Jakiś czas temu zarzuciłem wędkę: zapytałem o przykład przepisu prawnego, który dyskryminowałby homoseksualistów. Bardzo dobrze wiedziałem na co za rzucam. Oczywiście, mimo bardzo burzliwej wymiany zdań pod wcześniejszym wpisem, który sprowokował całą dyskusję, nie złapałem żadnego konkretu. To jest domena postępowców - zero tolerancji, zero wzrostu, zero konkretów.
Owszem, istnieje zapis, że małżeństwo to związek kobiety i mężczyzny, zatem można powiedzieć, że prawo to dyskryminuje, ale nie homoseksualistów. Dyskryminuje kobiety względem mężczyzn oraz mężczyzn względem kobiet, bo faktycznie mają oni tu różne prawa. Ale ustawa ta nie rozróżnia ze względu na orientację seksualną. I homoseksualista, i heteroseksualista mają dokładnie takie samo prawo do małżeństwa.
Jeden z komentarzy mówi o tym, że ustawa ta uniemożliwia niektórym zawarcie związku małżeńskiego z "wybranką/kiem serca". Tak. Ale nie tylko homoseksualistom. Również pedofilom, zoofilom, nekrofilom, dendrofilom, bigamistom i tak dalej. Jeśli nazwiemy to niesprawiedliwością, to musimy również uczynić "sprawiedliwość" innym zboczeniom.
Nie mamy na szczęście tego problemu, ponieważ państwowa instytucja małżeństwa (która sama w sobie jest tworem idiotycznym), nie ma nic wspólnego z miłością. Nikt nie sprawdza, czy faktycznie kocham swoją narzeczoną i czy jest ona wybranką mojego serca.
Wiara, że instytucja małżeństwa dyskryminuje homoseksualistów bierze się z elementarnego błędu w rozumowaniu - że prawo powinno traktować każdą jednostkę indywidualnie, uwzględniając jej partykularne interesy, potrzeby, ambicje, zachcianki. Tak nie jest. Prawo ma być jednakowe dla wszystkich. Proponuję zastanowić się nad takim przykładem:
Moją ulubioną potrawą jest duszona polędwica nosorożca. Mój sąsiad zaś uwielbia podwawelską. Niestety, prawo jest tak skonstruowane, że ja nie mogę delektować się moim przysmakiem, a mój sąsiad może pochłaniać kiełbasę kilogramami. Czy ja jestem dyskryminowany?
Według środowisk postępowych najwyraźniej tak. I to gorzej niż homoseksualiści, bo, w przeciwieństwie do nich, nawet nie mogę wyskoczyć sobie na wyżerkę do Holandii. Ale tak nie jest, bo prawo traktuje i mnie, i sąsiada w dokładnie ten sam sposób. On też nie ma prawa jeść nosorożyny, tak samo jak ja mam pełne prawo napaść się podwawelską. To, co który z nas lubi nie może mieć dla ślepej sprawiedliwości żadnego znaczenia. I nie ma.
Wszelkie "przywileje" dla małżeństwa są głupotą. Już lepiej jest dbać o JUŻ narodzone dzieci, jeśli w ogóle o kogoś, zamiast dawać ulgi JAKIMKOLWIEK parom.
OdpowiedzUsuńPodatek od spadku (podobnie jak od darowizny na cele charytatywne) to sk...stwo, za które powinno się wieszać ustawodawców za nogi...
nie za nogi , za to pomiędzy....
OdpowiedzUsuńyagy
A ja tak znowu poza tematem: całkiem niedawno temu, w Stanach Zjednoczonych Ameryki doszło do niebywałej sytuacji. Otóż dziecku - głuchoniememu - nakazano zmienić to, w jaki sposób pokazuje(na migi) swoje imię. Dlaczego? Gdyż przypomina gest strzelania z broni - a jak wiadomo to temat w Królestwie Strachu i Konsumpcji na sam przebłysk którego trzęsą portkami wszyscy urzędnicy. http://ca.news.yahoo.com/blogs/dailybrew/deaf-preschooler-hunter-spanjer-wins-sign-name-school-162348178.html
OdpowiedzUsuńSprawę rodzice wygrali, ale sam fakt zaistnienia skłania do refleksji.
Zresztą, wystarczy sobie przypomnieć fragment Zabaw z bronią(Bowling for Columbine) Moore'a, gdzie wspomina on o uczniu podstawówki(bodajże), który został zawieszony w prawach ucznia(chyba na dwa tygodnie) za to, że wycelował w kolegę palcem i powiedział "bang!".
Corbario
Znam, znam.
Usuńhttp://krulpik.blogspot.com/2012/09/zdychaj-mio-mi.html
Zapraszam