niedziela, 5 maja 2013

Głupiec nie wie, że jest głupcem, bo jest głupcem

Z dużym niesmakiem obejrzałem dyskusję JKM z Piotrem Ikonowiczem w Polsacie. Od strony organizacyjnej rozmowa była przygotowana bardzo kiepsko. Prowadząca zupełnie nie panowała nad swoimi gośćmi, co było bardzo dużą niedogodnością, zwłaszcza, że tylko jeden z nich potrafił sam nad sobą zapanować. A biorąc pod uwagę zachowanie oponenta i całkowitą bierność prowadzącej, była to nie lada sztuka.

Ale to tylko forma, to co zazwyczaj bardziej mnie zdumiewa w tego typu starciach, to treść.

Potrafię zrozumieć zaniepokojenie ludzi, gdy słuchają JKM. Nieznane budzi niepokój. Większość osób kapitalizm "poznało" przez pryzmat dwudziestowiecznej lewicowej propagandy. Kiedy więc Mikke mówi o czasach normalności, których nie pamiętają dziś nawet najstarsi górale, nie trudno o wątpliwości.

Natomiast jednego nie potrafię pojąć. Jak można traktować poważnie słowa Ikonowicza, że aby zwiększyć dobrobyt należy podnieść podatki i rozszerzyć "socjal". Przecież ten mechanizm ludzie poznali już na własnej skórze i wałkowali przez wiele lat! Lewica to samo mówiła pięć, dziesięć, dwadzieścia lat temu. Wielokrotnie podnoszono przez ten czas podatki, zwiększano socjal, a nędza się w tym czasie tylko pogłębiała. To, w przeciwieństwie do "normalności", o której mówi Mikke, ludzie obserwują gołym okiem i doświadczają na własnej skórze. A mimo to wielu wciąż wierzy, że należy nadal iść w tym kierunku.

Wyobraźmy sobie, że pan Ikonowicz ma chorą matkę. Wzywa lekarza, który ją bada, po czym z całkowitą pewnością oznajmia, że rozpoznał chorobę i bez chwili wahania przepisuje niezawodne lekarstwo, arszeniks. Niestety po tygodniu kuracji pan Ikonowicz stwierdza, że stan matki nie tylko się nie poprawił, ale wręcz uległ znacznemu pogorszeniu. Wzywa więc tego samego, a jakże, lekarza, który z pełnym spokojem oznajmia, że zastosowana dawka "leku" jest zbyt mała, by dać pożądany efekt i zaleca jej zwiększenie. Stan matki, jak, w przeciwieństwie do pana Ikonowicza, czytelnik się domyśla, pogarsza się jeszcze bardziej. Ale pan Ikonowicz wciąż wzywa tego samego lekarza, który tylko co chwilę zwiększa dawkę arszeniksu, z łatwym do przewidzenia skutkiem.

Bardzo jestem ciekaw, czy Ikonowicz pozwoliłby lekarzowi na kontynuację tego eksperymentu na swojej matce, patrząc jak ta "kuracja" ją powoli zabija. Jestem pewien, że dosyć szybko jego cierpliwość by się skończyła, a "lekarza", bardzo słusznie, wywaliłby z domu na kopniakach.

Tymczasem Ikonowicz sam jest tym "lekarzem", który zaleca robienie dokładnie tego samego z naszą matką Polską. A mnóstwo ludzi, mimo, że widzi jej coraz bardziej pogarszający się stan, wciąż głosuje na "lekarzy" takich jak Ikonowicz i nie dostrzega, że to właśnie oni zatruwają naszą matkę.

To dzieje się na naszych oczach, a jednak ludzie cięgle są na to ślepi. Tymczasem Polsce nie potrzebne są żadne leki, tylko naturalna dieta i odpoczynek. To wszystko. A "lekarzy" należy jak najrychlej wywalić z domu na kopniakach.

1 komentarz:

  1. Najlepiej o dzisiejszych "lekarzach" świadczy fakt, że ideowi pionierzy interwencjonizmu zakładali parokrotnie mniejszą dawkę "leku", niż dzisiaj się serwuje, a jeszcze chce się tą dawkę powiększyć. Nawet aspiryną można zabić ;)

    OdpowiedzUsuń