poniedziałek, 28 lutego 2011

Pieniądze rozumu nie dają

Koronnym argumentem przeciwników prywatnej edukacji zdaje się być głos "po sprywatyzowaniu szkół tylko bogaci pójdą na studia". Bzdura. Jakoś, nawiązując do cytowanego kilka dni temu na blogu wiersza, nie tylko bogaci noszą buty.

Przede wszystkim, nie wszystkie szkoły muszą być drogie. Na wolnym rynku wachlarz różnorodnych usług jest bardzo bogaty, zatem i zakres cen jest dużo bardziej zróżnicowany, niż pod okiem socjalistów. Weźmy zwykłą wodę mineralną. Dolna granica ceny wody plasuje się na poziomie w okolicach złotówki za 1,5 l. Ale są też takie, za które trzeba zapłacić nawet 4 - 5 złotych za 1/3 litra, zatem dwudziestokrotnie drożej. Nie mówiąc o kranówce, która też gasi pragnienie, nieprawdaż?

To samo stanie się ze szkołami po ich uwolnieniu. Będą drogie, zakładane przez zagraniczne uczelnie z wieloletnią tradycją i z wszędzie rozpoznawanym logiem, oraz będą tanie, nawet darmowe: tata Wojtka jest weterynarzem - uczy syna i kilku jego kolegów biologii i chemii, mama Tereski, prawniczka, uczy te dzieciaki historii, literatury i religii, a starszy brat Karolka jest inżynierem i pokrywa matematykę i fizykę. Wszyscy rodzice są zadowoleni, bo ich pociechy uczą się tego, czego oni sami chcą, by się uczyły i nie płacą za to ani grosza.

A w przypadku płatnych uczelni, sposobów ich opłaty przez mniej zamożnych jest całe mnóstwo. I większość z nich, jeśli nie wszystkie faworyzują nie bogatych, ale bystrych i pilnych uczniów. Oto kilka:

Oczywiście kredyt. Słowo to obecnie może kojarzyć się z ciągnącym się przez lata długiem. Ale co innego kupić na kredyt samochód, który po zakupie z dnia na dzień traci wartość, a co innego inwestycja, która ma w przyszłości umożliwić dobrze płatną pracę. Zwłaszcza, że dobrze rokujący student, który na przykład uzyskał bardzo wysoką notę na egzaminie wstępnym do szkoły, dostanie kredyt na znacznie dogodniejszych warunkach, niż ten, który ledwo się prześlizgnie.

Dlaczego? Bo bank sobie wykalkuluje, że na stu obiecujących studentów, może jeden nie skończy studiów i nie spłaci kredytu, więc się rozrzuci go na 99 pozostałych. W przypadku uczniów miernych ryzyko banku się zwiększa.

No ale potem trzeba ten kredyt spłacić. Owszem. Ale chyba lepiej mieć wykształcenie i zarabiać np 5 000 i mieć 1 000 kredytu, niż nie mieć szkoły i zarabiać 3 000, prawda? Zwłaszcza, że ten kredyt po paru latach się spłaci.

A gdy szkolnictwo zostanie naprawione, liczba "wypluwanych" obecnie magistrów i licencjatów skurczy się tak, by korespondować z zapotrzebowaniem rynku, czego jak już mówiłem gwarantem jest prywatne szkolnictwo, jeśli jakość nauczania się zwiększy (prywatne szkolnictwo po raz drugi!), to ta proporcja wyniesie nie 5 000 (- 1 000) do 3 000, a np. 10 000 (- 2 000) wobec 2 500 (bo zwiększy się też podaż niewykwalifikowanych pracowników).

Żeby nie być gołosłownym, przykład zza Wielkiej Wody. Moja znajoma wyjechała z rodzicami do Kanady, kiedy była jeszcze w szkole. Jej rodziców nie stać było na uniwersytet. Studia farmaceutyczne opłaciła z kredytu. Spłaciła go po dwóch latach. Po kolejnych trzech spłaciła trzypoziomowy dom w Edmontonie. Bo jako specjalista zarabia bardzo duże pieniądze. Nie, nie pracuje w wielkim koncernie farmaceutycznym. Pracuje w aptece w supermarkecie. A ile zarabia aptekarz u nas?

Drugi sposób: stypendia naukowe. Każda prywatna uczelnia walczy o renomę. Jeśli trafi do niej uczeń wybitny, szkoła zrobi wszystko, żeby w niej pozostał. Nie tylko zrezygnuje z pobierania czesnego, ale i zapewni mu środki do utrzymania. Dlaczego? Ano dlatego, że jest duże prawdopodobieństwo, że taki wyróżniający się uczeń, za kilka lat odkryje planetę, wynajdzie samochód na wodę, zostanie prezydentem, napisze bestseller czy zdobędzie prestiżową nagrodę. Jednym słowem, zdobędzie sławę. I wówczas szkoła wpisze go sobie w portfolio. I będzie się reklamować mówiąc:

"Tadeusz Wychodek, pierwszy neurochirurg na świecie, który przeszczepił mózg dziobaka socjaliście, z wielką korzyścią dla tego drugiego, studiował na naszej uczelni i za nasze pieniądze."

Reklama jest dźwignią handlu, a na wolnym rynku edukacją się handluje, bo to bardzo wartościowa usługa.

Trzeci sposób: prywatne fundacje, które również mogą zyskać w przyszłości pieniądze i renomę, dzięki finansowaniu studiów zdolnych ludzi.

Czwarty sposób: "Przystanek Alaska". Pamiętacie, jak Dr. Fleischmann trafił na to alaskańskie zakuprze? Miasteczko Cicely opłaciło jego studia w zamian za to, że po ich ukończeniu, przez określony czas będzie lokalnym lekarzem. Jeśli chcę iść na studia informatyczne, to nic mi nie szkodzi napisać płomienny list np. do Microsoftu, gdzie zaproponuję, że MS opłaci mi studia, a ja w zamian za to przez trzy lata po studiach będę pracował za pół pensji. Rozsądna firma weźmie mnie na rozmowę, zobaczy co jestem wart, przejrzy moje oceny i jak uzna, że jestem dobry, pójdzie na to.

Wolny rynek to raj dla ludzi bystrych, przedsiębiorczych i pracowitych. A edukacja jest inwestycją. Jeśli ktoś jest zdolny, nie będzie miał problemu ze znalezieniem sponsora, czy wzięciem kredytu. A jeśli nie znajdzie nikogo takiego? To wówczas powinien się zastanowić, czy to faktycznie jest dobra inwestycja. Jeżeli bank lub firma, które znają się na pieniądzach uznają, że ryzyko jest za duże, to może lepiej dać sobie spokój ze studiami i zostać hydraulikiem, ogrodnikiem, żołnierzem, strażakiem, pielęgniarką, piekarzem, murarzem, wojewodą...? Też są potrzebni, nie? A ci wredni, wykształceni bogacze chętnie im zapłacą.

Podane na wstępie zdanie "po sprywatyzowaniu szkół tylko bogaci pójdą na studia", należałoby zapisać:

Po sprywatyzowaniu szkół, tylko zdolni pójdą na studia.

I tak powinno być! Ślepych nie biorą na malarzy, bezrękich nie biorą na murarzy, dlaczego zatem na siłę robić magistra z kogoś, kto po prostu nie ma do tego predyspozycji? Szkoda czasu ich i nauczycieli.

Ciąg dalszy

10 komentarzy:

  1. Nie wiem jaki jest problem w tym, że bogaci mają lepszy dostęp do edukacji? Do wszystkiego mają lepszy dostęp, więc dlaczego edukacja miałaby być wyjątkowa? Pieniądze nie spadają z nieba. Biorą się z pracy i przedsiębiorczości. Jak ktoś ciężko pracuje i oszczędza, to też po to, żeby jego dzieci miały większą szansę na dobre wykształcenie. I to jest godne pochwały, a nie krytyki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pragnę zauważyć, że dziś osoby biedne również nie mają dostępu do edukacji (wyższej) - no chyba, że mieszkają w mieście akademickim.
    Ot choćby stypendia socjalne, które uzyskuje się tylko w przypadku tak niskich dochodó, że wysłanie dzieci na studia graniczy z cudem lub wiąże się z głodowym życiem.
    W praktyce stypendia socjalne pobierają tylko rolnicy i przedsiębiorcy ponieważ mają możliwość minimalizacji swoich dochodów przez nabijanie kosztów. Z reguły więc stypendia socjalne otrzymują najbogatsi (biedny rolnik raczej nie wysyła dziecka na studia).

    Całe szczęście istnieją jeszcze na państwowych uczelniach stypendia naukowe - bez tego nie dałbym rady ukończyć edukacji. Druga sprawa, że stypendia naukowe są śmiesznie niskie - nie wystarcza mi nawet na opłacenie mieszkania - a podobno studiuję na najbogatszej uczelni w mieście.

    OdpowiedzUsuń
  3. @pulsar to prawda ze stypendiami. Można na nich ładnie oszukiwać. U mnie na uczelni znajdzie się kilku takich, co to rodzina ma "zerowy" przychód, więc stypendium jest wysokie, a osoby takie chodzą oblane w luksusach. I to nie przez wysokość stypendium, po prostu rodzice mający rolę tak kombinują, że przychodu nie ma, więc dziecko dostaje sporo, a im i tak nie brakuje.

    Co do wytłumaczenia pewnych rzeczy w społeczeństwie trzeba postarać się zmienić sposób myślenia z socjalistycznego na ludzki, Trzeba jakoś ludziom wytłumaczyć, że na wolnym rynku można TYLKO zyskać, a nie stracić(no chyba, że się wyłudza zasiłki od państwa albo jest urzędnikiem albo leniem). Cóż, wiem z doświadczenia, że niektórym to jak o ścianę pewne rzeczy. I jak nie wie co odpowiedzieć, to zawsze, że kapitalizm to daje bogaczom, a cały czas na tłumaczenie jest zmarnowany i trza od początku zaczynać.

    OdpowiedzUsuń
  4. "Tadeusz Wychodek, pierwszy neurochirurg na świecie, który przeszczepił mózg dziobaka socjaliście, z wielką korzyścią dla tego drugiego, studiował na naszej uczelni i za nasze pieniądze."

    Super. Padłem jak to przeczytałem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Małe sprostowanie do końcowej części tekstu: aby wykształcić się w zawodzie pielęgniarki obecnie wymagane są studia wyższe czy to stopnia licencjackiego czy to magisterskiego, pozdrawiam świetny blog!

    OdpowiedzUsuń
  6. Do Autora: a co uważasz o studiach dla osób, które - w wolnym państwie - będą pracowały dla sektora państwowego (policjanci, wojsko)? Czy ich nie powinno wykształcić państwo?

    OdpowiedzUsuń
  7. "Do Autora: a co uważasz o studiach dla osób, które - w wolnym państwie - będą pracowały dla sektora państwowego (policjanci, wojsko)? Czy ich nie powinno wykształcić państwo?"

    Według mnie powinno być to załatwione w takim zakresie w jakim robią to teraz duże firmy. Nowy pracownik najpierw idzie na szkolenie, zanim może się do czegokolwiek dotknąć. Po jakichś egzaminach wstępnych 2-3 miesięczne szkolenie dla policjanta w zupełności wystarczy. Jeśli funkcjonariusz będzie dobrze rokował, to po awansie dodatkowe 2 miesiące szkolenia.
    Zawodowe wojsko to trochę inna bajka. Podejrzewam, że zwykły szeregowy wcale nie musi mieć dużej wiedzy ogólnej. Tam raczej potrzebna jest dobra kondycja, reflaks, nerwy na wodzy i dyscyplina.

    OdpowiedzUsuń
  8. "Tadeusz Wychodek, pierwszy neurochirurg na świecie, który przeszczepił mózg dziobaka socjaliście, z wielką korzyścią dla tego drugiego, studiował na naszej uczelni i za nasze pieniądze."

    cudowne!

    OdpowiedzUsuń
  9. "Anonimowy pisze...

    Do Autora: a co uważasz o studiach dla osób, które - w wolnym państwie - będą pracowały dla sektora państwowego (policjanci, wojsko)? Czy ich nie powinno wykształcić państwo?

    Według mnie powinno być to załatwione w takim zakresie w jakim robią to teraz duże firmy. Nowy pracownik najpierw idzie na szkolenie, zanim może się do czegokolwiek dotknąć. Po jakichś egzaminach wstępnych 2-3 miesięczne szkolenie dla policjanta w zupełności wystarczy. Jeśli funkcjonariusz będzie dobrze rokował, to po awansie dodatkowe 2 miesiące szkolenia.
    Zawodowe wojsko to trochę inna bajka. Podejrzewam, że zwykły szeregowy wcale nie musi mieć dużej wiedzy ogólnej. Tam raczej potrzebna jest dobra kondycja, refleks, nerwy na wodzy i dyscyplina."

    Szkolenie podstawowe żołnierza (lekkiej piechoty) obejmuje taktykę indywidualną, drużyny (Pi razy drzwi 10 osób), plutonu (30 os.) strzelanie, musztrę, regulaminy, itp oraz oczywiście kurs unitarny (tu jest właśnie musztra, regulaminy, nauka dbania o sprzęt i nie zabicia się o własne buty). Różne stowarzyszenia pro-obronne realizują dokładnie takie szkolenie w ciągu 3 miesięcy w systemie weekendowym (raz, dwa razy w tygodniu trening, plus ew. co miesiąc, półtora jakiś wyjazd) dla porównania takie samo szkolenie żołnierza kontraktowego trwa 6 miesięcy od świtu do nocy... gdzie większość służbę wojskową odbyła, a przeszkolenie oferowane przez MON jest na o wiele niższym poziomie i przestarzałym i/lub nieergonomicznym sprzęcie i oporządzeniu. Dodatkowo jeszcze za szkolenie, wyposażenie, wyżywienie, ubezpieczenie, itd w MON płaci podatnik, a członek stowarzyszenia wyposaża się sam, poświęca swój czas i nikt mu za to nie płaci. Tutaj również ma zastosowanie zasada "co prywatne to lepsze". Na koniec dodam, że metody szkolenia są bardzo różne, często innowacyjne, a i sam czas trwania szkolenia podstawowego (po którym można by przyjąć kogoś na służbę) waha się. Podałem tutaj tylko średnią.

    OdpowiedzUsuń
  10. pulsar - ma racje. Mojego brata nie stać na magistra... Kredyt? A to dobre :) Kto mu go da? Ja? Koleżanka po 2 kierunkach studiów ekono i admin. nie może załatwić job, i jedzie do belgi na gruszki ;) On też powinien fru...

    Nie zapominajmy, że szkoła to bardziej szopka, niż konkretna wiedza potrzebna do pracy. Liczy się praktyka w pracy, po której wychodzi na jaw, że jest obojętne kto jaką uczelnie skończył(nie kierunek), bo każdy się nadaje.

    "Do Autora: a co uważasz o studiach dla osób, które - w wolnym państwie - będą pracowały dla sektora państwowego (policjanci, wojsko)? Czy ich nie powinno wykształcić państwo?"

    To jest właściwa odpowiedź - Akurat - "Do prostego człowieka" https://www.youtube.com/watch?v=7wChlvZbXjY

    Temat szkoły jest dobry, jednak nie rozwodziłbym się nad jej prywatyzacją. Do tego potrzebne są sprawiedliwe zasady. Tak jak up pisałeś, dobra jest możność uczenia proli przez kogokolwiek(a nawet samemu). Ważne aby egzaminy był zaliczony. Obecnie szkoła to indoktrynacja i to jest największy problem...

    OdpowiedzUsuń