poniedziałek, 16 maja 2011

Ofiary demokracji cz. 2

Ofiary demokracji cz. 1

Teraz załóżmy, iż w istocie Bin Laden został zabity parę tygodni temu. Po cóż ta cała maskarada? Pochówek w morzu i utajnienie zdjęć z akcji?

Biały Dom tłumaczy to tym, że nie chcą podsycać nastrojów antyamerykańskich. Ludzie ci właśnie zabili jednego z najważniejszych ludzi Al-Kaidy, obtrąbili to na pierwszych stronach gazet całego świata, telewizje pokazują ich ucieszone gęby. Czy oni naprawdę wierzą, że udostępniając kilka fotografii zdołają podsycić antyamerykańskie nastroje jeszcze bardziej?

Al-Kaida zapewne siedziałaby teraz w swych jaskiniach i dyskutując: "Zabili nam Osamę - zdarza się, to jest wojna. Cały dzień tylko o tym mówią - ich prawo, trudno. Ale z tymi zdjęciami to już przeholowali. Krew mnie zalewa, chyba wykreślę ich z mojego konta FB! Aaaaarrrrgggh!!!"

Gdyby Al-Kaida miała do czynienia z prawdziwym przywódcą, to nie tylko zdjęcia z pojmania i zabicia ich przywódcy obiegłyby cały świat pięć minut po jego zgładzeniu, a głowa Bin Ladena zastałaby im dostarczona w płóciennym worku. Jako oznaka tryumfu USA i, co nie mniej ważne, po to, by tym bardziej wściec jego pobratymców. Bo ludzie w emocjach popełniają błędy. Nie trzeba być historykiem, by wiedzieć, że był to onegdaj popularny i skuteczny zwyczaj.

Ale zapewne społeczeństwo amerykańskie czuje się bezpieczniej z takim zapewnieniem i dlatego warto im to wmówić. Ale znowu pojawia się pytanie. Przecież USA całą tę wojnę budują na trwodze. Dlaczego teraz mieliby nagle powiedzieć wyborcom, że już są bezpieczni i nic im nie grozi? O ileż prościej byłoby opublikować te zdjęcia, a następnego dnia powiedzieć "Ojoj, te zdjęcia to był kiepski pomysł. Teraz nas jeszcze bardziej nie lubią. Trzeba będzie wysłać więcej żołnierzy i zintensyfikować ochronę na lotniskach.

Byłoby prościej, pod warunkiem, że posiadaliby te zdjęcia. A jeśli się zdjęć nie ma, to lepiej powiedzieć "Mamy zdjęcia, ale z uwagi na bezpieczeństwo obywateli pozostaną one tajne." W myśl zasady "skoro nie mam ich czym postraszyć, żeby na mnie głosowali, to chociaż ich przekonam, że bardzo się o nich troszczę".

Chyba, że faktycznie pan Obama się boi, ale to nie najlepiej świadczy o przywódcy największej potęgi militarnej na świecie. Ale też nie dziwi, bo niewieścienie mężczyzn idzie ręka w rękę z demokracją.

Ofiary demokracji cz.3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz