sobota, 9 marca 2013

Szef policji nie jest skończonym idiotą

Głównym zadaniem policji dzisiaj jest łatanie dziury budżetowej. Bardziej skupia się na pilnowaniu, by uczciwi i praworządni obywatele chodzili "pod linijkę" według jakichś sztucznych, całkowicie bezsensownych i nieuzasadnionych przepisów, niż na chronieniu ich przed prawdziwymi złoczyńcami. Bo na pierwszym można nieźle zarobić. Ponadto to pierwsze daje policjantowi poczucie władzy i wyższości, gdy może karać kogo chce, za byle co, nawet jeśli to byle co nikomu nie przeszkadza. Łapanie złodziei i bandytów to sytuacja odwrotna - to jest służba, czyli ta mniej pożądana strona relacji pan- sługa. Policjanci dawno już zapomnieli o tym, że to oni mają nam służyć, bo my im za tę służbę płacimy. Wolą rozstawiać nas po kątach, traktować z góry i jeszcze wystawiać nam za to rachunek. A rząd, zamiast przywołać ich do porządku, tylko ich do tego zachęca.

Generał Marek Działoszyński, szef policji, proponuje, by kradzież mienia o wartości niższej niż tysiąc złotych nie była kwalifikowana jako przestępstwo, a jedynie jako wykroczenie (czytanka). Obecnie ta granica to 250 złotych. To jest kolejny dowód, po fotoradarach, na to, że policja nie jest już od tego by chronić nas i naszego mienia, ale po to, by zdzierać z nas pieniądze, jak najmniej przy tym się napracowawszy.


Policja ma dwa poważne argumenty za zmianą: policjanci oderwani od biurek wyjdą na ulicę, więcej funkcjonariuszy skupi się na sprawach poważnych.

Te "sprawy poważne" to oczywiści rowerzyści bez dzwonka, matki karcące swoje dzieci, staruszki przechodzące przez jezdnię nie tam gdzie trzeba, krzywo zaparkowane samochody i studenci, którzy nikomu nie wchodząc w drogę raczą się piwem w piątkowy wieczór na ławce w parku. Ich dużo łatwiej znaleźć, niż złodzieja, który ukradł telewizor za 999 złotych. Po co dbać o nasze bezpieczeństwo, skoro można nas pilnować, jak stada baranów i jeszcze na tym zarobić. Bo na mandatach policja i skarb państwa się bogacą, a na złapaniu złodzieja korzysta tylko okradziony, który odzyska swoją własność.

Szef policji zresztą wcale nie kryje, że chodzi o pieniądze:

Za zmianą przemawiają przykłady absurdalnych dochodzeń, gdzie dla wykrycia sprawcy kradzieży komórki powołano biegłego od DNA, by ustalić sprawcę. Koszty sprawy dziesięciokrotnie przekroczyły wartość skradzionego przedmiotu.

Pan Działoszyński, zapomniał jednak, że policja nie jest przedsiębiorstwem komercyjnym, które ma samo na siebie zarobić. To my płacimy na jej utrzymanie. Policja nie jest od tego, by mieć zyski, tylko od tego by mieć wyniki w walce z przestępcami. Bo jeśli jest inaczej, to proszę bardzo, niech ściga tylko tych przestępców, których ścigać się opłaca, ale w takim razie powinna przestać być utrzymywana z podatków. Bo póki co, to my płacimy policji. A płacimy jej za to, żeby dbała o nasze bezpieczeństwo, a nie kręciła sobie "opłacalny" biznes naszym kosztem.

A złodziej ma mieć świadomość, że każda kradzież jest przestępstwem i nie ma taryfy ulgowej. Owszem, nie za każdą kradzież jest sens ścigać, ale jeśli złodziej zostanie już zidentyfikowany i zatrzymany, to ma być traktowany tak, jak na to zasługuje, niezależnie od tego, czy telewizor, który próbował wynieść bez płacenia kosztuje 999, czy tysiąc złotych, czy też jest to radio za stówkę.

Już dzisiaj, czemu pan generał zaprzecza, złodzieje, dobrze znając obecnie obowiązujące kryteria, wiedzą dokładnie ile mogą ukraść za jednym zamachem, ryzykując tylko mandat. I o ile tylko są na tyle zdolni, by dać się złapać rzadziej niż raz na dwie kradzieże, co raczej wielkim wyczynem nie jest, wychodzą na plus. A te razy, kiedy się nie uda, to tylko "koszt uzyskania przychodu", który muszą co jakiś czas zapłacić, bez żadnych większych konsekwencji. Proponowany przepis sprawi tylko, że złodzieje będą się czterokrotnie szybciej bogacić.

Szef policji uspokaja jednak:

Zapowiada zmianę nie tylko progu przestępstwa kradzieży, ale również kwot mandatów. Dziś za kradzież (wykroczenie) można wlepić najwyżej 500 zł. - Proponujemy podniesienie tej kwoty np. do 2 tys. zł, jak przy wykroczeniach drogowych - mówi szef policji. Chciałby też stworzenia specjalnego rejestru spraw o wykroczenia.

Cóż za drastyczna zmiana! Zamiast 500 złotych mandatu za kradzież dóbr o wartości 250 złotych policja będzie wlepiać mandat 2 tysięcy złotych za kradzież 1 tysiąca. Bardzo mnie ta wiadomość cieszy, bo podważa stereotyp policjanta jako skończonego idioty, a tu, proszę bardzo: pan Działoszyński potrafi nawet rozwiązać zadanie na proporcję.

I jeszcze drobne spostrzeżenie na koniec:
Ja nie mam wątpliwości, że nie chodzi wcale o to ile się ukradnie, tylko o to, komu się ukradnie. I mam na to niepodważalny dowód:

Obecnie złodziejowi, który ukradnie sklepikarzowi towar za który sklepikarz ów sam zapłacił i na który sam pracował, wart niecałe 250 złotych,  grozi mandat 500 złotych i pokiwanie palcem. Tymczasem mieszkańcowi gminy Dębno, Jackowi Legutko, który podpiął kamerę do gniazdka w urzędzie, utrzymywanym z podatków innych, w tym także pana Legutko, tym samym kradnąc prąd o wartości trzech groszy, grozi kara pięciu lat więzienia (sznurek).

Nie opłaca się ścigać złodzieja telefonu komórkowego, ale opłaca się utrzymywanie więźnia przez pięć lat za kradzież trzech groszy. Tu już chyba z tą proporcją jest coś nie tak.

2 komentarze:

  1. Właściwie w pełni się zgadzam.
    Złodzieje, zgodnie z zasadą "oko za oko" powinni być karani oczywiście zwrotem ukradzionego dobra (lub jego wartości) i odszkodowaniem o wartości skradzionego dobra (okradamy złodzieja na tyle na ile on nas okradł).
    A co do kosztów postępowania - to po prostu każdy przestępca powinien pokrywać w całości koszty akcji policyjnej, dochodzenia i procesu sądowego! Dlaczego my mamy za to płacić??!! My w podatkach powinniśmy płacić tylko za gotowość policji do łapania przestępców - ale za konkretne akcje już sami przestępcy, których one dotyczyły.
    P.S. Zapraszam na mój blog:
    http://milkblog.cba.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. http://korwin-mikke.pl/blog/wpis/kontrrewolucja_w_maywood/635

    OdpowiedzUsuń