Prezydent zdaje sobie sprawę, że z powodu kampanii wyborczej w kwestii reform nic już się nie wydarzy.
No właśnie. To jest usprawiedliwienie dobre na wszystko. Żywo przypomniała mi się sytuacja, kiedy parę lat temu byłem w urzędzie, by załatwić jakiś drobiazg. Do okienka podszedłem za kwadrans czwarta. Pani urzędniczka odmówiła załatwienia sprawy, bo właśnie (za piętnaście minut) kończy pracę i wszystko już pozamykała. Prosiłem, tłumaczyłem przez kolejne dziesięć minut. Pod groźbą skargi do przełożonego pani zgodziła się "w drodze wyjątku" sprawę załatwić. Wyjęła z kieszeni kluczyk, otworzyła szufladę, wyjęła z niej pieczątkę, podbiła moje pismo, schowała pieczątkę, zamknęła szufladę, włożyła kluczyk do kieszeni. Trwało to krócej niż czytanie tego.
Niestety mamy demokrację. Sprawowaniu władzy brak ciągłości. Kilka tygodni przed końcem kadencji rząd zamyka szufladę i myśli już tylko o wyborach. Reform nie opłaca się nawet zacząć. A po wyborach przez kilka pierwszych miesięcy będzie szamotanina kto z kim i też nie będzie na to czasu.
Problem w tym, że obywatele nie przestają przed wyborami płacić podatków na rząd. I kupa tych pieniędzy jest marnowana na takie "...bo już się nie opłaca zaczynać..."
Gdy coś działa źle i wymaga zmiany, to zmiany należy przeprowadzić lub choćby zacząć przeprowadzać natychmiast. Zwłoka kosztuje.
Gdyby obecny rząd rozpoczął już teraz przygotowania do przeprowadzenia reformy, wówczas możliwości są trzy:
1. Porządnie zabrali się do roboty i praca poszła tak dobrze, że udało im się ukończyć wszystko przed wyborami.
2. Nie zdążyli przed wyborami, ale przygotowali sporo, dzięki czemu nowy rząd rozpoczyna pracę nad reformami z biegu korzystając z dokonań poprzedników.
3. Obecny rząd jest w połowie pracy, przychodzą wybory, zmienia się rząd. Nowy rząd wyrzuca projekt poprzedników do kosza i zaczyna od zera.
W pierwszych dwóch przypadkach można zyskać sporo czasu. W trzecim nic nie tracimy, oprócz kilku teczek z makulaturą.
Zastanawiające jest, dlaczego Pan Prezydent z PO nie naciska na reformy swoich partyjnych kolegów, tylko czeka na nowy rząd, być może mniej mu przychylny i mniej podatny na jego naciski. Bo jeśli wierzy, że PO po wyborach nadal będzie rządzić, to tym bardziej wstrzymywanie się z reformami mija się z celem. A może wierzy, że po wyborach rządzić będzie ktoś inny, dzięki czemu będzie mógł znowu powiedzieć "Ja chciałem, ale PiS (lub cokolwiek innego) się uparły.
Powtarzam, nie chodzi tu, czy ustawy proponowane przez Pana Prezydenta są dobre, czy nie. Chodzi o mechanizm.
I jeszcze jedno: Wprawdzie przed wyborami nie ma sensu już brać się za żadne nowe reformy, ale za to jest sens na te dwa miesiące zostać posłem (czytanka), niech inni też skorzystają z laby.
Śliczna historia z tą panią z okienka. I winna demokracją? W PRLu demokracji nie było i pod tym względem było o wiele gorzej. Śmiejemy się ze scen z filmów Barei, kiedy to pani z okienka była chamska i wszechmocna, ale śmiejemy się mimo iż tak to na prawdę wyglądało.
OdpowiedzUsuńI co do reform. Nie ma (i chyba nie było w historii) rządu na świecie, który robi jakieś gwałtowne reformy w ostatnim roku przed wyborami. Reformy robi się po wyborach, po to aby ewentualne dobre skutki były widoczne po czterech latach. Oczywiście można je zrobić przed wyborami, ale to tylko po to, aby stracić elektorat. Jako że wszyscy politycy (poza Korwinem) starają się mieć w wyborach jak najlepszy wynik, więc odkładają wszystko na po wyborach
pozdrawiam
Andrzej
@Andrzej:
OdpowiedzUsuńZachowanie pani w okienku, nie ma żadnego związku z demokracją, tylko z faktem, że jej się nie chce, bo "zaraz kończy pracę".
Natomiast demokracja polega na tym, że co cztery lata rząd "zaraz kończy pracę.
Poza tym bardzo ładnie to podsumowałeś - w demokracji nie robi się tego co słuszne, tylko to co popularne, to co da zwycięstwo w następnych wyborach. I nie opłaca się rozpoczynać reformy tuż przed wyborami, bo śmietankę zbiorą następcy.
Też Andrzej
Nie zawsze robi się to co popularne. Np. nie wprowadza się kary śmierci, pomimo iż np. w Polsce popiera ją ponad 60%. Nie obniża się np. radykalnie podatków, mimo iż tego by chciało pewnie z 90% populacji. Wyprawy do Iraku czy Afganistanu były też przy wyraźnym sprzeciwie opinii publicznej itd.
OdpowiedzUsuńI co do demokracji. Jest kilka niezłych metod na uzyskiwanie w wyborach wyników w okolicach błędu statystycznego, ale chyba najbardziej niezawodnym jest głoszenie że się nie jest demokratą. Pan Janusz to świetnie wie i swój plan przy każdych wyborach realizuje z niezwykłą precyzją.
pozdrawiam
Andrzej
@andrzej
OdpowiedzUsuńNie wprowadza się kary śmierci, bo 55% społeczeństwa(z wyjątkiem jakichś 5% koliberałów etc.) nie zrobi nic, aby swoje postulaty wprowadzić życie - za to z 40% przeciwników większość to rozwrzeszczani pacyfiści, którzy dziwnym trafem mają wpływ na 'demokratyczne' elity, a także na te wspomniane 55%, gdy akurat nie ma pod ręką tematu głównego w rodzaju masakry w norwegii.
Co do podatków - każdy koliberał wie, że podatki trzeba obniżyć przy zmniejszeniu wydatków, a każdy 'demokrata' wie, że obniżenie podatków trzeba OBIECYWAĆ, aby uzyskać głos rzeczonych 90%, a potem podatki zwiększyć, jak wujek Tusk.
pozdrawiam,
Brainiac