sobota, 2 lipca 2011

Wszyscy jesteśmy piratami

Od pierwszego lipca obowiązują nowe opłaty za papier. Nie by ratować lasy, czy coś podobnego. Chodzi o podatek od piractwa. Artykuł na Onecie.

Uzasadnieniem tego podatku jest domniemanie "winności". Państwo zakłada, że skoro kupuję sobie ryzę papieru, to nie dlatego, że piszę powieść, nie dlatego, że drukuję sobie zdjęcia z wakacji, nie dlatego, że prowadzę biuro projektowe, ani nie dlatego, że jestem maniakiem origami. Nie, ja ją kupuję po to, by kraść prawa autorskie.

Opłata ta obowiązuje również dla innych mediów, a także urządzeń. Jest to podwójne opodatkowanie, bowiem obciąża się zakup zarówno nośników informacji (papier, CD), jak i zakup "nanośników", czyli drukarek, kopiarek, nagrywarek. Nawet potrójne, bowiem podatek obejmuje również odtwarzacze mp3.

Rozumując w ten sposób należałoby podatek akcyzowy od alkoholu uiszczać od:
- hektara ziemi, w której co prawda mogą rosnąć marchewki, ale może też chmiel, winogrona lub ziemniaki,
- Gąsiorów, lejków, rurek i innej aparatury wykorzystywanej przy produkcji alkoholu,
- I oczywiście od kieliszków.

Ileż to upraszcza, nieprawdaż? Po co ścigać złodziei? Opodatkujmy "łapki", płócienne worki i koszulki w paski. Po co ścigać bandytów? Opodatkujmy noże, sznurki i cement. Niech policja wreszcie przestanie marnować na nich czas i wróci do wlepiania mandatów rowerzystom bez dzwonka.

Ustawa ta, oprócz okradania uczciwych obywateli "przy okazji" bardzo upośledza moralność społeczeństwa. Jest to bowiem kolejny już przejaw tego, że idea odpowiedzialności zbiorowej ma się w Polsce i w Europie bardzo dobrze. Jest ogólnie akceptowana i uważana za normę.

Ponadto, jeśli kogoś traktuje się jak złodzieja, to ktoś ten zaczyna zachowywać się jak złodziej. Skoro kupując papier już zapłaciłem haracz od piractwa, to znaczy, że mogę sobie z czystym sumieniem kopiować, powielać, pobierać, przegrywać... Co mi zależy, skoro rząd i tak uważa, że to robię.

A co się dzieje z tymi pieniędzmi? Trafiają do "okradanych" autorów. Bardzo jestem ciekaw, jak ten mechanizm wygląda, oraz ile z tych pieniędzy faktycznie dociera do twórców.

Wczoraj skopiowałem całą "Iliadę". Bardzo chciałbym zobaczyć przekazanie pieniędzy.

4 komentarze:

  1. Ja mieszkam we wloszech. Oni takze maja cos podobnego(powstalo od niespelna roku) o nazwie "equo compenso", i obowiazuje przy zakupie sprzetu elektronicznego z pamiecia (czyli dzisiaj praktycznie wrzystko). Pieniadze niby maja trafic do autorow "okradanych" ale tak naprawde to prawdziwi autorzy czekaja w nieskonczonosc na ich pieniadze i czesto, w ogole ich niedostaja. Oczywisce ta kasa po czesci jest zabierana przez rzad albo rozdzielona przez osoby ktore maja do nicz dostep. Ta firma "autorow" do ktorej trafja kasa ma ogromne debety!!
    Czyli jak zwykle kolejne podatki po kolejne skoki na kase. Prawdziwy zlegalizowany Far-west.

    PS: Unia odpowiedziala ze jest to podatek w brew konstytucji ale jak do tej pory dziala dalej. I to nie koniec, ludzie teraz wola kupowac za granica online, bo oczywiscie taniej, i dlatego ta firma chce opodatkowac nawet produkty importowane!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja jeszcze zwrócę uwagę na to samo zagadnienie związane z prawami autorskimi piosenek- przecież byłą niedawno cała kampania związana z "nielegalnym" puszczaniem muzyki na studniówkach czy prywatnych autobusach, oglądaniu telewizji w poczekalniach np. zakładów fryzjerskich etc.

    Też zawsze byłem ciekawy, co myśli taka Lady Gaga dostając 100zł za wykorzystanie jej utworów w ciągu miesiąca od jakiegoś nieznanego fana.

    A czy lista piosenek wpierw musi być zatwierdzona? Czy nie obraża uczuć religijnych, politycznych, mniejszości, jednostki?

    No i na jakiej postawie wylicza się ile pieniędzy powinno pójść do danego autora, skoro opłata jest stała niezależnie od charakteru i czasu trwania?

    I oto pole do popisu dla państwa minimum.

    pozdrawiam
    Kage

    ps. Prawie żal mi tych setek tysięcy urzędników pod budynkiem, gdzie kiedyś był pośredniak ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Postaram się zainteresowanym wyjaśnić jak to naprawdę wygląda, bo dziś jest to dość skomplikowany system.
    Np. w cenie płyt CD zawarty jest już od pewnego czasu podobny podatek na wykonawców muzyki (nie mylić z twórcami. Twórca to kompozytor piosenki. Wykonawca to muzyk, który ową piosenkę gra, np. gitarzysta w studio nagraniowym, w czasie nagrania muzyki, która ma być wydana na płycie.)
    Zgodnie z tymi od pewnego czasu wprowadzanymi podatkami od piractwa ze sprzedaży czystych płyt CD, jakiś niewielki procent/promil (nie pamiętam) trafiać miał do wykonawców. I niby tak się dzieje, ale nie do końca. Pieniądze te trafiają bowiem do tzw. organizacji zbiorowego zarządzania jak np. Stowarzyszenie Artystów Wykonawców Utworów Muzycznych i Słowno-Muzycznych SAWP lub Związek Artystów Wykonawców STOART. Takich stowarzyszeń jest jeszcze kilka, zajmują się różnymi dziedzinami sztuki. Pozostając przy dwóch wymienionych powyżej, pierwsza otrzymuje np. pieniądze za emisje w mediach publicznych, druga od mediów prywatnych. Obie współpracują ze sobą i przesyłają pieniądze dla wykonawców jeśli zajdzie taka potrzeba. Niektórzy wykonawcy zrzeszeni są w obu tych organizacjach.

    Ale w organizacjach tych zrzeszonych jest tylko pewna grupa wykonawców, ponieważ członkostwo w nich jest całkowicie dobrowolne. Jednak pieniądze z podatku od piractwa ze sprzedaży czystych płyt CD, które przelewane są na konto organizacji, rozdzielane są TYLKO pomiędzy zarejestrowanych członków, a suma przelewu na konto każdego członka określana jest ogółem jego przychodów. Czyli im kto ma więcej zarobków z racji tzw. praw wykonawczych w ogóle, tym większy procent/promil dostanie z ogólnej puli pieniędzy z podatku od piractwa.

    Na całym tym systemie najlepiej wychodzą chyba owe "organizacje zarządzania zbiorowego" i tych kilku artystów, którzy już nie pamiętają jak się trzyma instrument, ale udało im się zaczepić u żłobu (zarząd). Dlaczego?
    W wielu przypadków biedni muzycy wcale nie upoważniali tych organizacji do zarządzania pieniędzmi za wykonanie ich utworów. mimo tego organizacje te dostają te pieniądze automatycznie, bo takiego upoważnienia udzielił im Minister Kultury w zezwoleniu. Oznacza to, że znaczna cześć wykonawców (tych nie zapisanych do organizacji) w ogóle nie zobaczy należnych im pieniędzy.
    Realnego odszkodowania za piratowanie jego płyty (choćby i w miliardach egzemplarzy) nie zobaczy też wykonawca, który mimo, że zapisał się do organizacji zarządzania zbiorowego i płaci składki, to jednak nie doczekał się emisji jego muzyki w radio lub w telewizji. Pieniądze z podatku od jego piratowanych w miliardzie egzemplarzy płyt otrzymają koledzy, których przeboje lecą w radio i TV.
    Ale to już zapewne przejaw sprawiedliwość... społecznej. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. @up
    Dzięki za wytłumaczenie.

    pozdrawiam
    Kage

    OdpowiedzUsuń