czwartek, 19 stycznia 2012

Po pierwsze szkodzić

Służba zdrowia jest niewydolna nie dlatego, że mamy dużo chorych, tylko dlatego, że system jest chory.

Najczęstszym argumentem osób, które uważają, że istnieje konieczność utrzymywania służby zdrowia jest argument "ciężkiej choroby". Na przykład, jak pisze Abrams1985:

Ja się zastanawiam co będzie, jeżeli moje leczenie będzie kosztowało np. 200 000 zł. Oczywiście za pierwszym razem płaci ubezpieczyciel. Ale potem jestem w grupie ryzyka i drastycznie zwiększa mi składkę - na którą mnie już nie stać. Co wtedy, mam umierać? ;)

Jak już krótko odpisałem na YouTube - Trudno. Zdarza się. Ludzie umierają z błahszych powodów, niż brak pieniędzy. Trzeba się z tym pogodzić - czasem ktoś ginie na miejscu w wypadku na budowie, a czasem ktoś umiera w wyniku choroby. W tym pierwszym przypadku nic się nie da zrobić, w tym drugim - jest szansa, ale czy faktycznie należy ją podejmować za wszelką cenę?

Jeżeli cierpię na chorobę, której wyleczenie kosztuje 200tys złotych, to czy to daje państwu prawo, żeby w moim imieniu zabrało pod przymusem te pieniądze ludziom, którzy ciężko na nie pracowali, a którzy w życiu mnie nie widzieli, i nie ponoszą żadnej winy za to, że choruję? Nie.

Wyobraźmy sobie, że mam te 200 tysięcy. Są to moje wszystkie oszczędności, które w razie mojej śmierci dostanie moja rodzina. Czy wydałbym je wiedząc, że leczenie może się nie powieść? Albo że operacja wydłuży moje życie o rok? Możliwe. NFZ wyda - bo to nie ich. Ale ja przynajmniej bardzo bym się nad tym zastanowił. A poza tym, moja rodzina by to zrozumiała - kochają mnie i chcą bym żył. A pani Halina z Mławy ma dosyć własnych problemów, żeby jeszcze płacić za leczenie obcego faceta.

I jest jeszcze element edukacyjny: jeśli choroba byłaby wynikiem mojego świadomego działania, na przykład rak płuc spowodowany paleniem papierosów, to pierwszą rzeczą jaką zrobiłbym po "darmowej" operacji NFZu, to kupił sobie paczkę dobrych papierosów, by móc wreszcie rozkoszować się nimi bez kasłania. Jeśli zaś zapłacę te 200 tysięcy z własnej kieszeni, to nie tylko w życiu nie wezmę już papierosa do ust, ale w dodatku wszystkim moim palącym znajomym powybijam to z głów.

Ale to jest oczywiste. Jest jeszcze coś, o czym większość z nas nie myśli. Ludzi, którym NFZ uratowało życie łatwo jest policzyć. Wiadomo dokładnie kto, kiedy i na co. Ale jak policzyć tych ludzi, którym NFZ zmarnowało życie? Jak facet wjedzie na drzewo i zginie, to jest to nieszczęśliwy wypadek i nikt się nie dowie, że denat miał wymienić klocki hamulcowe, ale odłożył to do przyszłego miesiąca, bo zabrakło mu dwustu złotych, które poszły na NFZ. Albo, że dziewczynę zgwałcono i zabito w pociągu, bo nie stać jej było na przejazd samochodem. Skrajne to przypadki, ale możliwe.

A ile osób umarło, bo nie doczekało swojej kolejki zabiegu w NFZ? Ile osób mogłoby przeżyć, gdyby mieli pieniądze na prywatne leczenie, bo nie byliby co miesiąc okradani na składki, które, gdy przychodzi co do czego, nic im nie dają? Jest taka rymowanka dla dzieci "Nasze pogotowie jeździ na wariata - jednego zabiera, dziesięciu rozgniata". Dużo w tym prawdy, z tą różnicą, że tych dziesięciu nie widać.

Ludzie chorują bo jedzą różne świństwa, gdy nie stać ich na zdrowe rzeczy. Zamiast ładnego kawałka wołowiny raz na jakiś czas, jedzą tanie parówki, nie jedzą owoców, bo ziemniaki są tańsze. Czy naprawdę uczciwym jest przymusowe obniżanie poziomu życia milionów obywateli, żeby za wszelką cenę z wątpliwym skutkiem ratować nielicznych? Nie.

Na prywatnym leczeniu zyskają również pacjenci z kosztownymi chorobami i to z kilku przyczyn.

Po pierwsze, ich leczenie będzie tańsze, bo zamiast urzędników z NFZu, będzie opłacał tylko wykonywane procedury medyczne.

Po drugie, ceny usług medycznych dodatkowo spadną, bo nie będzie NFZ, który "i tak zapłaci".

Po trzecie, ceny znowu spadną, bo prywatne szpitale będą musiały walczyć między sobą o pacjenta.

Po czwarte, lekarze przestaną marnować swój czas na wypełnianie druczków, zaświadczeń i skierowań, a skupią się na medycynie - a czas to pieniądz.

Po piąte, lekarz znowu zyska czas, jeśli przestanie niańczyć hipochondryków, którzy lecą do niego za każdym razem, gdy kichną, bo jest za darmo.

Po szóste zmniejszą się kolejki w przychodniach i czas oczekiwania na specjalistyczne badania i zabiegi, bo NFZ ustawia nas w sznureczku, a prywaciarz po prostu kupi więcej sprzętu.

Mógłbym tak w nieskończoność.

Po siódme prywatne fundacje! Mnóstwo osób uważa, że trzeba pod przymusem utrzymywać nierentowny NFZ, bo dzieci chorują na białaczkę. Skoro tak, to jest mnóstwo osób, które pieniądze zaoszczędzone na składce zdrowotnej będą wpłacały na rozsądnie zarządzane fundacje. Poza tym, obecnie w składce zdrowotnej płacę na leczenie palaczy, alkoholików, narkomanów, choroby weneryczne, na sklejanie kości piratów drogowych i innych "hardkorów". Ile z tych pieniędzy faktycznie trafia na ludzi, którzy "mieli pecha"? Na dzieci z białaczką, na ofiary wypadków? Fundacja ma tę przewagę, że wpłacając pieniądze deklaruję na jaki cel.

Być może po zlikwidowaniu NFZ wzrośnie umieralność ludzi na najdroższe i najrzadsze choroby, ale to i tak jest bardzo wątpliwe. Natomiast jestem gotów założyć się o duże pieniądze, że w tym samym czasie dużo bardziej spadnie umieralność ludzi na błahsze, tańsze choroby - bo leki i podstawowe usługi będą tańsze. Summa summarum sytuacja polepszy się dramatycznie. Samo doczekanie rozstrzygnięcia zakładu będzie warte każdych pieniędzy.

Proszę mi wierzyć, że ci naprawdę chorzy zyskają, a zyskają wiele. Stracą Hipochondrycy i głupcy, ale jakoś to przebolejemy.

19 komentarzy:

  1. Jestem całym sercem za prywatyzację NFZu, ale... no właśnie, są wyjątki. Piszesz: "Być może po zlikwidowaniu NFZ wzrośnie umieralność ludzi na najdroższe i najrzadsze choroby, ale to i tak jest bardzo wątpliwe." Otóż nie, to nie jest wątpliwe. Na pewne terapie nie sposób zebrać - w odpowiednim czasie, bo może 10 lat by wystarczyło - odpowiedniej kwoty (rozmawiałam z osobą leczącą się na raka). Dlatego jestem za finansowaniem przez największego złodzieja i agresora, czyli państwo, przynajmniej części takich terapii. Oraz doraźnej pomocy, np. w przypadku wypadków. Wiem, że oburzy Cię to, ale szukam nie tylko ideologicznie najlepszego, ale i najbardziej pragmatycznego rozwiązania.

    OdpowiedzUsuń
  2. Prywatne ubezpieczenie zdrowotne. Jeśli uważasz że warto to się ubezpieczysz. "Życie to sztuka zarządzania ryzykiem"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gratuluję inteligencji!!!. CAŁKIEM POWAŻNIE.

      Usuń
  3. Hej Staszku :)
    Ostatnio szukałem szczegółowych informacji o służbie zdrowia i myślę, że doceniasz to czym się teraz podzielę:

    W 2010 z usług NFZ skorzystało 28mln ludzi. Gdyby te osoby "posegregować" od pacjenta, który był dla NFZ "najdroższy" do takiego, który był "najtańszy" to okaże się, że pierwsze 5% zgarnęło >>56%<< całego budżetu NFZ przeznaczonego na leczenie.
    Ostatnie 25% nie kosztowało NFZ nawet 1% tego budżetu.
    Ostatnie 50% wspólnie to mniej niż 10%

    pozdrawiam
    Kage

    OdpowiedzUsuń
  4. Co Ty w ogóle piszesz Staszek? Będą się ludzie chcieli ubezpieczyć od ciężkich, nawracających chorób, to myślisz, że ubezpieczyciela nie znajdą?

    I jeszcze taki ubezpieczyciel prywatny ciachnie chorowalność o połowę, bo będzie dawał zniżki za niepalenie, regularne badanie, ukończenie kursu wiedzy o zdrowiu, etc.

    Dla prywatnej służby zdrowia nie ma żadnego ale.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiro, a nie lepiej, aby zajęły się tym fundacje ?

    Corb.

    OdpowiedzUsuń
  6. @Kira
    To na raka jest lekarstwo? Myślałem, że oficjalnie jest to choroba nieuleczalna. Przecież medycyna nawet nie wie co to jest rak...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie do końca... Nie jest całkowicie nieznany, aczkolwiek nie ma na to lekarstwa.
      @Kira Jeszcze jedno, TERAZ długo byś musiała zbierać, ale jeśli NFZ nie będzie, ceny nie będą takie horrendalne... O to tu chodzi.

      Usuń
    2. http://www.upr.org.pl/main/artykul.php?strid=1&katid=74&aid=9684 ?

      Usuń
  7. Pozwolę sobie dodać jedno o chorobach nieuleczalnych i dzieciach: rozmawiając z różnymi ludżmi odnoszę wrażenie, iż chcą lub też wolą utrzymanie finansowania publicznego/przymusowego ponieważ przypuszczają a może i zakładają, że SAMI tych pieniedzy na fundacje nie wpłacą!
    Mniejsza o powody. Może to tylko wrażenie...

    MvS

    OdpowiedzUsuń
  8. Zapominacie o jeszcze jednym aspekcie państwowej służby zdrowia- powszechnym wśród lekarzy traktowaniu pacjentów jak irytujących natrętów, którzy nie wiadomo dla czego domagają się jakichś usług medycznych. Wyobrażacie sobie, żeby np. w restauracji obsługa robiła wszystko, żeby klienci jak najszybciej się stamtąd wynieśli? Nie utrzymaliby się w pracy przez tydzień. Takie rzeczy dzieją się tylko w państwowych urzędach, państwowych szkołach i państwowej służbie zdrowia. To też ważny czynnik, moim zdaniem nie mniej ważny niż rachunek ekonomiczny. Czyż nie chcemy żyć w świecie, w którym ludziom opłaca się być uprzejmymi ;D

    MarcowyZajączek

    OdpowiedzUsuń
  9. móglbys zalozyc grupe na facebooku to wtedy latwiej by sie sledzilo Twoje nowe posty

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie mamy pojęcia, ile kosztowałaby taka czy inna terapia po prywatyzacji. Z pewnością nie ma co liczyć na to, że wszystko, co prywatne, będzie tanie. Powstałyby zapewne megakorporacje medyczne, wojujące w sądzie z każdym, kto by "skopiował" autorską metodę leczenia czy coś w tym guście. :) Dlatego jestem za prywatyzacją, ale powoli... Darujcie mi te "socjalistyczne" ciągoty.

    Panie Autorze, wklejam u siebie link do tego wpisu, OK?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno będzie taniej. Właśnie obecnie mamy do czynienia z "megakorporacją medyczną". Na wolnym rynku tak się nie utrzyma, bo jak tylko kilku właścicieli się dogada, że będzie zawyżała ceny, to zaraz znajdzie się ktoś, kto tego nie będzie robił i odbierze im większość klientów.

      Usuń
    2. Tak, akurat. To skąd teraz "zmowy cenowe", skoro są (jeszcze!) nielegalne, hę? I tu się prawicowa myśl rozbija o skały fantazji... :))))

      Usuń
    3. Ale to właśnie regulacje państwa działają jak zmowy cenowe. Przydzielanie koncesji, dopuszczanie leków - to przyczynia się do sztucznego windowania cen.

      Przykład: Masz na rynku trzy leki na serce, serceks, sercopiryna i codiserc, które mają tę samą substancję czynną, czyli generalnie działają tak samo i wszystkie kosztują 10 złotych. Państwo decyduje, że będzie refundować serceks w 70 procentach. Natychmiast cena serceksu rośnie trzykrotnie. Lek kosztuje 30 złotych, z czego 21 płaci państwo z naszych podatków.

      Producent serceksu wygrywa konkurencję na rynku, bo jest tańszy dla pacjenta niż sercopiryna i codiserc, a dodatkowo jego zyski na opakowaniu są wielokrotnie wyższe.

      Usuń
    4. To znany proceder, Anonimowy. I warto go powstrzymać.
      Ale czy na rynku leków powinna być totalna wolność/samowola?

      Usuń
  11. Zupełnie poza tematem zauważam, że film "Koszty życia" trafił na Kwejka, co jest niejakim sukcesem:)

    Al

    OdpowiedzUsuń
  12. "Ale jak policzyć tych ludzi, którym NFZ zmarnowało życie?"
    Ja zostałem ofiarą pseudooszczędzania na nowych strzykawkach i gotowania starych. Nawet nie było kogo pod sąd pociągnąć o odszkodowanie, bo placówka również szybko została zamknięta w ramach kolejnych oszczędności w "służbie" zdrowia.

    OdpowiedzUsuń