscy zgadzamy. I promowaniem myśli konserwatywno-liberalnej.
P.S. Pamiętam Pana z "dawnej" (zależy jak to mierzyć, sierpień 2012 to nie tak dawno) dyskusji na moim blogu na temat prywatyzacji lasów. Była to dla mnie wielka przyjmność dyskutować z kimś. Niestety mój blog nie ma zbyt wielu komentatorów, więc może zechciałby go Pan odwiedzić w najbliższym czasie i znowu o czymś podyskutować?
Pozdrawiam
MP
I jeszcze ciekawostka. Niewolnictwo w USA wcale nie zostało zniesione. Tzrynasta poprawka do konstytucji zaledwie zmienia własciciela niewolników. W USA jedynie państwo może posiadać niewilników:
OdpowiedzUsuń"Neither slavery nor involuntary servitude, except as a punishment for crime whereof the party shall have been duly convicted, shall exist within the United States, or any place subject to their jurisdiction."
Czyli można zostać niewolnikiem wyrokiem sądu. I Tak sie dzieje. Więzienia czesto są dawane w pacht prywatnym firmom, które wykorzystują więźniów do niewolniczej pracy.
Nawet bezwzględne zakazy nic nie pomogą. Oni dokładnie o tym mówią - zrobimy to, co chcemy, co jest "konieczne", bez względu na reguły, zakazy, konstytucję. Zmienimy konstytucję i wszelkie zasady, by osiągnąć nasz cel.
OdpowiedzUsuńI nie są to jedynie politycy, tego wręcz domagają się obywatele.
Nie chcę komuny, nie mam zamiaru zajmować budynków, np. ZUSu. Jaki ja mogę mieć pomysł na świat? Jestem małym człowiekiem, nie mam. Wiem natomiast, że trzeba podejmować się działań prospołecznych, bo most jest tak mocny, jak jego najsłabsze ogniwo i to, że średnia pensja w Polsce to ok. 4 tys. złotych nie ratuje kasjerki, której towarzyszy niepewność- będzie na opłaty, czy nie będzie, będzie na wyprawkę dla dziecka do szkoły, czy nie będzie? Ogłasza się kryzys i dokręca kasjerce śrubę. Niepewność, niepewność, niepewność. I tutaj Marks miał rację- z kapitalizmem idzie w parze znieczulica. Dowody kapitalistycznej winy są widocznie nie tylko w Indiach, gdzie obok domów z marmurowymi schodami ludzie mieszkają w kartonach, ale i w Europie- Anglii chociażby, gdzie najmniej zarabiający stracili średnio 10 funtów z budżetu domowego, podczas gdy zarobki najbogatszych wzrosły o 45 funtów tygodniowo. To jest niezaprzeczalna wina, ale jak wskazują doświadczenia XX wieku- socjalizm realny to niemożliwość. Jednak czy z tego powodu mamy rezygnować z troski o społeczeństwo, które, przypominam- jest tak mocne jak jego najsłabsze ogniwo? Na świecie jest pełno racjonalistów przez wielkie R, którzy dystansują się od cudzych spraw, od cudzej niedoli, braku perspektyw, to są elity w nieegalitarnym społeczeństwie, którym na rękę jest podatek liniowy. Znowu racja Marksa- znieczulica. Nieważne, że kasjerka będzie żyła w destrukcyjnej niepewności, chwytana przez coraz to nowe schorzenia. A to przecież bardzo sprawdzić- USA, które znajduje się u góry tabeli państw cierpiących na głębokie zapaście społeczne przoduje także jeśli chodzi o liczbę ludzi z depresją, otyłością, jest większa przestępczość w stosunku do krajów z płytszymi zapaściami (np. Niemcy- kraj, w którym każdy bezdomny, na pytanie dlaczego jest bezdomny, odpowiada, że nie stawiał się na terminy do Jobcenter). Można mówić o kryzysie państwa opiekuńczego, jak najbardziej, ale to nie może być alibi dla braku podjęcia się zmian na lepsze, tak żeby owa kasjerka nie żyła w niepewności. Jak? Ja nie wiem, jestem małym człowiekiem, ale może by tak najpierw zrobić coś, żeby nie musiała płacić tyle samo co ktoś zarabiający powyżej średniej krajowej za finansowy seks bez zabezpieczenia na Wall Street? Wręcz przeciwnie, ci bogatsi powinni jej pomóc, wszak relatywnie- jej zysk,to żadna ich strata. Ale zawsze, jak np. ostatnio w Warszawie- znajdzie się 100 tys. bogatych, którzy uznają ją za nieroba. I tak o to mamy w Polsce tylu ludzi niepotrzebnych, a jeszcze więcej opanowanych filozofią egoizmu, która nie pozwala im się pochylić. Pisałam- jestem za małym człowiekiem, mam natomiast pewność, że politykę prospołeczną trzeba wspierać, bo człowiek to nie kapitał, tylko człowiek.
OdpowiedzUsuńWspieraj, wspieraj...
UsuńI o to włąśnie chodzi! Żeby wyjść z idealistycznego schematu: socjalista-kapitalista i zacząc myśleć o realnych problemach realnych ludzi. Co z tego, że stwierdzimy sensowność kapitalizmu w idei. Kapitalizm idealny to utopia taka sama jak idealny socjalizm. Nie istnieje i nie będzie istniał. Przez krótki okres czasu funkcjonował w tym złotym XIX wieku w Stanach, gdzie wszyscy byli hmmm...równi. W Europie kapitalim w dużej mierze bazował na naddatkach finansowych wypracowanych w majątkch ziemskich dawnych feudałów oraz przekrętach finansowych cwanych banksterów. Demokracja, ten złoty cielec mediów, jest w obecnym wydaniu tak zidiociałą i nieudolną formą organizacji, że kwestią czasu jest jej upadek na rzecz totalitaryzmu, vide cytat z Tytlera przytoczony przez Tsyrawe. To mnie przeraża. Przeraża mnie wizja świata gdzie wszyscy są podpięci do sieci, wszystkie dane są dostępne, wszystkie formy aktywności są reglamentowane, dzieci nie podlegają włądzy rodziców, biurokracja i formalizm stają się religią a wolność sprowadza się do rodzaju wyrobu seropodobnego jednej z dwóch megakorporacji produkującej pseudożywność dla całęgo świata. To jest właśnie ostatnie stadium kapitalizmu opartego na lichwiarskim pieniądzu. I dlatego też, całkiem poważnie, zacząłem wątek o ekonomii opartej na wysiłku (upraszczając pracy) gdzie nie ma miejsca na nieróbstwo, po prostu: kto nie pracuje ten nie je. Jak widać odzewu brak, zapewne jestem trollem....
UsuńMvS
Celem życia kasjerki nie jest praca ani zarabianie pieniędzy, wbrew temu co wszędzie mówią. Jej życie ma taki cel jak sobie sama obiera a praca/kasa to środek do celu. Nasza kasjerka czuje się niepewnie na świecie bo musi spełnić masę oczekiwań od Państwa. To dlatego, że "musi" jest własnie problemem. Zatem nie polityka pro-społeczna ale zdjęcie kajdan naszej kasjerce polepszy jej życie. Jesli uzna, że do życia potrzebne jest jej tylko picie, jedzenie i porobi trochę, kupi ziemie, postawi szałas, zasiesie i będzie zbierać deszczówkę. Po pewnym czasie dojdzie do wniosku , że może też sprzedawać to co zasiała. Dlaczego teraz się tak nie da ? Przez panujący socjalizm.
UsuńProste rozwiązania są najlepsze. Kasjerka, której brakuje do pierwszego, marzy o bezpieczeństwie finansowym ale nie rozumie dlaczego to wolność gospodarcza a nie socjal jej to zapewnią. Tak naprawdę chce ona normalności tak jak my wszyscy, tyle, że w chwili obecnej tej normalności ze świecą szukać. Żeby nastąpił powrót na włąściwy tor, to muszą ruszyć sprzed telewizorów masy tych kasjerek. Ktoś te masy musi popchnąć i zainspirować do szukania informacji i w ostatecności do wyjścia na ulice. Dlatego trzeba nagłaśniać inicjatywy w rodzaju Stop Bezprawiu z Lublina, działalnosci obywatelskich, kół sąsiedzkich. Muszą wrócić do obiegu "bibuły" z prawdą, muszą krążyć kawały polityczne. Ludzie muszą wiedzieć kto jest dobry a kto zły.
UsuńMvS
Jak czytam tego typu wypowiedzi o "trzeciej drodze", to ręce mi opadają, z kilku względów:
Usuń1) Dlaczego wszyscy (niemal) są przekonani, że człowiek jest w stanie stworzyć system społeczny, który zapewni wszystkim szczęście? Ja już pomijam kwestię tego, że szczęście znaczy dla każdego co innego i często nierzadko między szczęśliwością różnych osób może występować sprzeczność. Ale chciałbym wiedzieć, skąd się wzięło to powszechne przekonanie, że możemy sobie stworzyć raj na ziemi? Ten utopizm to chyba najbardziej rozpowszechniony współczesny zabobon. Niestety, również szkodliwy społecznie - sprowadza wszelkie dyskusje na manowce.
2) Jak to jest, że ktoś kto zaprzecza Kopernikowi, albo Darwinowi jest powszechnie uważany za nieuka - a osoba, która zaprzecza dziełom wielkich ekonomistów mówiąc bzdury o łączeniu Marksa ze Smithem, próbuję odgrywać rolę oświeconego i nikt go nie wyśmieje?
3) W takich opiniach nie ma żadnej wartości logicznej, są tylko chwyty erystyczne: główny zbudowany wokół problemu biednej kasjerki, z którą każdy (ja również) sympatyzuje, bo tak jest ukształtowany ludzki organizm. Ale to nie znaczy, że musimy się poddawać emocjom i zapomnieć o dowodach, które nauka zna od 100+ lat...
Dottore
Ależ ta kasjerka MA żyć w niepewnośći!
UsuńJak mówi JKM i ma rację: pracownicy i "pracodawcy" mają się BAĆ! Pracownik ma się bać, że jak nie będzie dobrze pracować to wyleci z roboty na zbity pysk, "pracodawca" ma się BAĆ, że konsumenci nie kupią jego towaru. A nie że ta kasjerka ma zapewnione "minimum socjalne" niezależnie od tego czy pracuje czy nie i jak pracuje.
Co do Indii: te kontrasty to rzecz niezbędna, pełniąca ważną rolę edukacyjną. W uproszczeniu w społeczeństwie (normalnym) zawsze są 3 "klasy": mała "klasa" bogaczy, duża "klasa" średnia i mała "klasa" biedoty. I członek "klasy" średniej, idąc do pracy i widząc ludzi taplających się w rynsztoku ma sobie myśleć: jak będę źle pracować to tak skończę. To ma go przerażać! A widząc wielkie wspaniałe pałace i rezydencje ma myśleć: jak będę ciężko pracować może kiedyś zarobię na choćby 1/10 tego co ten bogacz. To wszystko pod warunkiem jednak, że on wie że ci biedni są biedni z wyboru a nie dlatego że wywalono ich z uniwersytetu za niepoprawność polityczną, załatwił ich Fiskus itp., a ci bogacze naprawdę ciężko pracowali żeby dorobić się milionów.
Poza tym w Indiach to nie jest "problem" kapitalizmu tylko hinduizmu który zakazuje jałmużny.
Ale rynsztok ma ważną rolę edukacyjną! Jedną z podstawowych, obok kata, w społeczeństwie!
@MvS: "[...] ekonomii opartej na wysiłku (upraszczając pracy) gdzie nie ma miejsca na nieróbstwo, po prostu: kto nie pracuje ten nie je."
OdpowiedzUsuńDobrze, to teraz powiedz mi jak wyceniasz (w dowolnych przyjętych przez Ciebie jednostkach) wysiłek:
1. Robotnika, który cały dzień w pocie czoła kopał rów; ale pod wieczór okazało się, że wykopał nie tam, gdzie mu kierownik kazał i zleceniodawca nie chce płacić, ba, żąda, aby ten rów zasypać.
2. Tegoż, jeśli wykopał tam, gdzie należało.
3. Kasjerki w markecie, która cały dzień obsłużyła 100 klientów i przerzuciła przez kasę pół tony towaru.
4. Kasjerki w butiku, w którym przez cały dzień pojawiło się trzech klientów i żaden nic nie kupił.
5. Urzędnika, który w ciągu dnia obsłużył 100 petentów żądających zaświadczenia o [wstaw cokolwiek].
6. Tegoż, który cały dzień pisał raporty, zestawienia i sprawozdania dla innego urzędnika o oczko wyżej w hierarchii.
7. Eksperymentatora, który cały dzień majstrował przy aparaturze i nic nie wskórał.
8. Tegoż, który właśnie odkrył sposób na produkcję [wstaw cokolwiek] 100 razy taniej niż do tej pory.
9. Filozofa, który w ciągu dnia dopisał kolejny rozdział do swojej pracy doktorskiej.
10. Tegoż, który przez cały dzień filozofował i doszedł do wniosku, że jego praca doktorska do niczego się nie nadaje.
Dalej mi się nie chce pisać. Dziesięć przykładów powinno wystarczyć. Napieraj!
Dziękuję za podjęcie tematu. Każda konstruktywna uwaga na ten temat daje mi bodziec do przemyśleń. Oczywiście jest to gdybanie, próba zajrzenia za horyzont najbliższych 30-50 lat, po czasach kiedy to kapitalizm, wg słów tego okropnego Marksa, zamieni się w monopol, ściślej korporacjopol. Bynajmniej nie chodzi mi o ulepszanie obecnego świata! Odpowiedż na Twoje wszystkie punkty, zresztą podobne do siebie, można zawrzeć w jednym zdaniu: zamiast pracy na zlecenie stosujemy umowę o dzieło... Zamiast wykonywania- wykonanie. Podpunkt 8 jest inny ale śmiem twierdzić, że niezbyt tyczy się moich rozważań, proszę pamiętać, że zakładałem brak wyceny surowców i przedmiotów per se. Dzisiaj bardzo mocno naciska się na prawo pracy, płace minimalne, stawki godzinowe, pracę na etacie zamiast na "umowach śmieciowych" (sam pracowałem na tej okropnej umowie śmieciowej- bardzo sobie chwaliłem). U każdego przytomnie myślącego człeka wywołuje to pusty śmiech.
UsuńPozdrawiam
MvS
Umowy o dzieło są często bardzo użyteczne ("umowy śmieciowe" to oczywiście wroga etatystyczna propaganda), ale dotyczą właśnie dzieła, jakiejś zamkniętej całości; więc wycena tejże umowy jest wyceną owej całości, czyli (na ogół) rzeczy materialnej. Gdzie jest więc Twoja wycena wkładu pracy? Szczerze mówiąc, nie bardzo wiem już, do czego zmierzasz. Ponadto umowa o dzieło może zakładać wykonanie owego dzieła z materiałów powierzonych - wtedy można powiedzieć, że wyceniamy czysty wkład pracy wedle Twej idei - albo z materiałów wykonawcy, które też jakoś trzeba wycenić; a nawet w pierwszym przypadku zleceniodawca gdzieś musiał te materiały nabyć. Nie da się więc uniknąć "wyceny towarów", jak to, zdaje się, proponujesz.
UsuńZarówno etatyzm (stojący za propagandą przeciwko "umowom śmieciowym") jak i ... nie wiem jak zgrabnie nazwać Twój pomysł wyceny wyłącznie wkładu pracy - to skrajności nie przystające do świata. Nie lepiej pozostawić swobodę w tym względzie? Umowa o dzieło pasuje do wykonania spiżowego popiersia zamawiającego wielkości naturalnej, czy do wykopania rowu o zadanej długości, głębokości i szerokości, albo napisania programu komputerowego robiącego dokładnie to i to - bo jest jakiś mierzalny wynik działania. Nie pasuje na przykład do opieki nad niemowlakiem: no bo jak, ustalimy w umowie ilość podanych posiłków, zmienionych pieluch, otartych łez itp.? Tu bardziej pasuje "etat" - na przykład osiem godzin dziennie, zakres obowiązków: karmienie, przewijanie, uspokajanie, czytanie baśni itp.
Umowa o dzieło nie pasuje też do przedmiotów wykonywanych nie na specjalne zamówienie (jak powyższe popiersie) ale wytwarzanych masowo. No bo ile "wysiłku" jest w każdym z pierdyliarda identycznych "wihajstrów nr 5", zwłaszcza, że produkują go w całości automaty? Niby jednostkowy wysiłek człowieka jest zero, ale są koszty materiałów, energii, oraz pośrednie koszty "ludzkie" typu projekt, wdrożenie, zarządzanie, marketing, dystrybucja... Ponadto prostu nie ma sensu spisywać całej umowy dla każdej dupereli: po prostu sprzedawca wystawia wihajster nr 5 za cenę ośmiu zorkmidów, a klient kupuje albo nie. Ewentualnie może się targować, albo zyskać opust, jeśli kupi naraz fafnaście sztuk.
Tak więc umowa o pracę ("zwykła" czy "na akord"), umowa zlecenie (o tym też można by parę zdań napisać), umowa o dzieło, umowa sprzedaży (w tym dorozumiana) i tak dalej mają wszystkie swoje miejsce i są potrzebne, zaś dla każdej z nich metoda wyceny wartości jest odmienna. Tu się wycenia wkład pracy, a tu przedmiot umowy, a tu czas - a czasem kilka tych rzeczy na rzeczy na raz w różnej proporcji.
O, zaczynamy rozmawiać. "Niby jednostkowy wysiłek człowieka jest zero, ale są koszty materiałów, energii, oraz pośrednie koszty "ludzkie" typu projekt, wdrożenie, zarządzanie, marketing, dystrybucja" Piersze nie, drugie tak. Załóż, że nie wyceniasz matariałów,(są niewycenialne w moim systemie) lecz wysiłek potrzebny do ich wydobycia i przetworzenia z nastawieniem na efekt i przydatność. Bo jak wydobędziesz tonę mułu z rzeki to kto ci coś za to da?
UsuńZa bardzo się spinamy, żeby WALCZYĆ o rzeczy oczywiste, za mało w tym wszystkim luzu i wyobrażni ;-) Tak jak pisałem: nie trzeba mi udowadniać zalet wolnego rynku; w końcu powstał on naturalnie jako najlepsza z możliwych form wymiany towarowej i usługowej. Dostrzegasz mam nadzieję, że tego wolnego rynku już za chwilę nie będzie? Monopole a właściwie zabetonowane ukłądy korporacyjne gdzie wszystkie miejsca sa obsadzone, wszystkie ruchy zaplanowane, strategie obrony opracowane do kilku posunięć w przód stały się przez ostatnie 50 lat faktem i nic nie jest w stanie ruszyć ich z miejsca. Nic oprócz wydarzenia rewolucyjnego, dodatkowego pola manewru na konkurencję wyrwanego przez jakieś niespotykany kataklizm lub... ruchu oddolnego, buntu światłych. To co robię to próba wyobrażenia sobie świata po upadku kapitalizmu. Kiedy to będzie, nie wiem ale będzie.
MvS
Cały czas rozmawiamy a nie dopiero zaczynamy :-)
UsuńOtóż ja próbuję wykazać, że twój system jest nierealny właśnie z powodu (wielokrotnej, niemal rekurencyjnej) pośredniości kosztów "ludzkich" pokrótce naszkicowanych przeze mnie (projekt itd.) a także Ciebie (wydobycie, przetworzenie itd.) Dzisiejszy przemysł to jest niezwykle złożona sieć współzależności. Próba oszacowania "całkowitego wysiłku" wymagała by niemal nieskończonej sumy po drzewie przyczynków do powstania produktu. Na mój wihajster składa się koszt surowców, maszyn, energii i pracy ludzkiej (tę wyceniamy np. dzieląc wysiłek pracowników fabryki przez liczbę wyprodukowanych wihajstrów). Na koszt surowców składa się wydobycie, przetworzenie i transport do naszej fabryki wihajstrów. Na koszt maszyn do produkcji wihajstrów składa się koszt części, maszyn do obróbki i montażu tychże maszyn oraz ludzki (projekt, wdrożenie...). Do wytworzenia maszyn do robienia maszyn do robienia wihajstrów... i tak dalej ad infinitum. Teraz wydobycie: praca górników, sztygarów i innych plus koszt maszyn... i maszyn do robienia tych maszyn... I tak dalej i tak dalej.
Po prostu dużo łatwiej jest wycenić ten wihajster "ad hoc" niż liczyć pracowicie wysiłek. Sumujemy wydatki (płace pracowników, koszt maszyn, energii, surowców, dierżawy ziemii pod fabrykę itd.), dodajemy 20% zysku i dzielimy przez liczbę wihajstrów. Wychodzi, dajmy na to, 48 zorkmidów. Nie ma chętnych? No cóż, wystawiamy za 44. Nie ma chętnych? Trudno, sprzedajemy za 40, po kosztach. Nie ma chętnych? Bankrutujemy...
Ja nie twierdze nigdzie, że ten system jest realny obecnie. Odnoszenie się do funkcji rekurencyjnych w kontekście austriackiej szkoły ekonomii wydaje mi się cokolwiek osobliwe. Co do oszacowywania całkowitego wysiłku obowiązuje ta sama zasada nieoznaczoności co w przypadku kosztu pieniężnego. Jest to kwestia uznaniowa i bazuje na szacowaniu zysków w przyszłości ( nie obliczaniu w terażniejszości co jest błędem ekonomii keynesowskiej) np: ostateczna cena wihajstra w ostatecznym rozrachunku nie wynika a raczej nie powinna wynikać, z płac pracowników, lecz przyszłe płace pracowników wynikają z tejże ceny (określonej w momencie sprzedazy). Wracając do sprawy: System wymiany usług i towarów na wolnym rynku działał świetnie tysiąclecia i jeszcze chwilę podziała. To wiem. Kiedyś przestanie- to przypuszczenie oparte na obserwacji swiata za oknem. Będzie to spowodowane m. in. fiskalizmem państwowym i deficytem budżetowym nierozerwalne związanym z oprocentowanym długiem, udzielanym przez instytucje finansowe jako lekarstwo na inflację, którą same wygenerowały. Dlaczego państwa się zadłużają, nie trzeba chyba tłumaczyc. Czy mozliwa jest naprawa systemu?
UsuńWg. założeń darwinizmu ekonomicznego (nic innego jak kapitalizm w obecnej postaci) nie wolno grzebać w naturalnym prawie popytu i podaży, sęk w tym, że nie jest on już naturalny a coraz bardziej przeobraża się w sterowany i to nie przez panstwo, jak byście tu chcieli zaraz zakrzyknąć, tylko te instytucje i korporacje, które w du.. nosie mając nas i nasze państwa, realizują swoje cele. W pewnym momencie wolny rynek przeobrazi się w niewolny, obrzydzenie mnie bierze na samą myśl... Skupiam sie na tym, co bedzie po okresie nowego feudalizmu związanego z wirtualnym pieniądzem. Coś przecież będzie! Nie mówię, że ma być tak jak sobie wymyślam (i to jest najlepsza wizja) ale pobawić się we wróżkę można, nie? Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
Pozdrawiam
MvS
Ha! Zmusiliśmy tą dyskusją naszego Gospodarza do reakcji (wpis z 19 lutego). To chyba znak, że czas ją zakończyć. Nie doszliśmy do konsensusu, ale trudno - c'est la vie.
UsuńPozdrawiam,
Malgond.
Towaru nie można wyceniać wg tego, ile w niego włożono, tylko właśnie na tyle, ile inni są gotowi zapłacić! Omówię na przykładzie:
UsuńMamy szambonurka i fotografa raf koralowych. Oboje głównie pływają w akwalungach, pomanipulują przy sprzęcie, wycena kosztów pracy taka sama. Tylko kto w takim wypadku będzie szambonurkiem, skoro fotografowanie raf to znacznie przyjemniejsza sprawa?
W tej kwestii przychodzi właśnie mechanizm cen rynkowych. Jak ścieki się przepełnią, to ludzie zapłacą każde pieniądze za usługi szambonurka, i ludzie rzucą się spełniać tą potrzebę. Nawet, jeżeli koszt inwestycji będzie taki sam jak fotografa raf koralowych, zarobią znacznie więcej.
Załóżmy teraz, że uwzględniamy koszt pływania w gównie by podnieść cenę usługi szambonurka (choć lobby podwodnych fotografów na pewno by się sprzeciwiało ;) ). Co, jeżeli nagle rafy zaczną zanikać, podziemne źródło przebije do ścieków, albo nagle ludzie zaczną masowo się obżerać sraczkopędnymi kebabami? Odgórne dopasowanie cen zakładać musi wiedzę idealną o tych zmianach. Jak ją posiądziemy, to damy radę ustalać ceny tak, by dorównać mechanizmowi rynkowemu.
Glassius
CZUJĘ, ŻE POMOC TEJ KASJERCE, JAKO SPOŁECZEŃSTWO, MOŻEMY I MUSIMY. POMOC DZIECIOM PRZEZ EDUKACJĘ, ZAKUP KSIĄŻEK PRZEZ PAŃSTWO DLA NAJBIEDNIEJSZYCH. POMOC SOCJALNĄ, DARMOWA SŁUŻBA ZDROWIA, KOMUNIKACJA PUBLICZNA, TO NIE SĄ JAKIEŚ KOMUNISTYCZNE WYMYSŁY I Z MARKSEM NIE MA NIC WSPÓLNEGO. TO ZDOBYCZE CYWILIZACYJNE I TRZEBA ICH BRONIĆ NIEZALEŻNIE OD TEGO CZY MAMY KAPITALIZM CZY INNY USTRÓJ. ŚWIATA NIE MOŻNA WIDZIEĆ TYLKO W DWÓCH KOLORACH. TRZEBA MIEĆ WRAŻLIWOŚĆ SPOŁECZNĄ. ŻEGNAM PANÓW MARZYCIELI.
OdpowiedzUsuńRacja. Też tak myślę. Czytałam Marksa i z wieloma zawartymi u niego tezami się zgadzam. Ale trzeba być zaślepionym ideologicznie, aby widzieć we mnie marksistkę, czy zgoła komunistkę. Nie można dzielić świata tylko na "My', ci dobrzy, i reszta "komuniści', albo jeszcze gorsi. To obłęd. On mówił o wielu słusznych rzeczach. Że nie wszystko było dobre to inna sprawa. Ale w skutek procesów dziejowych takie rzeczy jak powszechna edukacja, czy służba zdrowia, to zdobycze cywilizacyjne, które społeczeństwo osiągnęło by i tak, na pewnym stopniu rozwoju. I to nie ma z Marksem akurat nic wspólnego. On tylko pierwszy to dostrzegł. Inaczej każdego wrażliwego społecznie człowieka, jak mnie, można by nazwać komunistką, co przecież byłoby idiotyzmem. Po prostu nie mogę patrzeć jak ktoś nie ma na chleb. Szczególnie dzieci. To się nazywa własnie wrażliwość społeczna i służy zbliżeniu ludzi. A nie preferowany w czystym kapitalizmie, egoizm jednostki i chęć zysku. Znieczulica którą obecnie wszędzie obserwujemy. I żeby było jasne. Ja jestem za wolnym rynkiem. Konkurencją. Ale to trzeba jakoś kontrolować. Państwo musi tu mieć nadzór. Inaczej połkną nas monopoliści i wielkie korporacje. Będą dyktować ceny.
OdpowiedzUsuńAnonimowa nie-komunistko, trudno mi odnieść się do zarzutu widzenia w Tobie komunistki, bo nie raczyłaś się podpisać choćby pseudonimem, w związku z czym nie wiadomo, które powyższe wypowiedzi są Twoje.
UsuńAle do rzeczy.
Ne możesz patrzeć, jeśli ktoś nie ma na chleb. To dobrze. Takich ludzi jest więcej. Więc rozumiem, że dajesz czasem głodnym chleb, czy tak? Inni wrażliwi też dają. Nie są w stanie nakarmić wszystkich zapewne (a może są? dziś jest nadprodukcja żywności!), ale każdy dokłada swoje trzy grosze.
Teraz problem numer jeden (ekonomiczny): czy byłabyś w stanie dać biednemu chleb (czy cokolwiek innego; chleb jest tu tylko symbolem), gdyby Ci go brakowało? Odjęłabyś sobie od ust? Może... ale takich ludzi jest niewielu. Zdaj sobie sprawę, że socjalistyczne państwo polskie zabiera Ci około 50% tego, co wypracowałaś (patrz: dzień wolności podatkowej) i ledwo wiążesz koniec z końcem. Wiele towarów jest drogich, bo to państwo (nie monopoliści!) powoduje wzrost cen przez nieracjonalną sterowaną gospodarkę - patrz choćby limity produkcji cukru czy mleka! W normalnym, liberalnym państwie, miałabyś do dyspozycji prawie dwa razy więcej pieniędzy a i ceny byłyby niższe, mogłabyś więc kupić biednym dużo więcej chleba! A może oni nie potrzebowaliby już Twojej pomocy, bo nie byliby okradani przez państwo...
Problem drugi (moralny): swoim majątkiem możesz rozporządzać wedle woli, nawet rozdać wszystko ubogim. Ale jakim prawem żądasz, aby wszyscy pod groźbą użycia przemocy (podatki) kupowali przysłowiowy chleb rzekomym biedakom (beneficjentom socjalu)? Rzekomym, bo w takiej sytuacji wiele "biednych" to po prostu lenie, którzy cynicznie wykorzystują zaistniałą sytację.
Jeszcze jedno: na wolnym rynku bardzo trudno stworzyć wielką korporację, wymaga to sporo talentu, zaś monopole nie istnieją z definicji. Monopol to przywilej nadany przez państwo. Pamiętasz taką "firmę" pod nazwą Polski Monopol Spirytusowy? Korporacje o monopolistycznej pozycji mogą powstać tylko wtedy, gdy państwo ogranicza dostęp na rynek przez albo jawny monopol (jak ten były spirytusowy) albo poprzez różne kłody rzucane pod nogi przedsiębiorcom: drogie koncesje, licencje, certyfikaty, pozwolenia itp. wymagające sporych wydatków na starcie; skomplikowane i niejasne przepisy pozwalające na dowolną interpretację przez aparat przymusu, co faworyzuje dużych graczy, których stać na prawników i/lub łapówki; uciążliwe obowiązki sprawozdawcze i drobiazgowe kontrole, co faworyzuje tych już "obcykanych" w zawiłościach; wszelakie limity (np. produkcji cukru, liczby aptek na kilometr kwadratowy, liczby taksówek w mieście itp. itd.) bo powduje, że "nowi" nie mają w ogóle wstępu na rynek; nadmierną i w wielu miejscach absurdalną "ochronę własności intelektualnej" w postaci prawa utorskiego i patentowego; i tak dalej i tak dalej, można wymieniać jeszcze długo. Na wolnym rynku mały, gracz, jeśli jest zdolniejszy od dużego, czy zaakceptuje mniejszy zysk, jest w stanie wejść na rynek, zdobyć klientów niższą ceną czy wyższą jakością i stopniowo przejąć część rynku od dużego nieruchawego. W obecnej sytuacji nie ma szans - nie ma pieniędzy an certyfikaty, homologacje, koncesje itp. - a nawet jeśli ma, to duży ma już patenty i inne "prawa" albo urzędnicza kontrola (być może nasłana przez dużego) zniszczy niedoświadczonego w lawirowaniu między Scyllą a Charybdą sprzecznych przepisów nuworysza, albo jeszcze inny mechanizm zadziała. Na wolnym rynku nikt nie dyktuje cen. Każdy może zaoferować dowolną. To państwo dyktuje ceny nakłądając akcyzy i inne podatki, oganiczając podaż, powiększając koszty poprzez zbędne przepisy i przeszkadzając na tysiąc innych sposobów.
Co do znieczulicy: jednym z jej powodów są postawy "przecież może iść do MOPSu po zasiłek", "państwo niech się nim zajmie", "przecież ma emeryturę" i podobne.
Wchodzenie małych zdolnych na rynek dużych w teorii jest jak nabardziej zasadne i sensowne, w praktyce już obecnie to imposibile. Żeby wejść na rynek np: elektroniki, trzeba mieć ogromny kapitał, który z nieba nie spadnie. Przykład: producenci procesorów PC , 12 lat temu było ich 4 czy 5, mniejsza ilu; obecnie jest dwóch i jeśli nie byłoby ustawy antymonopolowej, pochodzącej zresztą od tego znienawidzonego przez wszystkich purystów państwa, to pewnie powstałby megakolos o zasięgu amerykańskim i obecnie światowym. Być może ukłąd bipolarny jest korzystny marketingowo (PR) ale summa summarum nie ma jak monopol, dla każdego kapitalisty raj ;-)
UsuńMvS
jak się wybiera do sejmu i władzy "400" pazernych, których jedynym celem jest utrzymac sie przy korycie kilka kadencji to na co wy liczycie?
OdpowiedzUsuńbęda zadłużać Państwo żeby "kupowac" głosy realizując bezsensowne obietnice w cenach kompletnie nie rynkowych..
otarłem sie o to gówno troche i wiem, że to co ja kupie prywatnie samorząd państwo kupi zawsze drożej, że to co ja stworzę dla zysku dla Państwa zysku przynosic nie musi itd....
Dług jaki ma Polska jest nie do spłacenia i nigdy spłacony nie będzie, skończy sie to jak i w innych krajach zwykłym bankructwem prędzej czy później, stracimy dobra na rzecz wierzycieli i tyle....