Malgond, pod wpisem o zakazie prostytucji skrytykował, niesłusznie, pomysł karania tylko jednej ze stron nielegalnego procederu. To, że karze podlega tylko
jedna strona transakcji, to nie jest ogólnie zły pomysł. Po pierwsze
prawo jest prostsze (zamiast dwóch zakazów jest jeden, a efekt podobny).
Po drugie, ważniejsze, likwiduje to więź między stronami - gdy obie strony łamią
prawo, to są niejako ubezpieczone od "sypnięcia" tej drugiej. Gdy tylko jedna ze stron ponosi odpowiedzialność za całą transakcję, to znacznie częściej się zawaha i zrezygnuje. No bo skąd mam mieć pewność, że kontrahent nie wyda mnie, nie będzie mnie szantażował, albo choćby nie pochwali się beztrosko znajomym na Facebooku? Przecież jemu jest wszystko jedno.
Nie
jest to też nowy pomysł - podobnie jest w przypadku zakazu
sprzedaży alkoholu nieletniemu, gdzie odpowiedzialność jest tylko po
stronie sprzedawcy (tak mi się wydaje - nie sprawdzałem ostatnio).
Oczywiście daleki jestem od twierdzenia, że jest to rozumowanie, które doprowadziło panie z EWL do sformułowania swojego postulatu. Jestem pewien, że tu malgond ma rację, że chodzi o pokazanie, że facet to jest dziwkarz i łobuz, a dobrowolnie oferująca swoje ciało i czerpiąca z tego korzyści prostytutka jest ofiarą.
Ma też rację, że ma to więcej sensu, gdy to strona oferująca
usługę podlega karze, bo zwykle więcej traci na przyłapaniu
poniedziałek, 10 grudnia 2012
sobota, 8 grudnia 2012
Zakazane piosenki
Właśnie dotarła do mnie informacja, że w jednej ze szkół w Szczytnie dyrekcja ukarała szkolny radiowęzeł za odtworzenie Roty w czasie przerwy. Jest to dla mnie wiadomość radosna i bardzo smutna za razem.
Radosna, bo jestem ogromnie dumny, że w świecie, w którym sodomici w parlamencie wymachują plastikowymi członkami, ludzie wylewają na siebie pomyje z każdej strony, a nastoletnie dziewczęta oddają się za iPhone'a, jest jeszcze taka młodzież, która sama z siebie słucha w szkole pieśni patriotycznych. I jako wychowawca byłbym dumny, że mogę mieć w tym udział. I jestem dumny, nawet jeśli jestem tylko zwykłym "przechodniem", który właśnie przeczytał o tym notkę w sieci. Bo ktoś z takiej młodzieży powinien być dumny, a jak widzę głowa ciała pedagogicznego, której obowiązkiem jest wychowywanie polskiej młodzieży w duchu patriotycznym, nie jest.
Dziękuję Uczniom Zespołu Szkół nr 3 im. Jana III Sobieskiego w Szczytnie. Dzięki Wam Wasz Patron chociaż na chwilę przestał przewracać się w grobie.
Przykre jest to, że ta najsmutniejsza historia najbardziej lubi się powtarzać. Zakazy wykonywania pieśni patriotycznych to nie jest rzecz nowa. Gnębiono nimi Polaków. Charakterystyczną cechą ich jest to, że nakłada je zaborca, okupant - nigdy wolny naród.
Jeśli zatem w naszym "wolnym kraju" coś takiego ma miejsce, to więcej to mówi o państwie niż prawniczy maczek umów międzynarodowych.
Sprawa została nagłośniona, dzięki czemu kara za odtworzenie "Roty" została... zniesiona? Nie. Została łaskawie zredukowana z siedmiu do dwóch dni. Wstyd. Kara ta natychmiast powinna zostać zniesiona (nawet mimo tego, że już upłynęła!), a załoga radiowęzła, uczniowie oraz ich rodzice przeproszeni przez dyrektorkę, Mariolę Jaworską, która zaraz po wygłoszeniu przeprosin powinna podać się do dymisji.
Samorząd szkolny na stronie zespołu szkół zamieścił sprostowanie i przeprosiny pod adresem dyrektorki. Bardzo ostrożnie podchodzę do tego typu oświadczeń. To tak, jakbym oglądał wiadomości w TVN, w których usprawiedliwia się poczynania premiera i w imieniu obywateli przeprasza się go za to, że ludzie narzekają. Jak Państwo myślicie - czy samorząd szkolny ma wolny dostęp do witryny internetowej szkoły, czy też wszyskie publikacje muszą być zatwierdzone przez osobę podlegającą dyrekcji?
Ale nawet jeśli to sprostowanie jest w stu procentach prawdziwe, to zwracam uwagę na dwa fragmenty:
[...] spotkaliśmy się z Panią Dyrektor Mariolą Jaworską, która zwróciła uwagę na niestosowność emisji "Roty", jako bardzo ważnej pieśni patriotycznej, w sytuacji nie sprzyjającej odpowiedniej refleksji.
Czy pieśń patriotyczna może być niestosowna? No może: moja prababka spędziła swoją młodość na Syberii za ich śpiewanie. Tylko że ona nie śpiewała ich w "wolnej Polsce", jak się nam dzisiaj zwykło wmawiać, ale pod zaborem rosyjskim.
I jaka sytuacja bardziej sprzyja odpowiedniej refleksji, jeśli nie ta, gdy młodzież w pięknym spontanicznym geście, zamiast gangster rapu, czy "Mydełka Fa", odtwarza piękną polską pieśń patriotyczną? I to w czasie kiedy nasz własny rząd i unijny okupant szerzą antypolską ideologię. W tym stwierdzeniu chyba chodziło o to, że pieśń patriotyczna nie sprzyja ODPOWIEDNIEJ refleksji. Czyli przeszkadza uczniom w kontemplowaniu tej jedynej słusznej.
Uwagi dotyczące funkcjonowania radia i przerw w emisji dotyczyły kwestii organizacyjnych, ponieważ dostęp do radiowęzła miały osoby do tego nie upoważnione.
To jest oczywiste kłamstwo. Jeśli faktycznie jakiś wredny patriota podstępem zakradł się do radiowęzła, to dlaczego zamiast ukarać sprawcę zawieszono działalność radia na kilka dni?
Pragnę zaznaczyć, że wbrew komentarzom nie jesteśmy przez dyrekcję, ani szykanowani, ani poddani jakiejkolwiek presji.
Tego typu oświadczenia brzmią pociesznie. Nie słyszałem jeszcze, żeby ktoś napisał: Pragnę zaznaczyć, że zgodnie z komentarzami jesteśmy przez dyrekcję szykanowani i poddawani presji. Tego typu zapewnienia nie mają oczywiście żadnej wartości i często raczej zdają się wskazywać (choć oczywiście nie zawsze słusznie) na sytuację przeciwną.
Sama dyrektorka mówi:
Jak tylko poleciała "Rota" zaczęły się oklaski, gwizdy i krzyki. Dobrze wiedzieli, że zrobiono to w kontekście obchodów dnia języka niemieckiego. Kilka osób chciało zrobić zadymę i się udało. Ich intencja była oczywista.
Gdyby nad okupowaną Warszawą niespodziewanie z głośników megafonów popłynęła Rota, zapewne również zostałoby to powitane radością i wrzawą. Nawet jeśli byłoby to wynikiem oczywistej intencji tych zadymiarzy z Szarych Szeregów, a nie uprzejmości Niemców. Ożywiona reakcja świadczy o tym, że w młodzieży rośnie poczucie tożsamości narodowej, jak zawsze, gdy narodowość ta jest zagrożona. Patriotyzm znowu staje się "modny".
A jeśli faktycznie Rotę odtworzono, by zadrwić z dyrektorki? Możliwe, że tak było, idiotów nie sieją. Ale karać należy za czyny, a nie za intencje. Tak samo jak nie mamy litości dla kogoś, kto okrada nas w dobrej intencji (na przykład by za nas odłożyć pieniądze na naszą starość), tak samo nie możemy karać kogoś, kto mimo złych intencji, robi coś słusznego. Bo promowanie pieśni patriotycznych jest czynem szlachetnym niezależnie od pobudek.
Dobry wychowawca uszanowałby moment, pochwalił postawę uczniów, a dowcipniś na następnej lekcji wychowawczej wygłosiłby wyczerpujący referat na temat Roty, wyjaśniający dlaczego symbole narodowe nie powinny stanowić przedmiotu drwin. Oczywiście jako "ochotnik"!
Tymczasem pani Jaworska wybrała jedno z najgorszych możliwych rozwiązań.
Wierzę, że to wydarzenie uda się przekuć na coś pozytywnego. Patriotyzm to nie jest zwykły kwiat. Najprężniej rośnie, najpiękniej kwitnie, gdy ktoś po nim depcze. Wierzę, że to słodko-gorzkie wydarzenie da do myślenia młodzieży, nie tylko ze szkoły w Szczytnie. Wiem, że gdyby takie zdarzenie miało miejsce w mojej szkole, to od tego momentu radiowęzeł codziennie zaczynałby dużą przerwę "Rotą". Życzyłbym sobie podobnego ducha u dzisiejszej młodzieży.
Dlatego też kieruję apel do młodzieży szkolnej: Namówcie radiowęzłowych dżokejów w swoich szkołach, by w poniedziałek na długiej przerwie odtworzyli "Rotę" - nie dla żartu, poważnie. To będzie ładny gest. Zachęcajcie swoich kolegów by na te parę minut zatrzymali się i w spokoju wysłuchali, lub odśpiewali Rotę razem z nagraniem. Poczujmy, że Polska, nie ta w której my żyjemy, tylko ta ważniejsza, która żyje w nas, jest wielka i silna. Czasem warto to sobie przypomnieć.
Zamieszczam łącze do nagrania:
ROTA
Niestety nie wiem co na to ZAIKS, bo od śmierci autora melodii, Feliksa Nowowiejskiego nie upłynęło jeszcze siedemdziesiąt lat. Ale to inny problem.
Radosna, bo jestem ogromnie dumny, że w świecie, w którym sodomici w parlamencie wymachują plastikowymi członkami, ludzie wylewają na siebie pomyje z każdej strony, a nastoletnie dziewczęta oddają się za iPhone'a, jest jeszcze taka młodzież, która sama z siebie słucha w szkole pieśni patriotycznych. I jako wychowawca byłbym dumny, że mogę mieć w tym udział. I jestem dumny, nawet jeśli jestem tylko zwykłym "przechodniem", który właśnie przeczytał o tym notkę w sieci. Bo ktoś z takiej młodzieży powinien być dumny, a jak widzę głowa ciała pedagogicznego, której obowiązkiem jest wychowywanie polskiej młodzieży w duchu patriotycznym, nie jest.
Dziękuję Uczniom Zespołu Szkół nr 3 im. Jana III Sobieskiego w Szczytnie. Dzięki Wam Wasz Patron chociaż na chwilę przestał przewracać się w grobie.
Przykre jest to, że ta najsmutniejsza historia najbardziej lubi się powtarzać. Zakazy wykonywania pieśni patriotycznych to nie jest rzecz nowa. Gnębiono nimi Polaków. Charakterystyczną cechą ich jest to, że nakłada je zaborca, okupant - nigdy wolny naród.
Jeśli zatem w naszym "wolnym kraju" coś takiego ma miejsce, to więcej to mówi o państwie niż prawniczy maczek umów międzynarodowych.
Sprawa została nagłośniona, dzięki czemu kara za odtworzenie "Roty" została... zniesiona? Nie. Została łaskawie zredukowana z siedmiu do dwóch dni. Wstyd. Kara ta natychmiast powinna zostać zniesiona (nawet mimo tego, że już upłynęła!), a załoga radiowęzła, uczniowie oraz ich rodzice przeproszeni przez dyrektorkę, Mariolę Jaworską, która zaraz po wygłoszeniu przeprosin powinna podać się do dymisji.
Samorząd szkolny na stronie zespołu szkół zamieścił sprostowanie i przeprosiny pod adresem dyrektorki. Bardzo ostrożnie podchodzę do tego typu oświadczeń. To tak, jakbym oglądał wiadomości w TVN, w których usprawiedliwia się poczynania premiera i w imieniu obywateli przeprasza się go za to, że ludzie narzekają. Jak Państwo myślicie - czy samorząd szkolny ma wolny dostęp do witryny internetowej szkoły, czy też wszyskie publikacje muszą być zatwierdzone przez osobę podlegającą dyrekcji?
Ale nawet jeśli to sprostowanie jest w stu procentach prawdziwe, to zwracam uwagę na dwa fragmenty:
[...] spotkaliśmy się z Panią Dyrektor Mariolą Jaworską, która zwróciła uwagę na niestosowność emisji "Roty", jako bardzo ważnej pieśni patriotycznej, w sytuacji nie sprzyjającej odpowiedniej refleksji.
Czy pieśń patriotyczna może być niestosowna? No może: moja prababka spędziła swoją młodość na Syberii za ich śpiewanie. Tylko że ona nie śpiewała ich w "wolnej Polsce", jak się nam dzisiaj zwykło wmawiać, ale pod zaborem rosyjskim.
I jaka sytuacja bardziej sprzyja odpowiedniej refleksji, jeśli nie ta, gdy młodzież w pięknym spontanicznym geście, zamiast gangster rapu, czy "Mydełka Fa", odtwarza piękną polską pieśń patriotyczną? I to w czasie kiedy nasz własny rząd i unijny okupant szerzą antypolską ideologię. W tym stwierdzeniu chyba chodziło o to, że pieśń patriotyczna nie sprzyja ODPOWIEDNIEJ refleksji. Czyli przeszkadza uczniom w kontemplowaniu tej jedynej słusznej.
Uwagi dotyczące funkcjonowania radia i przerw w emisji dotyczyły kwestii organizacyjnych, ponieważ dostęp do radiowęzła miały osoby do tego nie upoważnione.
To jest oczywiste kłamstwo. Jeśli faktycznie jakiś wredny patriota podstępem zakradł się do radiowęzła, to dlaczego zamiast ukarać sprawcę zawieszono działalność radia na kilka dni?
Pragnę zaznaczyć, że wbrew komentarzom nie jesteśmy przez dyrekcję, ani szykanowani, ani poddani jakiejkolwiek presji.
Tego typu oświadczenia brzmią pociesznie. Nie słyszałem jeszcze, żeby ktoś napisał: Pragnę zaznaczyć, że zgodnie z komentarzami jesteśmy przez dyrekcję szykanowani i poddawani presji. Tego typu zapewnienia nie mają oczywiście żadnej wartości i często raczej zdają się wskazywać (choć oczywiście nie zawsze słusznie) na sytuację przeciwną.
Sama dyrektorka mówi:
Jak tylko poleciała "Rota" zaczęły się oklaski, gwizdy i krzyki. Dobrze wiedzieli, że zrobiono to w kontekście obchodów dnia języka niemieckiego. Kilka osób chciało zrobić zadymę i się udało. Ich intencja była oczywista.
Gdyby nad okupowaną Warszawą niespodziewanie z głośników megafonów popłynęła Rota, zapewne również zostałoby to powitane radością i wrzawą. Nawet jeśli byłoby to wynikiem oczywistej intencji tych zadymiarzy z Szarych Szeregów, a nie uprzejmości Niemców. Ożywiona reakcja świadczy o tym, że w młodzieży rośnie poczucie tożsamości narodowej, jak zawsze, gdy narodowość ta jest zagrożona. Patriotyzm znowu staje się "modny".
A jeśli faktycznie Rotę odtworzono, by zadrwić z dyrektorki? Możliwe, że tak było, idiotów nie sieją. Ale karać należy za czyny, a nie za intencje. Tak samo jak nie mamy litości dla kogoś, kto okrada nas w dobrej intencji (na przykład by za nas odłożyć pieniądze na naszą starość), tak samo nie możemy karać kogoś, kto mimo złych intencji, robi coś słusznego. Bo promowanie pieśni patriotycznych jest czynem szlachetnym niezależnie od pobudek.
Dobry wychowawca uszanowałby moment, pochwalił postawę uczniów, a dowcipniś na następnej lekcji wychowawczej wygłosiłby wyczerpujący referat na temat Roty, wyjaśniający dlaczego symbole narodowe nie powinny stanowić przedmiotu drwin. Oczywiście jako "ochotnik"!
Tymczasem pani Jaworska wybrała jedno z najgorszych możliwych rozwiązań.
Wierzę, że to wydarzenie uda się przekuć na coś pozytywnego. Patriotyzm to nie jest zwykły kwiat. Najprężniej rośnie, najpiękniej kwitnie, gdy ktoś po nim depcze. Wierzę, że to słodko-gorzkie wydarzenie da do myślenia młodzieży, nie tylko ze szkoły w Szczytnie. Wiem, że gdyby takie zdarzenie miało miejsce w mojej szkole, to od tego momentu radiowęzeł codziennie zaczynałby dużą przerwę "Rotą". Życzyłbym sobie podobnego ducha u dzisiejszej młodzieży.
Dlatego też kieruję apel do młodzieży szkolnej: Namówcie radiowęzłowych dżokejów w swoich szkołach, by w poniedziałek na długiej przerwie odtworzyli "Rotę" - nie dla żartu, poważnie. To będzie ładny gest. Zachęcajcie swoich kolegów by na te parę minut zatrzymali się i w spokoju wysłuchali, lub odśpiewali Rotę razem z nagraniem. Poczujmy, że Polska, nie ta w której my żyjemy, tylko ta ważniejsza, która żyje w nas, jest wielka i silna. Czasem warto to sobie przypomnieć.
Zamieszczam łącze do nagrania:
ROTA
Niestety nie wiem co na to ZAIKS, bo od śmierci autora melodii, Feliksa Nowowiejskiego nie upłynęło jeszcze siedemdziesiąt lat. Ale to inny problem.
czwartek, 6 grudnia 2012
Panienka gratis!
Jak podaje portal EUbusiness, dwieście pań z Lobby Kobiet Europejskich naciska Unię Europejską w sprawie prostytucji. Spolszcza to portal JKM, ale podaje tę informację z błędem. Nie chodzi bowiem, jak podaje portal JKM o delegalizację prostytucji, tylko o delegalizację korzystania z usług prostytutki.
Dość niejasne jest tłumaczenie potrzeby wprowadzenia tego prawa:
Prostytucja to forma przemocy, przeszkoda dla równości, naruszenie ludzkiej godności i praw człowieka.
Bo, o ile oczywiście nie mamy do czynienia z przymuszaniem kobiet do prostytucji, które powinno być zakazane, ale z nieco innych przyczyn, żaden z powyższych argumentów nie ma racji bytu. Ani nie jest to forma przemocy (nie jest przemocą danie prostytutce klapsa, jeśli został on uzgodniony), ani nie jest to przeszkodą dla równości (między czym, a czym?), nie narusza niczyjej godności, bo uczestniczą tylko osoby które się na to godzą. Jeśli coś jest poniżej godności człowieka, to, jak sama nazwa wskazuje, nie godzi się na to. Proponowany zakaz nie chroni też przed naruszaniem praw człowieka. Wprost przeciwnie - właśnie je ogranicza, jak każdy zakaz.
Tłumaczenie kobiet z Lobby Kobiet Europejskich jest niejasne, ale też trudno oczekiwać rozsądnego uzasadnienia tak idiotycznego zakazu: Skoro prawo nie zabrania mi dać kobiecie pieniędzy bez powodu, ani nie zabrania mi przespać się z nią za darmo, to jak może bronić mi zrobić tych dwóch niezależnych rzeczy naraz, jeśli nikogo przy tym nie krzywdzę?
Załóżmy, że zapraszam kobietę na kolację, płacę za wieczór sto złotych, po czym spędzam z nią noc - panie z EWL powiedzą: Super, poderwałeś, zaprosiłeś na randkę, przeleciałeś, wszystko jest ok. Ale jeśli zaproszę kobietę na kolację, każdy zapłaci za siebie po pięćdziesiąt złotych, a potem zapłacę towarzyszce kolejne pięćdziesiąt złotych, by się ze mną przespała, to już jestem draniem, który stosuje przemoc i narusza prawa człowieka. A jak wyrwę panienkę na mieście, spędzę z nią noc a rano dam jej "Kazimierza" i powiem: Kup sobie coś do jedzenia, To znowu będzie wszystko w porządku. Tylko że w istocie nie ma żadnej różnicy między tymi trzema sytuacjami. Tymczasem, według pań z EWL, dwie z tych kobiet uwiodłem, a jedną sponiewierałem.
Jeśli kobieta chce uprawiać prostytucję, to nie można jej tego zabronić (a chociaż EWL nie chce tego zabraniać wprost, to faktycznie właśnie do tego zmierza). To, co kobieta robi ze swoim życiem, nikogo innego przy tym nie krzywdząc, to jej problem. I jeśli sama za siebie podejmuje decyzję, to dlaczego nie miałaby mieć możliwości zarabiać na czymś, co i tak może robić za darmo z kim chce? A jak nie będzie mogła tak, to też sobie poradzi: Kup pan zapałki za pięć dyszek, a w promocji dostaniesz panienkę gratis! - całkowicie legalnie.
Dość niejasne jest tłumaczenie potrzeby wprowadzenia tego prawa:
Prostytucja to forma przemocy, przeszkoda dla równości, naruszenie ludzkiej godności i praw człowieka.
Bo, o ile oczywiście nie mamy do czynienia z przymuszaniem kobiet do prostytucji, które powinno być zakazane, ale z nieco innych przyczyn, żaden z powyższych argumentów nie ma racji bytu. Ani nie jest to forma przemocy (nie jest przemocą danie prostytutce klapsa, jeśli został on uzgodniony), ani nie jest to przeszkodą dla równości (między czym, a czym?), nie narusza niczyjej godności, bo uczestniczą tylko osoby które się na to godzą. Jeśli coś jest poniżej godności człowieka, to, jak sama nazwa wskazuje, nie godzi się na to. Proponowany zakaz nie chroni też przed naruszaniem praw człowieka. Wprost przeciwnie - właśnie je ogranicza, jak każdy zakaz.
Tłumaczenie kobiet z Lobby Kobiet Europejskich jest niejasne, ale też trudno oczekiwać rozsądnego uzasadnienia tak idiotycznego zakazu: Skoro prawo nie zabrania mi dać kobiecie pieniędzy bez powodu, ani nie zabrania mi przespać się z nią za darmo, to jak może bronić mi zrobić tych dwóch niezależnych rzeczy naraz, jeśli nikogo przy tym nie krzywdzę?
Załóżmy, że zapraszam kobietę na kolację, płacę za wieczór sto złotych, po czym spędzam z nią noc - panie z EWL powiedzą: Super, poderwałeś, zaprosiłeś na randkę, przeleciałeś, wszystko jest ok. Ale jeśli zaproszę kobietę na kolację, każdy zapłaci za siebie po pięćdziesiąt złotych, a potem zapłacę towarzyszce kolejne pięćdziesiąt złotych, by się ze mną przespała, to już jestem draniem, który stosuje przemoc i narusza prawa człowieka. A jak wyrwę panienkę na mieście, spędzę z nią noc a rano dam jej "Kazimierza" i powiem: Kup sobie coś do jedzenia, To znowu będzie wszystko w porządku. Tylko że w istocie nie ma żadnej różnicy między tymi trzema sytuacjami. Tymczasem, według pań z EWL, dwie z tych kobiet uwiodłem, a jedną sponiewierałem.
Jeśli kobieta chce uprawiać prostytucję, to nie można jej tego zabronić (a chociaż EWL nie chce tego zabraniać wprost, to faktycznie właśnie do tego zmierza). To, co kobieta robi ze swoim życiem, nikogo innego przy tym nie krzywdząc, to jej problem. I jeśli sama za siebie podejmuje decyzję, to dlaczego nie miałaby mieć możliwości zarabiać na czymś, co i tak może robić za darmo z kim chce? A jak nie będzie mogła tak, to też sobie poradzi: Kup pan zapałki za pięć dyszek, a w promocji dostaniesz panienkę gratis! - całkowicie legalnie.
poniedziałek, 3 grudnia 2012
Wolność - tak, ale nie bez odpowiedzialności
Pod niedawnym wpisem na temat aborcji pojawiło się kilka pozamerytorycznych wypowiedzi typu "Napisz lepiej o czymś innym". Słowa te padające z ust zwolenników pozwolenia na zabijanie nienarodzonych dzieci lepiej niż cokolwiek innego świadczą, że jest to temat, który należało poruszyć i który należy kontynuować.
Pod wpisem tym zawiązała się również bardzo zażarta i całkowicie bezowocna dyskusja między osobami, które roszczą sobie prawo, by stanowić, kto może żyć, a kto nie, a ludźmi, którzy całkowicie słusznie uznają że roszczenie sobie tego typu praw jest nie do pomyślenia dla cywilizowanych ludzi. I nie ma tu żadnej różnicy, czy prawo do życia ma być przyznawane na podstawie czasu, który upłynął od poczęcia, wyznania, koloru skóry, stanu zdrowia, czy płci. Jakościowo nie ma między tymi przypadkami żadnej różnicy.
Jeśli ktoś mówi: Płód można zabić, bo nie ma mózgu, to czym to się różni od powiedzenia Kalekę można zabić, bo nie ma nogi, albo Mężczyznę można zabić, bo nie ma macicy? Pardón - jest różnica: płód w końcu ten mózg wykształci, a noga ani macica same nie urosną.
Dyskusja ta była jałowa z jednej podstawowej przyczyny - toczyła się na dwóch różnych płaszczyznach. Zwolennicy prawa do aborcji idą sobie na skróty. Nikt nie wysila się, by uargumentować dlaczego w ogóle ktokolwiek powinien mieć prawo by zabić drugiego człowieka. Po cichu przechodzą na etap następny - piszą kiedy, w jakiej sytuacji, z jakimi zastrzeżeniami, błędnie zakładając, że prawo do zabicia rozumie się samo przez się. Jest wprost przeciwnie - brak ingerencji jest czymś pierwotnym. To działanie należy uzasadnić, a nie jego brak.
W przypadku ogólnym nie ma żadnych korzyści z aborcji, które mogłyby usprawiedliwić zabicie dziecka, albo nawet zaryzykowanie zabicia dziecka. Nawet jeśli ktoś zakłada, że czterotygodniowy płód nie jest dzieckiem, to nie ma żadnego powodu, by nie pozwolić mu tym dzieckiem się stać.
Anonimowy Liberał pisze:
Przepisy zakazujące aborcji chronią dziecko nienarodzone, natomiast wyjątki od tej reguły chronią każdorazowo matkę.
Nie podaje jednak przed czym każdorazowo ją chronią. Czy przed tą potworną ciążą, która jest całkowicie naturalnym stanem kobiety?
Nie odbyło się, a jakże, bez starego, dobrego:
Dodatkowo, kwestia ingerencji państwa w ciąże indywidualnych kobiet, narusza ich wolność osobistą i możliwość decydowania o swoim ciele.
Najlepiej argument ten podsumowuje malgond:
ciąża nie jest zniewoleniem, tylko konsekwencją pewnych czynności.
Równie dobrze można sprzeciwiać się wsadzaniu bandytów do więzienia - jest to oczywiście ograniczanie ich wolności. Ale jest to przede wszystkim konsekwencja wynikająca z ich czynów. A bandyci napadają ludzi z własnej woli. Jestem liberałem i jestem za wolnością. Ale nie jestem Palikotoliberałem, dla którego wolność oznacza hulaj dusza, piekła nie ma. Wolność musi iść w parze z odpowiedzialnością za dokonane wybory. Jeśli kobieta z własnej woli spółkuje z mężczyzną, to tym samym, również z własnej woli, godzą się ponieść tego konsekwencje. Nawet jeśli kochankowie stosują środki antykoncepcyjne to muszą liczyć się z tym, że zmniejszają tym, ale nie wykluczają możliwość poczęcia dziecka.
Powiedzmy, że skacząc do wody uszkodzę kręgosłup i zostanę sparaliżowany. Nie, nie na kilka miesięcy - na całe życie. Chciałem się bawić, to mam. Gdyby zabicie drugiej osoby miałoby w cudowny sposób przywrócić mi sprawność, to czy powinienem mieć do tego prawo? A proszę również pamiętać, że, w przeciwieństwie do ciąży, paraliż jest uszczerbkiem na zdrowiu. I to dosyć znacznym. Zatem jeśli uznamy, że zabójstwo człowieka w celu ratowania zdrowia osoby sparaliżowanej jest czymś złym, to jest ono czymś sto razy gorszym, jeśli na przeciwnej szali znajduje się zaledwie kilka miesięcy całkowicie naturalnej ciąży i kaprys "matki".
Pod wpisem tym zawiązała się również bardzo zażarta i całkowicie bezowocna dyskusja między osobami, które roszczą sobie prawo, by stanowić, kto może żyć, a kto nie, a ludźmi, którzy całkowicie słusznie uznają że roszczenie sobie tego typu praw jest nie do pomyślenia dla cywilizowanych ludzi. I nie ma tu żadnej różnicy, czy prawo do życia ma być przyznawane na podstawie czasu, który upłynął od poczęcia, wyznania, koloru skóry, stanu zdrowia, czy płci. Jakościowo nie ma między tymi przypadkami żadnej różnicy.
Jeśli ktoś mówi: Płód można zabić, bo nie ma mózgu, to czym to się różni od powiedzenia Kalekę można zabić, bo nie ma nogi, albo Mężczyznę można zabić, bo nie ma macicy? Pardón - jest różnica: płód w końcu ten mózg wykształci, a noga ani macica same nie urosną.
Dyskusja ta była jałowa z jednej podstawowej przyczyny - toczyła się na dwóch różnych płaszczyznach. Zwolennicy prawa do aborcji idą sobie na skróty. Nikt nie wysila się, by uargumentować dlaczego w ogóle ktokolwiek powinien mieć prawo by zabić drugiego człowieka. Po cichu przechodzą na etap następny - piszą kiedy, w jakiej sytuacji, z jakimi zastrzeżeniami, błędnie zakładając, że prawo do zabicia rozumie się samo przez się. Jest wprost przeciwnie - brak ingerencji jest czymś pierwotnym. To działanie należy uzasadnić, a nie jego brak.
W przypadku ogólnym nie ma żadnych korzyści z aborcji, które mogłyby usprawiedliwić zabicie dziecka, albo nawet zaryzykowanie zabicia dziecka. Nawet jeśli ktoś zakłada, że czterotygodniowy płód nie jest dzieckiem, to nie ma żadnego powodu, by nie pozwolić mu tym dzieckiem się stać.
Anonimowy Liberał pisze:
Przepisy zakazujące aborcji chronią dziecko nienarodzone, natomiast wyjątki od tej reguły chronią każdorazowo matkę.
Nie podaje jednak przed czym każdorazowo ją chronią. Czy przed tą potworną ciążą, która jest całkowicie naturalnym stanem kobiety?
Nie odbyło się, a jakże, bez starego, dobrego:
Dodatkowo, kwestia ingerencji państwa w ciąże indywidualnych kobiet, narusza ich wolność osobistą i możliwość decydowania o swoim ciele.
Najlepiej argument ten podsumowuje malgond:
ciąża nie jest zniewoleniem, tylko konsekwencją pewnych czynności.
Równie dobrze można sprzeciwiać się wsadzaniu bandytów do więzienia - jest to oczywiście ograniczanie ich wolności. Ale jest to przede wszystkim konsekwencja wynikająca z ich czynów. A bandyci napadają ludzi z własnej woli. Jestem liberałem i jestem za wolnością. Ale nie jestem Palikotoliberałem, dla którego wolność oznacza hulaj dusza, piekła nie ma. Wolność musi iść w parze z odpowiedzialnością za dokonane wybory. Jeśli kobieta z własnej woli spółkuje z mężczyzną, to tym samym, również z własnej woli, godzą się ponieść tego konsekwencje. Nawet jeśli kochankowie stosują środki antykoncepcyjne to muszą liczyć się z tym, że zmniejszają tym, ale nie wykluczają możliwość poczęcia dziecka.
Powiedzmy, że skacząc do wody uszkodzę kręgosłup i zostanę sparaliżowany. Nie, nie na kilka miesięcy - na całe życie. Chciałem się bawić, to mam. Gdyby zabicie drugiej osoby miałoby w cudowny sposób przywrócić mi sprawność, to czy powinienem mieć do tego prawo? A proszę również pamiętać, że, w przeciwieństwie do ciąży, paraliż jest uszczerbkiem na zdrowiu. I to dosyć znacznym. Zatem jeśli uznamy, że zabójstwo człowieka w celu ratowania zdrowia osoby sparaliżowanej jest czymś złym, to jest ono czymś sto razy gorszym, jeśli na przeciwnej szali znajduje się zaledwie kilka miesięcy całkowicie naturalnej ciąży i kaprys "matki".
Subskrybuj:
Posty (Atom)