środa, 10 października 2012

Pojazdy uprzywilejowane

Jeden z komentatorów zadał ciekawe pytania na temat pojazdów uprzywilejowanych na niepaństwowych drogach:

Czy ułatwianie im przejazdu przez innych uczestników ruchu zależałoby wyłącznie od ich dobrej woli, czy byłoby jednak regulowane prawnie, albo zwyczajnie przez prywatnego właściciela drogi? 

Oczywiście kwestia ta powinna być regulowana przez właściciela drogi i jestem pewien, że jego decyzja zawsze będzie na korzyść pojazdów uprzywilejowanych. Niezależnie od tego, czy będzie to droga prywatna, czy samorządowa, nie widzę żadnego powodu, dla którego zarządca drogi miałby rezygnować z pojazdów uprzywilejowanych. Przejazd karetki raz na kilka godzin nie jest żadnym znaczącym utrudnieniem w ruchu, a z drugiej strony rezygnacja z tych przywilejów skutkowałaby dłuższym czasem oczekiwania na pomoc w sytuacjach krytycznych, co niechybnie przełożyłoby się na niższą jakość życia, a zatem i niższą wartość gruntów w mieście, czy na terenie gminy w przypadku dróg samorządowych, oraz na wyższą śmiertelność w wypadkach na drodze prywatnej, co na pewno nie jest korzystną sytuacją dla właściciela. Szybki bilans zysków i strat powinien rozwiać tę wątpliwość.

Czy zwykły, spieszący się kierowca mógłby postawić na dachu koguta, czy byłoby to jednak zabronione i zarezerwowane tylko dla szczególnych pojazdów?

Umożliwienie każdemu kierowcy podróżowania "na sygnale" mija się z celem, bo czym różniłaby się od sytuacji, w której nie ma uprzywilejowanych pojazdów w ogóle? Oczywiście ktoś musi czuwać nad porządkiem w tej kwestii, gdyż jest to bardzo prosty przypadek dylematu więźnia: jeśli ja użyję koguta, to dotrę do celu szybciej, więc zyskuję, ale gdyby jednocześnie pomyśleli tak wszyscy uczestnicy ruchu, to nikt by nie zyskał, a tylko zapanowałby chaos. I rozważny właściciel drogi będzie pilnował przestrzegania tego prawa - samorząd za pomocą lokalnej straży miejskiej, czy gminnej, a właściciel prywatny za pomocą prywatnych patroli.

Z rozpoznaniem pojazdów ratowniczych nie powinno być problemu, bo oprócz "koguta" mają charakterystyczny wygląd. Ktoś musiałby być naprawdę zdesperowany, by przemalować swój samochód na ambulans, by szybciej dojeżdżać do pracy. A jeśli właściciel drogi obawia się, że ktoś może to zrobić, to zawsze może wprowadzić identyfikatory dla pojazdów, które na jego drodze są uprzywilejowane, a w przypadku większych dróg całkiem dobrym rozwiązaniem byłoby posiadanie własnych pojazdów ratowniczych.

15 komentarzy:

  1. Bardzo płaskie myślenie. Nie to, że popieram obecne, państwowe ratownictwo, czy obecne, jedynie państwowe drogi, jednak zawężając do tematu pojazdów uprzywilejowanych
    :
    1. Szkoda, że nie "zatwierdziłeś" mojego postu w którym dałem swoją odpowiedź tamtemu komentatorowi Staszku. No, ale Twoja wola. Dalej to polemika Twojego wpisu.

    2. A co w przypadku, gdy właściciel drogi nie dogada się z jedną czy kilkoma firmami ratownictwa i zakaże im poruszania się po swojej drodze? Karetki będą zmuszone jeździć na około, albo może wcale ;)

    3. Otwiera to pole to pewnej akumulacji, gdzie jeżeli właściciel drogi będzie miał firmę ratunkową może skutecznie zyskać sobie monopol na danym terenie. W końcu drogi to nie tylko autostrady. Sam napisałeś o tym w sumie dobrym biznes. A podobno na wolnym rynku monopole się nie tworzą ;P

    4. Brakuje tu zdecydowania: Właściciel prywatny? Czy publiczny? Każdy z nich może inaczej tworzyć i egzekwować prawa. Chociażby aparatem przymusu, przejrzystością i pewnością zachować etc- w końcu właściciel prywatny może nie wpuścić danego wozu, bo nie, bo kolor mu się DZIŚ nie podoba, gdy nie ma żadnej wcześniejszej umowy. A samorządy mają pewne określone i uchwalone ramy działań.

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 2. Właściciel drogi uniemożliwiając poruszanie się po niej pojazdom uprzywilejowanym szkodzi sobie, bo, jak już powiedziano w artykule, jego droga będzie mniej bezpieczna i więcej ludzi będzie na niej ginąć.

      3. Widzę, że nie rozumiesz słowa "monopol". Popełniasz ten sam błąd, co bardzo wiele osób, dla których monopol to sytuacja, w której na rynku jest tylko jeden dostawca danej usługi. Tymczasem monopol to sytuacja, w której na rynku jest tylko jeden dostawca danej usługi oraz NIKT INNY NIE MA PRAWA NA TYM RYNKU JEJ ŚWIADCZYĆ. Sytuacja ta, jak słusznie podejrzewałeś, nie jest możliwa na wolnym rynku, gdzie każdy ma równe prawo do otworzenia swojego "interesu". To jest bardzo istotna część definicji, o której wiele osób zapomina. Jeśli mam jedyną rzeźnię w miasteczku, to nie jestem żadnym monopolistą, bo w każdej chwili sąsiad może postawić drugą.

      4. Przede wszystkim: właściciel, który nie wpuszcza pojazdu na swoją drogę, bo nie podoba mu się kolor? Czy Ty uważasz, że człowiek na tyle przedsiębiorczy, by posiadać własną drogę jest idiotą, który pozbawia się pieniędzy i dobrego imienia dla kaprysu? Bez żartów! Każdemu rozsądnemu kapitaliście zależy na tym, by świadczona przez niego usługa była jak najlepsza i dostępna jak największej liczbie klientów - w przeciwieństwie do urzędników - bo to właśnie wymusza na nim wolny rynek. A nawet jeśli właściciel jest idiotą, to jest to jego teren i on na tym terenie może robić co chce. To jest jego własność i w ogóle to od tego powinna się zacząć ta dyskusja. A jeśli będzie ustanawiał jakieś głupie zasady, to ludzie nie będą z jego drogi korzystać i tyle. On tylko sam na tym straci - i ma do tego prawo.

      Przy okazji - obecnie państwo jest monopolistą i żeby poruszać się samochodem po dowolnej drodze musisz mieć pozwolenie od tegoż monopolisty. I ten monopolista może Ci je w każdej chwili odebrać na podstawie widzimisię urzędnika i zabronić Ci korzystania ze WSZYSTKICH dróg w Polsce. A jest to dużo gorsza sytuacja, niż gdy prywatny przedsiębiorca, który z jakiegoś powodu (zwykle poważniejszego niż urzędnik, bo dla właściciela prywatnego każdy klient to dodatkowe pieniądze) zakaże komuś wstępu na JEDNĄ z wielu dróg.

      Usuń
  2. Z jednymi się dogada z innymi nie. Ba może nawet dać wyłączność jakiejś firmie na świadczenie usług na swojej drodze. Jeżeli gościo ma równo pod sufitem to będzie przeglądał różne oferty i zmieniał co jakiś czas dostawce. Jeżeli nie może się okazać że jego zyski będą spadać bo np. Ludzie mieszkający przy jego drodze zaczną się wyprowadzać. To samo się tyczy prowadzenia własnej działalności tego typu.
    Co do punktu 4 z barów, pizzerii, restauracji czy hoteli wyrzuca się osoby agresywne, pijane, czy nachalnie zachowujące się wobec kobiet. Jeżeli właściciel baru zacznie wyrzucać osoby bez wyraźnego powodu albo dlatego że 'facet chodzi w rurkach a ja tego nie lubię' to może dać to dwojaki efekt. Albo odstraszy tym facetów w rurkach i poniesie strate, albo ściągnie innych ludzi co też nie lubią facetów w rurkach a tych będzie na tyle dużo że na tym zyska. Tak samo właściciel drogi może stwierdzić że nie wpuścza ciężarówek i straci przez to opłaty od nich. Ale ściągnie kierowców którzy nie lubią korków oraz manewru wyprzedzania ciężarówek. Nie mówiąc o redukcji zużycia nawierzchni.

    OdpowiedzUsuń
  3. @Anonimowy- eufemistycznie powiem: najadłeś się szaleju. Czytaj proszę ze zrozumieniem moje słowa, bo robisz z siebie gorącogłowego gimnazjalistę:

    2. Drogi to nie tylko AUTOSTRADY! To też drogi dojazdowe np na osiedla, czy drogi miejskie. Nie wpuszczenie karetki na jedną z takich dróg nie będzie skutkować, że konkretnie na niej ludzie będą umierać, tylko w swoich domach, bo karetka musiała gonić na około. Będzie to psuło statystyki głównie firmy ratunkowej.
    Ponadto nie napisałem, że właściciel może się nie dogadać z JEDNĄ, czy KILKOMA z N dostępnych na rynku firm.

    3. Ja nie popełniam żadnego błędu. To Ty nie umiesz czytać ze zrozumieniem:
    "Tymczasem monopol to sytuacja, w której na rynku jest tylko jeden dostawca danej usługi oraz NIKT INNY NIE MA PRAWA NA TYM RYNKU JEJ ŚWIADCZYĆ."
    a ten rynek to właśnie moje prywatne drogi na których tylko moje karetki mają prawo jeździć. Pomyśl.

    4. Monopolista - państwo- nie może mi(konkretnie jednej osobie) zabronić poruszania się po drogach- nie znam takiego przepisu- zacytujesz? Nie może też mi zabrać prawa jazdy na podstawie widzimisię urzędnika- on musi działać w pewnych określonych i spisanych ramach prawnych od których mogę się wtedy odwoływać i żądać odszkodowania etc.

    Właściciel prywatny natomiast może decydować arbitralnie dopóki nie podpiszę z nim bezpośredniej umowy, która precyzuje nasze stosunki.

    A co do zasad, zysków i kaprysów kapitalisty to dobrze sprecyzował to shogun w swoim drugim akapicie- to jest właśnie to.

    @Shogun:
    właściciel drogi może mieć ograniczone możliwości zmieniania dostawcy, bo w końcu to nasze ubezpieczenie MOŻE określać dostawcę usług ratunkowych.
    Co do monopolu własnej firmy ratunkowej- owszem- jak będzie bardzo źle to ludzie zaczną się wyprowadzać. Natomiast jak tylko nie będzie najlepiej to zostaną. np. Wyższa cena niż konkurencji (powiedzmy o 5%) na pewno nie zmusi ludzi do kłopotliwej przeprowadzki ;)

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kage, nie wiem, czy jest sens dalej z Tobą dyskutować, skoro zaczynasz stosować argumenty ad personam. To świadczy o tym, że brakuje Ci merytorycznych. Ale podejmę ostatnią próbę.

      2. Drogi dojazdowe do osiedla, na przykład w USA, zazwyczaj należą do samorządów lokalnych lub do prywatnego właściciela osiedla. W razie, gdy jedyną drogą dojazdową do osiedla jest droga należąca do innego prywatnego właściciela, ustanawiana jest służebność gwarantująca mieszkańcom osiedla, oraz podmiotom świadczącym na nim usługi prawo do korzystania z tej drogi. Gdyby tak nie było, tylko głupi wprowadziłby się na osiedle, do którego dojazd w każdej chwili może być odcięty.

      3. Przepraszam pomyliłem się - wygląda na to, że jest odwrotnie niż mi się wydawało: Wiesz, czym jest monopol, ale nie rozumiesz czym jest rynek. Droga to nie jest rynek! Można mówić o rynku transportu z miasta A do miasta B, ale konkretna droga nie jest rynkiem. Zgodnie z Twoim rozumowaniem, dwa warzywniaki stojące koło siebie, to dwa różne rynki warzyw, a obaj właściciele są monopolistami na swoim rynku. Bzdura!

      4. Może na podstawie kodeksu ruchu drogowego.
      Urzędnicy tworzący kodeks nie są ograniczeni żadnymi ramami. Parę lat temu na przykład wpadli na pomysł by odbierać prawo jazdy osobom starszym. W każdej chwili mogą zadecydować, że prawo jazdy należy odebrać rudym. Przedsiębiorca kieruje się rozsądkiem, bo na złych decyzjach traci, urzędnik robi co chce, bo to nie jego pieniądze.

      "Właściciel prywatny natomiast może decydować arbitralnie dopóki nie podpiszę z nim bezpośredniej umowy, która precyzuje nasze stosunki." - Tak, i bardzo dobrze. Korzysta wówczas z dokładnie tego samego prawa, z którego Ty korzystasz, by nie włazili Ci do domu niechciani goście, menele itp. Czy uważasz, że ktoś powinien odebrać Wam to prawo?

      Usuń
    2. Drogi anonimie:
      Po pierwsze: Nie mam ochoty dochodzić kto pisze pod parasolem anonima i zastanawiać się, czy kolejne wpisy to różne czy te same osoby- interpoluje więc moje doświadczenia z dyskusji z anonimami.
      Nie stosuje ad personam. Nie będę tu cytował wikipedii- wierzę, że sam się doszkolisz, bo jeżeli chodziło Ci o epitet "gorącogłowy gimnazjalista" nie była to żadna forma argumentu a tylko mało grzeczne zwrócenie uwagi na Twój sposób wypowiedzi.

      Po drugie powtórzę- czytaj proszę ze zrozumieniem i refleksją. Będzie krótko:

      2. To jak jest USA, czy gdziekolwiek indziej na świecie nie oznacza, że u nas tak będzie czy nawet, że by się sprawdziło jak libertarianie dojdą do władzy.
      A co w wypadku dróg tranzytowych, gdzie podmioty nie świadczą usług dla danej społeczności a tylko chcą przejechać? Poza tym - czy istnieje regulacja prawna mówiąca o tym, że właściciel drogi w USA musi określić z mieszkańcami tą służebność?

      3. "Można mówić o rynku transportu z miasta A do miasta B, ale konkretna droga nie jest rynkiem" a co w wypadku, gdy rynek transportu z miasta A do B jest tożsamy z jedną, konkretną drogą?

      4. "nie są ograniczeni żadnymi ramami" orly? A niechby spróbowali odebrać prawo jazdy gejom albo kobietom.
      Wracając do Twojego argumentu - czy odebrali prawo jazdy osobom starszym? Czy każdemu powyżej pewnego wieku zabrali prawo jazdy bez możliwości odwołania? Czy tak brzmiał przepis?

      Jeżeli chodzi o drugi akapit- czy ja to gdzieś krytykuje? Ja tylko wskazałem różnicę.

      pozdrawiam

      Usuń
    3. Jeśli już o drogach mówimy, to ja mam pewną wątpliwość co do egzekucji prawa drogowego. Kto i na jakich zasadach to powinien robić? Monopolistyczna państwowa policja? czy prywatne "policje" poszczególnych właścicieli dróg? czy może tylko sądy na podstawie zawiadomienia właściciela? Bo konsekwencje tych rozwiązań są bardzo różne.

      Państwowa policja wymusza istnienie jednolitego prawa drogowego na wszystkich drogach oraz jakieś centralne podatki na jej cel. Jak i od kogo je pobierać, to osobna sprawa (stawiałbym na właścicieli dróg - odbiorą sobie w opłatach za przejazd). To nieco ogranicza wolność, ale daje właśnie jednolitość. Z drugiej strony mamy centralnie sterowany aparat przymusu, nad którym kontrola jest dość iluzoryczna. Oprócz tego, taka policja może skutecznie posiadać dość duże uprawnienia, włącznie z zatrzymywaniem i kontrolą samochodów, aresztowaniem kierowców w poważnych przypadkach itp., a także jest dobrze rozpoznawalna.

      Prywatne policje czy straże gminne, wiejskie i miejskie: lepsza kontrola obywatelska nad nimi (w przypadku samorządowych, co do prywatnych to już niekoniecznie), większe możliwości zróżnicowania i dostosowania do lokalnych warunków zasad poruszania się po drogach, kosztem jednolitości, co może prowadzić do chaosu. Bez ogólnopaństwowego prawa drogowego i tak się nie obejdzie, bo nastałby kompletny chaos, choć możliwe jest prawo mniej szczegółowe, pozostawiające określone obszary (np. parkowanie, dopuszczalne prędkości) w gestii właściciela drogi. Minusem jest rozproszenie władzy policyjnej i jej autorytetu - skąd kierowca ma wiedzieć, czy ten gostek w kanciastej albo okrągłej czapce, czarnym czy malinowym (z frędzelkami) mundurku jest wiejskim policmajstrem, przebierańcem czy porywaczem-gwałcicielem? Już dziś jest - uważam - poważny z tym problem: jakiś gostek macha ci legitymacją przed oczami i nie wiesz, czy możesz mu dać w mordę i odejść, czy też jest to funcjonariusz ABC, XYZ czy innej "służby", "inspekcji" itp., jakie naprawdę ma uprawnienia i co grozi za niepodporządkowanie się. Kto zna i jest w stanie rozpoznać mundury/wzory legitymacji Policji, SG, ŻW, SC, CBA, ABW, ITD, czy nastu tam jeszcze innych? - ręka do góry! nie widzę...

      Trzeci pomysł - sądy - ma ten minus, że działa mocno post factum. Dobre na jakieś drobne wykroczenia typu przejechanie linii ciągłej czy przekroczenie prędkości o 10 km/h (poparte zdjęciem/filmem/zeznaniem świadka), brak zapłaty za przejazd itp. Co, jeśli ktoś jedzie jak wariat, stwarzając poważne niebezpieczeństwo? Kto ma prawo go powstrzymać? Czy też przyjmujemy, że odpowiada dopiero, gdy faktycznie wyrządzi jakąś szkodę, spowoduje wypadek itp.?

      Usuń
    4. Według Wikipedii zarówno "najadłeś się szaleju", jak i "robisz z siebie gorącogłowego gimnazjalistę" podchodzą pod definicję AAP. Jeśli masz wątpliwości, co nim jest, a co nie, to przynajmniej postaraj się traktować rozmówcę z kulturą, bo chyba na nią zasługuję, zwłaszcza, że poświęciłem już sporo własnego czasu na tłumaczenie Ci podstawowych pojęć ekonomii.

      2. Jak ktoś chce przejechać to płaci za przejazd - przecież od tego wyszliśmy, zaczynasz chodzić w kółko.
      Nie, nie ma takiego obowiązku. Ale zazwyczaj właściciel drogi chce, żeby po niej jeżdżono, a deweloper chce, żeby do jego osiedla ludzie mogli dojechać, więc się chyba dogadają, nie?. Opłata za tę służebność jest zawarta w czynszu.
      3. Rynek a usługa to są dwa zupełnie różne pojęcia, więc nie ma mowy o tożsamości między nimi. Zapewne chodzi Ci o sytuację, w której na danym rynku w danej chwili istnieje jeden usługodawca (tylko jedna droga łączy miasto A z miastem B). Usługodawca ten też nie jest monopolistą, ponieważ na wolnym rynku w każdej chwili może się pojawić inny usługodawca świadczący tę samą usługę (może zostać wybudowana inna droga między miastami A i B)
      4. Nie, nie odebrali, ale wystarczy, że w każdej chwili mogą to zrobić.

      Kage, uwierz mi, że jeśli ktoś buduje, lub kupuje drogę, to nie dla ozdoby, nie po to, żeby mieć kilkadziesiąt, czy kilkaset kilometrów asfaltu leżących odłogiem, tylko po to, by na niej zarabiać. Jemu zależy na tym, by po jego drodze jeździło jak najwięcej samochodów (tak samo jak lodziarzowi zależy na tym, żeby jak najwięcej ludzi jadło jego lody). Jeśli będzie utrudniał kierowcom dostęp do swojej drogi bez powodu, to tylko sam sobie zaszkodzi.

      Usuń
    5. Anonimie- jak sama nazwa wskazuje AAP to forma argumentowania- w żadnej chwili nie użyłem tych słów aby przeciwstawić je Twoim argumentom ani nie odeszedłem od tematu sporu, by skupić się tylko na Twoich cechach.
      Tak samo jak prowadzący dyskusję uspokaja krzykacza, tak ja zwróciłem - przyznaję w mało grzeczny sposób- uwagę, że odwracasz kota ogonem albo nie rozumiesz o czym piszę.
      Potem napisałem polemikę.
      BTW. też poświęcam swój czas.

      2. Tak, tak... To bardzo ładnie działa z autostradami i drogami osiedlowymi. A co z drogami tranzytowymi? Które nie zaliczają się do autostrad?

      3. Tak- o taką sytuację mi od początku chodziło. Cieszę się, że w końcu zrozumiałeś.

      Bardzo mnie natomiast rozśmieszyłeś mówiąc, że "na wolnym w każdej chwili może się pojawić inny usługodawca świadczący tę samą usługę (może zostać wybudowana inna droga między miastami A i B)"

      Proszę- bądźmy realni. Wiesz ile kosztuje 1km drogi, ile prywatny inwestor musiałby poświęcić czasu? Ekspertyzy terenu, projekt drogi, wykupienie ziemi, wyrównanie terenu, położenie nawierzchni...
      To są ogromne koszty liczone w milionach złotych.
      Sama kilometrowa droga o szerokości 6m - gdy teren jest już w miarę równy i twardy kosztuje ok 500tys zł.

      Tylko szaleniec wybudowałby całą drogę tylko dlatego, że na poprzednią właściciel dopuścił tylko jedną firmę ratunkową, gdzie tu zysk? Gdzie tu logika?

      4. No to jak nie odebrali to znaczy, że jednak nie mogą w każdej chwili tego zrobić. Chcieli, ale się nie udało. Twoja teza o "nieograniczonej władzy" bierze w łeb.

      Zgadzam się z tym co napisałeś. Natomiast zapominasz, że właściciel drogi może mieć też kilka innych firm przez co SAMA jego działalność gospodarcza "DROGA" nie dąży do maksymalizacji zysku, tylko cały jego biznes do tego dąży.
      Może się okazać, że zyski z dopuszczenia na jego drogi innych firm są o wiele niższe niż zyski jakie wynikają z monopolu jego firmy na tych drogach.

      pozdrawiam

      Usuń
    6. 2. Dla powyższych rozważań nie ma znaczenia, czy mówimy o autostradach, drogach szybkiego ruchu czy innych drogach tranzytowych. Jeśli pisałem "autostrada", to tylko dlatego, żeby nie wymieniać wszystkich typów za każdym razem.

      3. Wybudowanie drugiej drogi jest dokładnie tak samo realne jak wybudowanie pierwszej. Ten "szaleniec" nie buduje drogi dlatego, że na pierwszą właściciel nie dopuścił jakiejś firmy ratowniczej, tylko dlatego, że uważa, że może na tym zarobić. Przecież po jego drodze nie będą poruszać się tylko karetki, które nie mogą jeździć na pierwszej, ale też przejdzie do niego część całego ruchu pomiędzy miastami A i B. Jeśli będzie świadczył usługę lepszą i tańszą (a będzie lepsza, jeśli czas oczekiwania na karetkę będzie krótszy), to przejmie większość tego ruchu. Wówczas będzie miał większy zysk niż droga pierwsza, której właściciel być może nawet zbankrutuje.
      Wcale nikt nie musi budować drugiej drogi - sama "groźba", że w każdej chwili może ją wybudować motywuje do tego, by właściciel istniejącej drogi dbał o jakość swoich usług. I to, że nikt nie buduje konkurencyjnej drogi najlepiej świadczy o tym, że jakość i dostępność usług na pierwszej jest wystarczająca do zaspokojenia potrzeb danego rynku. Kage, przecież to są podstawy wolnego rynku, czy naprawdę trzeba Ci to tłumaczyć?

      4. Kardynalny błąd logiczny - To, że czegoś nie zrobili nie znaczy, że nie mogą tego zrobić. Gdyby nie mogli, to nie zastanawialiby się nad tym czy to zrobić czy nie.

      Usuń
    7. 2. Ma to kluczowe znaczenie. Autostrada jest prostym odcinkiem drogi z kilkoma wjazdami/zjazdami na całej jej długości. Droga ekspresowa ma ich kilkanaście. Droga tranzytowa z WWy do Lublina ma ich około 300 (przed chwilą liczyłem). Jak chcesz ogarnąć wszystkie wjazdy i wyjazdy na drogę, zmianę właścicieli na długości 200km, fakt, że niektóre miejsca to większe lub mniejsze miasta, do których należy część dróg, różne regulaminy poruszania, patrole etc? Chaos przyjacielu, chaos dla kierowcy. Nieważne, czy jeździ pierwszy raz w życiu czy kilka razy w miesiącu.

      3. "Wybudowanie drugiej drogi jest dokładnie tak samo realne jak wybudowanie pierwszej" - invalid- pierwszą wybudowało państwo, które miało bardzo silny aparat przymusu.
      To chyba Tobie trzeba tłumaczyć podstawy rynku :)
      Strasznie bujasz w modelach matematycznych nie umiejąc ich dostosować do konkretnej sytuacji.

      1. pierwsza droga z A do B dzieli przestrzeń na 2 części -po lewej i prawej stronie- aby w pełni wyeliminować pierwszego właściciela trzeba by było wybudować dwie drogi- po lewej i po prawej. Jest takie coś jak nasycenie rynku - w większości przypadków następuje po wybudowaniu pierwszej drogi- nieważne jaka by była.

      2. Wykonaj zadanie domowe z rocznikiem statystycznym i google, by zobaczyć jakie opłacalne jest budowanie drugiej drogi obok. Przypominam, że zysk to wszystko ponad koszty- włączając te na otworzenie biznesu. Mogę Ci dać przepis co trzeba znaleźć, żeby mieć ogląd rynku dróg.

      To, że na wolnym rynku ISTNIEJE możliwość nie znaczy, że jest ona realna- tak samo jak istnieje możliwość, że zaraz przetunelujesz do czwartego wymiaru. Chyba jest nawet mniejsze niż 10-krotne wygranie w Totka przez jedną osobę, a słyszałem o przypadku jednej francuskiej profesor teorii liczb, która już wygrała w ichniego totka 7 razy.

      Po prostu ta "groźba" to sztuka dla sztuki zasad wolnego rynku. Jakoś nie widzę np. w Guragaon'ie planów budowy konkurencyjnej elektrowni elektryczności, chociaż pierwsza ma od dłuższego czasu problemy z zaopatrzeniem rosnącego popytu.

      Poza tym "jest wystarczająca" nie znaczy, że jest najlepsza ;) czy nawet do najlepszej zbliżona. Jest po prostu na tyle mało uciążliwa, że nie opłaca się zarówno z nią konkurować jak i uciekać do innego miejsca. O tym mówię od samego początku. Naprawdę przeczytaj moje wypowiedzi kilka razy. Poczekaj, przeczytaj znowu i dopiero odpisuj- kręcisz kota ogonem, żeby w końcu napisać po kilku postach to samo co ja.

      4. To, że czegoś nie zrobili- choć mieli takie plany- znaczy, że coś im przeszkodziło- to zaprzeczenie władzy bez ograniczeń.
      Ty nie możesz teraz kierować teraz państwem, ale możesz się zastanawiać nad tym jak nim kierować ;)

      pozdrawiam

      Usuń
    8. 2. Jaki chaos? Czy Ty myślisz, że prywatni właściciele będą ustalać na swoich drogach zasady jak popadnie? Że Jak Zieliński wybuduje drogę o ruchu prawostronnym, to Wiśniewski wybuduje drogę o ruchu lewostronnym? Nie. I Zielińskiemu i Wiśniewskiemu zależy na klientach, więc będą dążyli do tego, by kierowcy podróżujący po ich drogach czuli się komfortowo i bezpiecznie oraz by nie musieli za każdym razem zastanawiać się, jakie przepisy obowiązują na danym odcinku, a zatem będą dążyli do wypracowania pewnych standardów zasad ruchu na ich drogach. A dzięki drobnej konkurencji standardy te będą coraz lepsze. Kiedy wyjeżdżasz z Polski i wjeżdżasz np. do Niemiec, to zmienia się właściciel drogi, który ma oddzielny kodeks ruchu, spisany przez zupełnie innych ludzi, a mimo to sama jazda niczym właściwie się nie różni. Jeśli urzędnicy potrafili, to prywaciarze będą potrafili tym bardziej.
      Na moim osiedlu mam kilka sklepów spożywczych. Każdy ma innego właściciela. A mimo to zawsze wiem co robić. W każdym zakupy wyglądają prawie tak samo. Wchodzę w regały, zbieram co potrzebuję staję w kolejce do kasy, wychodzę. I tak samo będzie z prywatnymi drogami, różnice będą niezauważalne. Kapitaliści, w przeciwieństwie do państwa, chcą nam ułatwiać życie, bo tylko wówczas zarabiają. A jedyną szansą, żeby uniknąć tego "chaosu", którego tak się obawiasz jest upaństwowienie wszystkiego, dróg, sklepów osiedlowych, restauracji...

      3. Na wolnym rynku państwo nie buduje dróg. Próbujesz łączyć ze sobą elementy dwóch różnych układanek. Natomiast w przypadku prywatyzacji dróg państwowych, nowy właściciel nie dostaje drogi w prezencie. Musi za nią zapłacić. W przypadku prywatyzacji z licytacji, której domaga się prawica, cena którą za nią płaci jest równa lub niewiele niższa od kosztów wybudowania nowej.

      1. Droga nie dzieli przestrzeni. Właściciel drogi, aby mieć klientów musi umożliwić im na nią wjazd i zjazd z niej. A jeśli to umożliwia, to umożliwia też dostanie się z jednej strony na drugą.
      Celem przedsiębiorcy na rynku nie jest wyeliminowanie konkurencji, tylko uzyskanie jak największego zysku. Z jedną drogą też będzie miał spory udział w rynku, zwłaszcza w sytuacji, gdy jego konkurent jest mniej gospodarny od niego, jak założyliśmy.

      2. Jeśli się nie opłaca budować drugiej drogi, to najlepiej dowodzi to tego, że pierwsza w pełni zaspokaja potrzeby danego rynku - już o tym pisałem.

      4. Nic im nie przeszkadzało - zmienili zdanie. W każdej chwili mogą takie ograniczenie wprowadzić. Jeśli Tusk nie obniżył podatków tak jak zapowiadał, to nie dlatego, że nie mógł - nic nie stało na przeszkodzie - tylko dlatego, że zmienił zdanie.

      Tym kończę, bo widzę, że mój wysiłek jest całkowicie zbędny i szkoda mi mojego czasu. Jak chcesz, przeczytaj moje komentarze jeszcze raz, na spokojnie, bo już i tak zaczynasz mnie zmuszać do powtarzania się. Twoje rozumowanie jest bardzo silnie ukształtowane przez istniejący system. Myślisz, że prywatny inwestor wchodzi na rynek tylko po to, by realizować swoje widzimisię i traktować klientów jak barany. Tymczasem tak działa państwo, tak działa ktoś, kto zarządza cudzą własnością, a nie kapitalista. Szukasz dziury w całym. Kapitalistom, nie zależnie od tego, czy są to właściciele warzywniaka, restauracji, firmy kurierskiej, czy autostrady, naprawdę zależy na tym, by ich klienci byli zadowoleni, bo tylko wówczas zarabiają. Jeśli dasz im szansę, to uwierz mi, że stworzą taką sieć komunikacyjną, że nawet Ty będziesz zadowolony. A na pewno bardziej niż obecnie.

      Trzymaj się!

      Usuń
    9. 2. Niezauważalne różnice? Ichniejsze prawo różni się kolosalnie, tylko Ty znowu patrzysz się na wierzch zamiast zrobić research. Przykład z ruchem lewo/prawo skrętnym to dopiero wyolbrzymianie. Pewnie- samochodem wszędzie jeździ się tak samo- niuanse przepisów jednak są nieubłagane i mogą być kosztowne. Co powiesz o zapinaniu pasów, światłach dziennych, jeździe pod wpływem alkoholu czy zakresie kontroli drogowej etc. Diabeł tkwi w szczegółach.

      I owszem- państwowe drogi ogarniają te 300 wjazdów i wyjazdów z drogi tranzytowej WWa - Lublin, bo nie prowadzi ewidencji kto ma umowę na jazdę po niej a kto nie. To problem anarchokapitalizmu nieznany w socjalistycznym ustroju ;)

      3. Nie zaczynamy od czystej kartki- zejdź człowieku na ziemię. Przy prywatyzacji koszty kupna na pewno nie będą takie same jak koszty wybudowania nowej, no chyba, że prawica chce te drogi prywatyzować 100 lat. W 2010 było 383313 km dróg. To oznacza, że biorąc minimalną cenę, za najgorszą drogę- 500k złotych (a 2/3 jest o wiele lepiej zbudowana) łączny koszt dróg to niecałe 200mld złotych. A licząc dokładniej to pewnie wyjdzie prawie albo ponad trylion. Gdzie jest taki kapitał? :)

      1. pewnie, że musi umożliwić, wjazd i wyjazd. Ale niekoniecznie w tym samym miejscu i niekoniecznie za darmo ;) wjazd może kosztować. W idealnie wolnym rynku zapłaciłbyś dwa razy chcąc jechać najpierw tańsza drogą a potem musieć przedostać się na drugą stronę gorszą i koszt Twojej podróży wyjdzie prawdopodobnie większy niż jakbyś jechał droższą. Więcej wyobraźni.

      2. BŁĄD. Niekoniecznie w pełni zaspokaja. W większości przypadków po prostu stopa zwrotu inwestycji może być za mała, by myśleć o zyskach w rozsądnym czasie. Mówiłem- wykonaj pracę domową i zrób porządny biznesplan działalności "droga".

      4. a trybunał konstytucyjny im nie przeszkadzał? Wizja zaskarżeń, odszkodowań i przymusu kolejnej zmiany prawa?

      Kapitalista nie wchodzi na rynek, jeżeli inwestycja się nie opłaca. Kapitalista nie kieruje się największym dobrem klientów, tylko swoim własnym i zawsze będzie próbował ograniczać swoje koszty i maksymalizować zyski- nawet kosztem zadowolenia klientów jeżeli będzie miał z tego odpowiednio większą kasę. Być może bardziej mu się opłaci zamknięcie drogi dla użytkowników prywatnych a być może będzie testował cierpliwość klientów jak długo może zwlekać z remontem. A gdy zaczną powstawać plany budowy konkurencyjnej drogi i anim pierwsza łopata zostanie wbita w ziemię on zleci taki remont generalny swojej drogi, że konkurenta wbije w przepaść. Nawet nie wiesz jak nieładnie można grać w wielkim biznesie bez brudzenia sobie rączek.

      Ale uciekaj- znowu- gdy znajduje w Twoich argumentach dziury na które nie jesteś w stanie odpowiedzieć. Na połowę moich wskazówek, pytań czy sugestii nawet nie odpowiadasz. Faktycznie nie warto prowadzić z Tobą dyskusji. Więcej tego błędu nie popełnię.

      pozdrawiam

      Usuń
  4. Wtrącę się w waszą (Kage'a i Anonimowego) dyskusje o karetkach i dodam:
    Gdyby właściciel drogi odmawiał przejazdu karetkom to ryzykowałby przede wszystkim odpływem zwykłych kierowców - którzy obawialiby się po nich jeździć bo karetka która mogłaby ich uratować nie miałaby szans dojechać na czas.
    Zarządca drogi miałby w interesie wpuszczać karetki raczej za darmo, i szczycić się że szlaban na wjazd podnosi się w górę jak tylko słyszą karetkę - tak troszczy się właściciel drogi o swoich kierowców ;) . Raczej nie wyobrażam sobie dyskusji między cieciem obsługującym szlaban a kierowcą karetki czy jedzie do jakiegoś kierowcy na drodze czy tranzytem ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem pod wrażeniem. Świetny artykuł.

    OdpowiedzUsuń