wtorek, 19 lutego 2013

Wartość pracy

Pod artykułem, w którym porównałem przymusowe zadłużanie obywateli do niewolnictwa trwa zażarta i całkowicie próżna dyskusja. Oto MvS próbuje przekonywać, że wysokość zapłaty za pracę powinna być szacowana na podstawie ilości włożonej pracy, bez udziału pieniędzy:

Więc może najwyższy czas to zmienić? Wyeliminujmy pieniądze! Co kolega powiedziałby na system wymiany usług oparty na jednostce pracy? Dajmy na to "kredyty". Ktoś wykonuje jakąś pracę, usługę a ktoś mu za nią płaci w jednostkach- "kredytach" pracy, które może wykorzystać tylko on? Dalej; ta osoba płaci z własnej puli kredytowej za usługi innej osoby i tak dalej i tak dalej.

Reszta dyskusji to tylko wytykanie problemów z tym związanych oraz próba bohaterskiej walki z nimi.

MvS, wbrew temu co pisze, nie eliminuje pieniędzy, tylko wprowadza inną walutę. Czymże bowiem jest ów "kredyt", jeśli nie pieniądzem? Skoro "kredyty" można wymienić na towary i usługi, to jest to tylko jedna z form płatności. Nie ma znaczenia, czy będzie to kolorowy paciorek, bita moneta, wydrukowany banknot, zapis w komputerze, czy na świstku papieru. To jest pieniądz.

Ponadto wycenienie usługi i towaru na podstawie włożonej pracy jest bardzo trudne, niepewne i całkowicie pozbawione sensu. Weźmy ołówek, z przykładu Miltona Friedmana. Aby oszacować wartość pracy włożonej w produkcję zwykłego ołówka trzeba uwzględnić całe mnóstwo czynników - koszt wyprodukowania grafitu, koszt drewienka, farby, gumki, metalowej blaszki, która trzyma gumkę oraz koszt ich złożenia. A gumki, grafit, farba itd. też nie rosną na drzewach. Trzeba do ich wytworzenia wydobyć węgiel z kopalni na jednym końcu świata, sprowadzić kauczuk z drugiego końca świata i tak dalej, i dalej. Oszacowanie jakiegoś zunifikowanego kosztu włożonej w to pracy jest, jeśli nie niemożliwe, to bardzo pracochłonne. I ta praca też musi być uwzględniona w cenie ołówka, niepotrzebnie zawyżając tylko jego cenę.

Wycena wkładu pracy nie ma też nic wspólnego z wartością wytworzonego dobra lub usługi. Mogę przecież potwornie się napracować by zbudować jakiś mało użyteczny gadżet, a mogę też szybko i przy małym nakładzie pracy wytwarzać bardzo pożyteczny produkt. Jeśli będę je wyceniał na podstawie ilości pracy, to nikt nie kupi mojego gadżetu. Czy mam wtedy prawo sprzedać go taniej, czy też prawo ma zabronić mi sprzedać go poniżej obliczonej "wartości"? A mój drugi produkt? Jeśli popyt wielokrotnie przewyższa podaż, czyż państwo powinno mi zabronić podnieść cenę? Czy powinno zabronić moim klientom zapłacić więcej, jeśli są na to gotowi?

W obu przypadkach odpowiedź oczywiście brzmi "nie", co podważa całą istotę proponowanej wyceny.

Poza tym to co proponuje MvS promuje nieudaczników. Przecież księgowy z "dyskalkulią" więcej się napracuje nad zeznaniem podatkowym, niż księgowy biegły w liczbach. Zatem, według tego, co pisze MvS powinien dostać więcej "kredytów" za swoją usługę. A ten drugi najlepiej zrobi jeśli zajmie się projektowaniem mostów, o czym nie ma pojęcia, bo on napracuje się przy tym, zatem i zarobi na tym, więcej niż inżynier, który buduje mosty od lat.

Problem w tym, że nie można klienta zmusić, by płacił więcej nieudacznikowi, jeśli może zapłacić mniej profesjonaliście. Rozwiązanie MvS, jeśli nie będzie poparte surowymi zakazami i nakazami ze strony państwa, rynek i tak wyruguje w dniu jego wprowadzenia. Kropka.

 Rozwiązaniem jest oczywiście wolny rynek. Jego "wolność" polega na tym, że niczego nie narzuca, ani niczego nie zabrania. W rzeczywistości metoda MvS może jak najbardziej na wolnym rynku zaistnieć. MvS może usiąść i bardzo dokładnie obliczyć ile warta jest jego praca, ile spala kalorii w ciągu godziny jej wykonywania. Wynik swoich obliczeń przedstawi pracodawcy, bądź klientowi, a ten albo zgodzi się na zapłatę tej kwoty i wówczas MvS będzie miał swój "system", albo uzna, że MvS żąda zbyt wiele i zrezygnuje ze współpracy. Ale w tej sytuacji nie ma znaczenia, czy obliczenia prowadzi pracodawca, pracobiorca, klient, czy urzędnik. Jeśli coś się nie opłaca, to się nie opłaca i już.

Jakakolwiek próba regulacji cen i płac metodami innymi niż te wolnorynkowe, czy to przez wprowadzanie płacy minimalnej, ceny minimalnej, ceny maksymalnej, czy w inny sposób, tylko psuje rynek - bo sztucznie ogranicza dostęp do dóbr, rodzi bezrobocie, ogranicza konkurencję przyczyniając się do powstawania monopoli itd.

Na wolnym rynku Wiśniewski może w każdej chwili zatrudnić Maliniaka i nikt nie zastanawia się, czy wynagrodzenie jest za duże, czy za małe. Bo gdyby było za małe, to Maliniak powiedziałby "nie", a gdyby było za duże, to Wiśniewski by Maliniaka nie zatrudnił. Jeśli dobili targu, to znaczy, że wynagrodzenie jest w sam raz. To rozwiązanie jest najprostsze i najuczciwsze.

6 komentarzy:

  1. Problem polega na tym że większość społeczeństwa tak przesiąkła socjalizmem, że uważa że inaczej być nie może. Możesz tłumaczyć ile chcesz ale czas logicznego myślenia minął i nie wiem kiedy powróci. Ludzie kochają regulacje, nakazy, zakazy bo myślą, że odpowiedzialność ponosi regulujący,nakazujący i zakazujący. Np. Moja koleżanka szczepi swoje dziecko - ja nie (nie wnikamy tutaj w zasadność szczepień), oczywiście każdy powinien świadomie podjąć decyzję tak lub nie, ale jakie jest jej wytłumaczenie: boję się wziąć odpowiedzialność za decyzję na "nie", wolę jak lekarz bierze odpowiedzialność - pytanie tylko czy lekarz cokolwiek bierze? Społeczeństwu po prostu wygodnie jest żyć w nieświadomości, jak zwierzątka. Na koniec ciekawa analiza naszego społeczeństwa mojego kolegi: "Polak (przed telewizorem) dopóki trzyma w jednej ręce puszkę piwa (byle nie pustą) a drugą sięga do kubełka popcornu (byle nie czuł dna pod palcami) to choćby za oknem lub drzwiami gwałcili, mordowali sąsiadów to nie ruszy tyłka bo i po co".

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszystko prawda, ale słowo Polak niepotrzebne. Można to rozszerzyć na wszystkie tzw. "cywilizowane" kraje.

    OdpowiedzUsuń
  3. Komunały, komunały, komunały i całkowity brak chęci do zastanowienia się nad treścią wypowiedzi interlokutora.
    Żyjcie dalej w dziewiętnastym wieku.
    Z niezmierną przykrością muszę powiedzieć: pas.

    Pozdrawiam
    MvS

    OdpowiedzUsuń
  4. Niczego innego niż komunał nie da się napisać w odpowiedzi na tą konkretną wypowiedź interlokutora. Słońce świeci, pieniądze są niezbędne. Jest raczej smutne, że tak elementarne rzeczy komukolwiek trzeba tłumaczyć...

    OdpowiedzUsuń
  5. Może powiem prościej bo widzę, że nie trafiło do MvS. Tak prosto, że się nie da prościej: to co wymyśliłeś czyli owe "kredyty" pracy to jest pieniądz, nawet jeżeli to wszystko zawrzeć w tym, że jest do wykorzystania przez tylko tego co dał wcześniej swoją pracę. Trzeba trochę poczytać co to jest pieniądz... Po za tym jak sobie wyobrażasz na przykład taką sytuację. Zmarł ojciec hodowcy małży, w jaki sposób wycenisz pracę grabarza w stosunku do hodowcy małży, że ile grobów miałby hodowca wykopać ? A popatrz, akurat przyszedł nie wiem, sezon na zbiory małż (nie znam się na małżach tylko przykład) i akurat ten syn hodowcy nie może po prostu wykopać tych ?pięciu? grobów u grabarza bo by stracił źródło utrzymania swojej rodziny, a akurat teraz grabarz potrzebuje wykopać pięć. To co grabarz sobie kopie, hodowca małży sobie "zbiera" małże, a potem się zobaczy ? Uwierz mi tak nie działa rynek. Gdyby każdy miałby oczekiwać na zapłaty za swoje usługi np. miesiąc albo dwa gospodarka by się wywaliła do góry brzuchem, trwałyby ciągłe porachunki między firmami i to siłowe, kto komu ma teraz np. szlifować kafelki w fabryce kafelków a kto ma szlifować diamenty w Antwerpii. I w końcu by się skończyło na ograniczonym niewolnictwie, ten kto ma więcej siły zmuszałby tych co mają jej mniej do "odstąpienia" wierzyciela swoich usług. Zastanów się, gospodarka jest baaaardzo skomplikowanym tworem powiązanym jak naczynia połączone, więc musi być JEDEN środek do wyrażania wartości każdej minutki i każdej kalorii utraconej na wykonanie takiej a takiej pracy. Nie da się inaczej. Przez całą swoją historię nie wynaleźliśmy nic innego bo SIĘ NIE DA. Taki jest po prostu naturalny porządek rzeczy. Aż tu się pojawia zacny MvS, nigdy pewnie nie mający głębszego kontaktu z gospodarką ani nie myślący o niej szerzej niż o budzie z kebabem pod swoim blokiem i prawi "komunały" i dał odpowiedź na rzecz której, jego przypuszczeniem, człowiek szukał ok. 10000 lat swojej "cywilizowanej" historii. Poza tym podstawowe pytanie. Jak do jasnej anielki wycenisz pracę grabarza w stosunku do hodowcy małży. No jak k.... !?

    OdpowiedzUsuń
  6. Staszku.. litości.. Tego typu bzdury NA PRAWDĘ nie zasługują na komentarz, do tego taki długi..

    OdpowiedzUsuń