Nie mam zamiaru odnosić się do wypowiedzi O. Rydzyka. Chodzi mi o rozumienie przez pana premiera słowa "ojczyzna". Ojczyzna to kraj. Ojczyzna to tradycja, kultura naród. Ale ojczyzną nie jest państwo. Państwa przychodzą i odchodzą. To tylko chwilowy okupant naszej ojczyzny. A to mamy PRL, a to mamy N-tą RP. To się zmienia. Moją ojczyzną jest Polska, jest to również ojczyzna mojego ojca, dziada, pradziada... Ale każdy z nas urodził się w innym państwie.
Pójdźmy jednak premierowi na rękę i załóżmy na chwilę, że istotnie słowo "ojczyzna" to pojęcie czysto administracyjne. Wówczas powstaje pewien dylemat. W przeciwieństwie do kraju, państwo jest tworem zmiennym w czasie. Czy za ojczyznę należy uważać stan w chwili narodzin mówcy, czy też kategorią będzie tu obywatelstwo w chwili obecnej?
W tym pierwszym przypadku należałoby mówić, że ojczyzną Ojca Rydzyka jest III Rzesza, pod której okupacją był się urodził i spędził pierwsze cztery dni swojego życia i to o niej nie powinien wypowiadać się negatywnie i zawsze z szacunkiem mówić o twórcy III Rzeszy*, a rząd III RP mógłby przeklinać do woli.
Jeżeli zaś tuskowe rozumienie słowa "ojczyzna" miałoby się odnosić do obecnych granic administracyjnych, to znaczy, że ojczyzną jest państwo obecnie okupujące miejsce urodzenia, czy też miejsce zamieszkania osoby krytykującej tęże. W takim wypadku, O. Rydzyk nie był za granicą, gdyż jego ojczyzną w myśl powyższego byłby ZSRE.
Najwyraźniej pan premier nie do końca przemyślał, co ma na myśli, ale jak podaje portal WP:
Tusk argumentował, demokracja polega też na tym, że każdy ma prawo do wypowiadania nawet głupot.
Zatem jest usprawiedliwiony.
Jak widać utożsamianie słowa "ojczyzna" z tworem administracyjnym, jakim jest państwo może poważnie dezorientować. "Zacznijmy od naprawy pojęć." Apeluję o używanie słowa "ojczyzna" w jego tradycyjnym znaczeniu. Ojczyzna to jest konkret, to miejsce, to kraj, to kultura. Ludzie tęsknią do miejsc, a nie do urzędników. Można mówić, że na przykład za PRL było lepiej, ale jest to zupełnie nieporównywalne z uczuciem człowieka, który po raz pierwszy po pięćdziesięciu latach widzi dom, w którym się urodził i wychował. Bo to jest w sercu na zawsze. A nie rząd, prezydent, premier - bo ci przychodzą i odchodzą.
Myślę, że pan Tusk chciał raczej powiedzieć, że Tadeusz Rydzyk złamał pewną zasadę, mówiąc negatywnie o rządzie Tuska.
* To też rodzi pewien dylemat, bo w chwili narodzin Ojca Rydzyka, o ile mnie pamięć nie myli, zarówno jego rodzinny Olkusz, jak i Bruksela pozostawały pod okupacją tego samego państwa, zatem być może w rozumowaniu premiera jednak miałby on prawo do krytyki III Rzeszy w Brukseli. Nie wiem, ale i wolę nie pytać.
Ciekawa analiza logiczna, jak zawsze zresztą.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam autora bloga jak i wszystkich, którzy choć trochę zastanawiają się nad treściami zawartymi na blogu
Może Tusk zamiast krytykować ludzi źle mówiących o rządzie powinien przestać im dawać powody.
OdpowiedzUsuńdla mnie to bzdura. media jak zwykle mydlą nam oczy głupotami.
OdpowiedzUsuń