We wtorek po godz. 18 zaczęła się ewakuacja restauracji McDonald's we Wrocławiu. Podobnie było w całej Polsce. Powodem był anonimowy telefon o podłożeniu w jednym z lokali bomby. Po sprawdzeniu wszystkich restauracji okazało się, że alarm był fałszywy. (Gazeta Wrocław)
Żyjemy w takich czasach, kiedy jeden łobuz potrafi postawić na nogi całą policję w kraju. W artykule zapytano rzecznika sieci o straty spowodowane żartem. Niestety nie doczytałem, by ktoś zapytał ile kosztowała akcja policji. Bo McDonalds może sobie pozwolić na taką akcję, bo za ich straty zapłaci ktoś inny, a za postawienie na nogi policji w całym kraju zapłacimy my, podatnicy.
Pierwszą zasadą, która została tu naruszona jest to, że zareagowano na anonimowe zgłoszenie. O ile nie obchodzi mnie reakcja McDonalds, bo na własnym każdy może być tchórzem, o tyle niepokoi mnie policja, która trzęsła portkami za moje pieniądze. Policja powinna od razu ignorować tego typu "zagrożenia", nawet jeśli są prawdopodobne (ten absolutnie nie był). Bo, o ile dowcipnisie niczego się nie nauczą, o tyle prawdziwi terroryści szybko przekonają się, że tego typu akcje do niczego im nie służą. A odpowiadanie na anonimy tylko zachęca do wykorzystywania tego w niecnych celach.
Zagrożenie nie było prawdopodobne z kilku przyczyn. Bywa, że ktoś dzwoni i mówi o podłożeniu bomby dla wicu. Ale nie zdarza się, by ktoś dla żartu zadał sobie faktyczny trud zgromadzenia materiałów, zbudowania bomby, zaplanowania i zrealizowania jej podłożenia. To kosztuje dużo więcej niż minuta rozmowy telefonicznej, a i ryzyko niemałe. Tego się nie robi dla śmiechu, tylko z zupełnie innych przyczyn.
Przyczyny mogą być dwie. Terrorysta albo chce wysadzić bombę i zabić (kogoś konkretnego, albo kogo popadnie), zniszczyć mienie, albo bomba jest tylko kartą przetargową w szantażu (jak nie dostanę dwóch ciężarówek pączków, wysadzę cukiernię).
W pierwszym przypadku nikt nie będzie dzwonił na policję, bo tylko zmniejsza swoją szansę na sukces. Robi to, co zrobił był Andrzej Breivik - wypełnia ciężarówkę ładunkami wybuchowymi, parkuje w pobliżu celu i zdalnie je detonuje. Bez problemu, bez zostawiania zbędnych śladów.
W drugim przypadku szantażysta przedstawia konkretne żądanie. Skąd policjant, czy właściciel cukierni ma wiedzieć, czego terrorysta chce, jeśli ten zawiadamia o bombie, ale nie przedstawi swoich postulatów? Jeśli tego nie zrobił, to znaczy, że jego jedynym celem jest wprowadzenie zamieszania. A do tego żadna bomba nie jest mu potrzebna - tylko informacja o bombie.
Zatem w tym przypadku od początku jasne było, przynajmniej dla człowieka rozumnego, że ten "zamach" to lipa. Nawet jeśli istniało jakieś bardzo małe ryzyko, że dzwoniący jest hollywoodzkim psychopatą-dowcipnisiem, było ono stanowczo za małe, by niepokoić klientów restauracji ewakuacją, a tym bardziej, by angażowała się w to policja. A ponieważ anonim nie podał nawet adresu restauracji, więc to ryzyko dla każdej z nich było jeszcze trzystukrotnie niższe. Większe jest ryzyko, że gość wyproszony z restauracji wpadnie pod samochód, do czego by nie doszło, gdyby pozwolone mu było dokończyć BigMaka w spokoju. Ale to jest opinia człowieka rozsądnego, a nie policjanta, który ma interes w tym, by ludzie się bali.
Jutro zadzwoni ktoś, kto powie, że ukrył bombę w jednym z samochodów - co wtedy? Sparaliżujemy cały kraj, by "nie podejmować zbędnego ryzyka"?
Terroryzm polega na wzbudzaniu strachu. Terroryści mają nad nami pełną władzę, bo wystarczy, że tupną nóżką, a my drżymy. Płacimy na "wojnę z terrorem", pozwalamy się obmacywać i przetrząsać nasze prywatne szpargały na lotnisku, żądamy większej kontroli. To są najdobitniejsze dowody na to, że jesteśmy sterroryzowani - terroryści wygrali, bo oni chcą, żebyśmy się bali. Więc my się boimy, a oni nawet już nie muszą nic robić. Po co, skoro boimy się już nawet nie samych terrorystów - my się boimy własnego cienia!
A teraz wyobraźmy sobie, że w Norwegii nie są przyjmowane anonimowe zgłoszenia o podłożeniu bomby. Co robi Breivik, który za cel ma destabilizację sytuacji politycznej? Dzwoni na policję i mówi, że planuje zamach. Szanse na sukces wcale nie maleją, a rosną. Tacy ludzie doskonale wiedzą jak manipulować tzw. opinią publiczną, a ta w takiej sytuacji za współwinnych uzna policję, służby specjalne, polityków. Jednym słowem wszystkich, którzy nie zrobili nic.
OdpowiedzUsuńTo wszystko nie jest więc takie proste, jak Staszek to opisał. Dlatego moje zdanie jest takie, że zgłoszenie powinno zostać oczywiście przyjęte. Jednak decyzję o akcji, a więc wszelkie jej koszty lub odpowiedzialność za jej brak bierze na siebie właściciel lokali. W naszym przypadku sieć McDonald's. Nikt inny nie jest w stanie rozsądzić, czy akcja jest opłacalna, czy też nie.
Dzięki za głos rozsądku. Autor jak zwykle pojechał...
UsuńJeśli ktoś chce mi utrudnić życie to ani bezwarunkowa odwaga, ani strach nic nie zmieni. Trzeba jak we wszystkim zachować rozsądek. Reakcja powinna być wynikiem rozumowania, nie ideologii.
OdpowiedzUsuńTaki eksperyment myślowy:
Ogłoś w mediach, że jutro zabijesz X.
Reakcja i prawdziwy zamiar: Małe straty związane z reakcją
Reakcja i udawany zamiar: Małe straty związane z reakcją
Brak reakcji i prawdziwy zamiar: Duża strata związana z reakcją
Brak reakcji i udawany zamiar: Brak strat
Wynika, że w pojedynczym przypadku lepiej reagować, ale wprowadzimy dwa czynniki, prawdopodobieństwo oraz powtarzalność.
Jeśli ktoś zadzwoni i powie, że jutro jego gwiazda śmierci zniszczy planetę, to podpunkty z prawdziwym zamiarem staję się mało prawdopodobne, więc reakcja staje się bezsensem. Natomiast, jeśli ktoś wyglądający jak Rambo, krzyczy przed posterunkiem, że zaraz kogoś zabije, to fałszywy zamiar staje się mało prawdopodobny, więc reakcja jest "dobrym posunięciem".
Inny czynnik to powtarzalność, jednak jest on wtórny w porównaniu do prawdopodobieństwa, bo popularna lecz mało egzekwowana groźba to po prostu mniejsze prawdopodobieństwo. Itd., itp.
Co do wpisu:
1. Jeśli ktoś chce zrobić komuś krzywdę to i tak go nic nie powstrzyma, albo utrudni mu życie, albo zrobi krzywdę, pytanie kiedy utrudnianie życia staje się gorsze, niż możliwość zostania skrzywdzonym.
2. "Policja powinna od razu ignorować tego typu "zagrożenia", nawet jeśli są prawdopodobne" - aby co? Jeśli jest prawdopodobne, to terrorysta bardziej wygra, jeśli policja będzie ignorować zagrożenia, to był po prostu przyjemny przykład, ale jeśli policja ma poszlaki świadczące o możliwości wybuchu bomby, też ma ignorować? Sam wykazałeś, że terroryści tak nie robią, więc jak mają się na tym uczyć? Tylko dowcipnisie by się nauczyli, że nikt nie reaguje na ich zabawę, przestaliby się bawić.
3. Co do nieprawdopodobieństwa sytuacji ukazanej to prawda.
K6
@ K6
UsuńI to mi się podoba: pokazałeś na kilku jasnych, klarownych przykładach, że nie można wszystkiego podciągać pod ideologię, że świat nie jest taki prosty, że nie ma jednego rozwiązań na każdy z problemów.
Matematycznie to, niestety, bzdury piszesz.
UsuńZ matematycznego punktu widzenia interwencja jest nieopłacalna:
- jej koszt jest duży,
- żarty zdarzają się często.
Jak to sobie przemnożysz to wyjdzie Ci dużo większa kwota, niż ew. straty a te, jeśli trzymać się matematyki, to trzeba jeszcze pomnożyć przez znikome prawdopodobieństwo wystąpienia takiej wpadki.
To jak z totolotkiem, ale odwrotnie - jeśli codziennie będziesz wydawał 100 zł na los, a prawdopodobieństwo trafienia miliona jest 1 do 13 000 000 000 - to matematycznie tracisz na tym, że los kupujesz. (33 losy x 1 000 000 zł / 13 000 000 000 = 0,0025 złotego podczas gdy na losy wydałeś 100 zł)
Tyle matematyki - nie od dziś wiadomo jednak, że ludzie nie rozumują w 100% racjonalnie. Opór Twój i innych przed stosowaniem racjonalnego rachunku w sytuacji zagrożenia wynika z tego, że jako ludzie mamy awersję do strat, która jest dużo silniejszym motywatorem niż chęć zysku. Ta sama informacja sprzedawana językiem zagrożenia lub korzyści, jest odbierana przez mózg w różny sposób i badania dowodzą, że język zagrożenia mocniej pobudza nas do działania.
Dodatkowo, mamy demokrację, gdzie rządzi masa ludzkich potrzeb sprowadzona do najniższego wspólnego mianownika. Nie może dziwić, że mianownikiem tym najczęściej okazuje się strach. Procedury stosowane przez służby bezpieczeństwa są zatem takie jakie dyktuje strachliwy zbiorowy pryncypał. A że racjonalny rachunek wskazuje, że to procedury błędne - tym gorzej dla faktów...
Dottore
"ktoś wyglądający jak Rambo, krzyczy przed posterunkiem, że zaraz kogoś zabije" - oczywiście, że tak, ale to nie jest anonimowy telefon! Żeby udaremnić jego zamiar nie trzeba niepokoić ewakuacją setek, czy tysięcy, jak w przypadku McD - wystarczy rzucić jednym idiotą o glebę.
Usuń"jeśli policja ma poszlaki świadczące o możliwości wybuchu bomby, też ma ignorować? Sam wykazałeś, że terroryści tak nie robią, więc jak mają się na tym uczyć?"
Anonimowy telefon to nie poszlaka.
Skoro zgadzasz się, że terrorysta tak nie postępuje, to w czym problem? Znaczy to tylko, że te telefony to, jak z resztą potwierdza doświadczenie, tylko głupie żarty. A jeśli się nie zgadzasz, to jak możesz na tej podstawie wyciągać dalsze wnioski?
1. "Jak to sobie przemnożysz to wyjdzie Ci dużo większa kwota, niż ew. straty a te, jeśli trzymać się matematyki, to trzeba jeszcze pomnożyć przez znikome prawdopodobieństwo wystąpienia takiej wpadki." Tylko jeśli umie ktoś przeliczyć ludzkie życie na pieniądze. Dlatego strach o życie jest tym do czego się odnosimy, mało kto reaguje na telefony typu: zniszczę X sprzęt w firmie Y, chyba że mają istotne podejrzenia że coś takiego może nastąpić naprawdę, a sprzęt jest bardzo drogi. Czyli wtedy, kiedy wynika się racjonalnie, a nie jak ktoś grozi, że wybije szybę Wyborczej.
Usuń2. Nikt nie tworzy rachunku opłacalności reakcji, gdy zagrożone jest życie, bo to nieracjonalne.
3." - jej koszt jest duży,
- żarty zdarzają się często" przeczytaj ze zrozumieniem jeszcze raz wszystko dokładnie co napisałem
4. @ UP
Przeczytaj ze zrozumieniem to co napisałem, zwłaszcza punkt 3., zgadzam się co do przykładu we wpisie, ale nie z ogólnikową tezą, że brak reakcji ogólnie jest wyjściem najlepszym.
5. Jeszcze raz: czytajcie ze zrozumieniem
Pozdrawiam, K6
"Tylko jeśli umie ktoś przeliczyć ludzkie życie na pieniądze. "
UsuńWitamy w świeci finansów publicznych. Wolisz wydać 1 mld na interwencje telefonicznych dowcipnisiów, czy służbę zdrowia? Ludzkiego życia przeliczyć na pieniądze w sposób obiektywny się nie da, ale decyzję w sprawie alokacji ograniczonych środków budżetowych podjąć trzeba. Moim zdaniem wysyłając służby specjalne do alarmów bombowych w sposób nieuzasadniony - przyklaskujemy marnowaniu publicznych pieniędzy, które mogłyby być wydane lepiej.
I to wcale nie jest pozorny dylemat - blokowanie pieniędzy na budżety jednostek specjalnych, które będą sprawdzać każdy głupi telefon alarmowy oznacza, że tych pieniędzy nie będzie w budżecie szpitala, szkoły, wojska itd.
(Oczywiście, nie chciałbym przez to powiedzieć, że nie należy sprawdzać żadnych telefonów alarmowych. Po prostu zgadzam się ze Staszkiem, że sprawdzanie wszystkiego jak leci jest głupotą. A anonimowość zgłoszenia jest niezłym wskaźnikiem tego, czy zgłaszane zagrożenie jest realne czy też nie)
Dottore
I to samo powiedziałem i odkryłem w swojej "gierce myślowej", te wnioski z dwóch ostatnich akapitów. Inaczej tylko wyrażone. Choć z tym przeliczaniem się nie zgadzam (to poniżej).
UsuńInny
@K6 "2. Nikt nie tworzy rachunku opłacalności reakcji, gdy zagrożone jest życie, bo to nieracjonalne. " dlaczego uważasz, że to nieracjonalne? Przyjmijmy, że policja reaguje na absurdalne zgłoszenie i kosztuje to 1 000 000 zł. Ktoś ten milion musi zapłacić. Ile ludzkich istnień można za ten milion uratować? Ile dobrego zrobić? Brakuje pieniędzy na refundacje leków a Ty wyrzucasz 1 mln w błoto (pomijam głupotę systemu ochrony zdrowia w socjalizmie europejskim).
OdpowiedzUsuńPobawmy się w matematykę. Przypuśćmy, że terapia raka pozwalająca wyleczyć 10 latka kosztuje 500 000 zł. Ilu 10-latków zabiliśmy przez nasz nieracjonalny strach przed wyimaginowanym zagrożeniem?
Tak to jest aż tak proste (@Kira).
Wielu ludzi musi nauczyć się, że wszystko trzeba przeliczać na pieniądze i że nie jest to nic złego ani nagannego.
Pozdrawiam
GS
W tym przypadku chodziło o indywidualne podejście. (punkt 2.), chodziło Ci zapewne "Tylko jeśli umie ktoś przeliczyć ludzkie życie na pieniądze. " - Dokonujesz tylko ładnego przeniesienia, równie dobrze ochrona zabytków powoduje śmierć 10 latków. Dzisiaj soz robi wycenę życia i często mu się nie opłaca ratować takich 10 latków ;), By publiczna służba zdrowia miała sens musiałaby spełniać zasadę, cytując kogoś całkowicie nie związanego z tym blogiem: "Policja nie jest od tego, by mieć zyski, tylko od tego by mieć wyniki w walce z przestępcami.", tak samo służba zdrowia powinna działać jeśli ma być publiczna, ale to całkiem inny temat, ale cytat ma sens, ważne jest to by nie popełniali marnotrawstwa, umieli zachowywać się proporcjonalnie, choć oczywiście cytat dotyczył czegoś innego.
UsuńJeśli odpowiadanie na zgłoszenie kiedykolwiek będzie kosztować 1000000 zł to się zgodzę, by nigdy nie reagować. Jak podałem w komentarzu pierwszym, potrzebny jest zwykły rozsądek, wysłanie floty kosmicznej przeciwko gwieździe śmierci na pewno będzie kosztowało dużo.
"Przypuśćmy, że terapia raka pozwalająca wyleczyć 10 latka kosztuje 500 000 zł. Ilu 10-latków zabiliśmy przez nasz nieracjonalny strach przed wyimaginowanym zagrożeniem?" Równie dobrze można stwierdzić, że nie pracując na drugi etat zabijam 10 latków, bo państwo ma mniej pieniędzy. Absurdalnych zgłoszeń się nie "obsługuje", a to całkowicie inna sprawa. Jeśli w x roku była wysoka przestępczość, państwo przenosi pieniądze z innych sektorów lub podnosi podatki, oczywiście wszystko z rozsądkiem.
Pozdrawiam,
K6