poniedziałek, 7 marca 2011

Profesorze, pora spać!

Mój niedawny wpis Kto jest właścicielem nauczyciela wywołał duży sprzeciw komentatora Kage. Ma w nich trochę racji, ale pewne sprawy chciałbym wyklarować. Mówi między innymi:

Chodziło w tym, aby doktor Zygmunt wykładał tylko na jednej uczelni i przyczyniał się do wzrastania tylko jej prestiżu. To na wolnym rynku rozumie się samo przez się, że nie ODDAJE się konkurencji prawa do sprzedaży własnego produktu za tzw "frajer"

Tekst, który podałem jako źródłowy mówi:

Drugi etat będzie możliwy jedynie po uzyskaniu zgody rektora.

Nie mówi nic o pracy dla konkurencji (Jeśli ktoś znalazł coś na ten temat, proszę podesłać, bo mogę być w błędzie). Castorama nie jest konkurencją Uniwersytetu Warszawskiego, ale, z tego co doczytałem, by tam pracować wykładowca będzie musiał mieć pozwolenie rektora. A po drugie, wiedza doktora Zygmunta nie jest własnością uczelni, nawet jeśli na niej została zdobyta.

Nie wyobrażam sobie, żeby na początku XX wieku, po sformułowaniu przez Alberta Einsteina teorii względności, uniwersytet we Lwowie zmuszony był wciąż wykładać fizykę newtonowską, tylko dlatego, że pan Einstein tam nie pracował. Tym nauka różni się od przepisu na Coca-Colę.

Zgodzę się, że pan Zygmunt nie powinien za darmo wykorzystywać pomocy naukowych należących do uczelni poza nią. Ale to nie może się odnosić do wiedzy, którą już zdobył.

Mówisz, że każdy może z własnym czasem zrobić co chce, ale jakoś rzadko słyszę, aby ktoś po 8 godzinach pracy nie był zmęczony.

Jeśli słyszysz, że ktoś po ośmiu godzinach pracy jest zmęczony, to zrób mu przysługę i zasugeruj zrobienie badania krwi. Prawdopodobnie ma anemię. Ja nie znam takich osób. Moi znajomi też pracują po osiem, czasem więcej godzin i znajdują czas na wiele innych aktywności. Sporty, lektura, blog, gotowanie, szachy, również druga praca. Człowiek, który szesnaście godzin dziennie spędza na odpoczywaniu to zwykły leń. Albo anemik oczywiście.

Ponadto omawiany problem dotyczy w znacznej większości, jeśli nie w ogóle, ludzi dorosłych. I nikt nie musi im mówić, kiedy jest pora spać. Zwłaszcza ustawa. Każdy z nich sam wie, ile pracy to jest dla niego za dużo. A jeśli jego inne aktywności odbijają się niekorzystnie na wydajności w pracy - to to jest temat do rozmowy z pracodawcą, a nie to, o której gasi światło.

Czemu z publicznych środków uczelnia finansuje promowanie naukowca i jego ciągłe bycie na bieżąco. Czemu stara się rozsławić swoje i jego imię?

Uczelnia to, uczelnia tamto. Zapominasz całkowicie o wkładzie naukowca dla uczelni. Do promowania i wysyłania na konferencje uczelnia zawsze kogoś znajdzie. Ale chodzi o to, żeby pracownik naukowy jeszcze coś potrafił. Niewielu dziś pamięta na jakiej uczelni wykładał Newton, ale nazwisko jego jest dobrze znane nawet humanistom. Jakby wykładał na UW, też zapewne sformułowałby prawa dynamiki. Bo liczy się człowiek, a nie instytucja.

Inny komentator pisze:

A słyszeliście coś o nieuczciwej konkurencji? Wyobrażacie sobie pracownika a jeszcze lepiej managera, który w dni parzyste pracuje w Erze a w nieparzyste w Plusie?

Ja sobie tego nie wyobrażam. Ale też nie wyobrażam sobie ustawy, która mogłaby to zakazywać. I zapewniam, że jak kiedykolwiek o takiej ustawie usłyszę, to będę protestował tak samo, albo i głośniej, jak przeciwko omawianej. Głośniej, bo jest różnica między spółką komercyjną, która sprzedaje swoje usługi i technologię, a uczelnią państwową, która usługi te rozdaje "za darmo", a jest utrzymywana z między innymi moich pieniędzy.

W tym temacie polecam również komentarze pulsara pod rzeczonym wpisem. Zwłaszcza ten:

@Kage Zdaje się nie załapałeś istoty rzeczy - problem tkwi w tym, że w tej chwili naukowiec jest na gorszej pozycji bo nie ma możliwości negocjacji z pracodawcą - państwo z góry wymusza rozwiązanie totalnie niekorzystne dla wykładowcy.

Jeszcze krótko odpowiem na komentarz - pytanie pod innym postem, Pieniądze rozumu nie dają, też o edukacji.

a co uważasz o studiach dla osób, które - w wolnym państwie - będą pracowały dla sektora państwowego (policjanci, wojsko)? Czy ich nie powinno wykształcić państwo?

W wolnym państwie policjanci i wojsko będą zarabiali dużo więcej niż obecnie. Będzie ich stać na studia.

Wiem że proponowane rozwiązanie jest praktykowane na przykład w Stanach Zjednoczonych. Owo rozwiązanie ma na pewno przewagę nad "bezpłatną" edukacją dla wszystkich, jak u nas, ale też nie jest dobre. Bo z jednej strony mamy dwóch sierżantów, którzy wykonują tę samą robotę. tyle samo zarabiają, ale jeden z nich idzie na studia na koszt państwa, a drugi nie. Czyli faktycznie jeden z nich otrzymuje wyższe wynagrodzenie. Z drugiej strony powstaje grupa, która dostaje studia "za darmo", co znowu może prowadzić do tego, że ktoś idzie do szkoły "dla rozrywki", jak to obecnie ma miejsce w Polsce, zabierając miejsce cywilom, którzy tych studiów mogą potrzebować.

Najlepszym tu rozwiązaniem byłoby wszystkie te pieniądze, które miałyby służyć bezpłatnemu kształceniu żołnierzy i policjantów, oddać właśnie im. Oni na pewno będą wiedzieli, co z nimi zrobić.

13 komentarzy:

  1. Najpierw cytat:
    "A słyszeliście coś o nieuczciwej konkurencji? Wyobrażacie sobie pracownika a jeszcze lepiej managera, który w dni parzyste pracuje w Erze a w nieparzyste w Plusie?

    Ja sobie tego nie wyobrażam. Ale też nie wyobrażam sobie ustawy, która mogłaby to zakazywać. I zapewniam, że jak kiedykolwiek o takiej ustawie usłyszę, to będę protestował tak samo, albo i głośniej, jak przeciwko omawianej. Głośniej, bo jest różnica między spółką komercyjną, która sprzedaje swoje usługi i technologię, a uczelnią państwową, która usługi te rozdaje "za darmo", a jest utrzymywana z między innymi moich pieniędzy."

    No to zdecyduj się proszę. Albo nauka (i uczelnia) jest takim samym przedsięwzięciem komercyjnym jak produkcji CocaColi czy produktów wysokiej technologii i podlega takim samym prawom ekonomicznym (ja tak uważam) czy jednak jest specyficzna i w związku z tym może i powinna być regulowana w odmienny sposób (absolutnie z tym się nie zgadzam). Jeśli naukowiec uważa, że lepiej będzie mu na innej uczelni to powinien ja zmienić i tyle. Niestety w sytuacji gdy część uczelni jest finansowana ze środków publicznych to pozwalanie zarabiania pracownikom tych uczelni w sektorze prywatnym jest taką samą patologią jak pozwalanie lekarzom na prowadzenie prywatnej praktyki przy nieodpłatnym wykorzystaniu urządzeń publicznych. Po prostu system jest niespójny i kolejnymi ustawami próbuje się rozwiązywać problemy immanentnie wbudowane w taki system. Dobre rozwiązanie to stwierdzenie, że nauka jest takim samym biznesem jak dostarczanie żywności, ubrań, samochodów itp. itd. Wtedy żadne USTAWOWE ograniczenie nie będą potrzebne a jestem przekonany, że naukowcy będą pracować na jednej uczelni na raz lub będą do innych uczelni wypożyczani. Coś tak jak dzisiaj piłkarze :-)

    Pozdrawiam
    Ilat

    OdpowiedzUsuń
  2. @Ilat
    "pozwalanie zarabiania pracownikom tych uczelni w sektorze prywatnym jest taką samą patologią jak pozwalanie lekarzom na prowadzenie prywatnej praktyki przy nieodpłatnym wykorzystaniu urządzeń publicznych"

    Argument ten jest przekłamany. Co ma piernik do wiatraka? Co innego korzystanie ze *swojej* wiedzy, a co innego korzystanie z *cudzych* urządzeń. To tak, jakbyś powiedział, że należy zakazać ludziom dłubania w uchu palcem, bo to taka sama patologia, jak dłubanie w nosie ukradzioną marchewką.

    OdpowiedzUsuń
  3. @anonim (przedpiśca)
    Z twojego tekstu wynika, że dłubanie w nosie KRADZIONĄ marchewką jest patologią. (Całkowicie się zgadzam. Każda kradzież jest patologią). Tyle że IMHO jest to całkowicie zgodne z moim argumentem. Zdobywanie wiedzy przez pracownika naukowego uczelni było finansowane ze środków tej uczelni. Nie uważasz, że w takim wypadku instytucja finansująca (inwestująca w pracownika) powinna cos z tego mieć? Na tym właśnie polega zakaz konkurencji. Po ustaniu zatrudnienia w firmie komercyjnej. do nowej firmy nikt nie wynosi sprzętu ale WIEDZĘ. Taką samą jak naukowiec wynosi do innej uczelni i sprzedaje na własny rachunek. Trudności ze zrozumienie tego wynikają z socjalistycznego sposobu finansowania nauki. Jeśli ktoś chce sprzedawać wiedzę na zasadach komercyjnych to powinie tę wiedzę zdobyć za własne pieniądze. Inaczej jest to zwykła kradzież choć rzeczywiście bardzie subtelna niż zwykła dolina albo włam.
    Pozdrawiam
    Ilat

    OdpowiedzUsuń
  4. @Ilat
    Bzdury opowiadasz. Ja studiowałem na państwowej uczelni, a obecnie zdobytą wiedzę wykorzystuję w firmie komercyjnej. Jak tysiące innych osób. Nazwiesz mnie złodziejem?
    A zdobywanie wiedzy przez pracownika naukowego jest zdobywane nie ze środków uczelni, tylko za pieniądze z podatków, które również on płaci.
    Prot

    OdpowiedzUsuń
  5. @Prot
    Ty się uczyłeś a naukowiec PRACUJE i bierz za to pieniądze. Naprawdę nie widzisz różnicy?
    A Twoja obecna firma zgodziłaby się żebyś w weekendy albo po południu dorabiał sobie w firmie konkurencyjnej?
    Podstawowy problem opisałem w pierwszym komentarzu. Nie podpisałem się wtedy więc cytuje jeszcze raz:

    "Po prostu system jest niespójny i kolejnymi ustawami próbuje się rozwiązywać problemy immanentnie wbudowane w taki system. Dobre rozwiązanie to stwierdzenie, że nauka jest takim samym biznesem jak dostarczanie żywności, ubrań, samochodów itp. itd. Wtedy żadne USTAWOWE ograniczenie nie będą potrzebne a jestem przekonany, że naukowcy będą pracować na jednej uczelni na raz lub będą do innych uczelni wypożyczani. Coś tak jak dzisiaj piłkarze :-)"

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj, widzę, że jak nie miałem czasu dyskusja rozgorzała!
    @artykuł - W moim pierwszym komentarzu odnośnie tej sprawy doszedłem na końcu do konkluzji, że jestem całkowicie za takim rozwiązaniem (drugi etat za zgodą rektora) dopóki uczelnie mają być publiczne. Państwo więc narazie ma prawo się tak wtrącać jako pracodawca- chroni po prostu swoje interesy.

    "Moi znajomi też pracują po osiem, czasem więcej godzin i znajdują czas na wiele innych aktywności"

    Nie wiem, czy znasz dobrze kogoś kto jest nauczycielem w szkole ponadgimnazjalnej lub na uczelni. Ja tak i widzę ile pracy to wymaga również w tzw. "czasie wolnym". Pisałem już o tym. Czy Ty w ogóle wiesz co to znaczy być doktorem na uczelni? Jakie ma się obowiązki?

    JA po 8 godzinach pracy fizycznej w wakacje mogłem jeszcze jeździć na imprezy, uczyć się do poprawek i uprawiać mnóstwo innych aktywności;)
    7 godzin snu mi wystarczało
    Po 7 godzinach stażu będąc technikiem laborantem w pewnym instytucie przemysłowym miałem jeszcze więcej sił i byłem jeszcze bardziej wypoczęty- sen od północy do piątej i byłem rzeźki.
    Jednak po 8 godzinach nauki w rozwiązywaniu problemów technicznych (a nie wkuwania) jestem zmęczony do tego stopnia, że mogę sobie pozwolić tylko na proste aktywności nie wymagające zbytniego myślenia i rano nie chce mi się wstać mimo 6-8 godzin snu.
    Ja widzę różnicę pomiędzy wymaganiem ciągłego skupienia w sposób niemonotonny by kreatywnie wykorzystywać pokłady własnej wiedzy i energii przez długi czas dziennie.

    "(...)ktoś idzie do szkoły "dla rozrywki", jak to obecnie ma miejsce w Polsce, zabierając miejsce cywilom, którzy tych studiów mogą potrzebować."

    Ja uważam moje studia za hobby- nie spinam się z zaliczaniem wszystkiego na 5 i nauką na wszystko a już na pewno nie wyrabianiem "normy" 30ECTS semestralnie. Widzisz- aby dostać się na państwową uczelnię trzeba przejść przez sito tzw. "konkursu świadectw" Jeżeli ktoś otrzymał ode mnie mniej punktów z matur to zapewne jest ode mnie po prostu gorszy (bo matura jest trywialna) i pewnie by odpadł po pierwszym semestrze jak 30% kotów. Jeżeli zająłem mu miejsce w ten sposób to tylko na tym zyskał nie marnując swojego czasu (prawdopodobnie).

    "Uczelnia to, uczelnia tamto. Zapominasz całkowicie o wkładzie naukowca dla uczelni."

    Co było pierwsze? Uczelnia czy Naukowiec? Społeczność akademicka jest dość... hermetyczna i nie mylmy geniuszy/wynalazców z naukowcami. To z jej pomocą naukowiec zdobył specyficzną wiedzę do badań(przecież to się chroni patentami), to dzięki niej ma na czym pracować, to dzięki jej skrzydłom sponsorzy chętniej sfinansują mu pierwsze badania niż "narwańcowi z ulicy".
    To tak jakbyś powiedział, że to dziecku należy się więcej praw i szacunku bo dzięki niemu mama może przyjść na przedstawienie w przedszkolu lub otrzymać zniżkę rodzicielską do cyrku niż tej samej matce, która go urodziła a teraz karmi, wychowuje i utrzymuje.

    "A po drugie, wiedza doktora Zygmunta nie jest własnością uczelni, nawet jeśli na niej została zdobyta."

    A jeżeli wiedza to została zdobyta dzięki płatnym szkoleniom/kursom/zagranicznemu stażowi czy innej formie w pełni lub w znacznym stopniu sfinansowanej dzięki uczelni to jak najbardziej ta wiedza jest jej własnością! (na pewnych prawach, dopóki ta inwestycja się jej nie "zwróci" pracą naukowca)

    pozdrawiam
    Kage

    OdpowiedzUsuń
  7. Moja reakcja na zacytowanie komentarza Pulsara:
    Czyli wszystko w porządku jeżeli traci instytucja i jest w niekorzystnej sytuacji niż jeżeli traci jeden/dziesięć ludzi? To podejście typowo socjalistyczne! Dzięki czemuś takiemu i związkom zawodowym upadł FSO w Warszawie! Wiele innych genialnych projektów polskich konstruktorów również! Przytoczę tylko te które pamiętam:
    "Syrena Sport" Cezarego Nawrota! "Beskid" Wiesława Wiatraka! "Iryda" Ryszarda Orłowskiego! "Skorpion" Andrzeja Frydrychewicza!
    To są projekty które do dziś miałby zastosowanie!

    Staszku. Zaczynam widzieć w Tobie anarchistę! To bardzo źle!

    @Ilat- Zgadzam się z twoim tokiem myślenia.

    @Prot- masz szkolenia w pracy? Są za darmo? Nie nauczyłeś się, że nie ma niczego za darmo? Czy to daje Ci państwo, związek socjalistycznych republik europejskich, czy pracodawca?

    Wyobraź sobie, że uczelnia ma kasę nie tylko od państwa, ale również sponsorów, patentów i projektów zamawianych przez firmy i przedsiębiorstwa zewnętrzne oraz odpłatnych szkoleń i innych zleceń.


    pozdrawiam
    Kage

    OdpowiedzUsuń
  8. Zapomniałem o polemice komentarza Pulsara z artykułu.:

    Naukowiec ciągle, nieprzerwanie i niezbywalnie ma najmocniejszy argument na wynegocjowanie takiej zgody od rektora: "Jeżeli nie to się zwolnię"
    - Ma takie prawo. Jak mu się nie podoba to łaski nikomu nie robi tak jak uczelnia nie robi mu łaski płacąc za jego pracę

    pozdrawiam
    Kage
    ps. przepraszam za blogowanie w komentarzach

    OdpowiedzUsuń
  9. @Kage "W moim pierwszym komentarzu odnośnie tej sprawy doszedłem na końcu do konkluzji, że jestem całkowicie za takim rozwiązaniem (drugi etat za zgodą rektora) dopóki uczelnie mają być publiczne. Państwo więc narazie ma prawo się tak wtrącać jako pracodawca- chroni po prostu swoje interesy."

    A ja mam inne zdanie. To może referendum? Bo ja płacę podatki, więc jestem udziałowcem i chcę w tej sprawie głosowania!

    Tomek

    OdpowiedzUsuń
  10. Sorry, ale zabranianie dodatkowego etatu pracownikom naukowym to jakaś głupota. Że niby ich państwo wykształciło i powinno bronić swoich interesów? A kształcenie studentów to nie praca? A pisanie prac naukowych, z których czerpią korzyści wszyscy to nie zwrot wkładu państwa?
    A niech sobie pracują i w państwowej i w prywatnej, jeśli potrafią pogodzić obowiązki. Myślicie, że w prywatnej lepiej będą wykładać, a jak przyjdą na wykład do państwowej to będą w stołek pierdzieć... Że jak dostaną Nobla to będą mówić że to dzięki prywatnej uczelni? Osiągnięcia przypisuje się do nazwisk, jak prawa autorskie.
    Doti

    OdpowiedzUsuń
  11. @Kage Szanowny Panie! Pana troska o sprawność umysłową innych mnie bawi. Sam pracuję umysłowo na 2 etaty, w tym jeden etat na uczelni. Mogę potwierdzić: skupionym i kreatywnym można być znacznie ponad 8 godzin. Wszystko zależy od człowieka.
    Dodam, że stosowanie praw wolnego rynku do tworów socjalistycznych z reguły kończy się niepowodzeniem.
    Szymon

    OdpowiedzUsuń
  12. @Tomek - referendum powinno się stosować do spraw dotyczących całego narodu a nie około 15% Polaków.
    Jeżeli jesteś udziałowcem, to rozumiem dostajesz dywidendy? Jesteś tylko sponsorem gwoli nazewnictwa.

    @Doti- nie zabranianie, tylko ograniczanie do zgody rektora. Czy naprawdę zleceniodawca nie ma takiego prawa? W normalnych prywatnych firmach tak jest. Sam podpisywałem aneks, że w razie wspierania konkurencji będę ponosił finansową karę.
    Tak, to co napisałaś o kształceniu, pisaniu prac to właśnie ten zwrot wkładu państwa. Dopóki ktoś nie przepracuje- powiedzmy roku- to będzie wykładał tylko na tej uczelni- na przykład. Teraz tego nie ma.

    Pisałem za pierwszym razem, że myślę o wykładaniu jako o kwestii prestiżu. Zainteresowani chętniej przyjdą na wykład o Astronomii jeżeli będzie go prowadził Michio Kaku niż taki szaraczek amator jak ja.

    @Szymon Proszę Pana- oczywiście- stosowanie praw wolnego rynku do tworów socjalistycznych to jak naszywanie łatek na galowe spodnie. Jak już zmienimy struktury uczelni wyższych (na płatne i bardziej suwerenne od MEN) niech walczą zaciekle o wszystko- fundusze, studentów i wykładowców według własnego uznania. Tym zakończyłem pierwszy post pod poprzednim tematem.
    ps. Czy mogę wiedzieć na jakim profilu uczelni Pan pracuje?

    @ogólnie: Dlaczego każdy zakłada, że rektor się nie zgodzi na drugi etat? Oczywiście dopóki nie będzie to bruździć w interesy uczelni.

    Dlaczego nie wprowadzając tego zapisu mają na tym tracić tylko uczelnie publiczne? Przecież migracja !głównie! następuje od państwowych do prywatnych.

    Nie chce ograniczać przedsiębiorczości kadry naukowej. "Chce" (bo g**** mogę) ograniczyć występowanie patologii (oczywiście mówimy tu o jakimś małym odsetku przypadków), że dany profesor wykłada na 3, 4 czy iluś tam uczelniach.
    Doczytałem, że faktycznie chodzi o każdy etat. Nieważne czy naukowy, czy nie. Natomiast dlaczego i Wy robicie z naukowców baranki, które nie potrafią negocjować z pracodawcą?

    Naprawdę nie chce zabraniać drugiego etatu- jeżeli państwo wpadłoby na taki pomysł to byłbym bezwzględnie przeciwny.

    pozdrawiam
    Kage

    OdpowiedzUsuń
  13. Możliwość podjęcia zatrudnienia na dodatkowym etacie przez pracownika danej uczelni powinna być wyłącznie kwestią między zainteresowanym a pracodawcą. Regulacja tej kwestii w państwowym prawodawstwie jest jednym z wielu socjalistycznych absurdów.

    Rozwiązaniem jest oczywiście prywatyzacja wszystkich szkół ale nawet jeśli to nie mieści się w głowie obecnym decydentom to powinni brać pod uwagę niezależność uczelni.

    Łatwo wyobrazić sobie umowę w której pracodawca zastrzega, że działalność o charakterze naukowym czy dydaktycznym może być prowadzona wyłącznie w ramach uczelni. Wystarczy zapis w umowie o pracę a nie jakieś ustawowe dziwolągi.

    OdpowiedzUsuń