Na stronie "Nowego Ekranu" znalazłem wpis jednej z blogerek, Dominiki Sibigi na temat żeńskich nazw zawodów:
Minister Joanna Mucha dołączyła do grona feministek propagujących używanie form żeńskich od nazw zawodów i stanowisk jak np. adwokat – adwokatka, filozof – filozofka, etyk - etyczka, polityk - polityczka, psycholog – psycholożka, w końcu słynne minister – ministra.
Wyraz „ministra” jest formą dopełniacza i biernika od wyrazu „minister”
Przykłady:
Dzisiaj w Sejmie nie ma Ministra Kultury Bogdana Zdrojewskiego.
lub
Z oddali widać zbliżającego się na konferencję prasową Ministra Sprawiedliwości Jarosława Gowina.
Skoro „ministra” jest odmianą przez przypadki słowa „minister”, to jawi się jako wyraz podrzędny, taki który jest pochodną formy podstawowej.
Ci, którzy promują ten styl wypowiedzi, zachowują się tak jakby zakładali z góry, że kobiety są z natury gorsze i nie zasługują aby ich godnie nazywać, traktować na równi z mężczyznami oraz, że powinny one zadowalać się jakąś drugorzędną formą deklinacji czyli odmiany rzeczownika.
Zamieściłem tam komentarz:
Oczywiście pomysł minister Muchy jest głupi, ale na pewno nie z podanych tu przyczyn. Proponowane słowo "ministra" wprawdzie brzmi jak dopełniacz rzeczownika "minister", ale nim nie jest. Jest (zakładając, że istnieje) żeńską formą słowa minister.
Na tej samej zasadzie można byłoby dowieść, że pani Stanisława jest kimś gorszym, niż pan Stanisław.
Proszę też zwrócić uwagę, że według tej logiki obecnie funkcjonujące nazewnictwo jest krzywdzące w stosunku do mężczyzn. Wszak słowo "minister" jest tylko (między innymi) dopełniaczem i biernikiem żeńskiej formy (obecnej) tego słowa. Jak w zdaniach:
Dzisiaj w Sejmie nie ma Minister Joanny Muchy.
lub
Z oddali widać zbliżającą się na konferencję prasową Minister Joannę Muchę.
Krytyka tego pomysłu jest jak najbardziej słuszna, ale uzasadnienie jest całkowicie chybione.
Oczywiście piętnowanie głupot i wytykanie absurdalnych pomysłów feministek jest słuszne, ale przeciwstawianie im nie mniej idiotycznych "argumentów" niczemu dobremu nie służy, tylko ośmieszeniu krytyka. W efekcie dyskredytuje jego tezę.
Nie wystarczy mieć rację, trzeba jeszcze umieć ją w sposób logiczny wykazać. Nie jest trudne obalanie tez feministek, ale i do tego trzeba się czasem przygotować, zamiast rzucać barejowe "I pijak, bo każdy pijak to złodziej!".
A propos feministek - załączam przezabawny fragment filmu z "manify", w którym w tle słychać, jak feministka traktuje (swojego?) "mężczyznę". Pociesznie brzmi ton głosu tego feministy.
problemy feministek są jak problemy mojego 2,5 rocznego synka.
OdpowiedzUsuńjak się bawi, to nie jest koparką, tylko koparkiem.
Nie muczą tylko muchem.
Katarzyna Kłosińska - wypowiedziała się w trójce na temat nowe słowotworu Muchy http://wiadomosci.wp.pl/kat,1329,title,Kolejna-wpadka-ministry-Muchy,wid,14294873,wiadomosc.html. Pod tym linkiem jest natomiastł szlachetna wymiana zdań Nowickiej z Kłosińską http://wyborcza.pl/1,76842,11269965,Ministra_czy_ministerka__Filolozka_klasyczna_kontra.html
OdpowiedzUsuńNa pewno Stanisława nie jest kimś gorszym niż Stanisław. Prawdą jest, że imię kobiety Stanisławy pochodzi od imienia mężczyzny Stanisław, tak samo, jak Ewa pochodzi z żebra Adama.
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze napisane. Ogólnie Twój blog jest coraz lepszy. Lubię na niego wchodzić bo jest jakąś taką ostoją rozsądku, którego brakuje nie tylko wśród różnych grup mi dalekich jak choćby feministki, ale także (co bardziej smuci) u osób, których poglądy cenię. Ale nie cenię kiedy oddalają się od zdrowego rozsądku.
OdpowiedzUsuńProszę o deklinację rzeczownika "ministra"
OdpowiedzUsuńministra
ministry
ministrze
ministrę
ministrą
ministrze
O ministro!
Może być???
Słowo "rgorpupka" też nie istnieje, a można je odmienić:
Usuńrgorpupka, rgorpupki, rgorpupce, rgorpupkę, rgorpupką, rgorpupce, rgorpupko.
To niczego nie dowodzi.
Nie dowodzi, ale rozsmiesza. O, ministro Mucho, proszę zaczekać! Czysta Seksmisja!
OdpowiedzUsuń1. Poza tym, elegeancką formą byłaby "ministressa".
OdpowiedzUsuń2. Płeć (lub jej brak) nie powinna kierować naszym zdrowym rozsądkiem.
Ruch feministyczny nie polega na obronie biednych, uciskanych, dyskryminowanych kobiet. Korzenie i serce feminizmu tkwią głęboko w radykalnej lewicy; w wielu krajach jest za pan brat z rasizmem i faszyzmem. Trudno sympatyzować z czymś takim.