Główny Inspektorat Transportu Drogowego w odpowiedzi na wniosek o rozłożenie kary na raty pisze:
Główny Inspektorat Transportu Drogowego wyjaśnia, że interes publiczny należy rozumieć jako potrzebę zapewnienia maksymalnych środków po stronie dochodów w budżecie państwa, ale również jako ograniczenie jego ewentualnych wydatków, np. na zasiłki dla bezrobotnych czy pomoc społeczną". (czytanka)
Zgadzam się całkowicie z drugą częścią, aczkolwiek uważam, że Główny Inspektorat Transportu Drogowego nie jest właściwym organem do wydawania podobnych opinii, ale w tym samym piśmie urząd również sugeruje kierowcy jak rozporządzać budżetem domowym oraz które z posiadanych dóbr mogłaby sprzedać, więc najwyraźniej ktoś ostatnio rozszerzył kompetencje GITD.
Stwierdzenie, że interes publiczny należy rozumieć jako potrzebę zapewnienia maksymalnych środków po stronie dochodów w budżecie państwa świadczy tylko o tym, że urzędnicy państwowi już dawno stracili kontakt z rzeczywistoścą. Dla nich bowiem obywatel nie jest już podmiotem, usługobiorcą - jest maszynką do zaspokajania ich głodu pieniędzy.
Inspektorowi, którego nazwiska niestety przezornie nie podano, myli się dobro publiczne z domem publicznym. To celem domu publicznego jest porządnie wydupczyć klienta i wyciągnąć od niego jak najwięcej pieniędzy. To nie jest dobro publiczne, tylko dobro urzędnika.
Dobro publiczne leży po stronie obywatela. Dobrem publicznym jest to, żeby nasz kraj był bogaty, żeby bogatym był
nasz naród, ale kategorycznie nie na tym, żeby zapewniać dochód do
budżetu państwa. Polega ono na tym, że państwo jest tanie i sprawne. Dobro publiczne jest tym większe im więcej pieniędzy jest w naszych kieszeniach, a nie w budżecie. W interesie publicznym jest sprawne wypełnianie przez państwo jego funkcji - wpłacanie pieniędzy do jego budżetu to tylko przykra konieczność.
Ten imbecyl z GITD miałby tyle samo racji gdyby głosił, że interes kierowców należy rozumieć jako potrzebę zapewnienia maksymalnych środków po stronie dochodów w kasie stacji benzynowej.
Takie jest myślenie rządzących w Demokracji ze stałą długością kadencji. Wysokie podatki sprawiają że dużo pieniędzy przepływa przez ich ręce więc dużo mogą uszczknąć. Aby się motłoch nie buntował trzeba im ulżyć dając zasiłki i renty. Przepływ ten wzmacnia się dodatkowo kredytem. A myślenie to przechodzi na urzędników.
OdpowiedzUsuńJeżeli któryś rząd próbowałby to teraz odwrócić to miałby przeje...e. Obniżenie podatków w celu naturalnej stymulacji gospodarki wymusiłaby w pierwszej kolejności silne oszczędności w budżetówce. Zwolnienia urzędników, obcięcie rent i zasiłków spowodowałoby wzrost bezrobocia i bunty wśród ludzi pozbawionych przywilejów grup społecznych i wzrost przestępczości. To przez jakiś czas zniechęciłoby przedsiębiorców do inwestycji w naszym kraju. Uspokojenie sytuacji oraz pobudzenie gospodarcze i idący za tym wzrost przychodów do budżetu nastąpiłby prawdopodobnie po kolejnych wyborach więc tacy rządzący by nie mieli z czego nakraść.
Ponieważ wszyscy się zgodzimy że wprowadzenie monarchii nie wchodzi w grę (przynajmniej bez przewrotu wojskowego), musimy znaleźć jakiś kompromis.
Dla mnie takim kompromisem jest wyjście do kolejnej władzy z projektem ustawy zmieniającej i upraszczającej podatki tak aby zlikwidować podatki drogie w utrzymaniu (cło, akcyza), a uprościć i podnieść podatki wydajne (VAT, podatki dochodowe oraz od nieruchomości). Pozwoliłoby to zwolnić część urzędników i kontrolerów skarbowych.
Pomysł wymaga jeszcze dopracowania i przepuszczenia przez jakiś model matematyczny (tak aby dobrać dobrze stawki podatków które zostaną).
Artukuł perfekcyjny. Co do twojego pomysłu. Jeśli w obecnym systemie coś uprościć i do budżetu wpłynie więcej kasy - to nie będzie zwolnień to bo by właśnie powodowało protesty tej "swoich". Więcej kasy w budżecie to więcej do złodziejstwa. Trzeba pamiętać o tym, że większośc ludu nie myśli dlej niż jeden ruch. Większość jest bierna - część nie chodzi na wybory - a część głosuje jak reszta. Oni przyjmą wszystko. Moim zdaniem trzeba nam ludzi z jajami jak KNP - którzy przekonają myślącą część społeczeństwa. Jeśli zlikwidujesz część podatków to motłoch poczuje na własnej skórze , że jest lepiej - ale nie będzie wiedział dlaczego. Potrzeba jedynie kogoś z jajami jak Korwin kto wyjdzie i powie "nie ma publiczej kasy i pracy dla darmozjadów w budżecie" .. i co zrobią , zamach stanu ?
Usuń