wtorek, 6 marca 2012

Żałość narodowa

Z Wikipedii:

Żałoba narodowa – żałoba ogłaszana przez władze państwowe po śmierci wybitnej osobistości (najczęściej związanej z krajem jej ogłoszenia) lub z powodu wielkiej katastrofy. Może być ogłaszana na skutek tragicznych wydarzeń w kraju, w którym ją zarządzono, ale także jako rodzaj hołdu złożonego ofiarom podobnych zdarzeń (zamach, katastrofa naturalna lub inna) poza granicami państwa.

Pan prezydent ogłosił właśnie żałobę narodową dla upamiętnienia 16 osób, które zginęły w wyniku zderzenia pociągów pod Szczekocinami. Kim były te osoby? Nie wiem. Z głosów, które do mnie docierają, nie było wśród nich osób wybitnych. Oni zostaną zapamiętani tylko jako "ci, po których ogłoszono żałobę narodową". Jest to oczywiście całkowite odwrócenie idei żałoby narodowej tyłem do przodu.

To może ofiar było nie 16, a 1600? Też nie. Nazwanie tej katastrofy "wielką" jest tak samo niedorzeczne jak nazwanie jeża wielkim drapieżnikiem.

Nawet w PRL nie szafowano tak żałobami narodowymi. W czasie 37 lat jej trwania żałobę narodową ogłoszono czterokrotnie. Po śmierci Stalina, po śmierci Bieruta, po śmierci Zawadzkiego i po śmierci Wyszyńskiego. Koniec. A w PRLu też przecież spadały samoloty, zderzały się pociągi i zawalały się kopalnie.

W III RP w ciągu zaledwie 23 lat żałobę narodową ogłoszono już po raz czternasty. Oczywiście nie kwestionuję tu tych razów, które dotyczyły śmierci Jana Pawła II, czy Smoleńska. Wszak Karol Wojtyła wybitnym Polakiem był. Smoleńsk nie był wprawdzie wielką katastrofą pod względem liczby ofiar, ani nie zginął tam nikt wielce wybitny, ale można go uznać za kompromis między tymi dwoma, jako średnią katastrofę w której zginęło kilka średnio wybitnych osób. Od biedy machnę ręką na WTC, wszak był to swego rodzaju akt wojny wymierzony w całą zachodnią cywilizację. Ale już katastrofa CASY to lekka przesada - ani wielka katastrofa, ani na dobrą sprawę nikt wybitny w niej nie uczestniczył. Wszystkie pozostałe to jakaś horrendalna pomyłka.

Pozostałe żałoby narodowe wiążą się z jakimiś stosunkowo drobnymi katastrofami, większymi wypadkami za granicą, w których zginęło paru nieznanych Polaków i, z niewiadomych przyczyn, z trzęsieniem ziemi na Oceanie Indyjskim.

Obecnie szasta się żałobami na prawo i lewo. Chodzi o popularność i ładny wizerunek polityka, który wraz z całym narodem cierpi po kilku osobach, których nigdy nie spotkał i o których wie tylko, że zginęli w pociągu. Prawdopodobnie większy żal czuje po tych państwowych lokomotywach niż po ofiarach.

Proszę mnie źle nie zrozumieć, każda z tych śmierci to tragedia dla rodzin i przyjaciół. Ale z całą pewnością nie jest to tragedia o skali narodowej.

I to aż dwa dni. Zmarła w ubiegłym miesiącu Szymborska, co by o niej nie mówić, znana w całej Polsce, a dzięki nagrodzie Nobla usłyszał o niej cały świat, zatem spokojnie można ją nazwać postacią wybitną (abstrahując od tego, czym się wybiła), nie dostała ani jednego dnia. Mówiąc językiem społeczności internetowych, miała więcej "znajomych" niż ofiary szczekocińskie miały "znajomych" i "znajomych znajomych" w sumie. A pewnie nawet i "znajomych trzeciego stopnia".

I jest to w pewnym sensie policzek dla tych, którzy zostali byli w ten sposób uhonorowani. Niegdyś wierzyliśmy, że jest to sposób oddania szczególnej czci dla zasług wielkich ludzi - Generała Sikorskiego, Kardynała Wyszyńskiego... Okazuje się jednak, że ich zasługi nic nie znaczą, bo na dobrą sprawę, wystarczy zginąć w nieco większym wypadku, by zostać tak uhonorowanym. Żałoba narodowa jest dziś tylko wyświechtanym "pierdnięciem" prezydenta. Aż dziw, że kot Alik nie miał swojej.

Jeśli przyjrzymy się katastrofom "objętym" żałobą narodową w ostatnich latach pod kątem liczby ofiar:

1997 Powódź - 55
2006 Katastrofa budowlana- 65
2006 Katastrofa w "Halembie"- 23
2009 Pożar w Kamieniu Pomorskim - 23
2009 Katastrofa w "Wujku" - 20 (13 w dniu ogłoszenia żałoby)
Obecna - 16

Zauważymy, że są one coraz mniejsze. Wygląda na to, że gdzieś koło 2020 roku żałoba narodowa zacznie być ogłaszana już przy jednocyfrowej liczbie ofiar, a w 2050 każdy zgon będzie honorowany przez prezydenta, a imprezy publiczne nie będą się odbywały w ogóle.

To oczywiście jest sucha analiza problemu, nic nieznaczące cyferki. Najważniejsze w tej całej dyskusji jest to, czym jest żałoba. Żałoba nie jest prawem, ani nakazem. Jest uczuciem, tak jak uczuciem jest radość, miłość, nienawiść. Próba formalizowania tego jest pomysłem absurdalnym niezależnie od charakteru. Tyle samo sensu miałoby wprowadzenie dnia miłości do prezydenta Komorowskiego. Niech się nawet odbywają w całej Polsce festyny z darmową watą cukrową dla wszystkich. Ale czy zmieni to w jakikolwiek sposób uczucia Polaków do prezydenta? Nie.

Po prawdziwie wybitnych osobach ludzie płaczą bez dekretów. Po śmierci Jana Pawła II cała Polska chodziła w żałobie. Ulice Jana Pawła II, Karola Wojtyły, czy Ojca Świętego we wszystkich miastach były spontanicznie dekorowane zniczami i kwiatami przez mieszkańców. Nie dlatego, że prezydent ogłosił żałobę. Dlatego, że tę żałobę mieli w sercach, czyli tam, gdzie być powinna. Po Bolesławie Chrobrym cały naród nosił żałobę przez rok, a wiele osób nosiło ją do końca swoich dni, całkowicie spontanicznie - z miłości.

Te szopki, z którymi mamy dziś do czynienia to tylko fajerwerki hipokryzji. Reklama. Ze skutkiem wprost przeciwnym do zamierzonego. Jeśli ktoś narzuca mi żałobę po obcych mi ludziach zamykając mi dyskoteki i kina, których właściciele na tym podbijaniu sobie słupków na tragedii tracą prawdziwe pieniądze, żebyśmy wszyscy poczuli się żałośnie, to przynosi to efekt odwrotny. Wczoraj myślałem sobie - "szkoda ludzi" - czułem, wprawdzie nie żałobę, ale taki mały, ludzki żal. Dzisiaj jestem wkurzony, bo odwołali mi spektakl i myślę tylko o tych idiotach z Wiejskiej i okolic. I na samą myśl o tej katastrofie wściekam się. A to nie ma nic wspólnego z żałobą.

3 komentarze:

  1. Należałoby ogłaszać żałobę narodową po każdym długim weekendzie — dla uczczenia ofiar wypadków drogowych.

    OdpowiedzUsuń
  2. http://www.youtube.com/watch?v=S-fyEW8-mME

    OdpowiedzUsuń