czwartek, 23 czerwca 2011

Jesteśmy różni, więc się tak zachowujmy

We wtorek pisałem o konieczności zniesienia obowiązku szkolnego (sznurek). Temat to bardzo trudny do przepchnięcia i budzi bardzo wiele sprzeciwów. Dzieje się tak nie bez powodu. O wiele łatwiej jest przełknąć pomysł likwidacji państwowej służby zdrowia, z którą kontakt mamy przeciętnie kilka razy w roku, czy ZUS, z którym styczność mamy raz w miesiącu, a i tak przez znaczną część życia kontakt ten ma miejsce poza naszą świadomością. Ze szkolnictwem publicznym jest trudniej bo dla większości z nas przez kilka lub kilkanaście lat naszego życia było ono codziennością. Przesiąknęliśmy nim do szpiku kości. Nic zatem dziwnego, że nawet wśród osób deklarujących się jako wolnościowcy istnieją osoby z wątpliwościami "ale jakże to tak, bez obowiązku szkolnego?!".

Celowo w tamtym wpisie pominąłem jeden z ważniejszych argumentów, zostawiając go sobie na oddzielny temat. Otóż główną zaletą braku obowiązku szkolnego jest różnorodność - program w każdej szkole będzie różnił się od oferty konkurencji. Komentatorzy zauważyli tę lukę i dyskusja pod wspomnianym wpisem rozciągnęła się również i na ten temat oraz na kwestię finansową, o której będę pisał przy innej okazji.

Dlaczego różnorodność jest dobra? Przede wszystkim dlatego, że każdy  rodzic ma prawo posłać swoje dziecko do takiej szkoły, której program najbardziej mu odpowiada. Jeden rodzic wyśle dzieci do szkoły, gdzie będzie większy nacisk na historię, geografię i religię, inny pośle dzieci do szkoły gdzie będzie Więcej biologii, chemii i WF, a jeszcze inny pośle syna na rozszerzoną matematykę, fizykę i ZPT, a córkę do szkoły gdzie jest dziesięć godzin muzyki i dziesięć godzin plastyki.

Drugim, nie mniej ważnym argumentem jest fakt, że obecnie umiera sztuka dyskusji. Obecnie szkoły uczą wszystkiego na jedno kopyto. Program jest sztywny, wszyscy uczą się z tych samych podręczników. To czego młodzież dzisiaj się uczy przyjmowane jest za aksjomat typu "Mickiewicz wielkim poetą był". Nic dziwnego, że młodzież nie rozmawia o nauce, historii, czy literaturze. Nie ma o czym, bo każdy ma tę samą "opinię".

Jeśli programy będą różne, a nauczyciel dodatkowo będzie przedstawiał punkt widzenia odbiegający od jedynego słusznego, to po lekcjach, gdy dziecko spotka się z kolegą z innej szkoły, z kuzynem, czy w grupie na kolonii, będzie miał o czym porozmawiać. Będzie mógł przekonać kolegę, że jednak Mickiewicz był niewielkim poetą, że rewolucja francuska nie była dobrym pomysłem, czy że globalne zmiany klimatu to zjawisko całkowicie naturalne nie mające nic wspólnego z tym jaką żarówkę wkręci do żyrandola.

Sztuka dyskusji bowiem jest bardzo ważna, a, o czym niestety przekonać się można łatwo na wielu forach, również wśród komentarzy na niniejszym blogu, jest sztuką całkowicie zapomnianą. Zdolność logicznego wyciągania wniosków zastąpiona została przez zacietrzewienie. Argumenty merytoryczne parowane są argumentami "Nie, bo nie". Dialog jest prowadzony  jak przepychanka. Jedynym celem dyskusji jest nie dać się przekonać, za żadną cenę nie zmienić zdania. Dzieje się tak dlatego, że ludzie są przyzwyczajeni, że jak raz coś usłyszeli od nauczyciela, czy w telewizji, to jest to najświętsza prawda i koniec. Byliby bardziej otwarci, gdyby w młodości częściej mieli do czynienia z odmiennym zdaniem.

Różnorodność umożliwia rodzicowi wolny wybór, czego i w jakiej szkole jego dziecko ma się uczyć. I bardzo dobrze, by każdy taki wybór miał, by każdy mógł swoje potomstwo wychować w duchu wartości, które on sam uznaje. Jak już pisałem w poprzednim artykule, rodzicowi bardziej zależy na odpowiednim wykształceniu dzieci, niż urzędnikowi. Okazuje się, że nie dla wszystkich jest to oczywiste. Komentator Kage ma wątpliwości:

Prywatyzacja szkół da różnorodność. Wygeneruje również spore koszty i nierówności programowe, które może byłyby zdrowe, gdyby były podejmowane tylko przez osoby zainteresowane (dzieci) a nie rodziców, którzy niekoniecznie muszą się znać na tym co jest przydatne w życiu a co nie

Ma rację, że rodzice nie muszą się znać na tym co jest przydatne w życiu, i wielu z nich się nie zna. Na pewno jednak wiedzą to lepiej, niż minister, który tego dziecka nie zna i na oczy nie widział. Ale sugerowanie, że dziecko wie lepiej od rodzica, co mu się w życiu przyda? Powagi! Dziecko może powiedzieć rodzicowi, czego lubi się uczyć, co  je interesuje i dobry rodzic głos taki weźmie pod uwagę.

Jeśli dziecko uwielbia matematykę, to większa jest szansa, że przekona ojca, by posłał go do szkoły, gdzie jest więcej matematyki, niż że przekona ministra, by zmienił program. Nie mówiąc już o sytuacji, w której dziecko byłoby miłośnikiem kryptologii. Poza tym jeśli dziecko ma prawdziwą pasję, to nie potrzebuje do jej rozwijania szkoły. Zwłaszcza dziś, gdy jest Internet. Ja nie miałem w szkole przedmiotu szachy, kostka Rubika, czy grawimetria (w prywatnej mógłbym mieć!), a mimo to nie stanęło to na przeszkodzie mojej pasji.

Ponadto, wbrew temu, co Kage sugeruje, JEST to inwestycja we WŁASNĄ przyszłość. Pamiętajmy bowiem, że inwestorem, przynajmniej w początkowych latach edukacji, o których piszemy, jest rodzic i on też w jakiejś części będzie beneficjentem właściwego wychowania i procesu nauczania swojego potomka. Zatem to do rodzica należy wybór, na co te pieniądze przeznaczyć. I tak, jak ma prawo decydować, co jego dziecko je, tak samo ma prawo decydować, czym karmiony jest dziecka umysł.

A dziecko, gdyby mogło samo wybierać, to jadłoby tylko czekoladę, nie myłoby zębów, wrzeszczałoby na rodziców i chodziło spać po północy, a co dopiero mówić o wyborze szkoły. Ministerstwo edukacji natomiast wszystkie dzieci wrzuca do jednego wora i ani ich zainteresowania, ani ambicje rodziców nie są brane pod uwagę.

Ponownie Kage:

Natomiast czego ja się BARDZO boję gdyby nagle edukacja podstawowa rozstała uwolniona to zapędów organizacji religijnych.
Boję się, że jak w Teksasie rodzice będą buntować się przeciw teorii ewolucji, bo jest niekompletna, ale każą nauczać dzieci teorii "inteligentnego projektu".
Bardzo się boję, że może u nas dojść nie do wygenerowania analfabetów, ale wieków ciemnych, gdzie dzieci będą ukształtowane jedynie światopoglądem rodziców. Gdzie będą uważać kłamstwo za prawdę, bo znają je od dzieciństwa i od wczesnych lat było im wmawiane, że to jedyna droga.

W czym wtóruje mu P.G.T.:

Co z tego, że większość uzna kreacjonizm za jedynie prawdziwy? Wtedy już będziemy pędzić po równi pochyłej kiedy to nauka będzie służyć kościołowi (jakiemukolwiek) i się bezwzględnie zgadzać z jego założeniami zamiast być wolna.

Nie wiem czego tu się bać. Ja na pewno nie posłałbym moich dzieci do takiej szkoły. Kage i P.G.T. zapewne też nie. Więc nie ma ryzyka, że WSZYSCY będą uważać teorię ewolucji za kłamstwo. Zapewniam, że całkiem spory odsetek młodych rodziców pośle pociechy do szkół, w których naucza się podstawowych teorii naukowych. Zapewne znacznie większy odsetek, niż odsetek osób, którym jest to do życia potrzebne. A dodatkowo nasze dzieci miałyby z kim dyskutować na temat pochodzenia człowieka.

Nie wszyscy muszą być naukowcami. Dla kierowcy autobusu, operatora koparki, sprzątaczki, urzędnika czy prezesa banku nie ma ŻADNEGO znaczenia, czy stworzył go Bóg, Allah, czy pochodzi od małpoluda, czy od tchórzofretki. Po prostu będzie kupował inne krzyżówki. Przez wiele wieków ludzie wierzyli że Ziemia jest płaska i leży w centrum wszechświata, a i tak nie zahamowali postępu nauki.

Ja zresztą uważam, że jest lepiej, jeśli osoby, które nauką się nie interesuję, zamiast uczyć się teorii, których i tak nie pojmą, będą wierzyły, że jak kogoś okradną lub zabiją to pójdą do piekła. Taka wiedza bardziej przyda się i im samym, i społeczeństwu.

A poza tym - i to jest chyba ważniejszy argument - dlaczego moje dzieci mają się uczyć tego, co chce Kage, a nie odwrotnie? To są moje i tylko moje dzieci. Mam prawo nie wierzyć w teorię ewolucji. I nikt nie ma prawa nakazać mi, żebym posyłał dziecko do szkoły, w którym uczą idei, z którymi ja się nie zgadzam, choćbym był w tym jedynym na świecie.

Mam prawo nie chcieć, by moje dzieci uczyły się zasad dynamiki Newtona, tego, że homoseksualizm jest normalny, rachunku prawdopodobieństwa, antropogenicznej teorii globalnego ocieplenia, czy tego, że w czasie II Wojny Światowej zginęło sześć milionów żydów. A skoro mam prawo nie chcieć tego, to muszę mieć też prawo nie chcieć, by umiały czytać, czy dodawać i nie muszę przed nikim się tłumaczyć dlaczego. I mam prawo im to uniemożliwić tak samo, jak uniemożliwiam im jedzenie niemytych jabłek, dostęp do filmów dla dorosłych czy gangsta-rapu. Bo są to moje dzieci. Ja je karmię. Ja je wychowuję. Ja je utrzymuję. Kropka. 

Kage może jedynie walczyć o zmniejszenie odsetka dzieci nauczanych niezgodnie z jego przekonaniami przez intensyfikację własnej prokreacji i posyłanie swojego licznego potomstwa do właściwych jego zdaniem instytucji oświatowych. A zanim zacznie wychowywać moje dzieci, musi mieć moją zgodę.

W czasach Darwina najbardziej uhonorowane głowy z kręgów naukowych oburzały się słysząc jego teorie. Gdyby w owym czasie program szkół był zunifikowany, jego obrońcy również by twierdzili, że nie można go zliberalizować, bo jeszcze powstaną szkoły, w których dzieci będą uczyły się, że człowiek jest krewnym goryla. To samo dotyczy wszystkich przełomowych teorii naukowych.

I jeszcze jeden argument Kage, z którym się zupełnie nie zgadzam:

Poza tym, gdyby rodzice stwierdzali, że Tobie wystarczy 6 klas podstawówki, albo nawet sami nauczymy dziecka czytać i liczyć wiesz ile talentów mogło by się zmarnować? Jak na tym ucierpiała by nasza kultura i nauka?

Wolne żarty. To właśnie obecny system nauczania marnuje talenty. Spowalnia ludzi uzdolnionych i równa w dół. Talenty trzeba rozwijać, a nie uśredniać. Jeśli ktoś ma talent do języków, to niech idzie do podstawówki, gdzie zamiast hymnu Unii Europejskiej będzie się uczył sześciu języków obcych. Jak ktoś ma talent do matematyki, to nic nie stoi na przeszkodzie, by miał dwadzieścia godzin matematyki tygodniowo, a w trzeciej klasie uczuł się liczb zespolonych. Jeśli czyjąś pasją jest wojna secesyjna, to niech poświęci jej więcej czasu, a mniej chemii i fizyce. Uśrednianie zabija talent. Dużo lepiej jest, jeśli społeczeństwo składa się z fachowców z różnych dziedzin, niż z uśrednionej papki. Społeczeństwo takie więcej dokona, a i ludzie będą mieli o czym rozmawiać, bo każdy nauczony będzie czegoś innego. Nauka na tym tylko zyska, a nie ucierpi.

A kultura? Proszę się wybrać do muzeum sztuki i do muzeum sztuki współczesnej. Proszę iść do teatru na sztukę klasyczną a potem na sztukę współczesną. Proszę się wybrać do filharmonii na koncert muzyki klasycznej i na koncert muzyki współczesnej. Proszę zgadnąć, które działa powstały ZANIM wprowadzono obowiązek szkolny.

Kontynuacja tematu

15 komentarzy:

  1. "Nigdy nie dopuściłem do tego, żeby szkoła przeszkadzała mi w kształceniu się” Mark Twain

    OdpowiedzUsuń
  2. W tej kwestii można poruszyć jeszcze jeden ważny argument. Szkoła prywatna ma uczyć, natomiast państwowa realizować program, co w ogóle nie jest jednoznaczne. Szkoła prywatna jeżeli nie będzie uczyć i rozwijać młodzieży tak, ze rodzice jej uczniów będą przychodzić i całować nauczycieli po rękach jaką to światłą młodzież mają to albo zostanie firmą kopanie rowów sp. z o.o. albo nauczyciele nie wykazujący efektów wymrą. Ujemna selekcja naturalna.
    W Państwowej szkole natomiast sprawa wygląda w ten sposób, ze nauczyciel albo streszcza podręcznik do zeszytu, albo dyktuje go bezpośrednio, po czym uznaje, ze swoje odbębnił, oraz "Czy się stoi czy się leży kasa się należy". Młodzież potem po np 6-7 godzinach wraca do domu i musi się uczyć sama, bo inaczej szkoły nie skończy, nauczyciel taki będzie "darł się jak stare prześcieradło", rodzice będą tłuc itd itd Kiedyś usłyszałem od mojej nauczycielki od chemii w szkole średniej, że scholastyczne metody nauczania typu wkuwanie podręcznika na pamięć są bardzo dobre. Myślę, że w tym przypadku to edukacja państwowa jest cofnięta w rozwoju o jakieś XX wieków...
    Kolejna rzecz to taka, że to sposób nauczania i organizacja takiej szkoły. Szkoła generalnie kojarzy się z klasą po 20-30 osób, ławkami, jednym nauczycielem i tablicą, a można zupełnie inaczej. Przykładowo: Czemu lekcja trwa 45 minut? Mając o połowę mniejszą klasę można ten czas podwoić a i tak uczeń czuje się dużo bardziej komfortowo.
    No i najważniejsze na koniec: Na początku możne i byłby wyspy najprzeróżniejszych szkół, ale po pewnym czasie pewne rozwiązania zaczęły by dominować nad innymi. Selekcja naturalna. Jeżeli najlepszym systemem byłby taki jak obecnie to po sprywatyzowaniu byłoby mu znacznie lepiej. Natomiast jeżeli nie jest to jako bardzo mały twór dla grupy dziwaków posyłających swoje dzieci do kiepskich szkół i tak miałby szanse przetrwać.
    Na koniec dodam taką ciekawostkę. Nie zauważyliście, że dopiero kiedy szkolnictwo stało się państwowe to z czasem powstało powiedzenie, ze nauczyciel to nie zawód tylko diagnoza psychiatryczna?

    OdpowiedzUsuń
  3. Zacznę może od krótkiej odpowiedzi do komentarzy Pulsara spod poprzedniego artykułu:
    Cieszę się, że doszliśmy do pewnego konsensusu-
    że przed prywatną edukacją stawiamy wpierw na uzdrowienie gospodarki i poczekanie, aż potencjał rynku się uwolni i ustabilizuje.

    Dopiero potem na poważne zastanawiajmy się nad bilansem pomiędzy prywatną/publiczną edukacją bo ani ja, ani Ty, ani Staszek ani nikt inny nie potrafimy teraz jednoznacznie określić tego zestawienia.

    @artykuł:
    Właśnie Staszku.
    Muszę przyznać, że trochę bardziej przekonałeś mnie do tego pomysłu.

    Jednak ciągle najważniejsze kwestie (finansowe oczywiście) zostały pominięte. Bardzo łatwo jest operować ideami. Gorzej je wpasować w rzeczywistość. Dlatego czekam na ten kolejny artykuł.
    Ciągle to jest moja główna obiekcja- że na tą chwilę praktycznie nikogo nie stać na taką edukację.

    Oczywiście- Nie każdy musi umieć wszystko, nie każdy musi być naukowcem, czy filozofem. Jednak z braku ogólnego wykształcenia dobre rzeczy też nie wynikają- spójrzmy na UK, gdzie przykładana jest wielka waga do specjalizacji. Tam dyskusja jeszcze bardziej utyka bo człowiek jest w stanie rozmawiać tylko o tematach z zakresu swojej specjalizacji- dalej głównie pustka.

    Z kolejnej strony nie mogę się z Tobą zgodzić, że dziecko przekona do czegoś rodzica(bo lubi matematykę to pójdzie do szkoły z naciskiem na przedmiot). Rozmawiamy o szkolnictwie m.in. podstawowym, gdzie dziecko jeszcze nie do końca jest wszystkiego świadome, ma znikomą wiedzę nie tylko o świecie ale i o sobie. Jak napisałeś:

    " gdyby mogło samo wybierać, to jadłoby tylko czekoladę, nie myłoby zębów, wrzeszczałoby na rodziców i chodziło spać po północy, a co dopiero mówić o wyborze szkoły."

    Wszystkie wybory należą więc od rodziców- to jak zadecyduje rodzic będzie rzutować na całe jego życie.
    Cieszę się, że zauważyłeś, iż rodzic zwykle się nie zna. Ja uważam, że ministerstwo też się nie zna.
    Tu jest pole do popisu dla dzieci trochę starszych, które już liznęły trochę muzyki, matematyki, historii etc i mogą wybrać swój ulubiony przedmiot- swoją ścieżkę. Dajmy im jednak ten wybór w odpowiednim czasie a nie ograniczajmy ich wolą rodziców.

    "Mam prawo nie chcieć, aby moje dzieci uczyły się (...)"
    Masz rację. Tylko trochę się zapędziłeś i to myślenie mi się nie podoba. Jeżeli nie chcesz, aby Twoje dzieci umiały czytać i pisać krzywdzisz je- wręcz wykluczasz ze społeczeństwa i zamykasz im drogę rozwoju.
    Nie traktujmy też dzieci przedmiotowo- mają się słuchać rodziców i być przez nich wychowywane tak jak chce ojciec/matka a nie jakiś urzędnik- jednak nie traktujmy ich jak naszą WŁASNOŚĆ- Tak nie wychowamy wolnościowców. To są ciągle ludzie i jeżeli mówimy "Bo są to moje dzieci. Ja je karmię. Ja je wychowuję. Ja je utrzymuję" i w domyśle "jestem ich Panem i Władcą dopóki się nie usamodzielnią" to jaki sens ma chronienie życia od poczęcia?

    Na sam koniec: Jeżeli już wprowadzimy rozbicie edukacji prywatnej na niszową prywatną to i tak ciągle istnieje potrzeba jednolitego przyznawania pewnych "uprawnień".
    Możecie mnie ukamienować, ale nie wyobrażam sobie braku uprawnień na prowadzenie pojazdu- owszem, kiedyś ich nie było- nie było też samochodu dla przeciętnego człowieka.
    To, że wtedy kierowca będzie jednoznacznie odpowiedzialny (karnie, moralnie i finansowo) za wypadek, bo zamiast hamulca nacisnął gaz nie wróci życia ofiarom.
    To samo ze stopniami naukowymi. Jak ktoś ma na wizytówce dr. hab. inż, albo dr n. med. to chce być pewny, że na ten tytuł zasłużył a nie kupił go w fikcyjnej uczelni, zdobył po podstawówce lub nawet wskaże daną uczelnię a ja będę miał sprawdzić o niej opinie kiedy moja żona właśnie rodzi/umiera lub mój piec się zepsuł i może zaraz wybuchnąć.

    pozdrawiam
    Kage

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz Staszek, argumentacja w porządku, bardzo fajnie piszesz, tylko jak czasami podasz przykład to aż w oczy kuje. Takie małe drobnostki a cała praca idzie na marne, pozostaje ten niesmak...

    "termodynamika Newtona" - nie ma czegoś takiego jak termodynamika Newtona! Newton żył w drugiej połowie XVII w i na początku XVIII w. Termodynamika to wiek XIX i zajęli się ją zupełnie inni panowie tacy jak Joule czy Kelvin.

    W poście "Rodzic nie ma nic do gadania" napisałeś: "Nie trzeba studiować mechaniki newtonowskiej, by zostać mechanikiem." Tutaj akurat bym polemizował, mechanikowi raczej są niezbędne zasady dynamiki Newtona oraz mechanika klasyczna. Może korzystać z tych praw i nie być tego świadom... jakoś nie wyobrażam sobie takiego mechanika.

    Naprawdę szkoda Twojej pracy. Jak nie jesteś czegoś pewien to weź sprawdź, albo wymyśl inny, pewny przykład. To na prawdę kuje w oczy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo zaintrygowało mnie stwierdzenie, ze nikogo nie stać na Edukację prywatną. Skoro kogoś stać na opłacenie w podatkach szkoły, urzędu skarbowego, izby skarbowej, ministerstwa oświaty i kuratorium oświaty to jakby zapłacił tylko dla szkoły to byłoby taniej ;) Mało kogo na coś takiego stać bo już MUSI płacić na "darmowe" państwowe

    OdpowiedzUsuń
  6. @ Anonim:
    Pardon, oczywiście zapędziłem się z termodynamiką, już poprawiam. To drugie podtrzymuję.

    OdpowiedzUsuń
  7. Taki przykład z mojego życia. W gimnazjum nie miałem lekcji języka angielskiego za to sam chodziłem na kursy tego języka. Kurs dla początkujących kończyłem 2 razy w dwóch placówkach. W pierwszej kiepsko mi się uczyło i nie szło mi, za to w drugiej były inne metody nauczania (więcej praktyki niż teorii) i poszło mi tak dobrze, że na koniec dostałem nawet ładny dyplom za najlepsze wyniki w grupie. Potem poszedłem do liceum gdzie język angielski już obowiązywał. Tylko, że tam nauka polegała w dużej mierze na gramatyce co mi nie pasowało ale nie miałem wyboru, prawda? Co gorsza obowiązywał też jeżyk niemiecki, którego nauka polegała na tym samym. W połowie liceum zaczęła mi się mieszać gramatyka angielska z niemiecką i vice versa i koniec końców nie umiem mówić po niemiecku wcale, a mój angielski się pogorszył! Narobili mi w szkole kiełbie we łbie i zgłupiałem przez to.

    OdpowiedzUsuń
  8. A propos up,
    Ja na przykład do liceum nigdy nie miałem ani w szkole angielskiego, ani nigdzie nie chodziłem na żaden kurs. W liceum na pierwszej organizacyjnej lekcji z angielskiego nauczycielka zrobiła test. Byłem trzeci w klasie, wyprzedzając nawet kilka osób, które tego języka uczyły się przez pięć, sześć, siedem lat w podstawówce.
    Słówek nauczyłem się tłumacząc sobie ze słownika (tak, słowo po słowie) teksty Metalliki, próbując je zrozumieć. Gramatyki najwyraźniej się osłuchałem. Metalliki słuchałem od szóstej klasy, więc nauka zajeła mi niecałe trzy lata.
    Anglistka oczywiście nie chciała mi uwierzyć.
    Jak widać nie potrzebowałem do tego ani szkoły, ani nauczyciela, tylko odrobiny chęci i pracy.

    OdpowiedzUsuń
  9. @Kage
    Kwestia finansowania jest bardzo prosta. Skoro teraz państwo zabiera nam w podatkach pieniądze na edukacje przy okazji marnując połowę, to przy prywatnych szkołach będzie stać na naukę każdego.
    Dodatkowo wolna konkurencja obniża ceny. Dziś prywatne uczelnie są drogie ze względu na nieuczciwą konkurencję ze strony państwa.

    Nie istnieje potrzeba wydawania licencji. Jeżeli ktoś oszukiwałby ludzi że jest absolwentem najlepszej akademii medycznej a w rzeczywistości by nie był, bardzo szybko by taki występek wyszedł na jaw i zostałby podany do sądu przez setki osób.Zwyczajnie by się to nie opłacało. Ponadto normalna osoba nie pójdzie się leczyć do kogoś kto ma trzy miesięczny wojskowy kurs medyka i pobiera 5 zł za wizytę, jednak lepiej żeby bezdomny poszedł do takiego lekarza niż do żadnego. (analogiczna sytuacja z brakiem sanepidu i brudnym barem mlecznym w którym biedak może zjeść posiłek i tak zrobiony w lepszych warunkach niż przygotowany przez samego siebie.)

    Jeżeli chodzi o licencje na prowadzenie samochodu, kwestia sprowadza się do tego czy uznajemy ludzi za wolnych i podejmujących decyzje za które sami odpowiadają.

    Maciej

    OdpowiedzUsuń
  10. Kage, za mało wiary w ludzi. Jeśli rodzice będą wiedzieli, że ich przyszłość zależy od tego, jak wychowają dzieci, to z pewnością nie uczynią z nich analfabetów. Będą się starać, żeby dzieciak miał jak najlepszy zawód i szacunek do rodziców, żeby wspomóc ich na starość.

    To obecny system jest przyczyną patologii, gdzie rodzice traktują dzieci, jak przedmiot, bo wiedzą, że mogą żerować na wszelkiego rodzaju zasiłkach, a dziecko im tylko zawadza (koszty wychowania zmniejszają ilość kasy na picie). Jeszcze gorsza jest sytuacja, gdzie dzieci wykorzystywane są do wyłudzania zasiłków.

    A różnorodność edukacji jest jak najbardziej pożądana. Pamiętaj, że naukowcy też się mylą i często zmieniają swoje "niepodważalne" teorie, a podręczniki i programy szkolne mogą zawierać sporo błędów, których nikt nie wyłapie jeśli wszyscy będą nauczani tak samo - nie będzie z kim konfrontować swojej wiedzy.

    OdpowiedzUsuń
  11. Mając szesnaście lat i czytając twoje artykuły można naprawdę dużo nauczyć się o wolnościowym spojrzeniu na świat. Dziękuje Staszku ;]

    OdpowiedzUsuń
  12. przykład równania w dół ...
    moja córka nie uczy się w przedszkolu literek, bo ... nudziłaby się w szkole gdyby inne dzieci dopiero tam się ich uczyły. Jest odgórny (ministerialny) zakaz uczenia literek w przedszkolu ! To potwierdziła mi znajoma przedszkolanka.
    Inna ciekawostka: w tym roku w ramach liberalizmu PO, rodzicom pozwolono wybrać, czy poślą dzieci do zerówki jako 6-, czy jako 5-latki. To oznacza, że szkołę będą rozpoczynać jednocześnie 6- i 7-latki. I teraz ciekawe jest do kogo będzie dostosowywany program nauczania ? do starszych czy młodszych.
    Likwidacja MEN zlikwidowała by ten dylemat ...

    OdpowiedzUsuń
  13. @Stanek - sprawdź proszę moje komentarze pod poprzednim artykułem
    (pierwszy i któryś z ostatnich)

    @Maciej- zerknij proszę na komentarze pod poprzednim artykułem.

    Od kiedy nieuczciwa konkurencja zmusza do windowania cen w górę? Zawsze myślałem, że zmusza do egzystowania wręcz na granicy opłacalności w ten lub inny sposób.
    Raczej Przewóz Osób nie ma wyższych cen od Taxi- prawda?

    Cóż- owszem- lekarz-"oszust" zostałby w końcu złapany lub klienci by od niego odeszli- tylko, że w sytuacjach zagrożenia życia- np. w obcym mieście gdzie nie ma sprawdzonego i pewnego dla mnie lekarza- wolę jednak nie usłyszeć "ups- zapomniałem jak to się robiło" lub podobne.

    Kwestia czy ludzie są odpowiedzialni powiadasz? Mnie uczono, że odpowiedzialność ma korzenie w mądrości. JKM i KNP czynią słuszna uwagę, że większość społeczeństwa to głupcy. Ergo...?
    Czy JKM kłamie i obraża?
    Czy jest marzycielem nie do końca przemyślającym swoje postulaty?
    Czy Wy przeceniacie ludzi? To, że my jesteśmy "bardziej" myślący to też nie znaczy, że mamy równać wszystkich do siebie.

    Pamiętaj, że w niektórych sytuacjach to nie tylko chcącemu dzieje się krzywda, ale również osobom trzecim.
    Powiesz, że młoda osoba miała prawo prowadzić swój pierwszy samochód w dniu jego otrzymania bez żadnych kursów? Powiesz, że miała prawo się napić / napalić marihuany? Że miała prawo jechać, bo znała konsekwencje i wiedziała co jej grozi za taki czyn?
    A co z osobami, które potrąciła?

    @Czub dzieci nie są tylko od zapewniania sobie spokojnej starości! To nie są maszynki, lokaty ani niewolnicy naszych pragnień. Każde dziecko to istota godna szacunku a nie inwestycja.

    Zmieniają "niepodważalne" paradygmaty.
    Rozumiem, że w naszym medialnym społeczeństwie jest to mylone.

    @ ogólnie wszyscy (oprócz Tranzystora i anonimów wyżej)

    Przekonaliście mnie( zresztą nie było trudno), że ministerialna kontrola i innych urzędnicze rozwiązania mające zapewnić "dobrobyt i szczęście" nie działają dobrze. Są porażką.
    Kuratorium, MEN i inne tego typu instytucje powinny zostać zlikwidowane w obecnej formie.

    Jednak ciągle podtrzymuję przekonanie do prawnego obowiązku nauki do jakiegoś wieku (13-14 lat?) i publiczną edukację.

    pozdrawiam
    Kage

    OdpowiedzUsuń
  14. @Kage:
    Twoje dwa ostatnie zdania wzajemnie się wykluczają. Jeśli postulujesz obowiązkową edukację do 13-14 roku życia, to nie możesz zlikwidować instytucji oświatowych - ktoś musi decydować o tym do którego roku życia jest obowiązek szkolny oraz co ten obowiązek obejmuje.
    Nawet jeśli uznamy, że dzieciom wystarczy przymusowa pierwsza klasa, by nauczyły się czytać pisać i dodawać, to już zakładamy, że jest ktoś, kto układa program szkolny.
    Każda taka instytucja ma jedną wadę: prędzej czy później się rozrasta. Obowiązek szkolny będzie ulegał ciągłemu wydłużaniu, a program nim objęty będzie się zwiększał.
    Jedynym sposobem na to jest oddanie odpowiedzialności za młodzież w ręce ich rodziców.
    Wolę żyć w kraju, gdzie kilkaset albo i kilka tysięcy dzieci jest kompletnymi analfabetami i nadają się tylko do łopaty (takich ludzi też potrzebujemy), niż w kraju, w którym potencjał milionów został zmarnowany lub źle ukierunkowany przez niewłaściwą edukację opartą o jedyny słuszny program stworzony przez osobę wykształconą w podobnym systemie.

    OdpowiedzUsuń
  15. @up
    "Obowiązek szkolny będzie ulegał ciągłemu wydłużaniu, a program nim objęty będzie się zwiększał."

    To pół biedy, bo teraz ciągle się zmniejsza.

    "Wolę żyć w kraju, gdzie kilkaset albo i kilka tysięcy dzieci jest kompletnymi analfabetami"

    a

    "potencjał milionów został zmarnowany"

    Naprawdę nie wiem skąd wysysacie te liczby. Ludzie! Nauczcie się liczyć i szukać informacji zamiast w ciemno powielać idee których nie do końca rozumiecie.
    Rozkład IQ ma rozkład krzywej Gaussa (rozkład normalny). Zapytajcie google.
    Tak samo z odsetkiem osób utalentowanych i kompletnych idiotów.

    pozdrawiam
    Kage

    ps. Jeżeli uważacie się za inteligentnych, ale leniwych to znaczy tylko tyle, że jesteście hipokrytami, którzy nie potrafili się zmobilizować do bycia dobrymi i stali się zwyczajnie przeciętni.

    OdpowiedzUsuń