czwartek, 10 lutego 2011

Edókacji C.D.

Zjawiskiem, które wprost wynika z poprzednio omówionych problemów jest prosty fakt, że na studia obecnie dostać się może każdy matoł i skończyć też je może większość z nich. Skutkuje to co roku wypluwaną nową porcją idiotów z dyplomem, którzy są tak samo głupi, jak przed studiami, między którymi ze świecą można szukać ludzi, którzy faktycznie zasługują na tytuł.

Brakuje rąk do pracy, spawaczy, elektryków, ale magistrów mamy nadprodukcję. Niech więc nikt nie będzie rozgoryczony, że po studiach zarabia dwa tysiące miesięcznie, a jego sąsiad hydraulik kosi tyle w tydzień, jak sobie weźmie piątek wolny. No ale ktoś musi na te studia zarobić.

Musi to prowadzić do dewaluacji wszelkich tytułów naukowych. Dzisiejszy magister mniej znaczy niż przedwojenny maturzysta. Zresztą bardzo jestem ciekaw ilu dzisiejszych magistrów, ba, doktorów zdałoby przedwojenny egzamin dojrzałości.

I stąd też się bierze problem drugiego kierunku studiów. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu nikomu by do głowy nie przyszło brać drugi kierunek, bo jeden wystarczył, żeby nie mieć najmniejszych problemów ze znalezieniem dobrej pracy. Drugi kierunek był marnowaniem czasu, który można spożytkować na zarabianie pieniędzy. Ale nie dziś. No bo skoro każdy matoł może mieć dyplom, to żeby zaimponować potencjalnemu pracodawcy, warto mieć dwa, nieprawdaż? Skoro pojęcie jakości zanikło, to trzeba iść w ilość.

Drugim problemem jest marnotrawstwo tych pieniędzy. Zamiast płacić bezpośrednio szkole, podatnik płaci przez Urząd Skarbowy, MinFin, MinEd, a tam są urzędnicy, którzy też muszą za coś żyć. Często lepiej niż wykładowcy. Moja dawna uczelnia trzyma się dobrze, ale tu i ówdzie farba odpada, drzwi skrzypią, zaciek na suficie, sprzęt stary. Nie w urzędzie. Ilekroć załatwiam jakieś formalności, witają mnie szklane blaty, gładko pomalowane jasne ściany, nowiutkie komputery na każdym stanowisku, również na tych wiecznie pustych. Gołym okiem widać, gdzie jest wąskie gardło dla pieniędzy. Wystarczy porównać państwowe szkoły, przychodnie, dworce, komisariaty i URZĘDY.

No i oczywiście sprawa najważniejsza, a zarazem oczywista. różne partie ciągle mówią o tym, że jak studia będą prywatne, to ludzi nie będzie na nie stać. Zaraz, zaraz! To ja teraz płacę na studia I urzędników, a jak będę płacił tylko na studia, to nie będzie mnie stać? Niech mi odbiorą bezpłatne studia, oddadzą tę część podatku, która na to idzie, a ja już sobie poradzę. Problem jedynie w tym, że ani im się śni.

To co jest teraz robione, czyli podnoszenie podatków przy jednoczesnym obcinaniu świadczeń, to jest zwykłe złodziejstwo. Dla naszego dobra oczywiście.

Ciąg dalszy

7 komentarzy:

  1. O, pod tą notką - mogę się podpisać obiema rękami i nogami.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nic dodać nic ująć...

    OdpowiedzUsuń
  3. Dosłowniej i prościej już chyba nie da się pisać. Ale to i tak nie przekonuje. Kilka kontrargumentów:
    - przecież wszędzie tak jest - i działa, więc czemu ci nie pasuje?
    - nikt ROZSĄDNY nie powie, żeby zlikwidować państwowe uczelnie!
    - porównaj wyniki polskich szkół państwowych i prywatnych. Jasne?
    - studia muszą być bezpłatne, bo inaczej ludzie nie będą chcieli się uczyć.

    To są argumenty mojego kolegi ze studiów (III rok), który ma jedną z lepszych średnich na wydziale. No i studiuje dwa kierunki.

    Ludzie boją się myślenia, które wykracza poza ćwiczenie, projekt czy zrozumienie demota.

    Al

    OdpowiedzUsuń
  4. Anonimowy pisze... - studia muszą być bezpłatne, bo inaczej ludzie nie będą chcieli się uczyć.

    To ludzie chcą się uczyć dlatego, że studia są bezpłatne. To dlaczego ludzie chcą jeździć samochodami jak to jest płatne? Przecież jazda rowerem jest bezpłatna.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie mamy nadprodukcji inżynierów- raczej deficyt, bo nie docenia ich się w Polsce- dlatego oni emigrują.

    Mamy za to za dużo magistrów po licencjacie- czyli po byle jakich kierunkach byle jakich uczelni prywatnych.

    Sam jestem na 3 roku studiów technicznych na renomowanej uczelni, nie miałbym nic przeciwko płatnym studiom, bo jak sam powiedziałeś to inwestycja a nie obowiązek. Natomiast najpierw chciałbym, żeby ich poziom (tzn program nauczania oraz wyposażenie) były warte moich pieniędzy.
    Życzę sobie tego, bo obecnie 50% tego, czego się uczyć muszę:

    a) od dawna robi za mnie komputer;
    b) to sztuka dla sztuki;
    c) tego już się nie robi, bo są nowsze metody;
    d) nie jest to związane z moim kierunkiem/ specjalizacją;
    e) niepotrzebne mi to ( a jak zacznie, to jestem na tyle inteligentny, by wypożyczyć literaturę)

    Drugą sprawą jest to, że mnie na studia płatne nie stać - a jak mam brać kredyt to chce podwójnie wiedzieć, że nie będę żałował każdej wydanej złotówki.

    pozdrawiam

    Kage

    OdpowiedzUsuń
  6. @Kage: Uwolnić spod monopolu państwa i wsjo.

    @AI: argumenty 1 i 2 są niemerytoryczne, 4ty jest idiotyczny i nieprawdziwy, a co do 3go -> niech Pan odpowie sobie na pytanie, jaka jest etiologia tego schorzenia. Nie jest to wcale takie trudne.

    OdpowiedzUsuń
  7. @Al: To, że wszędzie tak jest, nie jest dobrym argumentem. Bo można go traktować niejednoznacznie. Można powiedzieć, że jak wszędzie kradną, to i jak robią to u nas, to po co zmieniać. Tak samo w szkole. Z jednej strony niby dużo ludzi się wszędzie uczy, ale za to też wszędzie poziom szkolnictwa leci na łeb...
    A dlaczego nikt rozsądny tego nie powie? I nikt nie mówi o likwidacji, tylko o tym, by dostawały one pieniądze studenta bez opłacania urzędnika.
    Co do wyników, to tak naprawdę najwięcej zależy od tego, kto gdzie idzie. Sam tego doświadczyłem w życiu, że poszedłem do gimnazjum średniawego, ale do klasy z dobrą matematyką. I okazało się, że większość klasy chciała się dobrze uczyć i zdobywać wiedzę(i to w gimnazjum), więc wypadaliśmy na tle całej szkoły wręcz świetliście. Tak samo poszedłem do liceum z ludźmi chcącymi się uczyć i wierz mi, że dobrze nam wszystkim się żyło i edukowało. To samo jest z uczelniami, teraz na państwowe idą ludzie, którzy myślą, że ta państwowa jest lepsza, więc tam się chcą uczyć. Na zaoczne wielu idzie po papierek uczelni. Mówisz, że poziom jest gorszy. Ale na tych zaocznych uczą często Ci sami ludzie, co i w państwowych, więc poziom nauczania ten sam. A co jest inne? Nastawienie.
    Ale chęć zdobywania wiedzy nie może zależeć od tego, czy studia są płatne, czy nie. Ja interesuję się wieloma rzeczami w życiu, i studiuję(trochę nielubiany przeze mnie kierunek) Finanse i Rachunkowość, ale chętnie czytam książki historyczne, filozoficzne, lubię ciekawostki techniczne i czytam o tym dla własnej satysfakcji.

    Nie zgodzę się tylko z autorem z jednym zagadnieniem. Otóż, że jak były studia płatne, to nie było ludzi studiujących dwa kierunki. Otóż były takie osoby i nadal są i można takie rzeczy pogodzić nawet z chęcią zarabiania pieniędzy;) I to co napisałeś w ostatnim zdaniu, że państwo nam ukróca swoje świadczenia i zarazem zabiera więcej w podatkach. To jest złodziejstwo.

    OdpowiedzUsuń