niedziela, 6 stycznia 2013

O Niemce, co nie chciała Szwedki

Niemiecka minister do spraw rodziny, Krystyna Schroeder, jak czytam na stronie Polskiego Radia,

przyznaje, że swojej niespełna dwuletniej córeczce nie czyta klasycznych bajek. Nie przejdzie jej przez usta na przykład fragment z bajki o Pippi Langstrump, w którym jest mowa o jej ojcu jako o "królu czarnych".

I to jest ok. Nie wiem, czy ma uraz do czarnych, czy do monarchii, ale i nie obchodzi mnie to, to nie jest mój problem - nie przejdzie jej przez usta, to niech nie czyta.

Jednak pani minister uważa, że to jednak JEST mój problem. I nie jest wcale w tym osamotniona. Różne organizacje, które walczą o tak zwaną polityczną poprawność, czyli logiczną niepoprawność, zwróciły się do Parlamentu Europejskiego o to, aby mnie też zakazać czytania dzieciom "Fizi Pończoszanki", baśni braci Grimm i innych utworów literackich, na których wychowały się całe pokolenia.

Czy ja jestem wolnym człowiekiem? Oczywiście, że nie. Gdybym był wolnym człowiekiem, panie te, bo są to w większości kobiety, co najwyżej powiedziały by o mnie: Co za idiota, czyta dziecku bajki tej szwedzkiej rasistki! Tymczasem one chcą mi tego zabronić. I, proszę mi wierzyć, jeśli się bardzo postarają, to zabronią. Nie tylko czytania tych bajek dzieciom, ale czytania ich w ogóle!

A jeśli zakażą tych utworów literackich, to jedyną słuszną konsekwencją będzie zakazywanie kolejnych. Bohaterowie samej Astrydy Lindgren są szczególnie sprzeczni z duchem Unii Europejskiej, rasistowska Fizia Pończoszanka, dzieci z Bullerbyn, nieletni kapitaliści, sprzedający wiśnie bez zezwolenia ani certyfikatu sanepidu i nie odprowadzając podatku, Emil ze Smolandii, bity przez ojca i więziony w drewutni. A to dopiero wierzchołek góry lodowej.

Spotkałem się już z opinią, że "Murzynek Bambo" Tuwima, to wiersz ociekający wręcz rasizmem. Zaraz okaże się, że w "Lokomotywie" tenże autor znęcał się nad zwierzętami, upychając w jednym wagonie kolejowym słonia, niedźwiedzia i dwie żyrafy. Ambroży Kleks, z utworu Brzechwy to bardzo podejrzany dżentelmen - samotny pedagog mieszkający z grupą niewinnych młodych chłopców. Fredry "Paweł i Gaweł" przedstawia absolutnie nie do przyjęcia dziś model sprawiedliwości, "jak ty jemu, tak on tobie", całkowicie sprzeczny z unijnym "jak ty jemu, to my mu jeszcze zabierzemy pieniądze i oddamy tobie, żebyś mógł jemu jeszcze bardziej", a "Osiołkowi w żłoby dano..." sugeruje młodemu czytelnikowi, że może istnieć coś takiego jak wolny wybór. "Piękna i bestia" Gabrieli Zuzanny Barbot de Villeneuve dzieli ludzi na pięknych i brzydkich. Nawet nie będę zaczynał o "Koniku polnym i mrówce" Jana de La Fontaine.

W każdej z pięknych baśni, bajek, w każdym z pięknych wierszy i opowiadań, na których się wychowaliśmy, ktoś cierpliwy i zmotywowany (a "te panie" są cierpliwe i zmotywowane) znajdzie elementy sprzeczne z zasadami politycznej poprawności, równouprawnienia. To fakt. Rozsądnemu człowiekowi (a "te panie" rozsądne nie są) prędzej czy później musi zaświtać w głowie wątpliwość, czy fakt ten świadczy o tym, że setki utworów literackich, które przetrwały próbę dziesięcio- a czasem nawet stuleci, na których wychowywały się całe pokolenia wspaniałych ludzi są złe, czy też to ten nowy, nie-wiadomo-skąd-wzięty kaprys "politycznej poprawności" jest kretynizmem.

Dla mnie odpowiedź jest prosta, ale może być stronnicza, bo przez całe lata byłem indoktrynowany tymi potwornymi utworami.

Oczywiście Unia może nam nafiukać. Przez setki lat legendy o Popielu, którego myszy zjadły, o Smoku wawelskim, Bazyliszku, czy skrajnie nacjonalistyczna o Wandzie, która nie chciała Niemca, przetrwały mimo tego, że nikt ich nie publikował. A nawet gdyby publikował, to mało kto by je czytał ze względu na dosyć popularny niegdyś analfabetyzm. Przetrwały? Przetrwały. I te zakazane utwory też przetrwają. Jak nie w naszych głowach, to na rosyjskich serwerach. Ale też proszę mi wierzyć, że nie będą musiały długo tam czekać.

2 komentarze:

  1. Idylliczna opowieść o dzieciach z Bullerbyn osadzona jest, o ile dobrze pamiętam, w latach trzydziestych zeszłego wieku i dość dobrze oddaje realia ówczesnej szwedzkiej prowincji. Pokazuje normalny świat zwykłych ludzi, żyjących z roli, drobnego handlu i rzemiosła. Król jest gdzieś daleko w Sztokholmie i właściwie mało kogo obchodzi, choć dorośli czasem sobie popolitykują. Dzieci pomagają w codziennych gospodarskich pracach, przy żniwach, sianokosach itd., chodzą do szkoły w miasteczku, na zakupy, na ryby, na raki... a przy tym, jak to dzieci, czasem psocą czy wymyślają nieco szalone zabawy.

    Jest to książka o ludziach wolnych i ich małej ojczyźnie. O normalności właśnie. Rzecz niesłychana w ZSRE. Zaś opowieść o Pippi w zasadzie niewiele się od niej różni poza fantastycznym elementem w postaci niezwykłej tytułowej bohaterki. Na tym tle widać szczególnie wyraźnie nienormalność pani Schroederowej i jej podobnych.

    A tak trochę na marginesie to sam pomysł ocenzurowania utworów literackich czy audiowizualnych (nie sądzę, aby klika miała odwagę zakazać "Pippi..." i innych całkowicie, tak jak, dajmy na to, "Main Kampf"; raczej zbastardyzują, tak jak Amerykanie próbowali wyciąć "niggera" z "Przygód Huckelberry Finna" czy papierosy z "Casablanki" - już dzisiaj ciężko kupić oryginalne teksty baśni Andersena czy b-ci Grimm: same rozwodnione podróby, oczywiście z bajecznie kolorowymi i kiczowatymi obrazkami, które na szlachetne miano ilustracji nie zasługują) z bliższej lub dalszej przeszłości pod pozorem "umoralniania" i "dostosowania" ich do współczesnych poglądów czy realiów urąga wszelkiemu rozumowi i inteligencji. Czytelnik sam powinien rozumieć, że tekst czy obraz z przeszłości trzeba rozumieć w kontekście jego czasów. Wydawca ewentualnie może pomóc czytelnikowi w przypadku szczególnie archaicznych tekstów, zamieszczając przypisy czy komentarze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Będą mieli co zakazywać. Weźmy na przykład takie klasyki, jak "Kubsia Puchatka"; gdzie niemal każda postać reprezentuje jakąś negatywną cechę: Kubuś obżarstwo, Tygrysek ADHD, Kłapouchy depresje, itd. Nie do pomyślenia w zdrowej, normalnej i szczęśliwej europie. Albo smerfy. To Podobno komuna jest. Ale w sumie tego unia nie zwalcza, więc Smerfom się jeszcze upiekło. Ale nie, przecież w tej komunie jest tylko jedna kobieta, a więc nie ma parytetów, niedopuszczalne! W dodatku Smerfetka nie pełni właściwie żadnej funkcji poza byciem kobietą, a Gargamel co raz znęca się nad Klakierem. Więc i Smerfy też dopadliśmy.
    Można by tak długo wymieniać, a na końcu okazało by się, że wszystko jest zakazane. Jak ludzie nie pójdą po rozum do głowy to skończy się jak kiedyś w Stanach, kiedy jakiś psychiatra wywołał wielką aferę twierdząc, że relacje łączące Batmana z Robinem mają znamiona pedofilskie, co skończyło się wielkim paleniem komiksów i stworzeniem specjalnego kodeksu, który cenzurował je przez długie lata. W przemyśle filmowym podobne regulacje są jeszcze starsze i trwają do dziś. MPAA to udręka wielu filmowców, zwłaszcza tych spoza głównego nurtu.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń