Swego czasu pracowałem w firmie, która podlegała dosyć restrykcyjnym standardom bezpieczeństwa. Aby utrzymać certyfikat niezbędny do jej działalności musiała przeprowadzać szczegółowe kontrole okresowe. Każde, nawet najdrobniejsze zacięcie się kartką papieru musiało zostać szczegółowo opisane w raporcie, a raport zarchiwizowany do kontroli. Ba! Wystarczyło, że "o mały włos" do czegoś nie doszło, a już trzeba było pisać, co mogło pójść nie tak i jak w przyszłości zapobiegać podobnych sytuacji. Raporty te były pełne idiotycznych lub dowcipnych komentarzy, jako reakcja na absurdalność niektórych pytań.
"Pech" chciał, że zdarzyło się pewnego razu, że przez trzy miesiące z rzędu nie wydarzyło się nic "niebezpiecznego". Nawet jednej drzazgi. Zakładowi wydającemu certyfikat nie spodobało się to, zarządził kontrolę poza kolejnością. Firma została dokładniej niż kiedykolwiek prześwietlona, osoba odpowiedzialna za BHP musiała się tłumaczyć, jakim cudem nikomu nic się nie stało przez tyle czasu. Niewiele brakowało, by firma straciła certyfikat, co oznaczałoby koniec z biznesem.
Innymi słowy organ wydający certyfikat bezpieczeństwa prawie był go odebrał za to, że w firmie jest bezpiecznie. Cyrk? Nie: biurokracja. Powyższe to tylko ilustracja pewnego problemu, który trawi większość instytucji państwowych (albo niepaństwowych, ale takich którym państwo udziela monopolu w pewnym zakresie).
Dokładnie tak samo działa obecnie rząd. Partia, która go utworzyła, szła do wyborów z hasłem "By żyło się lepiej". Ale nich tylko komuś żyje się lepiej, to już oni naślą na niego kontrolę skarbową, sprawdzą, dlaczego jest mu dobrze, czy kradnie, czy oszukuje. No bo przecież jeśli faktycznie żyje mu się lepiej, to oczywiście nie dlatego, że rząd robi coś, by lepiej mu było, tylko dlatego, że sam postanowił zadbać o swoje dobro, a na to nie może być zgody!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz