sobota, 8 października 2011

Wała zwycięzcom

Demais Jimerson to czarnoskóry szóstoklasista z Arkansas, który jest wybitnie uzdolnionym zawodnikiem futbolu amerykańskiego. Młodzieżowa liga, do której należy postanowiła go z tego tytułu uhonorować. Jego nagrodą jest zakaz zdobywania zbyt wielu przyłożeń w jednym meczu. Limit wynosi trzy przyłożenia, lecz może być przekroczony, pod warunkiem, że przewaga jego drużyny jest mniejsza niż 14 punktów. Czytanka.

Jest to oczywiście bardzo jaskrawy przykład równania w dół. Łatwiej jest bowiem uziemić wybitnego dzieciaka, niż sprawić by jego koledzy pofrunęli. Najbardziej zdumiewające jest tłumaczenie pełnomocnika (pełnomocniczki?) ligi, Terri Bryant:

W tym przypadku zasada ta została wprowadzona, by pomóc jego rówieśnikom w rozwijaniu swoich zdolności w futbolu amerykańskim, nie zaś po to, by ukarać Jimersona.

Nie wątpię, że nikt nie miał w zamyśle ukarania tego dzieciaka, ale pomaganie w rozwoju jego kolegom poprzez obniżanie poprzeczki, to coś nowego. Przecież zanim upośledzono możliwości Jimersona, dzieciaki z drużyny przeciwnej musiały naprawdę dużo się nabiegać i, co nie mniej istotne, główkować, by powstrzymać rywala. Teraz i oni mogą sobie pograć na pół gwizdka, a w sytuacji, w której Jimerson zdobędzie już swoje trzy przyłożenia, to już nawet nie muszą go kryć, ani za nim ganiać, bo i tak im nic nie zrobi.

Sam zainteresowany, mimo, że to nie miała być kara, został bardzo pokrzywdzony. Dawniej trener poganiałby go jeszcze bardziej: "Zdobyłeś siedem przyłożeń - w następnym spotkaniu chcę zobaczyć osiem!", chłopak sam walczyłby o bicie kolejnych własnych rekordów, a w przyszłości zapewne zostałby świetnym zawodowym graczem. Dziś wiadomo - wszyscy mają być równi, a wybitne jednostki trzeba przyciąć do odpowiedniej długości.

Dzieciak jest lepszy od kolegów i to jest jego zasługa. A ci idioci rozumują inaczej: koledzy są gorsi od niego i to jest jego wina.

Jeśli tym biurokratom sportowym tak bardzo przeszkadza ta dysproporcja, to lepszym rozwiązaniem jest umieszczenie Jimersona w drużynie z trzynasto-, lub piętnastolatkami, zamiast podcinać mu skrzydła. Ale o tym nikt nie pomyślał.

Przypomniało mi to inny przypadek, prawdopodobnie jeszcze bardziej bezmyślny, z Ontario. Sznurek. Tym razem sprawa dotyczy młodzieżowej ligi futbolu prawdziwego. Wprowadzona w zeszłym roku zasada głosi, że jeśli jedna z drużyn w spotkaniu prowadzi pięcioma punktami, to zdobywając kolejną bramkę PRZEGRYWA mecz.

Jest to zasada jeszcze gorsza, bo wprowadza odpowiedzialność zbiorową - koledzy wlepili już po golu, wykazali się, w efekcie czego ja już nie mogę się wykazać.

Ta zasada jeszcze bardziej uderza w słabszych. Wyobraźmy sobie, że jestem taką drużynową sierotą - nie urosłem tak jak koledzy, jestem wątły i mam "dziurawe nogi". Wszyscy się ze mnie śmieją. Nagle w czasie meczu udaje mi się fartownie zdobyć piłkę i biegnę z nią przez pół boiska. Podbiega do mnie obrońca - poślizgnął się, drugi nadepnął sobie na sznurowadło - leży, jakimś cudem mijam trzeciego, podbiegam pod bramkę i nic więcej nie mogę zrobić, bo moi zdolniejsi koledzy wykopali już cały limit. To właśnie jest krzywdzące.

Fakt jest taki, że wprowadzanie takich zasad demotywuje! Nie warto walczyć. Jeśli wynik jest 5:0 to drużyna prowadząca nie może nic zrobić i czeka tylko na gola przeciwników, a przeciwnicy też się rozleniwiają, bo prędzej drużyna prowadząca wlepi jednego nadprogramowego gola, niż oni strzelą sześć.

Ponadto słabsza drużyna w uczciwym meczu przegrywając dziesięcioma punktami może się pocieszyć, że nie przegrała jedenastoma. Przy nowych zasadach drużyna, która przegrała pięcioma punktami - przegrała wszystko - gorzej być nie mogło. Co jest bardziej krzywdzące dla psychiki tych dzieci, w trosce o którą wprowadzono tę zasadę?

Zasada powinna być jasna: wygrywa lepszy i kropka. W przeciwnym razie, przy tak zmanipulowanych zasadach zachodzi oczywisty paradoks. Wynik spotkania jest rozstrzygany przez rzut monetą, samo spotkanie trwa zaś kilka minut. Jak? Na początku spotkania sędzia rzuca monetą by wyznaczyć drużynę rozpoczynającą. Gwizdek, drużyna rozpoczynająca wykopuje piłkę i biegnie... do swojej bramki. Strzela samobója. Piłkę dostaje drużyna, która właśnie straciła bramkę, czyli ta sama - ponownie zaczynają ze środka boiska. Powtarzają to kilka razy i drużyna przeciwna przegrywa prowadząc sześcioma punktami nawet nie mając szansy dotknąć piłki.

Znowu nikt nie pomyślał o tym, że skoro i tak przy sześciobramkowej przewadze przerywa się mecz, to równie dobrze zwycięzcą może zostać drużyna lepsza. Efekt na psychikę dziecka (bo o to pomysłodawcy chodziło) ten sam, ale tak jest jednak trochę uczciwiej, nieprawdaż?

Pardon, efekt nie jest ten sam. Przy obecnym rozwiązaniu dziecko koduje, że tylko frajerzy starają się coś osiągnąć. A jeśli ktoś swoją ciężką pracą zdobył za dużo, to trzeba mu to odebrać i przekazać leniom i nieudacznikom. Bo przecież zasada ta jest fundamentem dzisiejszego świata..

Polityczna poprawność wyrządza ludziom więcej szkody niż dobra - wywyższając ciamajdy i poniżając zwycięzców. Tymczasem o wiele cenniejszą lekcją jest przegrana z silniejszym, niż wygrana ze słabszym. Zwłaszcza młodzież od najwcześniejszych lat powinna umieć to zrozumieć. Że należy zwyciężać za wszelką cenę, a jeżeli jest to niemożliwe - przegrać z podniesionym czołem. Złoty medal to nie jest nagroda pocieszenia.

Z niepokojem czekam aż politpoprawni historycy ogłoszą, że Kara Mustafa zwyciężył pod Wiedniem. Wszak Imperium Osmańske zabiło zaledwie półtora tysiąca naszych, podczas gdy siły polsko-austriacko-niemieckie wybiły im 20.000. Jest to bardzo niepoprawna politycznie dysproporcja i zapewne odbiło się to niekorzystnie na psychice Turków. Było im smutno.

7 komentarzy:

  1. "Zasada powinna być jasna: wygrywa lepszy i kropka."

    Przekładając to na wybory, to od wielu lat ktoś jest u nas najlepszy, bo ciągle wygrywa. Ale cisza kto, bo cisza:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejny świetny wpis! Gratuluje!
    Chciałbym czytać same takie błyskotliwe posty.

    pozdrawiam
    Kage

    OdpowiedzUsuń
  3. No to mamy obowiązkową pozycję do zaznaczenia w sondzie 'absurd października'.
    A na poważnie, po dwukrotnym przeczytaniu tekstu źródłowego dopiero dochodzi do mnie, że taka paranoja na serio istnieje.

    OdpowiedzUsuń
  4. Niby dobrze napisane i przecinki we właściwych miejscach, ale jakieś takie rozgdakane, rozjojczane i przesadne. Nie mamy do czynienia ze sportem zawodowym, tylko z rozrywką: gonią się dzieci po boisku z piłką. Nie ma żadnego karania ani "niszczenia sportu", ani "karania lepszego" bo koniec końców lepszy wygrywa, a gorszy przegrywa.

    Cały płacz o to, że zasady punktacji pozwalają pobiegać wszystkim, a nie tylko jednemu Demaisowi, co i tak wyniku meczu nie zmienia.

    Równie dobrze można by gdakać, że to idiotyzm dzielić bokserów na grupy wagowe, bo byłoby "uczciwiej" i "bardziej sportowo" pomieszać wagę ciężką z kogucią.

    Albo płakać, że jakaś gra komputerowa ma tryb z nieśmiertelnością, bo dzięki temu niedzielny gracz może dojść do końcowej cutscenki tak samo jak ktoś, kto poświęcił lata na ćwiczenie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Powiem więcej w kwestii tego limitu 5 bramek: jeśli mówimy o piłce nożnej, to trzeba pamiętać, że siły drużyny muszą być rozłożone - jeśli więcej idzie do ataku, to mniej idzie do obrony i odwrotnie. Tymczasem jeśli drużyna strzeli 5 goli i praktycznie nie może strzelić więcej, może w tym momencie śmiało rzucić wszystkie siły na obronę. Od tego momentu zaczyna się wynaturzona wersja piłki nożnej polegająca na tym, że jedna drużyna specjalizuje się w ataku, a druga w obronie. Atak w tym momencie nie ma szans, bo Obrona ma zdecydowanie większe pole manewru (np. może notorycznie wykopywać przeciwnikowi piłkę do przeciwległego "rogu", grając w ten sposób na czas). Normalnie, gdy ta sama drużyna musi też rozważać atak, takiego pola manewru nie ma. Efekt: drużyna strzeli 5 bramek, a potem po prostu nie ma na nią bata, bo "barykaduje się" na obronie.

    OdpowiedzUsuń
  6. @ Sektor...
    No ale z drugiej strony drużyna przegrywająca może rzucić całą jedenastkę (włącznie z bramkarzem, który chwilowo jest im zbędny na bramce) do ataku.
    Ale, rozważając przykład z samobójami, więcej sensu ma scenariusz, w którym prowadząca drużyna A musi bronić barmki B, bezlitośnie atakowanej przez drużynę B. Tak, czy siak kretynizm.

    OdpowiedzUsuń
  7. @fdreger ale tutaj chodzi o to jak dzieci się uczą, dziecko niesamowicie szybko łapie pewne schematy jego umysł jest jak plastelina, więc powinien mieć konkurencje a nie się opuszczać. Całkowicie zgadzam się z autorką tekstu i uważam że ludzie którzy to wymyślili powinni dostać jakiś prace na rzecz społeczeństwa.

    OdpowiedzUsuń