piątek, 22 marca 2013

Umowy recyklingowe


Gazeta Prawna pisze o rzekomej hipokryzji "Solidarności", gdyż ta z jednej strony walczy z tzw. "umowami śmieciowymi", a z drugiej strony zatrudnia ludzi na takich właśnie umowach. "Solidarność" oficjalnie zaprzecza tej tezie, ale nawet jeśli to byłaby prawda, to niechętnie, ale muszę stanąć tu w obronie związków zawodowych. Są to wprawdzie szkodniki, którymi się brzydzę, ale z tysiąca innych powodów. Zarzucanie im hipokryzji w tym konkretnym przypadku to nieporozumienie.

Ileż razy spotkałem się z twierdzeniem, że hipokrytą jest JKM, który brzydzi się demokracją do tego stopnia, że słowo to mu nawet przez gardło nie przejdzie, a mimo to startuje w wyborach demokratycznych? Ile razy słyszałem, że jego zwolennicy domagają się likwidacji służby zdrowia, a mimo to, kiedy zachorują, chadzają do państwowych przychodni? To jest dokładnie to samo rozumowanie.

"Solidarność" opowiada się za zniesieniem "umów śmieciowych" - to fakt. Ale też jest pracodawcą. A aby zatrudnić dobrych pracowników na dobrych warunkach, musi być konkurencyjną. Dzięki temu że korzysta z umów śmieciowych, jest w stanie przyciągnąć młodych zdolnych ludzi, którym ten rodzaj umowy odpowiada. A kiedy już uda im się te umowy zdelegalizować, wówczas nie będą mieli nie tylko możliwości, by zatrudniać w ten sposób, ale przede wszystkim potrzeby. A dopóki umowy śmieciowe obowiązują dopóty z nich korzystają. Dokładnie tak jak z chodzeniem do lekarza: dopóki mogę "bezpłatnie" iść do internisty w przychodni NFZ, dopóty będę z tego prawa czasem korzystał, mimo iż się jemu sprzeciwiam.

Jeśli ktoś tu jest hipokrytą, to ci "pracownicy, których »Solidarność« zatrudnia sobie na... umowy śmieciowe!!!". Bo to oni z jednej strony własnym podpisem poświadczają wolę bycia w ten sposób zatrudnionym, a potem płaczą, że ktoś tę ich wolę uszanował.

Ciekawym jest to, że sama konstrukcja zwrotu "Solidarność" zatrudnia SOBIE, wpisuje się pięknie w retorykę "Solidarności", że pracodawca jest jedyną stroną umowy i robi SOBIE co chce. Otóż nie. Nie robi SOBIE. On uzyskał zgodę pracobiorcy. Bardzo mi ta retoryka "zgrzyta" w ustach prezesa Związku Przedsiębiorców i Pracodawców. To także jest bliższe hipokryzji niż stanowisko samej "Solidarności"

Jest wiele powodów by "Solidarności" nienawidzić, ale nie pozwólmy, by nienawiść ta przysłoniła nam rozum. Bądźmyż uczciwi. Jeśli nasz wróg śmiertelny robi coś słusznego, miejmyż odwagę to zauważyć, zamiast krytykować wszystko "z przyzwyczajenia" i "bojkotować pomidorówkę". Jeśli prawdą jest to, że "Solidarność" faktycznie zatrudnia na "umowach śmieciowych", to ja to rozumiem i pochwalam.

A tak nawiasem mówiąc, to termin "umowy śmieciowe" pasuje tu jak wół do karety, bo to właśnie te umowy eliminują wiele elementów "śmieciowych" z relacji pracodawca - pracobiorca, a zachowują to co dobre i korzystne. Ja proponuję zatem termin "umowy recyklingowe".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz