piątek, 19 października 2012

Nieważne procedury, trzeba być domyślnym

W Częstochowskim szpitalu umarła ciężarna kobieta, która półtorej godziny czekała na karetkę, która miała ją przewieźć z jednego szpitala do innego. Szczegóły podaje Gazeta. Dyrektor pogotowia, jako winną wskazuje dyspozytorkę:

Jest wiele okoliczności tego zdarzenia. Natomiast po sprawdzeniu wszystkich dokumentów stwierdziliśmy, że w kwestii karetki na sto procent zawiniła nasza dyspozytorka - mówi dyrektor częstochowskiej stacji Leszek Łyko. - To dlatego, że ściśle trzymała się procedur.

Za samo stwierdzenie: ...na sto procent zawiniła nasza dyspozytorka, dlatego, że ściśle trzymała się procedur ten człowiek powinien wylecieć ze stanowiska.

To tak, jakby kierowca samochodu wjechał na czerwonym świetle na przejście dla pieszych, wytrącił przechodzącej po nim matce wózek z dzieckiem, zabijając je na miejscu, a policjant, przybyły na miejsce zdarzenia, wręczył matce mandat za to, że zbyt dosłownie potraktowała zielone światło dla pieszych.

Niepotrzebnie wdała się w ustalanie szczegółów. Stąd wzięło się to półtoragodzinne opóźnienie - mówi dyr. Łyko. - Z nagrań rozmów, jakie się odbyły między szpitalem a dyspozytorką, nie wynika do końca, jaki był stan pacjentki. Dlatego nasza pracownica nie uznała, że ma do czynienia z sytuacją zagrożenia życia. Ale też po przesłuchaniu nagrań doszliśmy do wniosku, że powinna to zrobić. Po rozmowach z lekarzem powinna domyślić się, że stan pacjentki jest poważny, i bezzwłocznie zadysponować wyjazd specjalistycznej karetki transportowej - tym bardziej że miała ją do dyspozycji. A nawet powinna złamać procedury i użyć karetki ratunkowej, która przywiozła kobietę na Mickiewicza. Wobec tego wszystkiego wyciągnąłem konsekwencje służbowe: dyspozytorka straciła u nas pracę.

To już nawet nie jest zwykła bezczelność. To jest kawał sukinsyna. Dyspozytorka została wyrzucona z pracy za wykonanie dokładnie tego, co było jej bezwzględnym obowiązkiem. Jest to ewidentny przykład szukania kozła ofiarnego. Ale i jest to najpodlejszy z przykładów, bo dyspozytorka nie tylko została zwolniona, ale też jej pracodawca na całą Polskę obwieścił, że jest ona winna śmierci pacjentki. Za sumiennie wykonywaną pracę teraz ma na karku prokuratora. A jeśli nawet zostanie uniewinniona, w co nie wątpię, to dla społeczeństwa nadal będzie zabójcą, jak to nieraz bywało.

I co to znaczy powinna domyślić się? Dyspozytorka nie jest od myślenia, tylko od ślepego przestrzegania procedur. Po to są te procedury, by nie było miejsca na zastanawianie się "co autor miał na myśli". To jest powtórka z Nangar Khel.

Jeśli ktoś ponosi odpowiedzialność za to zdarzenie, to tylko osoba, która procedury zatwierdziła. Nie znaczy to, że jest winna, albo że procedury są złe. Procedury są po to, by zminimalizować ryzyko takich wydarzeń, ale nie ma takiej możliwości, by je całkowicie wykluczyć. Cytowany przepis: karetka systemu - z ratownikami, jeżdżąca do nagłych wypadków - nie może służyć do transportu pacjenta z jednego szpitala do drugiego, który dyspozytorka miała według swojego przełożonego "złamać" wydaje się być bardzo rozsądnym przepisem i jestem przekonany, że stosowanie go zwiększa ogólną skuteczność pogotowia.

Ale nawet, gdyby był to przepis idiotyczny i powodował, że więcej ludzi umiera, niż jest ratowanych, to nie zmienia to faktu, że dyspozytorka nie miała prawa łamać obowiązującego ją regulaminu. Zwłaszcza w instytucji o takim charakterze jak pogotowie ratunkowe. Bo jeśliby w tym samym czasie ktoś inny potrzebował karetki i się jej nie doczekał, bo domyślna dyspozytorka posłała ją gdzieś indziej, to nikt nie oglądałby się, czy dzięki niej uratowano życie ciężarnej kobiecie, czy nie. Pan Łyko wówczas zapewne powiedziałby, całkowicie słusznie, że winę w stu procentach ponosi dyspozytorka, bo NIE przestrzegała procedur. I wówczas powinien ją wywalić na bruk, a ona powinna ponieść odpowiedzialność karną za śmierć chorego. W takiej sytuacji jak najbardziej.

A nawet, gdyby nikt przez to nie ucierpiał, to powinna wówczas zostać zwolniona dyscyplinarnie, po to, by inne dyspozytorki wiedziały, czym kończy się "domyślanie się". Tymczasem przekaz z tej historii jest zupełnie inny. Teraz, dzięki takim draniom, jak Leszek Łyko, dyspozytorki zaczną się "domyslać" i rozsyłać karetki wedle swojego widziimsię do "złamanych paznokci", powodując opóźnienia w przypadkach nie cierpiących zwłoki - w słusznej obawie o swoją pracę. Czy tego chce pan Łyko?Bo jeśli tak, to jest nie tylko sukinsynem, ale i sabotażystą.

Żałuję zmarłej, współczuję rodzinie i bliskim, i żywię wielką nadzieję, że dziecko, które zostało uratowane dzięki cesarskiemu cięciu, przeżyje i będzie zdrowe. Ale szukanie winnych wśród ludzi, którzy sumiennie i dokładnie wykonują swoje obowiązki, to podłość i antycywilizacja.

Co gorsze, takie podejście do sprawy jest bardzo powszechne, bo o ile komentatorzy powyższej informacji dostrzegają sedno problemu, to kilka miesięcy temu, gdy na Florydzie ratownik został zwolniony z pracy za pogwałcenie obowiązującego go regulaminu i narażenie życia osób, za których bezpieczeństwo był odpowiedzialny on i zatrudniająca go firma, nie brakowało bardzo ostrych słów krytyki pod adresem jego pracodawcy (sznurek).

10 komentarzy:

  1. W 100% za złamane życie i zrujnowane zdrowie dyspozytorki odpowiada dyrektor pogotowia.
    Pozdrawiam Mania

    OdpowiedzUsuń
  2. Wywalili dyspozytorkę, bo lekarz jest nie do ruszenia. Po prostu - kolejność dziobania w "służbie zdrowia" jest precyzyjnie ustalona.

    Tak naprawdę, to zawinił lekarz. To nie dyspozytorka powinna "się domyślać", tylko lekarz powinien wyraźnie powiedzieć, że jest zagrożenie życia i transport ma być ekspresowo a nie za półtorej godziny. To lekarz powinien decydować, jaki rodzaj transportu zamawia z kilku dostępnych opcji, np. śmigłowiec, samochód z osprzętem i załogą taką czy siaką, czy może białą taksówkę z leżanką zamiast foteli.

    Jest jeszcze możliwość, że lekarz nie rozpoznał zagrożenia życia - tym bardziej wina spada na niego.

    OdpowiedzUsuń
  3. To wszystko być może, ale generalna konkluzja nie jest do końca trafna. Człowiek nie jest i nie powinien być robotem ślepo wykonującym procedury. Jeżeli wie i spodziewa się, że ktoś niesprawiedliwie ucierpi w wyniku wykonania procedur czy rozkazów to powinien je złamać. Powinien działać zgodnie ze swoją etyką oraz zdrowym rozsądkiem.
    Podobnie jak w przypadku rozkazów - każą ci dokonać zbrodni, to łamiesz procedury i rozkazy. Nie stajesz się ślepym narzędziem zbrodni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie do końca masz rację. To jest różnica między pracą dla kogoś, a hobby. Jeśli któryś z obowiązków wymaganych na danym stanowisku uważasz za nieetyczny, to nie podpisujesz umowy. Natomiast, jeśli podpisujesz z pracodawcą kontrakt zobowiązujący Cię do przestrzegania pewnych procedur, to nie możesz nagle, zwłaszcza w sytuacji krytycznej, postępować tak jak Ty uważasz za słuszne. Umów należy dotrzymywać. Przełożony, zwłaszcza w pogotowiu ratunkowym, straży pożarnej, na wojnie, musi mieć pełne zaufanie do swoich podwładnych.

      Usuń
    2. W tej sytuacji po co w ogóle procedury? Skoro każdy powinien działać ze swoją etykietą i rozsądkiem. To co proponujesz nazywa się chaos i samowolka.

      Usuń
    3. Nie twierdzę że umów nie należy dotrzymywać, ani nie twierdzę, że dyspozytorka nie miała racji. Ale należy pamiętać, że są przepisy i procedury które są nieetyczne i szkodliwe. Jeżeli zatrudnisz się np. jako policjant, a za chwilę ktoś każe ci zastrzelić 10 osób za to że zapłaciły za mały podatek, to będzie to w porządku? Zgodnie z logiką obydwu anonimowych tak, bo przecież zobowiązanie każe ci wypełniać polecenia pracodawcy czy żyć zgodnie z prawem uchwalonym przez grupkę (p)osłów.
      Nic niestety nie zastąpi używania własnego rozumu i poddawaniu wszystkiego własnemu osądowi.
      Również agresja nie jest w żaden sposób usprawiedliwiona jeśli jest dokonywana w imię procedur, rozkazów czy tzw. służenia społeczeństwu.

      Usuń
    4. Moim zdaniem zdecydowanie nie powinno się karać dyspozytorki za poprawne wykonywanie obowiązków, (podobnie jak nie wolno karać żołnierza za wykonywanie rozkazów - chociaż tutaj wielu robi na siłę wyjątki). Natomiast w przypadku gdyby się domyśliła że trzeba wykorzystać karetkę ratunkową niezgodnie z jej przeznaczeniem powinno się zastosować zasadę stosowaną podczas przyznawania Orderu Marii Teresy w Austro-Węgrzech. Tzn powinna być postawiona przed sądem koleżeńskim, dyrektorem albo innym podmiotem dyscyplinarnym i jeżeli w wyniku rozprawy wykazano by że podjęła słuszną decyzję należałoby wręczyć jej nagrodę (np. dodatkowy urlop, premię) jeżeli natomiast byłoby to powodem innej śmierci bądź uszczerbku na zdrowiu powinna być natychmiastowo zwolniona.

      Usuń
  4. To jak to z Tobą Staszku jest. Ważny przepis czy to co słuszne?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie dyspozytorka ustala stan pacjentki i to nie ona ponosi ostateczną decyzję o jej transporcie. Ona zachowała się prawidłowo, to lekarz spartolił sprawę i jest odpowiedzialny. Ale jak to powiedział ktoś wcześniej, liczy się kolejność działania i za błąd lekarza zapłaci dyspozytorka.

      Usuń
  5. Ja też mam jedną historię do przedstawienia. Męczyła mnie ona więc napisałem na swoim blogu:

    http://thaiblog.dev-control.com/article/medyczna-sluzba-smierci

    Zaraz po napisaniu skojarzyłem z tym artykułem.

    OdpowiedzUsuń