Przedstawiciele polityki głównego ścieku, odgrywający rolę miłośników demokracji, demokrację tę traktują bardzo wybiórczo. Jednym razem głoszą, że udział w wyborach jest obywatelskim obowiązkiem, a ten, kto nie głosuje nie jest prawdziwym Polakiem, a innym razem namawiają do bojkotu referendum, twierdząc, że Warszawiak, któremu bliskie są losy miasta nie powinien brać w nim udziału. Nawet nasz "strażnik demokracji", prezydent Komorowski odmówił udziału w tym "demokratycznym narzędziu".
Nawiązuję tu do hipokryzji PO w związku z referendum w sprawie odwołania HGW ze stanowiska prezydenta Warszawy, ale nie tylko. Jestem przekonany, że przedstawiciele większości partii "zasiadających" w podobnej sytuacji postąpiliby tak samo. Nie wszyscy - ten ruch wymaga nieco strategicznego myślenia.
W wyborach parlamentarnych i prezydenckich duża frekwencja jest wielkim partiom jak najbardziej na rękę. Z udziału w wyborach rezygnują najczęściej ci niezaangażowani w politykę. Nie czytują programów partii i dostrzegają tylko te największe bilbordy, bandy kilkorga. Zatem banda ta będzie zapędzać tych ludzi na wybory po to, żeby zdystansować partie mniejsze i zdusić ilościowo tę niewielką grupę ludzi, którzy rozumieją jak działa polityka i zdają sobie sprawę ze szkodliwości obecnego systemu.
Z warszawskim referendum jest zgoła inaczej. Ci ludzie, którzy nie znają się na polityce, dyplomacji, gospodarce, ani na katastrofach lotniczych, jeżdżą codziennie do pracy, stojąc w korkach, płacą podatek od nieruchomości, wyrzucają śmieci. Nawet najmniej zorientowani z nich potrafią zaobserwować, że w ciągu panowania HGW koszt ich życia wzrósł mimo spadku jego jakości. Tym razem nawoływanie do głosowania za pozostawieniem "Bufetowej" na jej taborecie na nic się zda. Większość Warszawiaków, co potwierdzają sondaże, ma jej zdrowo dosyć i, gdy przyjdzie potrzeba, zagłosuje przeciwko niej. Jedyna szansa PO na utrzymaniu racic na Warszawie jest w niskiej frekwencji, która jest podstawą do unieważnienia referendum.
Hipokryzja PO nie wynika więc z głupoty, zagapienia, czy nawet z idei. Ta hipokryzja jest bardzo precyzyjnie wykalkulowana. Demokracja jest tylko ich igraszką. I dlatego ja jestem przeciwnikiem demokracji, bo wolę, gdy politycy zachowują się poważnie i honorowo.
Co zamiast? Monarchia?
OdpowiedzUsuńWreszcie jakiś przebłysk rozsądku z Twojej strony, droga Kiro!
UsuńMonarchia jest dobrym systemem pod warunkiem że ma się dobrego Księcia (użyłem akurat tego tytułu nie bez powodu).
OdpowiedzUsuńOsobiście przedstawiłem kiedyś pomysł Demokracji taksalnej. System ten polega ogólnie na uzależnieniu ilości głosów każdej osoby od wysokości opłacanego przez nią podatku (przy czym pierwszy głos byłby tani a cena każdego następnego rosłaby bardzo szybko). Moim zdaniem tego typu rozwiązanie skierowałoby uwagę partii ubiegających się o stołki na problemy klasy średniej, przede wszystkim wykwalifikowanych robotników, specjalistów oraz drobnych przedsiębiorców. Wzmocniłoby to też nieznacznie pozycję najbogatszych. Rozwiązałoby to przy okazji wiele problemów: minimalnego wieku wyborczego, praw wyborczych ludności napływowej, statusu ludzi nazywanych we Włoszech bambocionne. Główną wadą tego systemu byłaby podatność na manipulację w małych społecznościach (np. przy referendach i wyborach samorządowych).
Jeśli każdy następny głos dla bogacza będzie więcej płatny niż pierwszy to po prostu podkupi paru roboli , którzy zagłosują za jego kasę pod swoim nazwiskiem ;-)
UsuńZresztą to i tak byłaby bardziej republika niż demokracja .. więc czy nie lepiej od razu zacząć od republiki ?