Tym razem nie o służbie zdrowia. Wprawdzie tytułowy aforyzm (po pierwsze nie szkodzić) w kojarzy się z przysięgą hipokratejską składaną przez lekarzy, to jej prawdziwość ważna jest w każdej dziedzinie. Jest to podstawowa zasada etyki.
Czynienie dobra jest ważne. Nakarmienie głodnego, odzianie nagiego, uleczenie chorego, zaopiekowanie się niezdolnym - to wszystko są czyny dobre i chwalebne i co do tego nie ma wątpliwości. Ale dużo ważniejsze jest by nie czynić zła. Autor tytułowej zasady (niekoniecznie Hipokrates) słusznie stawia to na pierwszym miejscu. Dopiero wówczas, gdy upewnię się, że nikomu nie czynię krzywdy, mogę zająć się sprawami drugorzędnymi, jak pomoc bliźniemu.
Pomoc jednej osobie nie może być okupiona krzywdą drugiej. Niemoralnym jest również wartościowanie i mówienie, że kogoś skrzywdziło się dla "większego dobra", że korzyść naszej "dobroczynności" przewyższa jej koszt.
Jeśli jakiś Janosik kradnie bogatemu i daje biednemu, to usprawiedliwia to tym, że bogaty stracił tylko część swojej fortuny, a biedny dzięki temu nie umrze z głodu. Jest to prawda, ale nie jest żadnym usprawiedliwieniem dla czynu Janosika. Powiedzmy, że Janosik nie dał biednemu tych pieniędzy i biedny umarł z głodu. Czy Janosik jest temu winny? Nie. On przecież nic nie zrobił. Karać można tylko za czyny, a nie za ich brak. Janosik ma więc czyste sumienie. Nie uczynił nikomu dobra, ale też nie wyrządził nikomu zła. Smutno mu, ale nie jest złoczyńcą.
Ale jeśli po to, by pomóc biednemu ukradnie, to wówczas jest złodziejem niezależnie od tego jak bogata jest jego ofiara. A ponieważ tym razem Janosik podjął był działanie - on jest za nie odpowiedzialny - skrzywdził człowieka, czyli postąpił źle. Cóż z tego, że biednemu jest lepiej, skoro środkiem do tego było wyrządzenie komuś szkody, a zasada "nie szkódź" jest nadrzędną nad zasadą "pomagaj".
Lewicy niestety piękna reguła "Primum non nocere" jest obca. Oni po to, by nieść wątpliwą pomoc nielicznym, krzywdzą wszystkich. A krzywdzą bardzo. Nawet, jeśli pokusilibyśmy się o wartościowanie, to wyrządzone zło jest nieporównywalnie większe od niesionej pomocy, bo dotyczy milionów. Kradzież własności tych ludzi jest w większości wyrzucana w błoto, a te nieliczne jednostki, które na pomocy skorzystały, stają się bóstwami, w imię których socjaliści posprzedają własne matki. Te bóstwa są eksponowane w telewizji i gazetach, ogłaszane jako sukces państwa opiekuńczego. O okradzionych milionach - cisza.
Dlatego wszelka pomoc i dobroczynność powinna być udzielana dobrowolnie przez właściciela środków służących pomocy. Wszelki przymus w tym względzie to wyrządzanie komuś krzywdy przede wszystkim, a dopiero potem "pomoc". "Dobroczyńcę", który wyrządza zło, nazywa się złoczyńcą.
Dobre, ale i tak mało kogo przekona. Z tego co dotąd widziałem niektórzy mają taką naturę niewolnika. Lubią mieć nad sobą takiego "dobroczynnego" kata, któremu są bardzo wdzięczni (albo jeszcze lepiej - lubią sami wstępować w jego rolę).
OdpowiedzUsuńNajgorsze jest to, że zaznajomili się z "myślą wolnościową", ale całkowicie ją odrzucają.
Przykre. I niepokojące.
"Karać można tylko za czyny, a nie za ich brak"
OdpowiedzUsuńPowiedział lekarz, który nie zajął się pacjentem.
Ten wpis kiepski, ale pozostałe są ok :)