Samorządy miejskie, jak można przeczytać na stronie Dziennika.pl, wprowadzają, lub zamierzają wprowadzić podatek od odprowadzenia wody deszczowej, który ma być naliczany proporcjonalnie do powierzchni zajmowanej nieruchomości.
Koncepcja jest oczywiście jak najbardziej słuszna. Jeśli mam działkę, na którą pada deszcz, woda spływa do studzienki i rurami podąża do rzeki, to oczywiście korzystam z pewnej infrastruktury, za co należy się opłata. Przecież ktoś te kanały musi wybudować, remontować i regularnie udrażniać. A ja dzięki temu nie mam bajora w ogródku.
Jest tylko jedno "ale": Przecież owa sieć kanalizacyjna już jest utrzymywana. To nie jest tak, że ktoś wpadł na pomysł, że dopiero zacznie ją budować. Ona tam jest, działa i jest na bieżąco serwisowana. Charytatywnie? Czy burmistrz po godzinach chwyta łopatę i przepycha liście i gałęzie złapane w studzienki? Czy panowie kanalarze pracują społecznie? Nie! Oczywiście, że ktoś za to płaci. A kto, jeśli nie mieszkańcy w podatkach?
Miejskie budżety uwzględniają już wydatki na kanały, ulice i podobne wydatki. Zatem to, z czym obecnie mamy do czynienia nie jest niczym innym jak tylko próbą podwójnego opodatkowania. A jak opodatkują kanały, to wprowadzą dodatkową opłatę na utrzymanie miejskiej zieleni, łatanie jezdni, czy konserwację zabytków.
Ale my przecież na to wszystko już płacimy. Oczywiście nie dostajemy paragonu z wyszczególnieniem. Dla obywatela jest to po prostu "podatek od nieruchomości", ale każdy może na stronie swojego miasta sprawdzić, na co on idzie.
Wprowadzenie rzeczonego podatku ma na celu zabranie większej ilości pieniędzy. Jest to stawienie wozu przed koniem. Podatek ma być płacony "na coś". Jeśli jest potrzeba, to należy ją opłacić, a nie wymyślać "potrzebę", gdy miasto chce więcej opłat. Jeśli potrzebują pieniędzy, to niech popatrzą, gdzie one "uciekają". Jeśli wzrosły koszty obsługi kanalizacji, niech powiedzą, że wzrosły koszty, ale niech nie kłamią, że do tej pory za to nie płaciliśmy.
Bo to co robią teraz to nie tylko kłamstwo, ale i kradzież.
Podobnym parapodatkiem jest abonament Radiowo-telewizyjny czy składki na ubezpieczenie zdrowotne. Osobiście jestem jestem wyznawcą teorii że nawet podatek inflacyjny gdy jest jedynym podatkiem jest lepszy niż masa różnych podatków, która wymusza tworzenia aparatu kontroli czy spadzisty dach kowalskiego nie sprawia że łapie on więcej deszczu niż zwykły dom. I co zrobić z Nowakiem który twierdzi że ma na podwórku deszczownik który przechowuje wode padającą na jego posesje. Na czas suszy gdy podlewa nią ogród.
OdpowiedzUsuńTak jak napisałeś - pomysł opłaty za funkcjonowanie systemu kanalizacji nie byłby zły w normalnej sytuacji, ale przy obecnym obciążeniu podatkowym każdy nowy podatek to zwyczajna zbrodnia.
OdpowiedzUsuńPodatek od opadów już jest. Dotyczy chyba tylko tych przedsiębiorców, którzy mają własne nieruchomości.
OdpowiedzUsuńW każdym razie jeśli samorządy ustanawiają podatki - róbta co chceta. Przy minimalnym odpodatkowaniu przez państwo, samorządy winny mieć dużo większą swobodę w ustalaniu polityki fiskalnej na swoim terenie. W ten sposób można utrzymać zdrową konkurencję między miastami, gminami, które będą walczyć o mieszkańców oraz inwestorów.
OdpowiedzUsuńNatomiast dziś... po prostu robi mi się niedobrze gdy słyszę o kolejnych podwyżkach danin... Panie premierze, jak żyć?
Tym bardziej, że woda deszczowa rozrzeda ścieki. Zbyt gęste ścieki, jak w przypadku suszy, to problem dla oczyszczalni.
OdpowiedzUsuńRząd, także ten mały, czyli samorząd, nie przepuści okazji, żeby gmerać w kieszeniach obywateli.
Kanały odprowadzające ścieki i kanały odprowadzające wodę deszczową to dwie różne sieci.
Usuń