Brytyjscy lekarze będą musieli uważać na to, co mówią, gdy przyjdzie do nich pacjent z nadwagą. Używanie przez nich słowa "otyły" nie jest zalecane, ponieważ może wprawić pacjentów w kompleksy i popsuć im samopoczucie
Prawdą jest, że usłyszeć od kogoś, że jestem gruby jest nieprzyjemne. Ale lekarz właśnie od tego jest! Płacę mu za to, aby udzielił mi rzetelnej informacji na temat mojego zdrowia i kondycji fizycznej. Od niego chcę słyszeć prawdę, nawet tę najgorszą. I on pierwszy powinien mi zwrócić uwagę, że powinienem zrzucić parę kilogramów. Bo jak mi to powie lekarz, to jest większa szansa, że się tym przejmę i zacznę robić coś w tym kierunku.
Jeśli nie mogę szczerze o tym porozmawiać z lekarzem, to z kim? Mój lekarz wie o mnie wszystko - ile mam lat, jakie choroby przebyłem, wie o moim uzależnieniu od sernika, o hemoroidach, o moczeniu nocnym, o bólach fantomicznych, o wrastającym paznokciu, wie, że mam wiatry po brukselkach, a jego dłonie były tam, gdzie przed nim nie dotarł żaden mężczyzna. Ale powiedzenie mi wprost, że jestem otyły jest wykluczone.
Ja rozumiem, że obowiązuje go tajemnica lekarska na temat mojego zdrowia, ale, u licha, nie przede mną!
Lekarz może obgadać moją tuszę za moimi plecami z otolaryngologiem (względnie z otolaryngolożką), ale nie może porozmawiać o tym ze mną wprost. Ze mną musi się namęczyć podsuwając mi różne rebusy: "Jest pan szczupły inaczej", "Ma pan imponujący iloraz tuszy", "Jest pan bardzo atrakcyjny w sensie grawimetrycznym".
Bo powiedzenie tego wprost może mi popsuć samopoczucie.
Ale przecież powiedzeni mi, że mam platfusa też "może wprawić mnie w kompleksy i popsuć mi samopoczucie". Wiadomość o każdej chorobie jest przykra, dlaczego zatem czepiają się głupiej otyłości, która nawet nie jest prawdziwą chorobą? Wolałbym, by lekarz mówił mi, choćby codziennie, że jestem grubas, niż dowiedzieć się, że mam raka, czy stwardnienie rozsiane. Ale o raku, który nie tylko popsuje mi samopoczucie, ale może mnie wpędzić w poważniejsze stany depresyjne, lekarz może mi, bardzo słusznie, śmiało powiedzieć bez żadnych ogródek. Konsekwentnym jednak byłoby zakazanie lekarzom informowania pacjenta o jakiejkolwiek chorobie.
Oczywiście wówczas, aby ratować lekarzy przed bezrobociem, ustawodawca musiałby wprowadzić obowiązek wizyt u lekarza, bo po cholerę mam tracić czas na stanie w kolejce do przychodni, skoro i tak nic mi nie powie?
W zeszłym roku odstawiłem samochód na przegląd. Bardzo się zaniepokoiłem, kiedy dowiedziałem się, że powinienem wymienić przednie zawieszenie. O ileż świat byłby piękniejszy, gdyby tak zakazać mechanikom mówienia właścicielowi, że jego samochód jest zepsuty i wymaga kosztownej naprawy. Ustawa powinna chronić mnie przed takimi przykrościami. Oczywiście mechanicy między sobą niech sobie o tym rozmawiają, "ale tylko wówczas, gdy są we własnym gronie i mają pewność, że ucho kierowcy tego nie wyłapie".
Apeluję do autora tego pomysłu, aby zakazał też gazownikowi informowania mnie, że moja instalacja jest nieszczelna, bankowi, że zalegam ze spłatami kredytu, komentatorom krytykowania moich wpisów, nauczycielowi, że moje dzieci wagarują, a życzliwemu, że moja żona się puszcza z mleczarzem. W imię poprawności politycznej.
Albo lepiej: zmusić obywateli do codziennego żarcia prozacu. Nikt nie będzie smutny, nikomu nie będzie przykro, nikt nie będzie miał żadnych problemów, wszyscy będą się uśmiechać, opozycja przestanie narzekać i nikt nie będzie się o nic martwił.
Ale jednak, mimo wszystko, ktoś powinien.
Ha, doskonałe! Takie własnie teksty a nie prozac wprawiają mnie w dobry nastrój. Motylkiem jestem!
OdpowiedzUsuńW sensie nieskwantyfikowanym oczywiście.
MvS
Trochę się zagalopowałeś panie Staszek. Jak słusznie zauważyłeś na początku swojego wpisu brytyjscy lekarze mają mówić prawdę ale… innymi słowami, nie zaś nie mówić prawdy wcale. Tak więc druga część Twojego wpisu jest od czapy…. Komentujesz coś czego autor nie napisał...
OdpowiedzUsuńStaszek pokazał, jak takie rozumowanie doprowadza do absurdu.
UsuńSarkazm to najniższa forma dowcipu, za to najwyższa forma inteligencji.
OdpowiedzUsuńGratuluję Staszku
No, pióro masz Waćpan lekkie. :)
OdpowiedzUsuńdo @Anonimowy - pi...sz waćpan androny.
OdpowiedzUsuńLekarz ma powiedzieć pacjentowi że jego BMI=40
zamiast tego, że jak nie przestanie tyle żreć to za miesiąc umrze ???
Pacjent może nie wiedzieć co to bmi, a łagodne określenia typu 'zbyt puszysty' może potraktować zbyt łagodnie a przez to mocno swemu zdrowiu zaszkodzić.
Lekarz czasami wręcz powinien pacjentem wstrząsnąć.
Przekoloryzować ,aby pacjent np. przestał palić czy pić.
Najlepiej, żeby pacjent przy pierwszej wizycie powiedział lekarzowi o czym chce słyszeć, a o czym nie. Niech ma wolny wybór. Bo jeden będzie bardzo wrażliwy na temat swojej wagi i będzie chciał słyszeć o od razu o najmniejszej nadwadze, a będą też i tacy, którzy chcą być informowani tylko o drobnych i niegroźnych chorobach, a nie chcieliby wiedzieć, jeśli zapadną na coś nieuleczalnego, by mimo zbliżającej się śmierci żyć beztrosko.
OdpowiedzUsuńAle coś takiego to już chyba i dzisiaj można.
SM
Najlepiej żebym nie płacił za leczenie cudzej otyłości.
OdpowiedzUsuńBardzo zabawny tekst :D
OdpowiedzUsuńTajmenica o tajemnica, A jak lekarz chlapnie przed pacjentem, to ciągać go po sądach. Tak jest!
OdpowiedzUsuń