Na serwisie W Polityce natknąłem się na artykuł pod tytułem Czy to jeszcze demokracja? Komisja Europejska chce karać partie, które nie reprezentują i nie szanują "europejskich wartości". Chodzi oczywiście nie o europejskie wartości, ale o unijne wartości, czyli całkowicie przeciwne, ale z tym mniejsza.
Co mnie niepokoi, to nieustanne utożsamianie demokracji z wolnością słowa. Nie ma wolności słowa - czy to jeszcze demokracja? To tak jakby zapytać: Skończyła się herbata - czy papież grywa w szachy?
Jeśli większość chce, by karać wspomniane partie, to jest to decyzja demokratyczna, jeżeli nie - to nie. Treść proponowanej ustawy nie ma tu żadnego znaczenia. Jej "demokratyczność" zależy jedynie od sposobu jej uchwalenia i poparcia dla niej.
Autorowi tego pytania bez wątpienia chodzi o to, że aby demokracja działała dobrze (dobrze, czyli zgodnie z założeniami demokracji, bo dobrze w znaczeniu "dla dobra ogółu" demokracja nie działa nigdy lub prawie nigdy) obywatel musi mieć pełny dostęp do informacji.
Mamy tu do czynienia z pewnym paradoksem. Demokracja bowiem opiera się głównie nie na informacji, ale na dezinformacji. Wystarczy uważnie obejrzeć dziennik w telewizji, by nie mieć co do tego żadnych wątpliwości. Fałszowanie informacji jest konieczne, by reżim, ale także opozycja oraz inni zainteresowani, zmusili wyborcę do myślenia w taki sposób, w jaki sami myślą. Każdy mówi co innego, więc wyborcę tego można bardzo łatwo w zalewie informacji zgubić. Prawda wszak jest jedna, a kłamstw są miriady. Jest to szukanie igły w stogu siana, więc nic dziwnego, że rzesze zwykłych zjadaczy telewizji cerują potem skarpetki źdźbłami trawy.
Z drugiej strony tego paradoksu jest system niedemokratyczny, czyli taki, w którym decyzje podejmuje monarcha, albo grupa ludzi, nawet niemała grupa ludzi, ale ludzi znających się na rzeczy. Rozumiejący z czym mają do czynienia. Tacy, których nie da się tak łatwo oszukać. Próba podrzucenia im fałszywej informacji mija się więc z celem. W tej sytuacji źródeł informacji jest dużo mniej, media nie są tak rozrośnięte, jak obecnie, ale za to ich wiarygodność jest nieporównywalnie wyższa.
Przepaść między obiema sytuacjami jest niezmierzona. W pierwszej mamy ilość bez żadnej jakości, w drugiej mamy ograniczoną ilość, ale wysokiej jakości. W pierwszym idioci podążają za tym, który piękniej kłamie (bo prawda nigdy nie jest na tyle wspaniała, by zachwycić idiotę), w drugim sprawy wagi państwowej są rozstrzygane przez ludzi do tego zdolnych i w oparciu o fakty nie wykoślawione przez pp. Durczoka, Lisa, czy Michnika.
W socjalizmie cenzura jest konieczna - bo jeśli człowiek, nawet chowany na lewicowych ideałach, usłyszy parę mądrych słów z prawej strony, to może zacząć rozsądnie myśleć, a rozsądek zawsze jest niebezpieczny dla socjalistów. I to jest jedyny cel przyświecający nowemu pomysłowi Unii. W normalnym państwie cenzura jest zbędna, bo nikt nie traktuje poważnie słów demokratów, czy socjalistów. Jeszcze jakieś sto lat temu, ludzie pukali się dobrotliwie w głowę, gdy ktoś wspomniał o demokracji.
A co do samej treści powyższego artykułu, to szkoda gadać. Zachód Europy może tego jeszcze nie wie, ale my u siebie już to mieliśmy i wiemy dobrze czym to pachnie. Uniokraci zapominają o jednym - zła jest ta idea, która jest niesłuszna, a nie ta, którą się zagłusza. Ale oni nauki brali u Goebbelsa.
Powszechne używanie słowa "demokracja" i jego rozumienie jest błędne. Demokracja, to w swoim sednie rządy większości, bardzo nieprzyjemny system. Systemy polityczne wielu państw europejskich miały być republikańskie. W rzeczywistości są przedłużeniem monarchi, gdzie króla zastępują "elity".
OdpowiedzUsuńBłędem jest myślenie, że rządy jednostki są lepsze od demokracji. Bo niby dlaczego? Dlatego, że są na to przykłady? Są też przykłady złej dyktatury. Nie ma idealnego systemu władzy. To czy jakakolwiek władza w ogóle jest potrzebna jest kwestią do dyskusji, ale władza nie może (nie powinna) być nikomu narzucona. Na swoim kawałku ziemi, każdy powinien być samemu sobie panem. Jakieś grupy mogą się oddolnie zrzeszać i organizować sobie władzę, bo to proces naturalny, ale zawsze warunkiem powinien być szacunek dla wolności człowieka. Nikt nie powinien mnie zmuszać do respektowania instytucji (nieważne czy to króla, czy prezydenta) jeśli nie mieści się to w moim światopoglądzie.
OdpowiedzUsuńTak, dyktatury bywają złe. Ba! Bywają tragiczne. Niemniej demokracja jest zawsze zła i zawsze prowadzi do skrętu państwa w lewo. Demokracja to w praktyce kaprys chwili, natomiast autokrata swoje decyzje może zmieniać, może nauczyć się na błędach. Nawet Stalin to robił. Umiłowani przywódcy nigdy nie uczą się na błędach bo się rotują. Przychodzą kolejni i to tylko z racji tego, że poprzednicy rządzili źle. Społeczeństwo też nie uczy się na błędach, bo społeczeństwo to twór tak samo stały jak ameba.
UsuńWyobraź sobie, że monarchów wszędzie na świecie ceni się znacznie bardziej niż parlamentarzystów czy prezydentów. Konklawe- cały świat patrzy z wypiekami, książę William się żeni- to samo, królowa Elżbieta ma okrągłe urodziny-- podobnie. Owszem, nie są to monarchie pełną gębą, ale jednak. I nikomu szczególnie nie przeszkadza cała ta królewska, sakralna otoczka. Ludzie tego wręcz potrzebują. Tego poczucia, że władza jest czymś szczególnym, wyjątkowym, że leży w rękach osób namaszczonych. Kiedy Nowakowa zdają sobie sprawę, że Malinowska spod czwórki też głosuje i to jeszcze na tych "idiotów i złodziei", to jak ona ma czuć się bezpiecznie , jak może szanować władzę? Nie może. To jest stan nienaturalny.
jakoś w Biblii stoi o nadejściu Jezusa Króla, a nie Jezusa demokratycznie wybranego prezydenta. Demokratycznie to Jezus został skazany na śmierć.
Poza tym mylisz pojęcia. władza autorytarna, to nie znaczy totalitarna. Otóż dyktatura może być autorytarna jak i totalitarna, jednak demokracja ZAWSZE jest totalitarna. Rządzi większość, a jednocześnie nie rządzi nikt. Nie ma żadnej odpowiedzialności. Wyborcy powiedzą- to wy, przywódcy jesteście winni, a przywódcy powiedzą- ale to wyście nas wybrali. Większość, zmienna jak ameba, narzuca wszystkim sposób rządzenia, nawet sobie, kiedy już zmienią zdanie. I potem są rozżaleni- choć przy świadomości, że tak naprawdę jeden głos niewiele znaczy, i tak obarczają winą innych.
Gdy rządzi dyktator, monarcha przynajmniej wiadomo kto rządzi. I o ile nie jest to jakiś wariat ja Ci z Korei Północnej, to zawsze możesz opuścić ten kraj na rzecz demokratycznego, w którym sobie sam "porządzisz".
Jakież to typowe dla zwolenników jednego popularnego pana. Wbiją sobie coś do głowy i powtarzają w kółko jakieś wyuczone kwestie, w ogóle nie zwracając uwagi na to że, przepraszam, zawracają dupę.
UsuńJak mam Ci odpowiedzieć, skoro zarzucasz mi pomylenie pojęć na takiej podstawie, że sobie coś dopowiedziałeś do mojego komentarza? Wybacz, denerwuje mnie to. Podobnie jak denerwuje takie stwierdzenie, że jak coś się nie podoba, to można zmienić lokalizację. Otóż nie, bo to moja lokalizacja. Własna. A słowo własność, tak jak wolność ma moc większą od jakijkolwiek władzy z tego świata.
Pardon, mogłem sformułować treść inaczej. Niemniej to co napisałeś wskazuje jasno, że ujednolicasz te pojęcia, a w każdym razie rozumujesz, że skoro dyktator to i totalitarysta. Otóż dyktator może w pełni respektować twoją wolność, może ograniczyć się do bardzo niewielu funkcji. Tak- pewnie i to przykłady za owym "jednym popularnym panem", ale Franco i Pinochet to dobre egzemplarze przytoczonego stanu rzeczy. Tak rzeczywiście za ich rządów było. No, akurat nie przypominam sobie, aby "jeden popularny pan" powoływał się na Franco, ale to, jak mówię równie dobry przykład.
UsuńProszę Cię, nie zniżaj się do poziomu osoby obrażającej moją inteligencję tylko dlatego, że mówię PODOBNIE do "jednego popularnego pana". Cóż, sądzę, że niegrzecznie jest oskarżać o niesamodzielne myślenie szczególnie, że tak naprawdę nie powinienem dać Ci do tego powodu- jakoś nie wysiliłeś się na cytaty i porównanie ich do wypowiedzi "jednego popularnego pana" Otóż "jeden popularny pan" mówi podobnie jak inni konserwatywni liberałowie i jakoś nikt nie zarzuca mu echolalii, wręcz przeciwnie, tak jak Staszek, tak jak ja, wyraża się językiem mniejszości.
Mogę Ci przyznać rację co do komentarza o zmianie miejsca zamieszkania. Tylko obacz sobie, że ja z kolei w CHWILI OBECNEJ cierpię(nie zaś przewiduję, że cierpiałbym w innym stanie rzeczy, tak jak Ty to robisz) i ciężko mi żyć tutaj, obcować z wszechogarniającą głupota- choć zarazem kocham ten kraj, nie chcę go opuszczać i nawet nie zamierzam. Skoro odrzucasz alternatywę, za którą się opowiadam, to znaczy, że i Ty stawiasz mnie przed wyborem tragicznym- zostać i przez to być nieszczęśliwym, czy wyjechać i również być nieszczęśliwym, tyle, że z innego powodu. Wybacz, ale implicite zawiera się u Ciebie to samo, za co się oburzasz w moim przypadku.
Pozdrawiam
Dalej nie rozumiem na jakiej podstawie wnioskujesz, że utożsamiam dyktaturę z totalitaryzmem. Drugie na pewno jest formą pierwszego, ale nie odwrotnie. Nie uważam, że to to samo i na tym zakończmy.
UsuńNie twierdzę również, że władza demokratyczna jest lepsza od monarchii. Twierdzę, że monarchia jest równie zła. Z prostego powodu. Jako człowiek ceniący wolność jednostki nie uznaję żadnej z góry narzuconej władzy. Toleruję jak ma to miejsce w chwili obecnej, ale nie uznaję. Monarchia nie jest więc dla mnie żadną alternatywą.
Póki posiadam fragment terytorium na którym stoję (choćby najmniejszy) i nie wkraczam na cudzy, nie mam obowiązku uznawać nad sobą niczyjego zwierzchnictwa. Jeśli tego zapragnę, proszę bardzo. Jeśli zaś zostanę do tego zmuszony przemocą, będę tolerował taki stan rzeczy, lecz nigdy nie uznam takiej władzy za prawą.
Nie chciałem Cię obrażać, ale nie potrafię przedstawić swoich poglądów jaśniej, niż już to zrobiłem, a Twój wpis wydał mi się raczej osobnym komentarzem podpiętym pod mój, niż odpowiedzią na niego. Może i było w tym trochę mojej winy.
Anarchokapitalista? :)
UsuńNawet jeśli nie, to rozumiem, że coś w tym kierunku, tyle, że brak władzy zwierzchniej to utopia. Zawsze wykreuje się jakiś aparat władzy. Ktoś musi w końcu ustanawiać prawa i gwarantować ich wykonanie. W przeciwnym razie zaręczam, że prędzej czy później wykreują się jakieś lokalne władze, z tym, że będą to raczej władze o charakterze gangów czy mafii. To bardzo naturalny stan rzeczy, zawsze tak było i nic nie wskazuje na to, aby miało być inaczej. Bez aparatu żadnej władzy nie istnieje gwarant Twojej wolność, zatem po prostu będziesz musiał zdać się na łaskę i niełaskę osób, które w przeciwieństwie do monarchy nie żyją sobie w odległym pałacyku, wiedzą o Twoim konkretnym istnieniu, a zatem ich uwaga nie jest rozproszona na miliony domostw, ale na najwyżej kilkaset. Jest zatem oczywiste, że takie "władze" mają nie tylko większą swawolę, ale i większe możliwości w pognębianiu Twojej wolności.
Ja tak samo jak ty cenię sobie własność i wolność, ale monarchowie na ogół to zapewniali. Niektórzy, ww dyktatorzy również.
Poza tym oprócz demokracji jest jeszcze republika- mało się o tym mówi, ale USA są państwem demokratycznym właściwie nie od tak dawna. To do jakiegoś czasu była prosta i zwyczajna republika, w której właściwie jedynie sposób rekrutacji przedstawicieli aparatu władzy miał charakter demokratyczny, sami jednak mieli oni ograniczone kompetencje. Nadrzędne było prawo. Nawet potężny prezydent, miał do pewnego czasu na tyle krótkie ręce, że nie był w stanie realizować niczego bez zgody senatu, który mógł zwyczajnie nie dać prezydentowi pieniędzy. To był bardzo dobry model działania i nic nie stoi na przeszkodzie, aby wszystko odbywało się w państwie podobnie z tym, że zamiast wybieranego demokratycznie prezydenta, władzę tę sprawowałby monarcha.
Takie jest przynajmniej moje zdanie, dla mnie państwo, które ma króla to państwo bogatsze o przynajmniej jeden czynnik, to państwo godniejsze szacunku. W takim państwie wolałbym żyć, demokracji, rozumianej jako system dziś panujący w życiu nie zniosę, bo jest to system, w którym Twoich dwóch sąsiadów może przegłosować Ciebie i doprowadzić do szkodzącego Ci stanu rzeczy. Z wolnością nie ma to zbyt wiele wspólnego.
Jeśli jednak jesteś Minarchistą- to aparat jakiejś władzy musisz siłą rzeczy uznać. Władzy sądowniczej jak choćby. Jeśli nie, no cóż, w mojej opinii mamy sytuację jaką opisałem na samym początku.
Pozdrawiam :)
Przypomniał mi się mój nauczyciel od historii i wiedzy o społeczeństwie, który na lekcjach mówił nam, że "w krajach demokratycznych nie skazuje się bez procesu". Może (ale tylko może) to i prawda, ale co to z demokracją ma wspólnego - nie wiem.
OdpowiedzUsuńKto skazuje oficjalnie? Aparat państwowy. Co decyduje jak działa aparat państwowy? Prawo. Demokracja bez prawa to ochlokracja, lub nie-demokracja. Mamy, więc zawsze jakieś prawo w demokracji, więc aparat państwowy działa według jakiś zasad, a nie według przekonań jakie sam wyznaje (autorytaryzm) lub przekonań władzy (totalitaryzm, ochlokracja, autorytaryzm). Jeśli działa według zasad, to musi istnieć proces, choćby głupi rzut monetą lub sprawdzanie czy wypłynie osądzona spod wody. W demokracji większość ustala jak proces powinien wyglądać , więc rzadko to są to procesy w stylu inkwizycji lub komunistów, bo często ta sama większość staje przed groźbą procesu.
UsuńDemokracja opiera się na dwóch twierdzeniach:
OdpowiedzUsuń1) Ludność odpowiednio poinformowana i wyedukowana, będzie w stanie podejmować racjonalne decyzje
2) Walki interesów w których tylko ilość osób będzie decydowała o sile interesu spowoduje największe szczęście ogólnie (krótko mówiąc, im większa grupa tym większe ma możliwości i przywileje, zwłaszcza jeśli jest mocno zorganizowana).
Do pierwszego punktu: na tej samej zasadzie opiera się kapitalizm, "ludzie są racjonalni i podejmują racjonalne wybory" ,jeśli nie to zginą na dłuższą metę (po to są wybory co chwilę , by móc zmienić decyzję i uczyć się na błędach - przynajmniej w teorii). Jednak, żeby demokracja mogła działać, potrzebuje tak jak kapitalizm wolności słowa, przepływu informacji, by mogła działać poprawnie i efektywnie. To, że jesteśmy okłamywani powoduje słabości tych systemów (większość nie dąży do prawdy, lecz do przekonywania, każdy tylko wysyła swoją prawdę objawioną w świat), widać tu częściowe związanie tych systemów (kapitalizmu i demokracji), jeśli to kogoś bardziej interesuje to politologia i dziedziny pokrewne się kłaniają. Efektywność demokracji i kapitalizmu, zależy od tego jak funkcjonują pewne inne struktury świata, np. w przysłowiowym ciemnogrodzie lub podczas kryzysu dyktatura jest najbardziej efektywna (historia się kłania). Jeśli ktoś mi strzeli, że po to ta nie-demokracja, żeby kapitalizm miał dobry przepływ informacji, to skończyła się herbata - czy papież grywa w szachy?
Po drugie co to za mit, że dzisiaj mamy demokrację? To jakaś kpina, dziś większość postulatów, mechanizmów i filarów jakie powinna posiadać demokracja nie istnieje.
Po trzecie strzał w stopę (kapitalizmu), mówiąc że władza niedemokratyczna będzie dobra (czyli władza odgórna, bo w demokracji władza powinna być oddolna, przynajmniej w teorii), bo taki sam pomysł, że kilku inteligentnych ludzi u szczytu, będzie wiedziało lepiej od ogółu czego potrzebują chciano już wykorzystywano na innej płaszczyźnie - analogiczne podejście i myślenie:
Ci na górze wiedzą lepiej czego wam potrzeba i jak macie to dostać, by było dobrze, wy na dole jesteście w sumie niepotrzebni, my nie damy się zmanipulować, tak jak wy w kapitalizmie pełnym chytrych bogaczy, dążącym tylko do partykularnego dobra, a nie ogółu. Istnieje system komunistyczny, czyli taki, w którym decyzje podejmuje jakiś planista, albo partia, nawet niemała partia, ale znająca się na rzeczy. Rozumiejący z czym mają do czynienia. Która poprowadzi ludzi słusznie.
Mam tylko nadzieję, że w powyższej analogii nie muszą niczego wyjaśniać, ale na wszelki wypadek: bogacz = demagog, dziennikarz, reprezentant silnych grup władzy, bądź interesów.
Twierdzenie, że demokracja jest zawsze zła i demokracja może istnieć bez wolności słowa jest sprzeczne z wieloma rzeczami na których opiera się kapitalizm. I rozsądek.
Ale przyuważ, że w kapitalizmie człowiek decyduje o WŁASNYCH sprawach. To znaczy, że musi się znać tylko na tym, co jest mu potrzebne, a nie na podatkach czy szczegółach prawa karnego. Ta analogia nie jest zatem wcale dobra. Ludzie na ogół wiedzą jakie kupić sobie ziemniaki, proszek do prania, lodówkę, czy samochód. Decydują wówczas tylko za siebie, lub za swoją rodzinę. W przypadku demokracji człowiek z Suchej Beskidzkiej razem z mieszkańcem Gawrych-Rudy w Województwie Podlaskim decydują za Gdańszczanina. w przypadku Kapitalizmu ich błędna decyzja odbije się tylko na nich samych.
UsuńA demokracja? Owszem jest. Nie było jej w PRL-u. Wtedy było oczywiste, że władza jest przeciwko ludziom i ludzie wychodzili masowo na ulicę. Socjalizm robił swoje, ale brak demokracji pozytywnie wpływał na rozeznanie sytuacji. Obecnie ludzie omamieni wolnością, która podobno ma płynąć z demokracji buntują się w praktyce.... jedynie poprzez głosowanie. Napną się, zaprą i wrzucą tę pojedynczą, maleńką karteczkę do Urny, sądząc, że coś tym zmienią. sami oczywiście nie są w stanie, ale proszę to pojąć- syndrom grupowego myślenia w praktyce zniewala ludzi na tyle, że muszą się oni opowiedzieć po stronie jakiejś znaczącej grupy- z tym, że grupy dzielą się dla nich na wybitnie znienawidzone, znienawidzone, trochę znienawidzone, oraz mniejsze zło, które, ze względu na, jak to nazywają, brak alternatywy, po jakimś czasie utożsamiają z większym dobrem. Ludzie rzeczywiście głosują, ale pod wpływem impulsu, z niewłaściwych pobudek, których potem sami mogą żałować.
Oczywiście inna sprawa, że szczęściu trzeba dopomóc i po wpadce z wygraną PiSu w 2005(w którym jednak jest za dużo awanturników- tą partią najtrudniej jest sterować), służby już odpowiednio zabezpieczają, aby jednak ta demokracja nie była aż tak dosłowna. No cóż, kolarz, który używa dopingu, dalej uczestniczy w dyscyplinie o nazwie kolarstwo.
Oczywiście gdy istnieje demokracja, powstają elity na zasadzie niejawnej. To bardzo komfortowa sytuacja! Mają ostateczne słowo, choć właściwie tam, gdzie nie decyduje to o ich losie(bezpośrednio jak i pośrednio), dają wolną rękę wybranym przez lud. A ktokolwiek to jest- ten układ niewiele się zmienia. To właśnie za kurtyną pewnej iluzji jest najprościej rządzić. Dają nam złudzenie wolności, która ma tkwić w demokracji, manipulują masami, a potem masy DOBROWOLNIE przedłużają ich władzę głosując wyłącznie na tych rządzących, którzy z agenturą są w jakimś stopniu uwikłani. Tak, demokracja istnieje. Nikt nie powiedział, że ten ustrój opiera się na ŚWIADOMYCH decyzjach obywateli.
Proszę wybaczyć, że tak wiele rozpisuję się, ale cóż- takie zboczenie literata :)Pozdrawiam.
Akapit 1.: Dlatego polityka państwa demokratycznego o rozmiarach tak dużych jakie widzimy dzisiaj musi być odpowiednio skonstruowana - dyktatorów widzimy na czele ogromnych imperiów, zaś demokracje i republiki w miastach i mikroregionach. O szczegółach prawa nikt nie karze decydować ludziom w referendach - ich jedynym zadaniem jest decydowanie, które osoby są bardziej kompetentne do tworzenia prawa. Nie możemy decydować o podatkach? Powinniśmy, pomijając jakiś podatek pogłówny w celach obronnych, sądowniczych itp., mieć prawo decydować wraz z ludźmi z okolicy czy chcemy niższe podatki, czy chcemy darmową opiekę medyczną, polityka organizowana na najniższym szczeblu pozwoli na szybkie dostosowywanie się do potrzeb ludzi, a wszelkie szalone pomysły w stylu ultrapodatków dla przedsiębiorców byłyby od razu rewidowane przez rzeczywistość, a nie jak w przypadku państw centralnie sterowanych, gdzie występuje efekt powoli przypiekanej żaby. Zgadzam się, że szalony to pomysł decydować w referendach o sprawach Gdańska z Wrocławia, ale coś takiego nie powinno mieć prawa miejsca. Na osiedlu moim decydujemy czy chcemy płacić wyższe składki czy chcemy mieć pozałatwiane pewne sprawy (jak odnowienie placu, itp.). Grupy ekspertów zajmowałyby się wprowadzaniem w życie wyborów podejmowanych przez ludzi - coś co dzisiaj nie istnieje, a istnieje w teorii demokracji, czyli trójpodział władzy - dziś nie istnieje, a powinien - nie tylko horyzontalnie, ale też wertykalnie.
Usuń2.: Nazywane dzisiejszego systemu demokracją, jest porównywalne z uznawaniem jako demokracji PRL-u. System jednopartyjny zmieniony na dwupartyjny, bo na tym skończyła się idea pseudemokracji na zachodzie i pewnie też w Polsce za niedługo. System reprezentantów, a nie partyjny jest charakterystyczny dla demokracji. Partyjność i decyzje oraz problemy, którymi trzeba zajmować się centralnie, bo obywatel jest za głupi to dzieło socjalizmu/komunizmu/lewicy (oczywiście nie wszystkich nurtów, ale jest tego zbyt wiele, a wiemy o kogo chodzi). Po drugie reprezentanci to tylko część demokracji związana ze zbyt rozległymi państwami, są inne formy demokracji zwłaszcza lokalnej. Ale po kolei: za PRLu ludzie bardziej świadom swoich krzywd? Wynika to z poziomu zła oraz jego widoczności. Dzisiaj nie jest aż tak źle, po drugie nie wszystkie systemy demokracji dobrze działają, po trzecie niszczy się jeszcze bardziej promowaniem kosmopolityzmu i materializmu, jakiekolwiek wartości, kulturę - stąd wynika problem braku rozeznania, dlatego też polscy romantycy dużo pisali dla Polaków w czasach rozbiorowych, wzmacniali to co dziś się niszczy. Nie wynika to bezpośrednio z demokracji. To, że dzisiaj jedynym praktycznym buntem jest głos jest idealnym przykładem na to, że niema demokracji, niema powiązania życia prywatnego z publicznym, nie ma podstawowych narzędzi jakimi obywatele współtworzą państwo. Jeśli moim jedynym działaniem obywatelskim w takim USA, jest wybieranie między D i R co kilka lat, to to żadna demokracja, to kpina z demokracji, dwupartyjność to nowe oblicze pseudo-autorytaryzmów. 17 % procent obywateli to nie większość, to mniejszość mniejszości, często ta mniej odpowiedzialna. Te zjawiska socjologiczne na które wskazujesz byłyby w normalnej demokracji wyjątkami.
3.: Ogólnie takie sytuacje nie powinny w normalnej demokracji się zdarzać. Kontrolowana demokracja? Jeśli obywatele jako ogól są za słabo wyedukowani i za biedni, by poradzić sobie z dużymi grupami interesów demokracja nie powinna jeszcze istnieć. Tak jak np. dzisiaj, demokracji nie powinno być jeśli nie rozwiąże się problemów ze światowymi korporacjami i organizacjami (choćby Monsanto, UE, Chiny).
Ciąg dalszy:
Usuń4.: Elity niejawne istnieją zawsze, gdy istnieją siły centralnej władzy, czyli dużo władzy w małe ręce, wynika to ze zwykłej hydrostatyki: zbyt dużo władzy w jednym miejscu musi się rozproszyć, a że jest to niekontrolowane i niezamierzone, to dochodzi do elit niejawnych. Elity niejawne (nie zawsze chodzi tu o to, że nie są widoczne, lecz o to, że nie są bezpośrednie i oficjalne) istnieją już od czasów faraonów. Niezależnie od ustroju jaki wprowadzimy elity niejawne będą problemem polityki, (a nie ustroju). Co do tej iluzji itd., to tylko kolejne przykłady na to, że to tylko makieta demokracji, a nie demokracja. Demokracja to jest kolejne zepsute słowo w tym świecie. Tak jak sprawiedliwość, wolność, równość itp. Ale to inny temat.
5.: Pozdrawiam. Za dwa człony przepraszam, ale limit znaków mnie ograniczył (4096).
PS.: Wbrew charakterowi moich wypocin uważam, że akurat przydałaby się teraz jakaś porządną dyktatura, ale tylko przejściowo.