niedziela, 22 stycznia 2012

Zez rozbieżny

Wiele osób, kiedy podsuwa im się pomysł o prywatyzacji "wszystkiego", bezmyślnie odpowiada argumentem, że wówczas trzeba będzie za wszystko płacić, za szpital, za autostradę, za szkołę, a ludzi na to nie stać i stać nie będzie nawet, kiedy te pieniądze im się odda. Problem polega na tym, że jednym okiem widzą podatki, które koniecznie trzeba płacić państwu, żeby ono pomagało obywatelom, a drugim okiem widzą te "bezpłatne" szkoły, szpitale, czy infrastrukturę utrzymywaną przez to państwo, ale nie potrafią tych dwóch obrazów złożyć w całość.

Nie widzą, że te pieniądze, które płacimy w podatkach oraz te pieniądze z których utrzymywane są te wszystkie "gratisy" to są dokładnie te same pieniądze. One trafiają do jednego wora i z tegoż wora są wydawane. I nie da się z niego wyciągnąć więcej, niż się do niego włożyło.

Albo inaczej: da się, ale kosztem długów, które będą spłacać nasze dzieci i wnuki w kwocie o wiele wyższej, niż dzisiejsze pożyczki.

Zatem, za te wszystkie "darmowe" świadczenia i tak płacimy sami. Tylko, że obecnie ponosimy dodatkowe koszta w postaci pensji i świadczeń dla półmilionowej zgrai biurokratów, ich marnotrawstwa (bo to nie ich pieniądze, więc co się będą przejmować?), nie wspominając już o cenach zawyżonych z uwagi na istnienie monopolu i tak dalej... I oczywiście płacimy za nie niewspółmiernie do stopnia ich wykorzystania.

Gdyby zatem rzeczone osoby zechciały na chwilę przeprowadzić doświadczenie i złożyć te wa obrazy z dwóch gałek ocznych w jeden, doszłyby niechybnie do wniosku, że obecnie musi być drożej, niżby było po prywatyzacji. A póki co, to są oni przekonani, że po prywatyzacji "wszystkiego" będą musieli sami sobie wszystko zapewnić, ale patrzą na to ze zgrozą, bo przez pryzmat obecnych cen i poborów. Oczywiście, przy takim założeniu, ich przerażenie tą myślą nie może dziwić.

Bardzo często powtarzającym się argumentem jest : "Jak to? To ja miałbym płacić za każdym razem, kiedy chcę sobie iść do parku?!" Tak. I bardzo dobrze. Obecnie każdy z nas zrzuca się na wszystkie parki (w swoim mieście, czy też za parki narodowe). A my chcemy, by płacił tylko za te parki, do których chadza i wtedy, kiedy z nich korzysta. Dlaczego ja, jeśli codziennie biegam w parku pod moim domem, a co niedzielę wybieram się tam na kilkugodzinny spacer z całą rodziną, miałbym płacić na ten park tyle samo, co mój sąsiad, który raz zabrał tam dziewczynę na randkę w maju w dziewięćdziesiątym trzecim? Jest to oczywiście okradanie mojego sąsiada.

Kiedy idę na pływalnię, to płacę za siebie przy każdym wejściu. Dlaczego na to nikt nie narzeka? Przecież stosując logikę osób, które nas krytykują, państwo powinno opłacić nasze pływanie - podnieść każdemu podatki o parę złotych i już - każdy może sobie iść pływać, kiedy chce "za darmo".

Nawet nie będę się rozpisywał, jak wówczas wyglądałyby te pływalnie, opłacane niezależnie od tego, czy ludzie chcą tam uczęszczać, czy jest tam czysto - wystarczy porównać wygląd instytucji publicznych z ich odpowiednikami prywatnymi.

Jestem pewien, że gdyby dzisiaj ktoś wystosował pomysł, by podnieść podatki i pobudować państwowe pola golfowe tak, by każdy mógł sobie w wolnym czasie "popykać" "za darmo" to większość krytyków naszych pomysłów oburzyłaby się, bo to dodatkowe pieniądze, bo mnie golf nie interesuje, nie umiem i tak dalej. I słusznie. Mogą mieć taką samą niechęć do golfa, jak ktoś inny do spaceru w parku, więc złodziejstwem byłoby zmuszanie ich do płacenia za przyjemność innych.

Ale jestem też pewien, że gdyby mimo sprzeciwów udało się przepchnąć taką ustawę, a za dziesięć lat ktoś przyszedł z pomysłem by ją skasować, to ci sami ludzie zaczęliby protestować krzycząc: "Jak to? To ja miałbym płacić za każdym razem, kiedy sobie idę pograć w golfa?!".

41 komentarzy:

  1. Drogi Staszku - z tymi parkami to przesadziłeś :) . Oczywiście zgadzamy się z filozofią, ale przykład nietrafiony.
    Park narodowy (taki np. Białowieski) jest dobrem narodowym odznaczający się pewną cechą charakterystyczną - mianowicie trudno oczekiwać, że będzie zyskownym przedsięwzięciem (w sensie finansowym). Wiele tego w Polsce nie ma, a jeśli sprzedamy nawet takie obiekty to szybko się może okazać, że wycinka jest bardziej rentowna. A w wolnej Polsce nikomu nie zabronisz wyciąć własnego lasu(i dobrze). Tu nie chodzi o przyjemność wędrówki przez rezerwat przyrody tylko o ochronę tego terenu.
    Co do parków miejskich to generalnie bym się zgodził z tym, że to nie jest sprawa dla władzy centralnej. Samorządy niech sobie same rządzą - jak miasto chce mieć darmowe parki to niech je ma (jeśli je stać). To jest kwestia atrakcyjności miasta. W wolnym kraju miasta i gminy konkurują o mieszkańców, którzy przeprowadzają się tam, gdzie im lepiej. Jak miasto chce mieć darmową komunikację miejską to proszę bardzo! To do samorządu należy decyzja o wysokości podatku od nieruchomości oraz na co wyda wpływy z tego podatku. Władza centralna może co najwyżej ustalić maksymalną stawkę tego podatku.

    Z tymi podatkami trochę się zapędziłem - to tylko moja wizja. Wymyśliłem sobie, że pogłówny idzie do kasy centralnej a od nieruchomości do samorządu. Proszę zatem wstrzymać się z krytyką tego przykładowego rozwiązania, gdyż bronić go nie będę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście jako ko-liber zgadzam się z powyższym stwierdzeniem. Zawsze jednak męczy mnie sprawa zieleni jako wartości (nie własności) wspólnej.
    Obawiam się, że w kwestii utrzymania środowiska naturalnego, jego ochrony i dostepu, rynek i prywatyzacja nie jest rozwiazaniem.
    Obrazowo: wartość lasu jako sumy
    -całości ekosystemu jest większa niż wartość poszczególnych składników. Biorąc pod uwagę cenę rynkową- jest odwrotnie.

    MvS

    OdpowiedzUsuń
  3. Odnośnie lasów państwowych również mam podobne wątpliwości, bo nie chciałbym żyć w kraju gdzie nie ma tylu lasów co teraz (sytuacja powszechna na zachodzie). Jest to nieuchronne jeśli sprywatyzujemy całe lasy państwowe. Z drugiej strony nie ma dziś możliwości kupienia nawet kawałka ugoru od lasów państwowych - to znam z autopsji. Rozwiązaniem mogłaby być prywatyzacja z zastrzeżeniem zachowania określonego procentu zalesienia na danym terenie, choć i to mnie nie do końca przekonuje.
    A może wynająć zarządzanie nadleśniectwem prywatnej firmie na zasadzie jawnego przetargu? (kto zobowiąże się do lepszych wyników finansowych ten wygrywa przetarg).

    A tak poza konkursem: wybieracie się na manifestację przeciw ACTA?

    OdpowiedzUsuń
  4. Na nieszczęście nie musicie się dręczyć tymi wizjami prywatnych lasów bo w tym kraju nigdy nic nie będzie prywatyzowane.

    OdpowiedzUsuń
  5. Autorze, nie rozumiesz jednej prostej rzeczy: tu nie chodzi o to, że ktoś tam wierzy, iż coś może być darmowe; takich durni absolutnych jest niewielu. Tu chodzi o prostą kwestię: nie da się powrócić do czasów darwinizmu społecznego. Może to dobrze, może źle... Ja osobiście z korwinistki maksymalnej stałam się korwinistką umiarkowaną. Przestań wreszcie wierzyć w to, że Twojej wywody opierają się na logice; to nie logika, tylko ZAŁOŻENIE. A założenie jest zawsze subiektywne. Przykładowo: Ty wierzysz, że można i TRZEBA zakazywać kobiecie wyskrobywać swój płód, tak ja wierzę, że można i TRZEBA w jakimś tam minimalnym stopniu ratować biedotę ludzką czy niektóre gatunki zwierząt przed wyginięciem, chronić przyrodę, finansować NIEKTÓRE drogie terapie... To nie jest kwestia logiki, tylko moralności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Logika jest czymś zupełnie innym niż założenie. Założenie to miejsce z którego wychodzisz, a logika, to droga, którą przebywasz, by znaleźć się w innym miejscu. To są podstawowe pojęcia i niepodobna jest prowadzić dyskusję jeśli się ich nie rozróżnia. A moralność jest czymś jeszcze innym.

      Usuń
  6. PS. Jeszcze coś: to, co prywatne, MOŻE być tańsze, niż to, co publiczne, a jakże. O ile wyrugujemy absurdalne prawo rzekomej własności intelektualnej. Przepraszam, ale polecam teraz własny tekst oraz lekturę komentarzy pod nim:

    http://sun-wu-kung.blog.onet.pl/Absurd-prawny,2,ID441947355,DA2011-12-12,n

    OdpowiedzUsuń
  7. modny temat:
    A co Staszek sądzi o patentach?

    OdpowiedzUsuń
  8. @Kira: Wyobraź sobie sytuację, że wynalazca opracował innowacyjne rozwiązanie, którego opłacalności nie da się ocenić bez obejrzenia projektu. Po przedstawieniu pomysłu potencjalnemu inwestorowi ten odmawia. Rok później tenże przedsiębiorca uruchamia masową produkcję wspomnianego wynalazku, a jego twórca otrzymuje z tego słownie ZERO POLSKICH ZŁOTYCH.

    Możesz uważać, że to sprawiedliwość - ja się z tym nie zgadzam. Prawo patentowe jest potrzebne, należy tylko zastanawiać się co można patentować i czy ochrona patentów nie trwa zbyt długo. Opatentowanie genomu świni uważam akurat za drobną przesadę, a 20 lat to dość długo, szczególnie w dobie dzisiejszego postępu technoloicznego (i tak spowolnionego przez socjalistyczne rządy).

    OdpowiedzUsuń
  9. Prawo patentowe miało sens w swojej postaci i praktyce na przełomie wieku XIX i XX oraz niedługo później. Obecnie jest parodią:
    - przechodzą trywialne i wirtualne "wynalazki"
    - patentowanie algorytmów, genomów itp. to idiotyzm
    - jeszcze głupsze jest patentowanie "business methods"
    - procedury dają pole do nadużyć, np. treść wniosku jest tajna do momentu decyzji, ochrona liczy się od zgłoszenia, a czas procedowania jest nieograniczony; w rezultacie zgłoszenia celowo zawierające braki (np. formalne) mogą być "tajną bronią" uaktywnianą dopiero w momencie, gdy pojawi się "naruszenie" patentu przez kogoś, kto wymyślił to samo niezależnie, w żaden sposób nie mogąc się dowiedzieć, że to coś już jest złożone w Urz.Pat.
    - powyższe powoduje nadmierny rozrost ilości patentów, które są coraz bardziej ogólne i niedookreślone, co generuje ogromne koszty i ryzyko dla nowych przedsięwzięć

    OdpowiedzUsuń
  10. MALGOND, święta racja.

    PULSARZE, owszem, takie ryzyko istnieje, ale to nie powód, by hamować wysiłki nowych wynalazców, którzy mogą niesłusznie zostać posądzeni o plagiat, gdyż wymyślą coś, co zostało już opatentowane. Pisałam o tym u siebie.

    A tak poza tym pamiętaj o jednym: na każdym wynalazku - podobnie jak na każdym utworze artystycznym - zarabia nie twórca, tylko ten, kto go puści w obieg. Czyli producent wynalezionego urządzenia (w przypadku muzyki - firma fonograficzna, książki - wydawnictwo, etc).

    OdpowiedzUsuń
  11. Kira- co w życiu wymyśliłaś CAŁKIEM SAMA, na co nikt inny nie wpadł? Co SAMODZIELNIE stworzyłaś, używając do tego talentu, czy rzadkich umiejętności? Co sprawia, że te ewentualne dzieła są unikalne i nie do pomylenia z twórczością innych osób?

    Fajnie, że poruszyłaś wątek producenta: To jak myślisz, ile kosztuje wprowadzenie nowej linii produkcyjnej w fabryce? Myślisz, że każdy kto wpadnie na dobry pomysł (np. tworząc źródło energii 100 razy wydajniejsze od obecnych baterii) od tak założy sobie firmę to produkującą? Idealistyczne kpiny.
    To samo, jeżeli będziesz uważać, że ktoś będzie nad takim czymś pracował za darmo. Nieraz sztab ludzi pracuje nad pewnym rozwiązaniem kilka lat (np niebieski laser polskich wynalazców)
    Uważasz, że domorosły wynalazca ma zaplecze, by tworzyć zaawansowane technologie? uhoho...
    To może uważasz, że ktoś mu za to zapłaci(zleci) jak to bywało przed wprowadzeniem praw autorskich? Wątpię. Mało jest bardzo majętnych pasjonatów danej dziedziny. To może ludzie będą się dobrowolnie składać? No tak. Trzeba wierzyć w ludzi, prawda?
    Więc gdybym dał Ci patent na procesor ARM (powszechnie stosowany np w komórkach, palmtopach, pralkach etc) to potrafiłabyś go odtworzyć? Zbudować go sobie w domu? Oprogramować?
    Więc tak naprawdę przed kim (wg prawidłowego przeznaczenia) broni prawo autorskie (nie licząc tych chorych pomysłów w stylu ACTA?) Przed ludźmi, czy przed korporacjami żądnymi zysku?

    Na marginesie: Jestem za prawami autorskimi, ale w zmienionej formie (obecna to bajzel na kółkach) i z zastrzeżeniem użytku własnego.

    pozdrawiam
    Kage

    OdpowiedzUsuń
  12. Kage, zawłaszczanie wiedzy nie podoba mi się. Przykro mi.

    "co w życiu wymyśliłaś CAŁKIEM SAMA, na co nikt inny nie wpadł? Co SAMODZIELNIE stworzyłaś, używając do tego talentu, czy rzadkich umiejętności? Co sprawia, że te ewentualne dzieła są unikalne i nie do pomylenia z twórczością innych osób?"

    Właśnie nic. I tak samo wielu naukowców, bo czerpali z WCZEŚNIEJSZEGO dorobku. Dzielenie się pomysłami, innowacje wprowadzane do starych wynalazków - to jest postęp!

    "Myślisz, że każdy kto wpadnie na dobry pomysł (np. tworząc źródło energii 100 razy wydajniejsze od obecnych baterii) od tak założy sobie firmę to produkującą?"

    Spoko. Tylko żeby nie było tak, że jak ktoś inny WCZEŚNIEJ wymyślił coś takiego, to ja już nie mogę tego wymyślić po raz drugi i używać tego.

    "Więc gdybym dał Ci patent na procesor ARM (powszechnie stosowany np w komórkach, palmtopach, pralkach etc) to potrafiłabyś go odtworzyć? Zbudować go sobie w domu? Oprogramować?"

    Ja nie. Ale niech prawo nie przeszkadza tym, którzy powielają, ulepszają i – ogólnie - korzystają z cudzej wiedzy.

    OdpowiedzUsuń
  13. PS. Praw autorskich nie trzeba znosić całkowicie. Ale nie powinno być tak, że ktoś wymyśli formułę leku i ją opatentuje. Na razie leki to chyba wyjątek, ale ACTA dowodzi, że wszystko się pogarsza...

    OdpowiedzUsuń
  14. @Anonimowy: "co w życiu wymyśliłaś CAŁKIEM SAMA, na co nikt inny nie wpadł?"

    Otóż "kto inny nie wpadł" jest baaaaaaaaaaardzo rzadkie.
    Jak to mówią Amerykańcy: GMTA (great minds think alike, wielkie umysły myślą podobnie). Nawet te umysły nie muszą być wielkie, wystarczą przeciętne. Iksiński w Rurytanii wpadł na pomysł A, a Ygrekowski w Pyrlandii dwa dni później na taki sam lub bardzo podobny NIEZALEŻNIE. Dlaczego jeden z nich nie może korzystać z tworu swojego umysłu, bo drugi pierwszy się ustawił w kolejce do urzędu (i wydał kupę kasy na prawników?)

    Nie wiem, jak Kira, ale ja wpadam na tego typu pomysły całkiem często. Nie, żeby były szczególnie genialne, ot, połączenie kilku istniejących elementów w nowy sposób i mamy coś, czego jeszcze nie było, a mogłoby być użyteczne. Niestety (albo i stety, patrz niżej) nie miałem dość energii, czasu, pieniędzy itp. itd., żeby otworzyć firmę i rozpocząć produkcję. No i za rok czy dwa znajduję mój pomysł - albo bardzo podobny - na półce w sklepie... Żeby nie być gołosłownym podam konkretny przykład: kompaktowe źródła światła (różne - halogeny, świetlówki, LEDy...) w standardowych oprawach (E14, E27, GU10 itd.) sterowane zdalnie przez BlueTooth: załącznie, wyłączanie, regulacja jasności czy koloru (LED). Do tego sterownik w postaci pilota lub montowany na ścianie w miejscu standardowego wyłącznika lub wręcz w postaci programu dla komputera/palmtopa/smartfona. Dałbym radę sam zaprojektować układ elektroniczny. No ale nie chciało mi się. No i jakieś dwa lata później w Castoramie zauważyłem komplet trzech świetlówek kompaktowych marki bodajże Govena z pilotem do regulacji jasności, za jakieś trzy stówy. Nie wiem czy tam w środku był bluetooth czy coś innego, ale to w końcu nieistotne.

    Wcale nie obraziłem się, że ktoś inny "ukradł" mój pomysł i wdrożył do produkcji, bo mnie się nie chciało. Ale wyobraź sobie, co by było, gdybym poszedł za ciosem i otworzył firmę, dopracował projekt, wziął kredyt i zamówił pierwszą partię z Tajwanu, a tu czeka na mnie prawnik firmy X z pozwem patentowym. No i jestem w czarnej dupie, nawet jeśli mój produkt jest lepszy i tańszy, ale korzysta z podobnego, dość trywialnego w końcu pomysłu. Między innymi dlatego mi się "nie chce", niech się inni wilcy szarpią. A że to spowalnia postęp i rozwój gospodarczy? No cóż, trudno, nie mam zamiaru aż tak dupy nadstawiać w imię idei.

    OdpowiedzUsuń
  15. Więc skoro nic w życiu sama nie wymyśliłaś jesteś hipokrytką, niczym nie różniącą się od złodzieja, który chce się napić w barze za darmo- namolnie proszącym o kolejki "na koszt firmy". Chcesz przywłaszczać sobie cudzą CIĘŻKĄ pracę. Chcesz pozostawiać wynalazców bez źródła utrzymania.

    Nie mam zresztą więcej pytań, jeżeli uważasz, że "innowacyjność" to jedynie "ulepszanie" starych wynalazków. Widać nauka (z ang. science mówiąc precyzyjniej) nie jest Twoim hobby, lub chociażby dziedziną w której masz ogładę. Mogę Ci wymienić sporo wynalazków, które nie mają żadnego odpowiednika zanim zostały stworzone, które rewolucjonizowały podejście ludzi i otworzyły wiele bramek dotychczas znajdujących się w dziale "s-f".

    "Spoko. Tylko żeby nie było tak, że jak ktoś inny WCZEŚNIEJ wymyślił coś takiego, to ja już nie mogę tego wymyślić po raz drugi i używać tego."

    Czy Ty w ogóle wiesz co to jest użytek własny?
    Czy rozróżniasz użytek własny od zarabiania na pomyśle?
    Dam Ci przykład:
    1. Ściągasz z internetu płytę zespołu w mp3 i słuchasz jej sobie w domu, tramwaju, gdziekolwiek. To jest użytek własny.
    2. Ściągasz z internetu płytę zespołu w mp3, nagrywasz to na nośnik i sprzedajesz innym mówiąc. To jest piractwo.

    "Ja nie. Ale niech prawo nie przeszkadza tym, którzy powielają, ulepszają i – ogólnie - korzystają z cudzej wiedzy."
    Nie da się korzystać z cudzej wiedzy. Da się korzystać z cudzej pomocy, pracy, pomysłów czy własności. Ogólnie o ile nie widzę nic złego w ulepszaniu, to zwykłe powielanie dla celów zarobkowych bez zgody (i ew tantiemu) dla autora uważam za złodziejstwo.

    Widzę, że jednak się opamiętałąś i mówisz już "praw autorskich nie trzeba znosić całkowicie"- dobrze, bardzo się z tego cieszę.
    Dlaczego nie powinno być tak, że ktoś wymyśli formułę leku i go opatentuje? Ja uważam, że kilka lat(do 10) patent powinien być bezwzględny- to jest mniej więcej czas zwrócenia się inwestycji. Potem niech stanie się to "dobrem publicznym".

    Dlaczego jednak w Twojej wersji spodziewam się, że koncerny farmaceutyczne przestaną pracować nad nowymi lekami, skoro inwestycja w sztab R&D będzie miała bardzo nikły współczynnik zwrotu?

    Na koniec- dajmy ludziom żyć a nie jak w socjalizmie każmy im przymusowo pracować "dla dobra" publicznego.

    pozdrawiam
    Kage

    OdpowiedzUsuń
  16. @Marigold.
    To super, że masz dobre pomysły:)
    Ja nie uważam, że obecne prawo patentowe jest dobre i nie należy go tykać- wręcz przeciwnie. Uważam tylko, że sama idea praw własności intelektualnej jest słuszna.
    Należałoby tylko (tak jak wiele razy działo się to w historii) zastanowić się, jak sprawdzić, czy Ty i pan X niezależnie wpadliście na ten pomysł i wtedy uznać, że należy Wam się takie samo prawo. Wtedy wynalazek będzie miał Obydwa Wasze nazwiska.

    Na marginesie diody LED sterowane bluetoothem nie podlegają prawie patentowemu, bo się konfiguracją istniejących już pomysłów. No co najwyżej układ sterujący w środku może być jakiś specjalistyczny i opatentowany.

    pozdrawiam
    Kage

    pozdrawiam
    Kage

    OdpowiedzUsuń
  17. KAGE:

    "Więc skoro nic w życiu sama nie wymyśliłaś jesteś hipokrytką, niczym nie różniącą się od złodzieja"

    Nigdy w życiu nie chciałabym nikogo okradać z jego pracy. Ale zauważ, że przywłaszczanie sobie PEWNYCH rzeczy jest zwyczajnie nienormalne. Nie piszę przecież o wynoszeniu planów, przypisywaniu sobie cudzej twórczości, etc. Ale jak można chcieć dotrzeć do wszystkich, którzy wnieśli swój wkład intelektualny w dane dzieło? Nie mówię o jednej ekipie, mówię o korzystaniu z cudzych pomysłów. Przyzwoitość nakazuje zapłacić, ale nie zawsze jest to możliwe.

    Ale najgorsze jest to, że jeśli będziemy dalej szli w takim kierunku, w jakim idziemy aktualnie, to niedługo nie będzie można sprzedawać nawet babeczek według cudzego przepisu bez uzyskania stosownej licencji. Albo nawet - piec ich na własny użytek. :/ Fantazja? Nie sądzę…

    "Mogę Ci wymienić sporo wynalazków, które nie mają żadnego odpowiednika zanim zostały stworzone, które rewolucjonizowały podejście ludzi i otworzyły wiele bramek dotychczas znajdujących się w dziale "s-f"."

    Masz rację, wiele z nich było całkowicie nowych. Ale przypuszczam, że równie wiele bazowało na poprzednich. Mamy się teraz kłócić, kto pierwszy wynalazł druk: Europejczycy czy Chińczycy? :)

    Często dwie różne ekipy pracują nad czymś podobnym. I wygra ta, która pierwsza poleci do urzędu patentowego. To jest OK.? (Malgond to świetnie wyłuszczył.)

    "Czy Ty w ogóle wiesz co to jest użytek własny? Czy rozróżniasz użytek własny od zarabiania na pomyśle? Dam Ci przykład:"

    O przepraszam, nawet i na użytek własny nie należy ściągać muzyki! Według niektórych artystów to kradzież. A już na pewno według firm fono. ;)

    A swoją drogą - ciekawa logika, drogi Kage, że na użytek własny wolno swobodnie pobierać czyjąś twórczość. To już nie jest kradzież? ;)

    "Ogólnie o ile nie widzę nic złego w ulepszaniu, to zwykłe powielanie dla celów zarobkowych bez zgody (i ew tantiemu) dla autora uważam za złodziejstwo."

    Mam więc nadzieję, że w każdym cywilizowanym - czyli nie pokrytym dżunglą - miejscu na świecie istnieje ogólnodostępna baza danych ze wszystkimi możliwymi wynalazkami na świecie oraz z danymi właścicieli praw do nich, żeby można się było z nimi w każdej chwili skontaktować. :)))))

    "Dlaczego nie powinno być tak, że ktoś wymyśli formułę leku i go opatentuje? Ja uważam, że kilka lat(do 10) patent powinien być bezwzględny- to jest mniej więcej czas zwrócenia się inwestycji. Potem niech stanie się to "dobrem publicznym"."

    No tak, faktycznie. Ktoś opracuje formułę niesamowicie skutecznego leku na AIDS czy raka, pracując nad tym jak dziki osioł, potem sprzeda licencję firmie, która będzie produkować go i sprzedawać za gigantyczną (jak na kieszeń przeciętnego obywatela) sumę… Pikuś, nie? Co to jest 10 lat dla chorych na raka!

    OdpowiedzUsuń
  18. "Dlaczego jednak w Twojej wersji spodziewam się, że koncerny farmaceutyczne przestaną pracować nad nowymi lekami, skoro inwestycja w sztab R&D będzie miała bardzo nikły współczynnik zwrotu?"

    To nie patenty są źródłem zarobku! Jak już napisałam, nie sam twórca, a producent najwięcej zarabia. Jeśli więc coś wymyślisz i potem sprzedasz/wynajmiesz prawa jakiejś firmie, to zapewniam Cię, że zarobisz o wiele mniej niż owa firma. Tak więc bronisz nie tych biednych wynalazców, a same megakorporacje, które zapłacą wynalazcy ochłapy, a potem będą wydzielać bogatym obywatelom leki, żywność, etc.

    "Na koniec- dajmy ludziom żyć a nie jak w socjalizmie każmy im przymusowo pracować "dla dobra" publicznego."

    Wypraszam sobie! Ja miałabym komuś kazać pracować dla dobra wspólnego?! :/ Piszę zupełnie o czymś innym.

    Jakoś nie widzę, żebyś Ty miał idealnie logiczne rozwiązanie problemu, którym jest OBECNE prawo patentowe. A to, co piszesz Malgondowi, że "Należałoby tylko (tak jak wiele razy działo się to w historii) zastanowić się, jak sprawdzić, czy Ty i pan X niezależnie wpadliście na ten pomysł i wtedy uznać, że należy Wam się takie samo prawo" jest pomysłem niemal nie do zrealizowania. Niestety. Chyba że powstanie wyżej wymieniona baza.

    Tak więc nadal uważam, że prawa autorskie powinny zostać zupełnie inaczej określone i respektowane niż do tej pory.

    OdpowiedzUsuń
  19. @Kage, "Należałoby tylko (tak jak wiele razy działo się to w historii) zastanowić się, jak sprawdzić, czy Ty i pan X niezależnie wpadliście na ten pomysł i wtedy uznać, że należy Wam się takie samo prawo. Wtedy wynalazek będzie miał Obydwa Wasze nazwiska."
    Czy jeśli X wymyślił wynalazek miesiąc wcześniej, to wtedy też bym się jeszcze łapał na ten "wspólny patent"? A jak wyprzedził tylko o parę dni? Albo o cały rok?
    Tutaj pasowałby wnet słynny cytat o bohaterskim rozwiązywaniu problemów nieznanych w innych... sytuacjach. :D

    OdpowiedzUsuń
  20. @Kage

    Po pierwsze jestem *malgond*, nie marigold - wbrew pozorom spora różnica :-) Ale mniejsza o to.

    Co do patentowalności rozwiązań: wierz mi, da się to tak napisać, żeby przeszło. Nie takie patenty już widziałem. Po prostu system się zdegenerował i obecnie przynosi - moim zdaniem - więcej szkody niż pożytku. O ile nasz rodzimy jakoś jeszcze trzyma fason, to amerykański jest już kompletnie do dupy; a wszystko dąży w tamtą stronę, tajnie negocjowane umowy międzynarodowe i takie tam michałki. Obecnie patenty pełnią w przemyśle funkcję broni jądrowej - spróbuj zaatakować pierwszy, to też zginiesz, więc każdy się zbroi, bo inaczej inni go zjedzą - to się samo nakręca.

    Co do prawa autorskiego, to sytuacja jest podobna - następuje stopniowa degeneracja w kierunku ochrony interesów wielkich korporacji, co *hamuje* rozwój kultury, a nie ją wspomaga. W dobie coraz łatwiejszego dostępu do narzędzi technicznych ułatwiających tworzenie i rozpowszechnianie dzieł literackich, audiowizualnych itd. co zasadniczo powinno prowadzić do rozkwitu twórczości (chociażby większość była grafomańska), okazuje się, że poważne podejście do respektowania prawa autorskiego powoduje albo wielkie koszty ograniczające mocno swobodę twórczości, albo wielkie ryzyko.

    W początkach prawa autorskiego w USA autor musiał zgłosić utwór do ochrony za symboliczną opłatą, dostawał ochronę na bodajże 14 lat, a potem mógł przedłużyć o kolejne 14 lat. Poza tym, istniał rejestr, więc każdy mógł sobie sprawdzić, do kogo się zwrócić o pozwolenie na wykorzystanie. Obecnie (konwencja berneńska i dalsze) prawo przysługuje z automatu (nawet jeśli autor ma je w dupie; więcej: rezygnacja z niego jest bardzo trudna, patrz ekwilibrystyka w postaci licencji BSD, GPL czy CC, a na naszym podwórku - wojenki z ZAiKSem, chcącym pobierającym haracz za utwory autorów, którzy nigdy o to nie prosili), terminy są wciąż przedłużane (hasło: Sony Bono, CTEA), dozwolony użytek jest coraz bardziej ograniczany, domena publiczna praktycznie się nie rozszerza i co najważniejsze NIE MA ŻADNEGO REJESTRU.

    Więc nawet chcąc legalnie wykorzystać jakiś utwór, czy jakieś prawa pokrewne (do wykonania utworu muzycznego na przykład), zdarza się, że bardzo trudno ustalić, kto właściwie ma prawa do utworu, lub też czy nie już ma więcej współautorów/współposiadaczy praw majątkowych. W rezultacie istnieje ryzyko, że "ni z gruchy ni z pietruchy" pojawi się jakiś (współ)autor, żądając wysokiego odszkodowania - i będzie on w prawie! Mało tego: z autorem ewentualnie można się dogadać - ale oprócz tego można zostać ukaranym z mocy prawa karnego! Ostatnio są zakusy, aby tego typu "przestępstwa" były ścigane z urzędu, a nie na wniosek poszkodowanego (potencjalne konsekwencje ACTA)!

    Prawa autorskie są często skrzętnie gromadzone i zazdrośnie strzeżone przez wielkie korporacje. Dzieła kultury właściwie już historyczne są nadal własnością korporacji, które zazdrośnie ich strzegą i nie wypuszczają z rąk - a z drugiej strony niekoniecznie o nie dbają i mogą w każdej chwili zniszczyć (chociażby poprzez zaniechanie - patrz archiwa TVP).

    [PS. musiałem wyciąć trochę konkretów, bo blog ogranicza posty do 41096 znaków]

    OdpowiedzUsuń
  21. Wiedzieliście, że Mein Kampf jest jeszcze objęty ochroną praw autorskich? Po tylu latach?
    A kto jest właścicielem tychże praw? Władze Bawarii. Dajcież spokój... http://www.tvn24.pl/-1,1732540,0,1,fragmenty-mein-kampf-wyjda-ocenzurowane,wiadomosc.html

    ___

    Oddajmy lepiej głos Instytutowi Misesa: http://mises.pl/blog/2012/01/25/boldrin-levine-czy-monopol-intelektualny-przyczynia-sie-do-wzrostu-innowacyjnosci/

    OdpowiedzUsuń
  22. MALGOND, świetny komentarz. Gratuluję wiedzy. :)

    Podobno każdy, kto chce rozpowszechniać WŁASNĄ muzykę, też musi zarejestrować się w ZAiKSie. Chore... Już nie twórca, a ktoś inny zarabia na muzyce, filmach, książkach. :/


    PAWELOOSS, podobno właśnie owe prawa wygasają w najbliższym czasie. :)

    OdpowiedzUsuń
  23. @Kira: a propos ZAiKS - nie musi, ale to nie przeszkadza ZAiKSowi żądać opłaty...

    Wiele sklepów sieciowych puszcza muzykę 'copyleft' żeby zaoszczędzić na tantiemach, więc jakoś się przed ZAiKSem bronią, zdaje się podpisując umowę bezpośrednio z firmą mającą prawa do niej i płacąc jakąś tam sumę, dużo mniejszą niż urzędowe stawki ZAiKSu, ale mały przedsiębiorca ma gorzej, bo nie stać go na prawników.

    Inna rzecz, że ta 'wolna' i tania muzyka jest okropna, szlag mnie trafia jak to słyszę, już lepiej żeby wcale jej nie było. Co to w ogóle za pomysł, że w sklepie *musi* coś tam za uchem brzęczeć?

    OdpowiedzUsuń
  24. @Kira.
    Widzę zasadniczą różnicę pomiędzy ściągnięciem sobie muzyki za darmo, przesłuchaniem mp3 i później kupieniem jak mi się spodoba (przez szacunek dla twórców). Inaczej często nie kupibym całej płyty zespołu, którego nie znam. W Polsce jest to za droga zabawa. A czymś takim:
    Wytwórnia fonograficzna daje kontrakt artyście, płaci mu za nagranie albumu, za studio, promocję etc. Wypuszcza płytę na rynek. Ktoś kopiuje te utwóry i zaczyna produkować kopie tej płyty i sprzedawać osobom chętnym ją kupić.

    W pierwszym przypadku wytwórnia traci "potencjalny zysk", którego by nie miała= nie kupiłbym płyty. W drugim traci realne pieniądze, bo ktoś kupuje album nie od nich a od osoby, która nie ma prawa do zawartych tam utworów. Pirat może zaniżać koszty do ceny płyty i nadruku. To nie jest wolna konkurencja.

    Co więcej w takim przypadku jest bardzo łątwo stwierdzić, że ktoś nie ma praw do danej twórczości. Gorzej w momencie patentów technologicznych. One nie mają cech charakterystycznych w postaci podpisu autora, brzmienia głosu, niepowtarzalnej aranżacji etc. Zawsze będziemy wiedzieć (niezależnie od źródła, z którego to mamy), że TA piosenka to jest TA piosenka TEGO Kazika, czy TEN film, to TEN "Titanic" TEGO Camerona.
    Gdyby ktoś nakręcił własną wersję od razu będziemy wiedzieć, że to nie oryginał.
    W momencie np urządzenia KERS ktokolwiek go wyprodukuje będzie to ten sam KERS. Gdy ktoś zmieni zasadę działania (a
    nie tylko kosmetyczną konfigurację) o już będzie inne urządzenie (np zamiana obudowy a zmiana magazynowania energii z silnika i akumulatora na sprężyny czy ogniwa chemiczne)

    "Mamy się teraz kłócić, kto pierwszy wynalazł druk: Europejczycy czy Chińczycy? :)"
    Druk to akurat dość kiepski przykład- pismo istniało wcześniej. Może pogadamy np. o tranzystorach?

    "Ktoś opracuje formułę niesamowicie skutecznego leku na AIDS czy raka, pracując nad tym jak dziki osioł, potem sprzeda licencję firmie, która będzie produkować go i sprzedawać za gigantyczną (...) sumę… Pikuś, nie? Co to jest 10 lat dla chorych na raka!"

    Nic. Nie wychodzę z założenia: "Gospodarka dla liberałów, życie codzienne dla socjalistów". Ludzie umierali, umierają i umierać będą- Nikt ich nie zaraża rakiem (no chyba, że oni sami stylem życia) i nie widzę powodu, dla którego ktoś musiałby kogokolwiek zmuszać do pomocy. Tak samo jak autor sam sprzedał licencję (której był właścicielem) za tyle ile uważał za odpowiednie. Dam Ci odwrotny przykład. Świat bez prawa autorskiego:

    Wymyślam ten lek. Po wielu latach badań i dużych kosztach nakładu. Ta wiedza to moja własność, ale sam muszę zabezpieczyć tą inwestycję, więc stwierdzam, że:

    1. formułę zamknę w sejfie
    2. Będę podawał ten lek tylko w swojej fortecy i tylko 30 osobom miesięcznie. Chętni na pewno się znajdą mimo wysokich kosztów :) Będę tak robił do czasu aż ktoś inny wymyśli równie skuteczny sposób.

    Teraz pytania do Ciebie:
    1. Czy to, że mam ten lek(moja fizyczna własność), który leczy chorych daje Ci prawo do zmuszenia mnie podzielenia się nim z światem za niską cenę?
    2. W momencie, gdy ktoś ukradnie mi formułę i udostępni ją każdemu- jak należy sądzić złodzieja? Ukradł kartkę papieru?W przypadku cyfrowego nośnika nawet nie ukradł fizycznej rzeczy.
    Parafrazując: Gdy złodziej ukradnie podpisaną książeczkę czekową i zrobi mi debet na 100 milionów- ukarać go za kradzież 100 milionów, czy tylko książeczki czekowej? Resztę przecież podjął legalnym sposobem.

    @Malgond
    Najmocniej Cię przepraszam za błąd w nicku. Już się więcej nie powtórzy. Absolutnie się z Tobą zgadzam! Naprawdę Nie musisz mnie przekonywać, że obecne prawo jest chore, że należy je zburzyć. Jednak jak już powiedziałem- uważam, że jego pierwotna idea jest rozsądna.

    Uważam, że ściąganie za prawa autorskie z urzędu jest niedopuszczalne. Sam protestowałem przeciw ACTA we wtorek, będę to robił jutro i w niedzielę (ktoś jeszcze jest z Wwy?).
    Przy okazji bardzo Ci dziękuję za te konkrety- nie o wszystkich wiedziałem :)

    pozdrawiam Was
    Kage

    OdpowiedzUsuń
  25. Kage, co do SPRZEDAŻY cudzych utworów bez uprawnienia, to mam mieszane uczucia. Kiedy myślę o artyście, to jestem przeciw. Kiedy wyprodukowanych przez siebie leków, choćby na bazie cudzej formuły - jestem za.

    Ale widzisz, jeśli chodzi o tę cudzą formułę właśnie… No, mocno przesadziłeś z tymi przykładami. Kradzież formuły to jednak kradzież rzeczy fizycznej; a włamanie się na czyjeś konto, by tę formułę poznać, już jest przestępstwem. Co do książeczki czekowej - MIAŁEŚ te 100 milionów na koncie (nawet jeśli byłyby tylko wirtualnym zapisem) i zostałeś ich pozbawiony.

    Ze ZNAJOMOŚCIĄ formuły na lek jest inaczej. Oczywiście, że nie zamierzam nikogo zmuszać do dzielenia się jego/jej wiedzą. Nie musisz być żadnych socjalistą, spokojnie. Ale proszę, nie wmawiaj mi, że jeśli ktoś sam wymyśli lub pozna (bez wykradania formuły) skład leku, to nie ma prawa się tym dzielić ze światem. Nie jestem za ograniczaniem Twoich praw do Twoich wynalazków. Ale to nie znaczy, że JA nie będę JUŻ miała prawa dojść (samodzielnie, z pomocą innych czy nawet wchodząc w posiadanie informacji o Twoim produkcie na podstawie analizy chemicznej) do tego, jak taki lek zrobić. Jeśli zamierzasz zabierać mi WIEDZĘ, to już mocno przesadzasz.

    Nadal nie widzę u Ciebie rozwiązania problemu z wynalazkami i możliwością korzystania z cudzego dorobku. Poczekajmy, aż zostanie stworzona ogromna baza danych, łącznie z adresami właścicieli praw, poczekajmy na sensowne zmiany… Rozumiem, że nie możemy się dzielić wszystkim, ja po prostu nie chcę, by prawo własności zostało doprowadzone do absurdu.

    Cieszy mnie, że tak rozsądnie podchodzisz - w przeciwieństwie do wielu pseudoobrońców twórców - do utraty "potencjalnego zysku" artystów. Co nie znaczy, że nie rozumiem artystów sarkających na piratów. Osobiście wolę kupować oryginalne płyty z muzyką i filmami (mam to szczęście, że mojego gustu nie podziela większość, więc mogę nabywać je za dość niewygórowaną opłatę ;)). Ale nie mam czystego sumienia, niestety… :( Naściągałam sobie ebooków i audiobooków i ani myślę się ich pozbyć. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że prawie żadnego z nich nie widziałam w normalnym sklepie internetowym.

    OdpowiedzUsuń
  26. Odnośnie prawa patentowego sensownie wypowiedział się JKM:

    http://korwin-mikke.pl/blog/wpis/podpisac_acta__z_postscripto/1209

    OdpowiedzUsuń
  27. @Kira.
    "co do SPRZEDAŻY cudzych utworów bez uprawnienia, to mam mieszane uczucia. Kiedy myślę o artyście, to jestem przeciw. Kiedy wyprodukowanych przez siebie leków, choćby na bazie cudzej formuły - jestem za."

    Czym się różni rozłożenie utworu na ścieżki (wokal, gitara, bass, perkusja itd) i ponowne ich połączenie w jedną piosenkę od zrobienia bardzo analizy chemicznej by poznać skład leku?

    "Kradzież formuły to jednak kradzież rzeczy fizycznej; a włamanie się na czyjeś konto, by tę formułę poznać, już jest przestępstwem"
    To jak karać takiego złodzieja? Za kradzież kartki?
    A przykłady nie są przejaskrawione. Już teraz niektóre rzeczy nieobjęte prawami autorskimi są tak konstruowane, by nie dało się "zajrzeć" do środka bez zniszczenia całości.

    "Co do książeczki czekowej - MIAŁEŚ te 100 milionów na koncie"
    Nie miałem- napisałem o debecie. Poza tym sama procedura podejmowania pieniędzy była zgodna z prawem.

    "Jeśli zamierzasz zabierać mi WIEDZĘ, to już mocno przesadzasz".
    Nie zabraniam Ci posiadania wiedzy. Myślę jednak, że mocno nieuczciwe jest udostępnienie Ci możliwości zarobkowego wykorzystywania tej wiedzy, gdy jedyne co zrobiłaś by ją posiąść to kopipasta. A zresztą jak pisałem. W większości przypadków nie masz jak jej wykorzystać a kolejny producent, po których tak niepochlebnie się wyrażasz.

    Również nie chcę, by prawo własności zostało doprowadzone do absurdu. Jednak czekanie na tą Twoją bazę danych (co również rozwiązaniem problemu nie jest- jest dokładnie tym samym) przy jednoczesnym zawieszeniu praw autorskich to również absurd. Ba, to anarchia.

    Widzisz. Z artystami jest o wiele "łatwiej". Darmowe udostępnianie utworów można podciągnąć pod promocję i potem "trzepać kasę" na koncertach, reklamach, wywiadach etc. Jak pisałem- nie ma opcji pomylić kto co stworzył. A nawet jeżeli ktoś się pokusi o swoją wersję to z coverami różnie bywa- mogą być lepsze, gorsze ale na pewno nie takie same.
    Z patentami technologicznymi tak nie jest.

    pozdrawiam
    Kage

    OdpowiedzUsuń
  28. Kage, piosenka jest aktem twórczym, wizytówką firmową artysty. Lek jest towarem takim samym, jak babeczki upieczone według czyjegoś przepisu.

    "[…] mocno nieuczciwe jest udostępnienie Ci możliwości zarobkowego wykorzystywania tej wiedzy, gdy jedyne co zrobiłaś by ją posiąść to kopipasta."

    Rozumując w ten sposób nie można by sprzedawać wymienionych przeze mnie kilkakrotnie babeczek według cudzego przepisu.

    Natomiast każda kradzież rzeczy fizycznej czy włamanie powinny być karane, choćby za szkody moralne (np. stres, gdy widzisz, że brakuje ważnej dla Ciebie rzeczy, choćby nie miała ona JESZCZE dużej wartości materialnej). To, że dzisiaj pobłaża się przestępstwom typu kradzież 10 zł nie jest wcale dobre… Szkodliwość czynu mierzy się TAKŻE następstwami, jakie on przynosi. Dlatego też jeśli ktoś zrobił w Twoim imieniu debet, to okradł bank. I to złodziej powinien być ukarany, nie Ty.

    OdpowiedzUsuń
  29. @Kira,
    To jak wycenić te szkody wynikające z kradzieży kartki papieru, która pozbawiła mnie ogromnych zysków, których nie da się jednoznacznie ocenić- wszak ktoś mógł stworzyć ten lek za rok, albo za 100 lat. Podaj mi jaki Ty byś wydała wyrok? Uniewinniający, bo złodziej działał dla dobra ludzkości?

    Lek nie jest takim samym towarem jak babeczki. Dlaczego? Bo babeczki są znane od dawna. Jest milion a może i więcej wariacji ich wykonania/dodatków etc.
    Lek, a raczej składnik aktywny np. DMT to po pierwsze twór sztuczny, a po drugie wymagający bardzo specyficznej obróbki aby go otrzymać a po trzecie konkretny i jeden. Mówiąc "babeczka" ja i Ty mamy inny obraz przed oczami. Mówiąc DMT myślimy o jednym.

    pozdrawiam
    Kage

    OdpowiedzUsuń
  30. Kage, ale czy nie sądzisz, że opatentowywanie jakiejkolwiek formuły/przepisu/planu jest dosyć dziwne? Dla mnie wręcz naganne. Babeczki czy lek - jakie ma znaczenie, ile potrzeba pracy, by je stworzyć?

    Nie chodzi mi o samo dobro ludzkości, tylko o logikę. Wiedza nie może być traktowana jak rzecz materialna.

    Ale widocznie się nie zgodzimy. Nie będę Cię przekonywać, bo wychodzimy chyba z różnych założeń. Pozdrowionka.

    OdpowiedzUsuń
  31. Uważam, że opatentowanie konkretnego rozwiązania nie jest dziwne- tym bardziej naganne. Naganne jest, gdy ktoś próbowałby z tego odcinać kupony przez całe życie lub co gorzej- gdyby potomkowie/osoby trzecie/instytucje próbowały to robić.

    Z jednym się z Tobą zgodzę. Nie dojdziemy do porozumienia. Nie dlatego, że wychodzimy z z różnych założeń a dlatego, że wymigujesz się od wszystkich niewygodnych odpowiedzi. Nie wiem czy złośliwie, czy po prostu nie dopuszczasz do siebie innej wizji niż zgadzające się z Twoim stanowiskiem.

    pozdrawiam
    Kage

    OdpowiedzUsuń
  32. Kage, podobnie jak w przypadku dyskusji o "honorze" odpowiedziałam na Twoje zarzuty. Tylko że Ty tych odpowiedzi nie uważasz za argumenty, podobnie jak ja nie uważam za argumenty Twoich prywatnych opinii. To nie jest tak, że pewne rzeczy są obiektywnie słuszne, a inne - nie. Dla Ciebie opatentowanie wiedzy jest OK, a dla mnie już nie bardzo. I jak dowiedziemy swojej racji?

    OdpowiedzUsuń
  33. Jeśli ktoś z góry zakłada, że nikt nie wpłynie na jego poglądy, a dyskusję traktuje jako środek do przeforsowania swojego spojrzenia na sprawę to mamy konflikt.

    Nie zgodzicie się bo nie chcecie. Dyskusja skończy się teraz albo będzie trwać jako jałowa wymiana ciosów.

    Jeśli chodzi o patenty to, jak już powiedziałem, prawo patentowe powinno istnieć. Wspomniałem też, że nie w takiej formie jak teraz, powiedziałbym że w radykalnie zmienionej formie, albo raczej należałoby zaorać to prawo i stworzyć na nowo, w prostej postaci.

    Bez jakiegokolwiek prawa patentowego nikomu nie będzie się opłacało inwestować w innowacje. Każdy będzie czekał, aż inna firma zainwestuje w badania po to, by potem kupić w detalu gotowy produkt, rozebrać na części pierwsze i sprzedawać swój, niemal identyczny. Ta druga firma będzie mogła sprzedać taniej, bo nie musi liczyć na zwrot kosztów inwestycji, pierwsza ma zatem nieuczciwą konkurencję. Inwestycja w badania może oznaczać samobójstwo gospodarcze.

    OdpowiedzUsuń
  34. Ciosów? Bez przesady...

    W sumie masz rację, ale WYDAJE mi się, że najwięcej pieniędzy i tak pakuje się w produkcję, nie w samo wymyślanie. Może się mylę...

    OdpowiedzUsuń
  35. @Kira:
    Ja pracuje w instytucji R&D (Automatyka i Robotyka). Nie tworzymy żadnych patentów- dlatego to co powiem jest ostro zaniżone w porównaniu do prawdziwej innowacyjności (która powinna się łapać pod prawo autorskie). Koszt pracy zespołu (pensje, materiały, pomieszczenia, zlecenia) to mniej więcej od 0,8 do 3-krotności kosztów uruchomienia produkcji. To taka mediana- zdarzają się wyjątki w górę i w dół.

    Podkreślam, chodzi tu o Twoje "ulepszanie istniejących wynalazków" lub tworzenie wyspecjalizowanych rozwiązań na konkretne potrzeby- nic co podlega ochronie autorskiej (oprócz copywrite'ów kodu programu i dokumentacji technicznej- ale to inna bajka).

    A teraz kwestia prawdziwych patentów: np taki wirus HIV. Zdiagnozowany w 1983 roku. Pewnie od tego czasu ktoś pracuje nad lekiem. Zrób sobie jakieś proste mnożenie chociażby samych pensji naukowców, którzy mogą na tym pracować (czyli wierzchołek góry lodowej) i podziel przez 2,6 mln zarażeń rocznie.
    Oczywiście można powiedzieć, że skoro 'N' laboratoriów pracuje nad skuteczną metodą i tylko jednemu się uda opatentować, to reszta będzie miała duże straty. Cóż- ryzyko w biznesie.
    Z drugiej strony bez patentu nie dość, że ten 'N' laboratoriów będzie miało ten sam lek (a pewnie poświęcane środki na badania nie były takie same u wszystkich) to czemu producent leku na gardło nie miałby zacząć produkcji?
    I tak z 'N' potencjalnych producentów robi się 'N+niewiadoma'

    pozdrawiam
    Kage

    OdpowiedzUsuń
  36. Kage, dzięki za wyliczenie kosztów. Nie mam podstaw, by Ci nie wierzyć. Ale nadal pewnych rzeczy nie czaję, wybacz. Piszesz "ryzyko w biznesie". Czyli kilkadziesiąt grup naukowców powinno się liczyć z tym, że ktoś wynajdzie lek na AIDS, ale jakoś nie zniechęca ich to do pracy, a sponsorów (firmy) do wykładania pieniędzy na badania. Czy musiałoby tak być, gdyby prawo pozwalało na "skopiowanie" przepisu na lek?

    Mimo wszystko Twoje i moje poglądy muszą opierać się na jakimś założeniu. A to założenie właśnie determinuje podejście do tzw. własności. Można się kłócić, co, jak długo i dlaczego pozostaje czyjąś bezwzględną własnością, ale nie dojdziemy do tych samych wniosków, bo postrzegamy "prawo własności" inaczej.

    W każdym razie dla mnie zakaz produkowania leku na bazie cudzego przepisu jest tym samym, czym byłby zakaz produkowania jakiejś potrawy. Oczywiście opracowanie składu chemicznego leku jest o wiele bardziej czasochłonne i kosztowne. Może więc warto nie tyle znosić, ile zmienić porządnie prawo patentowe?

    A to ciekawy link:

    http://zielonewiadomosci.pl/aktualnosci/acta-i-patenty-na-zdrowie/#comment-1361

    OdpowiedzUsuń
  37. "Czyli kilkadziesiąt grup naukowców powinno się liczyć z tym, że ktoś wynajdzie lek na AIDS"

    "No pain, no gain". Stawka jest wysoka, więc również opłaca się podjąć ryzyko. Nie powinna być Ci taka koncepcja obca. Podkreślam, że pewnie mogłoby się zdarzyć, że jakiś majętny amator opłaciłby/stworzyłby taki lek kiedyś. Nazwijmy to nieprawdopodobnym- jak rzucić monetą 10 razy pod rząd tak, by wypadła reszka.
    Gdy jednocześnie rzuca 100 osób szybciej taki wynik osiągnąć. Nieprawdopodobne staje się nieuniknione.

    Potrawa: smak kotleta schabowego - choć przepis jest banalnie prosty- zależy od kucharza.
    Lek: Składnik aktywny musi być taki sam. IDENTYCZNY. Z tego co pamiętam z licealnej chemii substancje mają kilka wzorów strukturalnych różniących się właściwościami z których jedna wersja może być niezłą trucizną (świta mi glukoza, ale pewnie kręcę).

    Dodatkowo: Ostatnio przeczytałem o aferze w mediach, że korporacje mają już lek na raka, tylko się nim nie dzielą. NO JAK ONE ŚMIĄ?
    A dlaczego? Tylko dlatego, że nie da się go opatentować i nikomu nie opłaca się wydawać kasy na dalsze badania, które udostępniłyby go światu. Proste i smutne.

    Tańsze zamienniki... tańsze zamienniki czego?

    pozdrawiam
    Kage

    OdpowiedzUsuń
  38. Kage, jedni nie opatentują, ale następni - już tak.

    OdpowiedzUsuń
  39. Jak to ujął Thomas Sowell: ludzie uważają, że nie stać ich na lekarstwa, lekarzy i szpitale, ale stać ich na lekarstwa, lekarzy, szpitale i biurakratczną strukturę, która tym zarządza.

    OdpowiedzUsuń
  40. ostro nie na temat Tsyrawe;)

    OdpowiedzUsuń