środa, 14 września 2011

Pusty flak

Od przyszłego roku płaca minimalna wyniesie nie 1386 złotych jak do tej pory, ale 1500. To spora zmiana i przyniesie ze sobą spore konsekwencje.

Na różnych portalach informacyjnych spotykam się z dość intensywną krytyką komentatorów. Jest to niesłuszna krytyka. Tak! Ponieważ rzeczeni komentatorzy uważają, że to ciągle za mało. A tymczasem warto się zastanowić nad jedną rzeczą.

Obecnie minimalny koszt zatrudnienia jednej osoby ponoszony przez chlebodawcę to 1642,13 złotych miesięcznie. Od stycznia wyniesie on 1777,20, czyli o 135,07 złotych więcej. Zatem aby nie pomniejszyć swojego zysku pracodawca ten musi podnieść cenę oferowanych towarów i usług.

Z drugiej strony pracownik zarabiający stawkę minimalną obecnie dostaje na rękę 1032,34 złotych, a po podwyżce dostanie 1111,86, czyli tylko o 79,52 złotych więcej.

A co z klientem? Klient musi zapłacić więcej za usługę. A jego ta podwyżka kosztuje jeszcze więcej, bo dochodzi jeszcze VAT. Do tej pory "utrzymanie" tego pracownika kosztuje klientów 1642,13 złotych, które płaci chlebodawca + VAT, zatem 2019,82,a po podwyżce będzie to 2185,96, czyli o 166,14 złotych więcej.

Socjalistów to oczywiście guzik obchodzi - widzą tylko połowę cyklu, ale my wiemy, że ten klient i tamten pracownik to jedna i ta sama osoba! Piekarz po pracy idzie do supermarketu, kasjerka po pracy idzie do obuwniczego, szewc po pracy idzie się upić, a barman, wracając nad ranem do domu wstępuje po bułeczki. Oni sami, a nie krasnoludki muszą zapłacić za wykonywane przez siebie usługi oraz towarzyszące im podatki.

I ci wszyscy ludzie do kupy zarabiają co prawda w sumie o 80 złotych więcej na osobę, ale co miesiąc na życie muszą wydać po 166 złotych więcej. Podnosząc pensję minimalną państwo orżnęło każdą z tych osób na 86 złotych. One "wyparowały" z tego układu, podobnie jak cała reszta pieniędzy odbieranych tym ludziom - czyli nam wszystkim - w gigantycznych podatkach.

Oczywiście jest to uproszczony schemat, ale bardzo wyraźnie obrazuje pewną zależność: Jeśli zarobki rosną o x procent, to koszta utrzymania się rosną o x procent plus podatki. Zawsze! Pieniądze na podwyżki nie spadają z nieba - ktoś musi za nie zapłacić i zawsze jest to konsument. Jedynym beneficjentem tych podwyżek jest państwo, które właśnie upiekło dwie pieczenie na jednym ogniu - podlizało się tym biednym idiotom, którzy myślą, że dzięki rządowi zarabiają więcej (bo widzą więcej złotówek wydrukowanych wielkimi cyframi na ich banknotach, ale nie widzą zmniejszonej siły nabywczej, której się na nich nie drukuje), oraz, co istotniejsze, na każdym z nich zarobiło dodatkowe 86 złotych miesięcznie.

I proszę nie dać się oszukać, że podwyżka dotyczy tylko tych zarabiających poniżej 1500 złotych! Jeśli na przykład kasjerka w supermarkecie zarabia 1400 złotych, a kierownik zmiany 1500, to przecież ten drugi też musi dostać podwyżkę. Nie będzie brał na siebie większych obowiązków i odpowiedzialności za te same pieniądze co kasjerka! A nad nim też pracuje ktoś, kto zarabia trochę więcej, za trochę większe obowiązki i tak dalej.

Wielu optymistów po Naszej stronie i pesymistów po Ich stronie podejrzewa, że ta podwyżka to tylko kiełbasa wyborcza i że po wyborach rząd z niej zrezygnuje. Nie sądzę. Oni przecież są jedynymi, którzy na tym zyskają. To nie jest kiełbasa. Owszem, jest to kiszka, ale w tej kiszce nie ma mięsa.

10 komentarzy:

  1. super wpis, bardzo dobrze pokazuje czym jest placa minimalna.

    OdpowiedzUsuń
  2. Lepszy wpis od dłuższego czasu Staszku.

    Już jednak pisałeś o szkodliwości płacy minimalnej podając niemal identyczne argumenty.

    Natomiast ja od trzech miesięcy czekam na OBIECANE przez Ciebie ekonomiczne uzasadnienie, że prywatna edukacja będzie tańsza dla najmniejszej jednostki- rodziny.

    Miało być niedługo i co?

    pozdrawiam
    Kage

    OdpowiedzUsuń
  3. Uzasadnienie jest proste :
    przy państwowej edukacji mamy do opłacenia poza szkołą, kuratorium, ministerstwo oświaty i innych urzędników a przy prywatnej opłacamy tylko szkołe a gdy szkół prywatnych zacznie przybywać ceny zaczną maleć bo im czegoś jest więcej na rynku tym jest tańsze, proste zasady wolnego rynku.
    ~Rdk89(wislak89@gmail.com)

    OdpowiedzUsuń
  4. @~Rdk89(wislak89@gmail.com)

    Z całą sympatią, ale to nie było do Ciebie czy do ogółu tylko do autora. Tobie polecam wpisy z czerwca, gdzie wrzała dyskusja.

    pozdrawiam
    Kage

    OdpowiedzUsuń
  5. Oprócz wymienianych tutaj skutków i tych podawanych często przez p. Korwin- Mikkego (wzrost bezrobocia) jest jeszcze jeden dość ważny: pogorszenie warunków pracy. Często pracodawcy tnąc koszty oszczędzają na maskach i rękawicach ochronnych, kaskach itd. Wiadomo, że takie braki łatwiej ukryć przed BHPowcami, niż finanse przed fiskusem. Odbierają też dodatki np. żywieniowe czy za dojazdy. Realna strata takiego powiedzmy pracownika produkcji jest wtedy jeszcze większa i nie dotyczy tylko pieniędzy (utrata zdrowia ze względu na brak środków ochronnych).

    Pozdrawiam
    AG

    OdpowiedzUsuń
  6. Niestety, ale jeśli bydło dostaje więcej paszy, to nie rozumie jak więcej paszy może powodować nasz rosnący głód.

    OdpowiedzUsuń
  7. @ Kage:
    Było:
    http://krulpik.blogspot.com/2011/06/niezbyt-darmowa-edukacja.html
    A to, że Ty nie zrozumiałeś, to już tylko Twoja wina.
    SM

    OdpowiedzUsuń
  8. @SM:
    Ekonomicznego uzasadnienia nie było- nie widzę tam żadnych wyliczeń, żadnych liczb, żadnych szacunków. Tam są same idee- jakbym słuchał Ziętka.

    pozdrawiam
    Kage

    OdpowiedzUsuń
  9. i mając na myśli te obliczenia mam na myśli nie tylko kolektywne- ile to kosztuje teraz dla szacunkowych wszystkich a ile zgaduje się, że kosztować będzie.
    Ja chce obliczeń dotyczących pojedynczej rodziny- jak ją będzie stać na tą prywatną edukację na chwilę obecną i jaki pułap rozwoju gospodarczego musimy osiągnąć, by taka w pełni prywatna edukacja była w pełni uzasadniona ze strony ekonomicznej.
    Ponadto widzicie tu niemalże bliźniacze hasło rewolucji kubańskiej - "prywatna edukacja albo śmierć". Nic pomiędzy.

    pozdrawiam
    Kage

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja to w temacie płacy minimalnej tłumaczę innym tak: Tu nie chodzi o to, żebym zarabiał więcej tylko żeby żyło mi się lepiej. A więc jeśli miałbym do wyboru zarabiać 5x mniej i wszystko było 6x tańsze, a zarabiać 5x więcej i wszystko było 6x droższe to wybrałbym pierwszą opcje, bo mnie cyferki nie obchodzą. Obchodzi mnie to, żebym za pieniądze, które zarabiam mógł żyć godnie i jeszcze trochę pieniędzy mi zostanie, a nie tak jak teraz - kombinowanie z czego zrezygnować aby dożyć do końca miesiąca.

    OdpowiedzUsuń