wtorek, 21 czerwca 2011

Rodzic nie ma nic do gadania

Na portalu Emetro przeczytałem wstęp do artykułu:

Już 165 tys. osób podpisało się pod projektem ustawy zmieniającej reformę edukacji - chodzi o obowiązkowe wysyłanie sześciolatków do szkół.

Wiadomość ta natchnęła mnie optymizmem, że ludzie są zdeterminowani walczyć z tym idiotycznym przymusem. Nie cieszyłem się długo, gdyż już w pierwszym akapicie przeczytałem:

Karolina i Tomasz Elbanowscy zorganizowali akcję "Ratuj Maluchy" - przygotowali obywatelski projekt ustawy przywracający obowiązek szkolny od 7 lat.

Przecież problemem nie jest to, czy obowiązek szkolny ma obejmować dzieci od lat siedmiu, sześciu, dwóch, czy piętnastu! Problemem jest to, że taki obowiązek istnieje. To tak, jakby sejm uchwalił ustawę, by wszyscy ludzie byli prowadzani na sześciometrowych smyczach, a państwo Elbanowscy zaczęli zbierać podpisy pod projektem ustawy zakładającej prowadzanie obywateli na smyczach siedmiometrowych. Owszem, zawsze to lepiej niż smycz sześciometrowa, ale generalnie jest to ta sama niewola.

Projekt ustawy o którym mowa nie zmienia podstawowego założenia, że urzędnik ma prawo decydować za rodzica, kiedy jego dziecko idzie do szkoły i czego jest uczone. To trochę tak jak z tymi świniami przy korycie. Można je zmienić na trochę lepsze, można je zmienić na ciut gorsze, ale dlaczego po prostu nie zlikwidować koryta?

Nie zamierzam tu krytykować akcji państwa Elbanowskich, bo jestem przekonany, że jest on oparty o szlachetną ideę, ale niestety jest to tylko pudrowanie legislacyjnych wągrów.

Przeciwnicy zaraz się obruszą, że jak to tak, bez obowiązku szkolnego? Przecież za kilka lat Polacy będą narodem analfabetów! Spokojna głowa, nic takiego nie nastąpi. Większość rodziców jest świadoma tego, że edukacja jest dzieciom potrzebna. Dowodem na to jest sam fakt, że ludzie bardzo krytycznie odnoszą się do propozycji by szkoła nie była obowiązkowa. A jeśli chcą, by ich dzieci były zmuszane do chodzenia do szkoły, to zapewne poślą je do niej nawet jeśli obowiązku nie będzie, prawda? Postąpienie inaczej byłoby hipokryzją.

Ale to rodzic ma decydować kiedy dziecko do tej szkoły pójdzie. Któż lepiej niż rodzic wie, czy jego dziecko już jest gotowe na podjęcie edukacji? A może ma być uczone w domu przez rodziców albo piastuna? Każde dziecko jest inne.

I, tak, to rodzic ma decydować, czy dziecko w ogóle pójdzie do szkoły. A może tylko do dwóch klas - niech nauczy się literek, dodawania i odejmowania w zbiorze liczb naturalnych, bo więcej nie potrzebuje. Jak raz na jakiś czas jakieś dziecko w ogóle nie pójdzie do szkoły - to też tragedii nie będzie. Dla takich też znajdzie się miejsce w społeczeństwie. Nie trzeba znać treści "Germinal", by pracować w kopalni. Nie trzeba studiować mechaniki newtonowskiej, by zostać mechanikiem.

Do podstawówki ze mną chodził pewien kolega z rodziny menelskiej. Bardzo oporny na naukę. Nigdy nie było go w ławce, zawsze tarzał się gdzieś po podłodze w klasie. Krzyczał, przeklinał, bardzo utrudniał nauczycielom prowadzenie zajęć, a były to jeszcze czasy, kiedy obowiązywała niepisana zasada, że nauczycielowi nie należy zakładać na głowę kosza na śmieci. Materiał się opóźniał, inne dzieci były przez niego rozpraszane, moja klasa miała najniższą średnią. Na przerwach też nas demoralizował ucząc menelskich przyśpiewek zasłyszanych w domu w czasie libacji, albo bijąc się z kolegami, a był od nas starszy - repetował.

Po jakie licho było mu te dwanaście lat podstawówki? On z niej niczego przydatnego nie wyniósł, reszta klasy na tym tylko traciła na zdrowiu, kulturze i edukacji. Jedyną osobą która na tym zyskała był hurtownik relanium zaopatrujący naszą panią.

Kilka lat po skończeniu podstawówki spotkałem go na stadionie X-lecia. Handlował obuwiem sportowym. Arytmetyki jakoś się nauczył, bo musiał, bo jak źle wydał resztę, to dokładał z własnej kieszeni. Polszczyznę opanował w stopniu wystarczającym, szło się z nim dogadać, a wszelkie bardziej skomplikowane wyrazy dłuższe niż trzysylabowe bardzo sprytnie zastępował łacińskimi odpowiednikami tak, że nawet trudno się było zorientować. Jakoś sobie dawał radę.

Podejrzewam nawet, że w czasie, kiedy ja byłem w szkole średniej, czy na studiach i nie miałem pieniędzy na nic, on sobie dużo lepiej radził z tym swoim analfabetyzmem, a i teraz zapewne z głodu nie umiera.

Decyzja o edukacji dziecka, o sposobie jego wychowywania, o wieku inicjacji naukowej powinni decydować rodzice, i tylko oni. Bo to oni, a nie urzędnik chcą dla tego dziecka najlepiej. Bo to oni, a nie urzędnik zostaną bez opieki na stare lata, jeśli popełnią błąd wychowawczy. Bo to oni, a nie urzędnik znają możliwości i zainteresowania swojego dziecka. Bo to oni, a nie urzędnik kochają to dziecko nad życie. A jeśli urzędnik kocha dziecko bardziej niż rodzice, to powinna się nim zająć pani Elżbieta Radziszewska.

Urzędnik, w przeciwieństwie do rodzica nie ponosi ŻADNEJ odpowiedzialności, za skutki takiego, a nie innego wychowania czy trybu edukacji dziecka. Co więcej - porażka jest w jego interesie - jeśli zawali sprawę i za dwadzieścia lat okaże się, że centralnie zarządzany system edukacyjny wyprodukował masy idotów, kryminalistów, nieudaczników i inne patologiczne jednostki - to jeszcze lepiej dla niego, bo powstaje tzw. "problem społeczny", do rozwiązania którego niezbędny jest kto?

Urzędnik oczywiście.

Kontynuacja tematu

19 komentarzy:

  1. Zgadzam się z ogólnym założeniem, jednak uważam że nie jest to sprawa priorytetowa. Jednak póki co obudziłoby to taki sprzeciw, że trzeba się skupić na ważniejszych zagadnieniach obejmujących gospodarkę. Kiedy poradzimy sobie z deficytem, zadłużeniem i biurwami, to wtedy należy reformować inne obszary.

    OdpowiedzUsuń
  2. Załóżmy optymistycznie, że władza się zmieniła i zaczęły się reformy. Idą jak po maśle.
    Nie ma już obowiązkowych ubezpieczeń, podatków dochodowych i innych sposobów pozbawiania nas ciężko zarobionych pieniędzy- zostaje VAT i coroczne rozliczenie.
    Bądźmy naiwniakami i powiedzmy sobie, że każdy pracownik otrzyma podwyżkę równą nie tylko różnicy składek, ale nawet kosztom pracy. WOW.
    Ma teraz zamiast 2000zł na rękę 3200zł miesięcznie.
    Oczywiście weźmy jeszcze założenie, że mama też pracuje to nam daje 2400zł więcej miesięcznie.
    Oczywiście sprywatyzowaliśmy szkoły.
    To małżeństwo ma troje dzieci w wieku szkolnym- bo dzieci kocha i chce mieć podporę na starość, poza tym jest konserwatywne i nie podoba mu się ujemny przyrost ludności i postanowiła z tym walczyć.
    Koszt czesnego w MAŁEJ lokalowo szkole podstawowej w Warszawie to 800zł/mc.
    Z tej podwyżki płac zostaje więc już tylko 0 zł.
    A to tylko samo czesne.

    Gdzie własne ubezpieczenie, bo jesteśmy przezorni? Gdzie złota karta w prywatnej klinice?
    Osobiście nie wierzę, że nagle ceny takich szkół spadną- dlaczego mieliby obniżać ceny, skoro do tej pory (przed uwolnieniem płac) rodziców było na to stać? A chętni i tak byli?

    Poza tym, gdyby rodzice stwierdzali, że Tobie wystarczy 6 klas podstawówki, albo nawet sami nauczymy dziecka czytać i liczyć wiesz ile talentów mogło by się zmarnować? Jak na tym ucierpiała by nasza kultura i nauka? Ja zawsze miałem dobre oceny (do studiów :P ) ale zapragnąłem zdobywania wiedzy i odkryłem pasję dopiero na uczelni wyższej. Jednak do tego naprawdę potrzebowałem tych lat w ławach szkolnych- może nie te 12, ale na pewno te 8, gdzie faktycznie uczono czegoś nowego.

    Natomiast czego ja się BARDZO boję gdyby nagle edukacja podstawowa rozstała uwolniona to zapędów organizacji religijnych.
    Boję się, że jak w Teksasie rodzice będą buntować się przeciw teorii ewolucji, bo jest niekompletna, ale każą nauczać dzieci teorii "inteligentnego projektu".
    Bardzo się boję, że może u nas dojść nie do wygenerowania analfabetów, ale wieków ciemnych, gdzie dzieci będą ukształtowane jedynie światopoglądem rodziców. Gdzie będą uważać kłamstwo za prawdę, bo znają je od dzieciństwa i od wczesnych lat było im wmawiane, że to jedyna droga.

    Tego się boję w uwolnieniu podstawowej edukacji.

    Jednak za sprywatyzowaniem uczelni wyższych jak najbardziej jestem! To jest już inwestycja w nas samych- kiedy my decydujemy co jest da nas dobre a co złe - i czy nam się to opłaca. Rodzic decydujący za nas nie zawsze jest wszechwiedzący i podejmie dobrą decyzję- nie bądźmy aż tacy naiwni.

    Trochę przypomina mi to kwestię aborcji, gdzie ktoś de facto decyduje o życiu swoich dzieci. A raczej o kształcie ich przyszłości- każdy wie, że to ogromny obowiązek.

    pozdrawiam
    Kage

    OdpowiedzUsuń
  3. @Kage
    Bo ty mylnie sądzisz, że nauka polega na wtłaczaniu do głowy prawd objawionych i wkuwaniu odgórnie narzuconych schematów.

    Otóż w normalnym systemie nauka polega na poszerzaniu horyzontów i zdobywaniu wiedzy samodzielnie. Jeśli nie ma ministra edukacji, ustalającego program nauczania, to nauczyciel uczy tak jak powinien, czyli zaciekawiając uczniów i zachęcając ich do poznawania nowych rzeczy. Nie wbija nikomu do głowy "teoria ewolucji jest prawdziwa!" albo "kto nie wierzy w teorię kreacjonizmu, ten jest satanistą i heretykiem!", tylko podaje uczniom niezbędne informacje i pozwala samym wyciągnąć wnioski, bo na tym właśnie polega prawdziwa nauka.

    A nawet jeśli większość uznałaby teorię kreacjonizmu za prawdziwą, to co z tego? Dzisiaj większość polaków chodzi co tydzień do kościoła, wierzy aniołki, szatana itp. a jakoś nauka mimo wszystko się rozwija, a nie tonie w zabobonach. Wiadomo przecież, że głupich jest więcej niż mądrych, więc co mądrych obchodzi w co wierzą głupi? A niech i są sobie nawet ortodoksyjnymi katolikami, w końcu mówimy na tym blogu o wolności nie tylko gospodarczej, ale i kulturowej, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  4. @up Nie byłbym do końca pewien, czy jest to blog wolnościowy do kości- raczej konserwatywny w poglądach obyczajowych.

    Nie odpowiedziałeś jednak na moje "zarzuty" finansowe- które de facto są ważniejsze.

    Odpowiem jednak na Twoje zarzuty tak, że informacje a wnioski to dwie różne rzeczy i powinniśmy o tym już od dawna wiedzieć. Wnioskuje się na podstawie doświadczeń i analogii. Tylko jeżeli ktoś pośle dziecko do szkoły ortodoksyjno-katolickiej albo ortodoksyjno-islamskiej to jak ma wykształcić własny światopogląd? Nie da rady- indoktrynacja zrobi swoje.
    Polecam wywody "naukowców" amerykańskich ściśle związanych z ichnim kościołem- ich bełkot nawet wśród Polaków potrafi zyskać aprobatę :/

    Co z tego, że większość uzna kreacjonizm za jedynie prawdziwy? Wtedy już będziemy pędzić po równi pochyłej kiedy to nauka będzie służyć kościołowi (jakiemukolwiek) i się bezwzględnie zgadzać z jego założeniami zamiast być wolna.

    Co z tego może wyniknąć?

    pozdrawiam
    P.G.T.

    ps. apropo tych "odgórnie narzuconych schematów"
    Chcesz uczyć dzieci wpierw pochodnych, całek, rachunku macierzowego, zaawansowanej trygonometrii, zależności funkcji wykładniczych na czele z teorią Newtonowską jako serii dość ciężkich dowodów, zanim pokażesz, że ta teoria działa na podstawie prostych zadań typu klocek z tarciem zsuwa się z równi pochyłej?

    OdpowiedzUsuń
  5. Te prywatne szkoły które teraz istnieją i kosztują 800zł/mc nie są dla ludzi którzy zarabiają 3200/mc i mają 3 dzieci w wieku szkolnym, tylko dla lepiej sytuowanych ludzi. Za to gdyby sprywatyzować szkoły pojawiłyby się i takie dla dzieci z mniej zamożnych rodzin, w których czesne byłoby wielokrotnie niższe.

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozumiem wolnościowe myślenie, jestem jego gorącym zwolennikiem w większości dziedzin życia ale naprawdę mojej opinii nie ma co przeginać ze skrajności w skrajność.
    Szkoła jednak powinna być obowiązkowa z tym, że nie do 18 roku życia jak obecnie, bo to jest jakieś szaleństwo.
    Za komuny obowiązkowe było 7 klas szkoły podstawowej. Tyle ukończył właśnie mój ojciec. Później jako 14 czy 15 latek powoli dorywczo na różnych budowach zaczynał uczyć się zawodu murarza, który wykonywał do niedawna (teraz jest na emeryturze) Takie wykształcenie mu całkowicie wystarczyło na całe jego życie zawodowe. Już jako nastolatek pomagał swojej samotnej matce (wdowie), często zarabiał więcej pieniędzy niż ona.
    Podsumowując:
    1 obowiązkowa szkoła podstawowa! Dalej wg uznania.
    2 Zezwolić na pracę młodzieży nastoletniej z ukończoną szkołą podstawową.

    OdpowiedzUsuń
  7. Popieram przedmówcę- podstawowa edukacja obowiązkowa bezpłatna, liceum bezpłatne opcjonalne i prywatne studia wyższe.

    @Yasiu- a dlaczego miałaby być tańsza? Skąd wziąć na to pieniądze?
    800/mc to już uczciwa kwota. Przecież trzeba zapłacić nauczycielom, sprzątaczkom, ochronie, uzupełniać pomoce naukowe, utrzymać budynek i jeszcze zarobić- gdzie widzisz pole do popisu?
    Obecnie już szkoły prywatne przecież konkurują między sobą- głównie ceną, ale też opcjonalnymi zajęciami i chwalą się wynikami.
    A teraz jeżeli miałbyś posłać dziecko do szkoły za 600zł (najtańsze znalezione na szybko), wiedząc, że poziom jest tam przeciętny, to nie lepiej byłoby zapłacić te 200zł więcej żeby posłać dziecko do najlepszej szkoły? A co jeżeli nie będzie Cię stać, by posłać dziecko do renomowanego liceum, mimo iż wiesz, że sobie poradzi i otworzy to mu drzwi do lepszej przyszłości a na stypendium się nie łapie?

    pozdrawiam
    Kage

    OdpowiedzUsuń
  8. @Kage, żeby wyprodukować komputer potrzeba surowców, maszyn, technologii ludzi... A mimo wszystko jakoś komputery są coraz lepsze i coraz tańsze.

    Ponoć subwencja na jednego ucznia to około 400zł. Jakoś szkoły nadal istnieją. Dlaczego sądzisz że skoro przestaniemy zabierać pieniądze rodzicom to nagle tych pieniędzy będzie mniej (skoro państwo wysysające rodziców było stać na szkoły a rodziców nie)?

    Wilk

    OdpowiedzUsuń
  9. @Wilk komputery nie są coraz tańsze- to technologie są coraz tańsze. Od kiedy interesuje się modernizowaniem mojego sprzętu co dwa- trzy lata wydaje niemalże tyle samo na dogonienie obecnych standardów najbardziej wymagających pozycji.

    Wg mojego research'u MEN przeznacza dla samej Warszawy 4717zł rocznie (Twoje ok 400zł miesięcznie) na jedno dziecko. To kwota wynagrodzeń pracowników, remontów i rachunków za prąd.
    Jednak ciągle to samorządy utrzymują budynki- i tu kwota rośnie. Nie wiem ile kosztuje utrzymanie takiego budynku, ale wg money.pl Polska wydaje rocznie 9000zł na jednego ucznia, co daje 750zł miesięcznie.

    " Dlaczego sądzisz że skoro przestaniemy zabierać pieniądze rodzicom to nagle tych pieniędzy będzie mniej (skoro państwo wysysające rodziców było stać na szkoły a rodziców nie)?"

    Bo płacili wszyscy po równo- Ci bezdzietni, Ci co dzieci już dawno wychowali a nie tylko zainteresowani.
    Moje wyliczenia odnośnie tego są w moim pierwszym komentarzu- bardzo proszę - odnieś się do nich i jej popraw. Może gdzieś popełniłem błąd w swoim rozumowaniu.

    pozdrawiam
    Kage

    OdpowiedzUsuń
  10. "Dlaczego sądzisz że skoro przestaniemy zabierać pieniądze rodzicom to nagle tych pieniędzy będzie mniej (skoro państwo wysysające rodziców było stać na szkoły a rodziców nie)?"

    Chciałbym zauważyć że w państwie 38 mil zawsze będą istnieć osoby niezaradne, które nawet po zniesieniu podatków tych 400zł nie będą mieli
    Jeżeli zlikwidujemy socjal takie osoby będą musiały się jakoś utrzymać, więc zakładamy że pójdą do pracy. Jednak ze względy na swoją niezaradność praca będzie raczej z tych najniżej płatnych.
    Wtedy powstanie problem: czy wydać na żarcie i picie, opłacić mieszkanie (bo przecież lokali socjalnych już nie będzie) czy dać na szkolenie dzieci.

    Zauważcie że potrzeba nauki i rozwoju jest dużo niżej w na piramidzie potrzeb Masłowa niż właśnie: jedzenie picie, potrzeba posiadania dachu nad głową.

    Szkolnictwo podstawowe musi pozostać bezpłatne, aby nie zamykać biedocie drogi do wydostania się z biedy.
    Można sporo oszczędzić reorganizując szkoły, zlikwidować kartę nauczyciela itp.

    OdpowiedzUsuń
  11. po 1. Chciałbym zauważyć, że koszty "państwowe" są zawsze zawyżonej - w każdej dziedzinie. Dla przykładu koszt utrzymania w (konkretnym)domu dziecka oficjalnie ustala się średnio na ponad 2800 PLN (Zarządzenie nr 3109 Starosty Łobeskiego 28.01.2009). Ja dzieckiem nie jestem a na swoje utrzymanie nie potrafię wydać więcej niż 1500 zł, a biorę pod uwagę wszelkie możliwe wydatki. Mógłbym zamieścić koszt utrzymania więźnia, ale samo więzienie jest droższe w utrzymaniu.
    po 2. i najważniejsze: obecnie prywatne szkoły muszą być bardzo dobre i drogie z uwagi na nieuczciwą konkurencję ze strony szkół państwowych. Jeśli szkoła nie będzie lepsza od państwowej to po co miałbym płacić? Lepiej wysłać do darmowej. W obecnym systemie fiskalnym mało kogo stać na szkołę prywatną dlatego jest w nich mało uczniów. Przy małej liczbie uczniów trudno utrzymać placówkę nie zwiększając czesnego.

    OdpowiedzUsuń
  12. Zapomniałem...
    Obowiązek szkolny powinien zostać zniesiony bezwzględnie na to czy szkoły będą prywatne czy państwowe. Chciałbym sam uczyć swoje dzieci przynajmniej w najmłodszych latach i na miłość boską nie życzę sobie, żeby byle urzędas właził mi buciorami w moje życie i oceniał czy robię to dobrze czy źle!

    Kolejna rzecz - prywatyzacja szkół da nam różnorodność. To podstawowa zaleta - otrzymamy wolność wyboru spośród conajmniej kilku szkół, które różnią się programem, sposobem podejścia do ucznia. Dziś wszystko jest takie samo, wszystko jest równe i staje się coraz równiejsze, a warunkiem prawdziwego, zdrowego postępu jest różnorodność, z której można wybrać elementy najlepsze. Polacy są różni światopoglądowo, dlatego nie wierzę, że na wolnym rynku wszystkie szkoły będą takie same (a dziś są).
    I jeszcze o indoktrynacji: ja sam byłem indoktrynowany przez całą szkołę, a już na pewno w liceum i trochę nawet na studiach przez rozmaite lewackie propagandy. Wtłaczano w mój czerep niesamowite ilości proeuropejskiej, postępowej i tęczowej papki i co ze mnie wyrosło? Konkretny kawał prawdziwej prawicowej konserwy!

    OdpowiedzUsuń
  13. @ anonim przed Pulsarem- chyba bardziej obrazowe będzie stwierdzenie iż trzeba będzie podjąć trudną decyzję- kredyt na mieszkanie, czy na edukację dzieci.

    @Pulsar
    po 1- masz racje, że koszty są zapewne mocno zawyżone- jednak poziom wyposażenia szkół również, więc gdzieś się to wypośrodkuje w wolnym rynku. Nie wiem na ile wyceniasz koszt edukacji jednego dziecka w skali miesiąca?

    Poza tym proszę odwołaj się do tego, że koszty edukacji dzieci spadną z całego społeczeństwa na zainteresowane rodziny i to znacznie podbije koszty edukacji w skali jednej komórki społecznej.

    po 2- jak to prywatne szkoły dla bycia konkurencyjnym z publicznymi muszą być dobre i DROGIE? Nie widzę tu logiki?
    Owszem- jeżeli się płaci to się wymaga i to nie zmieni się po wprowadzeniu wolnego rynku- wręcz się zaostrzy a mądre przysłowie mówi, że "biednych ludzi nie stać na tanie rzeczy".

    Jednak, gdy jest mało uczniów można się skupić na każdym z nich (zysk dla maluchów) + koszty wynajęcia lokali znacznie spadają.

    Obowiązek szkolny... Nie wiem czy wiesz ale również teraz możesz sam uczyć dzieci w domu- tylko raz na semestr mają napisać test sprawdzający z wcześniej ustalonego zakresu, czy przyswoiły materiał (taki, żeby nie odstawały negatywnie od rówieśników w najważniejszych dziedzinach).
    Nie może być tak, że ojciec i matka pracują na dwie zmiany, ledwo wiążą koniec z końcem, sami nie mają sił uczyć (i wiedzy) i jeszcze nie wysłaliby dzieci do szkoły, bo nie ma za co i po co jak to opisał anonim przed Tobą.
    To jeszcze gorsze rozwiązanie.

    Prywatyzacja szkół da różnorodność. Wygeneruje również spore koszty i nierówności programowe, które może byłyby zdrowe, gdyby były podejmowane tylko przez osoby zainteresowane (dzieci) a nie rodziców, którzy niekoniecznie muszą się znać na tym co jest przydatne w życiu a co nie.

    "No bo po co dziecku algebra! Ja jestem hydraulikiem i nigdy jej nie używałem a jestem szczęśliwy - on też nim będzie!"
    I wszystko fajnie, gdy dziecko samo podejmie tą decyzję a nie zostanie zmuszone do takiej ścieżki mimo, że zawsze kochało informatykę i chciało zostać programistą gier komputerowych.

    Uważam, że prywatyzacja tego sektora w najbliższym czasie to pomysł FATALNY. Jeszcze gorzej o tym mówić w tych niepewnych czasach grabieży państwa i urzędackiej logiki- jak widać nawet niektórzy zwolennicy KNP nie są pewni, czy to dobre rozwiązanie nie mówiąc o społeczeństwie, które zamknie przed nami drzwi.

    Kwestia indoktrynacji- cieszę się, że nie dałeś się lewackiej propagandzie- mam nadzieję, że katolickiej też nie.

    pozdrawiam
    Kage

    OdpowiedzUsuń
  14. Do Kage:

    1)Czesne na prywatnej uczelni to wydatek ok. 400 PLN miesięcznie.
    2)Więcej pieniędzy w kieszeni, to nie tylko kwestia odzyskania danin, do których Cię zmuszają. To przede wszystkim uwolniony potencjał gospodarki. Zmiana systemu to kluczowa czynnik, który sprawi, że będziesz więcej zarabiał.
    3)Twoje osobiste doświadczenia, jakkolwiek bardzo ciekawie się czyta, użyte w roli argumentu, mają tę wadę, że są Twoje i osobiste. Ja rozumiem, że chcesz zobrazować pewien mechanizm, który jest według Ciebie pozytywny, ale nie wnosi on nic merytorycznego do dyskusji. A nie wnosi bo:
    -- uwzględnia tylko maleńki wycinek całego systemu, w którym na pewno potrafiłbyś wskazać również wiele mechanizmów negatywnych. Na pewno zgodzisz się, że cały system należy oceniać przez sumę tych różnych mechanizmów, a nie jeden osobisty przykład.
    -- nawet jeśli zbilansuje w/w plusy i minusy i otrzymasz jakiś wynik, to nie wszystko. Wynik należy odnieść do alternatywy, a tu natrafisz na problem metodyczny. Jak udowodnisz, że pozytywne (załóżmy) efekty przymusowego szkolnictwa nie są gorsze od efektów szkolnictwa dobrowolnego? Bo oczywiście Twój osobisty przykład tego nie dowodzi.
    -- last but not least - dla wolnościowca już sam pomysł próby oceny systemu edukacji w skali makro śmierdzi. Oznacza bowiem, że z milionów jednostkowych preferencji wybrany zostanie jeden zestaw (uśredniony, najpopularniejszy, należący do szefa wszystkich szefów - różnie w socjalizmie bywa) i to według takich kryteriów będzie oceniany system edukacji i następnie przebudowywany. Czyli mówiąc krótko wolność indywidualnych gustów ma zastąpić machina urzędnicza... Nie o taką wolność walczymy
    4)Osobiście bardzo nie lubię pewnego schematu, który jest obecny w Twoim rozumowaniu. Mimo, że wyczuwam w Twoich wywodach intencje humanistyczne, to, jak często w takich przypadkach bywa, Twoje rozumowanie jest czysto mechanistyczne. Zakładasz niemalże, że dziecko to kawałek "deski" wymagającej obróbki w systemie przetwarzania edukacyjnego i że po tejże obróbce należy sprawdzić, co ono sobą reprezentuje. Ot tak przyłożyć go do miarki wzorców kulturowych (Twoich) i zobaczyć czy przystaje... Nie wiem, jak Ty, ale ja nie lubię o sobie myśleć jak o maszynie, w której ktoś dokręcał śrubki.

    OdpowiedzUsuń
  15. Szkolnictwo, które poddaje się kontroli państwa, może stać się niebezpiecznym narzędziem propagandowym, które odciśnie się na całym narodzie na długie lata. Uwolnione szkolnictwo może co najwyżej "niewłaściwie" (tak naprawdę, to co jest niewłaściwe, każdy ocenia wg siebie) ukształtować małe grupy obywateli, które dzięki konfrontacji z nauczanymi "inaczej", będą mogły utwierdzić się w swoich przekonaniach, bądź zrewidować swoje poglądy.

    Na cenę czesnego w prywatnych uczelniach składają się różne VATy, akcyzy, koszty pracy itp. jeśli one ulegną likwidacji, to i czesne spadnie.

    OdpowiedzUsuń
  16. otóż to. Zapominamy o podstawowych zmianach wywołanych uwolnieniem rynku (a tego byśmy chcieli w pierwszej kolejności, prawda?). Oczekujemy przecież radykalnego spadku cen większości produktów/usług.

    OdpowiedzUsuń
  17. Protestuje przeciwko placeniu podatkow na bachory innych ludzi.
    Rzadam sprawiedliwosci!
    Bezdzietny.

    OdpowiedzUsuń
  18. "Szkolnictwo podstawowe musi pozostać bezpłatne, aby nie zamykać biedocie drogi do wydostania się z biedy.
    Można sporo oszczędzić reorganizując szkoły, zlikwidować kartę nauczyciela itp."-

    od tego są prywatne fundacje, a nie "społeczeństwo".
    Poza tym nie ma nic "bezpłatnego". "Bezpłatnie" to można dostac po gębie na ulicy...

    OdpowiedzUsuń
  19. @up up

    Rządać sobie możesz. Jednak wpierw sprawdź co to znaczy w słowniku

    OdpowiedzUsuń