czwartek, 19 kwietnia 2012

Oddajmy planetę Murzynom i Azjatom

Jeszcze nie skończyliśmy walki z jedną globalną katastrofą, a już straszeni jesteśmy drugą.

Czytelnikom, którzy znają angielski (a może ktoś znajdzie wersję po polsku) polecam obejrzenie filmu Sir Dawida Attenborough How Many People Can Live On Planet Earth (Ile ludzi zmieści się na Ziemi). Nie jest to, jak można by wnioskować po nazwisku autora, kolejny genialny i rzetelnie przygotowany film przyrodniczy. Tym razem jest to pseudonaukowy bełkot propagandowy na poziome "Niewygodnej prawdy", w którym również próbuje się rozwiązywać problemy, które natura najlepiej rozwiązuje sama. Niektórzy ludzie powinni pozostać przy tym, co robią najlepiej.

Film, jak można domyślić się po tytule, porusza problem przeludnienia oraz zagrażającej nam katastrofy z tym związanej, ale oparty jest na całkowitym braku zrozumienia dla mechanizmów rządzących przyrodą.

Już we wstępie (1:47) słyszymy porównanie problemu przeludnienia do katastrofy Tytanika: Zdajmy sobie sprawę, że gdy Tytanik tonął, pierwsza klasa poszła na dno razem z dolnym pokładem. Autor zdaje się sugerować w nim, że "katastrofa" związana z przeludnieniem będzie czymś nagłym i ostatecznym. Innymi słowy pewnego dnia wszyscy się obudzimy i zorientujemy się, że mamy puste lodówki i niedługo potem poumieramy z głodu. Oczywiście jest to fantazja. Nawet pan Gore nie próbował nas przekonać, że z dnia na dzień wszyscy się upieczemy.

Proszę się zastanowić w ogóle jak absurdalną jest ta myśl. Ciągły przyrost liczby ludności miałby doprowadzić do jej wyginięcia. Przecież ta przyczyna zmierza w zupełnie przeciwnym kierunku, niż leży przypisywany jej skutek. Jest to tak samo głupie, jak nie mniej popularny pogląd, że globalne ocieplenie powoduje srogie zimy. A nawet głupsze, bo srogim zimom mogą towarzyszyć bardzo upalne lata, przyczyniające się do wzrostu przeciętnej temperatury globu.

Jedyne co nam grozi w wyniku nadmiernego wzrostu populacji, będzie jego stopniowe spowolnienie i zatrzymanie. Jest to mechanizm, który sam się reguluje. Naturalnym celem każdego gatunku jest powiększanie populacji. Wielkość populacji ma swoją granicę - najczęściej, jak słusznie zauważono w filmie, wyznacza ją dostęp do pożywienia i wody. Ale po osiągnięciu tej granicy populacja ta nie ginie, tylko przestaje się rozrastać. Przyrost naturalny spada do zera - spada liczba urodzin, a rośnie liczba zgonów.

Ale przecież i teraz w większości krajów Europy, nad czym w przeciwieństwie do pana Attenborough bardzo ubolewam, przyrost ludności jest bliski zeru albo i ujemny. I nic złego się nie dzieje, poza tym, że walą się fundusze emerytalne.

Sytuacja w której populacja przestaje się rozrastać, czyli liczba zgonów zrównuje się z liczbą urodzin też nie jest niczym złym, bo są to optymalne warunki dla procesu doboru naturalnego, o czym pan Attenborough, jako darwinista powinien doskonale wiedzieć.

Dobór naturalny to genialny proces stworzony, jak podpowiada nazwa, przez samą Matkę Naturę i powoduje udoskonalanie gatunku. Opiera się na dwóch podstawowych elementach życia - reprodukcji i śmierci. I ulepszanie gatunku postępuje najszybciej, gdy są one w równowadze.

Jeśli przyrost naturalny jest dodatni, to oczywiście jest to korzystne dla gatunku, ale dobór naturalny jest spowolniony, bo słabsze osobniki mają większy udział w puli genów. I to dobrze - póki gatunek ma możliwość się rozrastać, to ma to robić. I to ma miejsce obecnie.

Z drugiej strony, kiedy przyrost naturalny jest ujemny, przeżywają tylko osobniki najlepsze, zatem ogólna jakość genów w puli rośnie, ale cóż z tego, skoro przekazywane są one coraz mniejszym pokoleniom - zatem na dłuższą metę nie przynosi to wielkich korzyści, chyba, że jest to sytuacja przejściowa - katastrofa naturalna, epidemia (lub wojna w przypadku ludzi), która obniża przyrost naturalny gatunku w sposób nagły, ale nie eliminując go całkowicie na ogół na dłuższą metę ma na niego bardzo pozytywny wpływ..

Najlepszą jest sytuacja pośrodku, kiedy gatunek napotyka naturalną granicę rozrostu swojej populacji, bo wówczas eliminacja słabych osobników (zatem i ich słabych genów) postępuje sprawnie, a z drugiej strony najlepsze geny są przekazywane w miarę licznym kolejnym pokoleniom. Pokoleniom, którym osobniki gorzej przystosowane ustąpiły miejsca. Życie i śmierć osobnika są tak samo ważne dla gatunku.


Dzisiaj niestety do głów naszych wbija się, że życie ludzkie jest najważniejsze. I jeśli gdzieś w Indiach umiera chore dziecko to jest to tragedia. Nie widać tego, że właśnie dzięki temu inne, zdrowe dziecko, przeżyło. Jedna rodzina straciła, inna zyskała. Rodzaj ludzki na dłuższą metę skorzystał.

Niestety, o tych oczywistych prawdach mało kto odważy się dziś mówić głośno, bo jest natychmiast zaszczuwany jako bezduszny potwór. I na tym właśnie żerują autorowie tych katastrofalnych wizji - na naszym dobrym serduszku dla biednych dzieci z krajów trzeciego świata. Ale prawda jest taka, że gdyby nie ten mechanizm, życie na Ziemi nigdy by się nie rozwinęło. I dzisiaj by nas tu nie było, żeby się zamartwiać przeludnieniem. I ten Hindusek też by się nie urodził i nie byłoby po kim rozpaczać.

Prezentowany przez pana Attenborough sposób walki z przeludnieniem jest podobny do próby regulacji gospodarki przez socjalistów - nie tylko nie rokuje szansy na poprawę, ale też może przynieść same szkody. Tak samo bowiem jak wolny rynek faworyzuje zdrowe, prężne i dobrze zarządzane przedsiębiorstwa, tak samo dobór naturalny faworyzuje osobniki najzdrowsze, najsilniejsze i najbardziej zaradne. Bo w gruncie rzeczy mechanizm wolnego rynku i doboru naturalnego to dokładnie ten sam mechanizm. Podobnie jak setki innych procesów, które zachodzą wokół nas każdego dnia nawet niezauważone.

"Celem" wolnego rynku jest dobro gospodarki, a "celem" doboru naturalnego jest dobro gatunku. Ludzie, którzy próbują ingerować w te procesy mają cele zgoła inne. Tak jak socjalizm faworyzuje leni i nieudaczników, którym się daje pieniądze za darmo, tak samo próba wywierania wpływu przez stosowanie pseudonaukowej mowy ma szansę wyrządzić więcej złego niż dobrego. Ten film na przykład trafi tylko do ludzi rozsądnych, czujących odpowiedzialność za przyszłość naszej planety, myślących nie tylko o tym, żeby się nażreć, ale też o tym, żeby na jutro też coś zostawić. I jeśli przekaz będzie skuteczny (a jest (48:12)), to w następnym pokoleniu odsetek, już obecnie znikomy, osób rozsądnych będzie dużo mniejszy.

W młodości spędziłem parę lat w Afryce. Nie w tej turystycznej, ani nie w tej dzikiej. Tej zapomnianej przez resztę świata. Przy każdej wiosce znajduje się tam cmentarz, który jest prawie tak duży jak sama wioska. Na jeden normalny grób przypada około czterech maleńkich. To są groby dzieci, które umarły w pierwszych dniach po narodzinach, albo we wczesnym dzieciństwie - do kilku lat. Czy ktoś po nich płacze? Oczywiście że płacze, ale jakoś przechodzą nad tym do prządku dziennego - bo to jest życie.

A mimo to wioski te ciągle się rozrastają. Ludzi przybywa i to szybciej niż w Europie pełnej luksusów i dobrobytu. I co najważniejsze - nie widać wśród nich kalek, czy ułomków. Generalnie są zdrowi i zadowoleni. Właśnie dlatego, że na wczesnym etapie ich życia nastąpił ten "odsiew", który dla nas wydaje się tragedią, której trzeba zapobiec - ratować te biedne dzieci i wysyłać im jedzenie i lekarstwa.

Ale ci sami idioci, którzy wysyłają im te lekarstwa, wysyłają też do Afryki prezerwatywy. W konsekwencji wpływ obu tych działań na liczbę ludności się znosi, ale upośledza to proces doboru naturalnego, prowadząc do stopniowego osłabiania kolejnych pokoleń. I to jest złe. Również z etycznego punktu widzenia, bo lepiej jest mieć marną szansę na przeżycie, ale mieć, niż się w ogóle nie urodzić.

Z punktu widzenia gatunku, ba - z punktu widzenia jednej rodziny, dużo lepiej jest gdy kobieta rodzi ośmioro dzieci, z których umiera piątka, niż gdy rodzi dwójkę, z których oboje dożywają wieku dojrzałego - trójka potomstwa to lepiej niż dwójka. Proszę mnie nie zrozumieć źle - korzyścią nie jest tu bynajmniej fakt, że pięcioro dzieci umarło. Gdyby z tej ósemki przeżyły wszystkie dzieci, byłoby oczywiście jeszcze lepiej.

Nawet, gdyby w pierwszym przypadku umarła szóstka, w efekcie czego w obu rodzinach dojrzałości doczekałoby dwoje potomków, ta pierwsza sytuacja jest korzystniejsza. Bo pierwsza dwójka, to wyjątkowo zdrowe i silne osobniki - przeżyły to, co zabiło szóstkę ich rodzeństwa. Natomiast matka, która ma tylko dwójkę dzieci "chucha i dmucha" na nie, trzyma w sterylnych warunkach, z najdrobniejszym katarem leci do lekarza. Więc nawet jeśli urodzi się dziecko upośledzone i fizycznie, i umysłowo, to jakoś przeżyje. Ta druga matka ma dwójkę byle jakich dzieci (może mieć bardzo zdrową i silną parę, ale może też mieć dwójkę cherlaczków), a ta pierwsza ma dwójkę najlepszych. A następne pokolenie będzie pokoleniem najlepszych z najlepszych.

Oczywiście daleki jestem od twierdzenia, że Murzynka z wioski na końcu świata rozumie koncepcję doboru naturalnego. Nie musi. Właśnie dlatego, że jest to dobór NATURALNY. A żeby zadziałało to, co naturalne, wystarczy, że nie będziemy robić rzeczy nienaturalnych - na przykład słuchać sugestii pana Attenborough. I wówczas katastrofa nam nie grozi.

Ignorowanie zdrowego rozsądku oraz skuteczności mechanizmów, które świetnie sprawdzały się od niepamiętnych czasów to jedno. Niedorzecznością jest zaś robienie filmu o zagrożeniu jakim jest ciągły przyrost populacji człowieka, w którym jednocześnie chwali się człowieka, który "uratował miliony żyć" ((24:10)). Norman Borlaug opracował metodę bardzo wydajnej uprawy pszenicy i przyczynił się do jej wprowadzenia w krajach, w których brak pożywienia stanowił problem. To w końcu dobrze jak jest nas mniej, czy jak jest nas więcej?

Oczywiście, że pan Borlaug był bohaterem i zasłużył na ogromny szacunek i nagrody które otrzymał. Ale Pan Attenborough nie dostrzega, że to jest klucz do całego problemu. Postęp w dziedzinie żywienia, czy medycyny idzie z przyrostem naturalnym ręka w rękę. Gdyby nie pan Borlaug i rzesza innych naukowców pracująca między innymi nad udoskonaleniem upraw, dzisiaj nie byłoby na Ziemi siedmiu miliardów ludzi. Byłby nas miliard, jak dwieście lat temu, a pan Attenborough, o ile by się był urodził, też by głosił, że jest nas za dużo. I miałby nawet więcej racji niż ma dziś.

W filmie (9:20) przedstawiony jest wykres przyrostu populacji w ciągu ostatnich 10 tysięcy lat. Podobnie jak kij hokejowy pana Gore, wykres biegnie prawie płasko przez cały ten czas, po czym dramatycznie wystrzeliwuje w górę gdzieś w dziewiętnastym wieku. Dlaczego? Czy nagle zaczęliśmy się rozmnażać jak króliki? Czy środki antykoncepcyjne były dwieście lat temu lepsze niż dziś? Nie. Właśnie dzięki temu, że w dziewiętnastym wieku nastąpił i nadal trwa gwałtowny rozwój nauki i medycyny, dzięki czemu zwiększył się dostęp do pożywienia, zwiększyła się przeżywalność noworodków i dzieci oraz średnia długość życia.

Wcześniej nikt nie głosił, że należy planować rodzinę i mieć mało dzieci. Wielkość populacji sama dotarła do swojej naturalnej granicy. To już miało miejsce. Ta "katastrofa", którą wieszczy pan Attenborough na antenie BBC już była nastąpiła i trwała przez całe wieki. Obecnie problem został zażegnany, bo nowoczesna nauka i technologia po porostu przesunęły tę granicę. I przesuwają ją nadal. Przez ostatnich dwieście lat nie przybliżamy się, jak mówi film, do wielkości granicznej populacji, ale wprost przeciwnie. Wydajność produkcji żywności rośnie obecnie szybciej niż my się rozmnażamy. Zapewne kiedyś znów ją dogonimy, ale i wówczas katastrofy nie będzie. Bo już ją kiedyś dogoniliśmy i nie było. Póki co, wszystkiego mamy nadmiar, selekcja naturalna spowolniła, zatem należy się mnożyć i cieszyć z tego.

Oczywiście, film ten należałoby zignorować, włożyć między bajki, jako niegroźne bredzenie nadgryzionego starością (albo dotacją od producentów kondomów) umysłu. Problem w tym, że istnieje inne niebezpieczeństwo, dużo gorsze od przeludnienia. Pamiętajmy, że żyjemy w Unii Europejskiej. A ona już nie raz udowodniła, że żaden, nawet najgłupszy pomysł nie jest zbyt głupi dla jej biurokratów. I jeśli takie głosy zaczną się nasilać, przy jednoczesnym milczeniu ludzi rozsądnych, to może być tak, że, gdy juz walka z globciem zostanie doszczętnie skompromitowana, UE zajmie się walką z przeludnieniem. A to będzie coś dużo mniej przyjemnego.

Najbardziej boli mnie przesłanie, które niesie ten film. Nie trzeba być geniuszem, by zorientować się, do kogo adresowany jest ten film. Nie do widzów w przeludnionych Indiach, ani nie do murzyńskich wiosek bez dostępu do wody - im to "zwisa", mają zbyt dużo problemów dzisiaj, żeby łamać sobie głowę tym, co będzie za lat pięćdziesiąt, czy sto. Film kierowany jest do nas, do ludzi białych i wykształconych, których i tak jest coraz mniej na świecie. Sir Attenborough mówi nam: "Przestańcie się rozmnażać, bo Azjaci i Murzyni potrzebują więcej miejsca". Smutne.

Kontynuacja tematu

12 komentarzy:

  1. Zgadzam się że przesłanie filmu jest bzdurne, podobna argumentacja jak przy wszystkich bajek o peak oil.

    Ale...

    Nie mieszaj teorii ewolucji z zależnościami występującymi między ludźmi. Jak wszystko podlegają oni tym prawom ale nie prawdą jest że celem ludzkości jest rozmnożenie się. Ludzie mają inne cele, nie muszą ich redukować do prymitywnej walki o przetrwanie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha, ha, z ostatnim akapitem trudno się nie zgodzić. :))))

    Ale Odnośnie doboru naturalnego, to nie do końca masz rację. Potrzebne są właśnie DWA czynniki, by zdrowie ludzi się polepszyło i - polepszało dalej. Są to: wczesna eliminacja gorszych jakościowo osobników PLUS regularne leczenie i dobre odżywianie osobników, które już przeżyły. Jedno i drugie wpływa korzystnie na zwierzęta, a więc i na ludzi.

    Właściwie to zyskuje na tym cały gatunek. Bez leczenia, nawet jeśli natura zlikwidowałaby młodych słabeuszy, to ci silniejsi, którzy dotrwaliby do wieku dorosłego, mogliby zapaść na choroby, które przekazaliby następnym pokoleniom. Owszem, CZĘŚĆ chorych osobników z następnego pokolenia umarłaby - ale niekoniecznie wszystkie. I, co bardzo ważne, fałszywą jest zasada, że "co cię nie zabije, to cię wzmocni". Prawda jest taka, że czasami coś nas nie zabije, ale za to - trwale upośledza. I to upośledzenie możemy przekazać dalej. Dlatego jeśli chcemy dobra gatunku, warto połączyć mądrość natury z mądrością cywilizacji.

    Ale to są - w moim przypadku - czysto teoretyczne rozważania. I nawet trochę Ci się dziwię, bo - o ile się nie mylę - jesteś przeciwny aborcji, prawda? Wytłumacz mi, czy to logiczne, by z jednej strony zakazywać aborcji w przypadku wad genetycznych, upośledzenia dziecka, etc, ale jednocześnie przyzwalać na śmierć takiemu dziecku, jak już się urodzi? Czy może za najlepsze rozwiązanie uważasz coś innego? Dla mnie obojętność wobec cierpienia, zaniechanie leczenia, kiedy istnieje możliwość uratowania jednostki, jest właśnie sporym krokiem w tył, jeśli chodzi o nasz rozwój moralny. A czy nie liczy się on nawet bardziej niż rozwój fizyczny?

    Sugerujesz, że dla dobra gatunku czy choćby tylko swojej rodziny kobieta powinna rodzić wiele dzieci, by wyłonić spośród nich genetycznych zwycięzców. (Piszesz nawet o etyce! :) No cóż, to pokazuje, jak całkowicie niemierzalnym, ulotnym, kruchym i niemożliwym do ujęcia w uniwersalne karby jest moralność. ;)) Tylko że taka sytuacja już się nie powtórzy. Można dywagować, co jest lepsze dla ogółu, ale nie jesteśmy już bezwolnymi poddanymi wszechwładnej matki natury. Nie wejdziemy z powrotem na drzewo (wersja dla darwinistów) ani do ogrodu Eden (wersja dla wierzących). No chyba, że nasza cywilizacja upadnie, ba, że wszystkie cywilizacje upadną i trzeba będzie zaczynać cały ten znój od nowa, lecz jest to - jak sam zauważyłeś - rzecz mało prawdopodobna.

    Z sugestią, iż wielkość populacji sama się reguluje, nie będę polemizować, gdyż po prostu... nie wiem. Z jednej strony to, co piszesz, wydaje mi się logiczne. Z drugiej - czy w przypadku osiągnięcia "masy krytycznej" (liczby właściwie) rodzaj ludzki nie zacznie eksploatować planety (wycinka drzew na domy i by zyskać miejsce na pola uprawne, wykorzystywanie do maksimum gleby, zwiększanie zanieczyszczenia rzek na skutek braku dbałości o środowisko - bo przecież będziemy mieli inne problemy) w sposób znacznie gorszy niż do tej pory? Nie bierz mnie za zwariowaną ekolożkę, to nie jest wydumany problem. Nie wierzę w zagładę ludzkości, ale w uczynienie z Ziemi śmietnika - owszem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wypowiedz się Stachu na temat peak oil.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale się mocno z Tobą nie zgadzam:)
    Sugerujesz, że lepiej pójść w ilość a nie jakość przy dzieciach- spłódźmy 10-cioro, a potem socjalistycznie dzieląc nasze zasoby równo pomiędzy nich sprawdźmy, czy dadzą radę przeżyć. Jeżeli tak- będą silne i zdrowe biologicznie i gatunek zyska...
    Wydaje mi się, że już dawno jesteśmy za tym prymitywnym etapem. Co prawda przykład średnio trafiony (ponieważ choroba zaatakowała na studiach), jednak idąc tropem Sparty stracilibyśmy Hawkinga. Zresztą też wiele innych osób, które biologiczną siłę nadrobili z mega nawiązką swoim geniuszem dając cywilizacji większego kopa niż tylko zdrowymi genami.

    Zachodnie rodziny - co w pełni popieram- jeżeli są rozsądne i mądre- zamiast posiadać wiele dzieci planują wychować tyle, aby móc ez problemu zapewnić im dobrą przyszłość a nie tylko egzystencję do pełnoletności.

    Jednak z tezą, którą stawiasz na końcu również się zgadzam- ten facet odleciał i jego tezy mogą być bardzo szkodliwe (nie wspominając, że są głupie). Przeludnione są tylko miasta.

    pozdrawiam
    Kage

    OdpowiedzUsuń
  5. Ogólnie to bardzo dobrze oceniam tego bloga, ale teraz to trochę pojechałeś nie znając do końca tematu.

    Katastrofa demograficzna może nas dotknąć lub nie. Jednakże, mając niepełną wiedzę, możemy do niej doprowadzić. Na Titanicu było mało szalup, a te spuszczone były do połowy puste, bo załoga była przekonana (to bardzo ciekawa historia swoją drogą, dlaczego tak myśleli, ale nie będę offtopował) prawie do końca, że bardzo szybko zostaną uratowani przez okoliczne jednostki. Tak wielu ludzi zginęło z powodu braku rzetelnej wiedzy.

    Świat się stale zmienia, a życie się do niego dostosowuje. Również my, ludzie. Wymierania miały miejsce w historii tej planety, a wtedy dopasowywanie się populacyj do pojemności biotopów szlag trafia.

    Jak sam zauważyłeś, zazwyczaj populacja liczebnością dopasowuje się do pojemności ekosystemu. Jest to wynik milionów lat wspólnej ewolucji. Jednak zdarza się, że zbyt duża populacja tak nadmiernie eksploatuje biotop, że może nieodwracalnie obniżyć jego pojemność.

    Takim przykładem są renifery z Wyspy Świętego Mateusza. Introdukowano tam 29 reniferów w 1944. W ciągu 19 lat populacja rozrosła się do 6 tys. sztuk. W ciągu następnych trzech lat spadła gwałtownie do 42, by wymrzeć całkowicie w latach 80.

    Takie załamania dotykały też ludzkich populacji. Zdarzyło się to na Wyspie Wielkanocnej, jak również w przypadku kilku cywilizacji prekolumbijskich (piramidy w dżungli). My, ludzie, również podlegamy tym prawom.

    Szczęście, że do tej pory takie przypadki, gdy ludzie niszczyli własny biotop, były rzadkie i izolowane. Przez większość swojej historii dopasowywaliśmy się do pojemności biotopu.

    Nie wiadomo, czy ten przyrost ludności ostatecznie ustabilizuje liczbę ludności na pewnej, stałej mniej więcej, liczbie, czy też zniszczymy biotop i nastąpi apokalipsa. Albo jak wiele różnych stanów pośrednich może nastąpić. Krzywe wzrostu w czasie nie pozwalają nam tego jednoznacznie stwierdzić w przypadku krajów rozwijających się (bo Zachodowi chyba już nic nie grozi).

    Kolejna sprawa: ssaki ewoluują znacznie szybciej niż gady, dlatego po wielkim wymieraniu 65 mln lat temu to one "opanowały" planetę. I dzieje się to mimo, iż gady rodzą dużo więcej potomstwa.

    Dzieje się tak dlatego, że w przypadku gadów brak opieki rodzicielskiej skutkuje mocną selekcją, szlifując fenotyp osobników dokładnie pod środowisko. W przypadku ssaków wiele osobników z wadami rozwojowymi dożywa dorosłości, i może przekazywać swe cechy dalej. Większość takich cech jest szkodliwa, ale niektóre okazują się przydatne po osiągnięciu dorosłości. Nie wykształciłyby się w przypadku ostrej selekcji na wstępnym etapie rozwoju.

    Zatem z punktu widzenia efektywności ewolucji człowieka wcale nie jest pewne, czy dla nas jako gatunku lepiej jest dokonywać ostrej selekcji na początku, czy też ratować każde (nieliczne w takim przypadku) dziecko, by już jako dorosłe samo osiągało (lub nie) sukces (nawet i rozrodczy).

    W bardzo wielu przypadkach ogromy sukces osiągnęło bardzo słabowite dziecko, które w Afryce najprawdopobniej nie osiągnęłoby dojrzałości. Stephen Hawking, Robert Korzeniowski, Fryderyk Chopin.

    I, taka dbałość o każde dziecko jest naturalnym procesem. Miliony lat ewolucji (genetycznej i kulturowej)ukształtowały ludzką moralność. Ratowanie umierającego dziecka cywilizacja białego człowieka uważa za ważniejsze, niż umożliwienie startu następnemu, potencjalnego. Być może nie bez powodu?

    z poważeniem,
    Glassius

    OdpowiedzUsuń
  6. Zamiast komentarza pozwolę sobie wstawić link do ciekawego artykułu o Afryce. Nie dotyczy stricte przeludnienia tylko przyczyn głodu i problemów z zapewnieniem warunków do życia Afrykańczyków. Niestety można przeczytać między wierszami, że większość problemów Afryki wynika z kontaktu z nami, białasami.

    http://zapytaj.onet.pl/Category/006,015/2,9215209,Jaka_jest_przyczyna_glodu_a_Afryce__jakie_organizacje_swiatowe_dzialaja_na_rzecz_rozwiazania_tego_prolemu.html

    MvS

    OdpowiedzUsuń
  7. Autor pisząc o "celach wolnego rynku" i o "celach doboru naturalnego" pokazuje brak znajomości zarówno w temacie wolnego rynku jak i ewolucji.

    mour

    OdpowiedzUsuń
  8. A rozwiniesz jakąś tę myśl, czy Ty po prostu wiesz lepiej i już? Wykaż, jesli potrafisz, że autor nie ma racji, bo w przeciwnym razie Twoje słowa nic nie znaczą.
    PZPZ

    OdpowiedzUsuń
  9. Ewolucja, tak jak i wolny rynek nie mają żadnych celów bo nie mają żadnej osobowości która by nimi sterowała czy wyznaczała cele. Oba terminy dotyczą pewnych naturalnych zjawisk, które są wypadkową działania jednostek.

    W przypadku doboru naturalnego - wynika to z faktu, że lepiej przystosowane osobniki mają zwyczajnie więcej potomstwa, bo zdobywają lepiej pożywienie itp. nie w tym żadnego celu, jedynie zaspokojenie potrzeb. Co więcej: mutacje, które zachodzą w wyniku krzyżowania się osobników są całkowicie losowe i tak cechy, które w jednym pokoleniu były wadą (lub są całkowicie bezużyteczne z punktu widzenia środowiska danego osobnika) tak w innym mogą stać się zaletą.

    Tak samo wolny rynek opiera się na sumie indywidualnych "egoizmów" ludzi i sam w sobie nie ma żadnego celu.

    mour

    OdpowiedzUsuń
  10. Masz rację, użycie słowa "cel" jest raczej skrótem myślowym, ale generalnie te oba mechanizmy działają na tej samej zasadzie.
    PZPZ

    OdpowiedzUsuń
  11. Największym niebezpieczestwem jest to, że tego rodzaju teorie (jak w filmie) staną się narzędziem w ręku "postępowych" polityków. Lepiej, żeby rozwojem ludzkości sterowała natura niż polityczni biurokraci.

    OdpowiedzUsuń