wtorek, 3 września 2013

Wszystkie związki na plasterki!

OPZZ proponuje skrócenie tygodnia pracy z 40 do 38 godzin (czytanka), przy zachowaniu tych samych wynagrodzeń. OPZZ zapomina, że przedsiębiorca płaci pracownikowi za wykonaną pracę, a nie zryczałtowany czynsz miesięczny. Wprawdzie wypłacanie pensji w większości wypadków wygląda jak miesięczny czynsz za wynajem pracownika, ale jest to tylko forma - w rzeczywistości  wypłata jest oparta na "przeciętnej" miesięcznej wydajności pracownika. Jeśli pracownik ten pracuje nie 40, tylko 38 godzin w tygodniu, to jego miesięczna wydajność się zmniejsza.

Postulat skrócenie tygodnia pracy o dwie godziny, przy zachowaniu tej samej stawki miesięcznej, to tak naprawdę, oprócz obniżenia wydajności pracownika, postulat dania każdemu pracującemu Polakowi podwyżki w wysokości 5,3 procent za godzinę pracy.

W efekcie przedsiębiorca będzie miał dwa wyjścia - albo pogodzić się z obniżoną o 5 procent produkcją - albo zatrudni dodatkowych pracowników. Niezależnie od wyboru, w wielu przypadkach będzie to oznaczało powolne bankructwo firmy. Nie może być inaczej, bo skoro obecnie upada blisko tysiąc firm rocznie (455 w pierwszym półroczu 2013), to oczywistym jest, że po dodatkowym obciążeniu przedsiębiorców liczba ta wzrośnie.

OPZZ zauważa także, że w krajach w których obowiązuje krótszy tydzień pracy, jest niższe bezrobocie. Przyczyn bezrobocia jest wiele. OPZZ nie podaje, jakie kraje ma na myśli, więc trudno jest prowadzić jakieś porównanie, ale w ciemno mogę przyznać im rację. Tak, jeśli zostanie skrócony tydzień pracy o dwie godziny, zatrudnienie wzrośnie, bo ktoś te dwie dodatkowe godziny będzie musiał wypracować. Ale jeśli skrócimy tydzień pracy o połowę, to jeszcze bardziej zmniejszymy bezrobocie! Pod warunkiem jednak, że wynagrodzenie w przeliczeniu na godzinę się nie zmieni - bo podejrzewam, że we wspomnianych krajach pensja jest dostosowana do wydajności, a nie sztucznie windowana przez darmozjadów ze związkow zawodowych.

Źródło problemu jak zwykle leży w tym, że związki zawodowe, a za nimi państwo, "wpieprzają się między wódkę a zakąskę". Jeśli pozwolą pracownikom dogadywać się z pracodawcami bez ograniczeń, to już oni tak się dogadają, że i jedni będą zadowoleni, i drudzy.

JKM mówi "wszystkie związki na Powązki", ale dla mnie ten cmentarz to piękny zabytek, miejsce spoczynku wielu zacnych ludzi, również moich przodków i jestem przeciwny kalaniu ich pamięci tak plugawym sąsiedztwem. Ja mówię: Wszystkie związki do anonimowej zbiorowej mogiły w środku buszu gdzieś bardzo daleko od Polski! A przed pogrzebem, jak mawiał Kapral: Na plas-ter-ki!

4 komentarze:

  1. "Jeśli pracownik ten pracuje nie 40, tylko 38 godzin w tygodniu, to jego miesięczna wydajność się zmniejsza"

    Wydajność pozostaje taka sama, zmniejsza się wykonana praca. (Nawiasem mówiąc, jeśli wydajność również by spadała, to wtedy wynagrodzenie powinno zostać zredukowane o więcej niż 5%, a nie dokładnie 5%. Pomijając tzw. "opłaty stałe" i inne czynniki)

    -- sh

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. MIESIĘCZNA wydajność się zmniejsza.

      Usuń
    2. Wydajność, czyli ilość wykonanej pracy na jednostkę czasu, się nie zmniejszy :) Jak słusznie zauważył przedmówca, zmniejszy się ilość wykonanej pracy (bo będzie ona wykonywana krócej z tą samą wydajnością).

      Usuń
    3. Tak, jeśli jednostką czasu będzie godzina spędzona w pracy, ale nie jeśli za jednostką czasu przyjmie się miesiąc. Przecież pracownik nie spędza w pracy całego miesiąca od pierwszego do trzydziestego. Ilość pracy wykonanej w ciągu miesiąca jest uzależniona od tego ile czasu w ciągu tego miesiąca faktycznie pracownik przepracował. A ilość ta jest różna dla 40-godzinnego tygodnia pracy i dla 38-godzinnego tygodnia. Autor jak wół napisał " miesięczna wydajność się zmniejsza". A w przypadku, gdy firma wypłaca wynagrodzenia miesięczne, a nie godzinowe, jak w większości w Polsce, to pracodawca musi brać pod uwagę wydajność miesięczną.

      Usuń