sobota, 18 maja 2013

Bogaci i biedni

Lewica regularnie przypomina o konieczności podnoszenia płacy minimalnej. Dla dobra "ludziów pracy" ma się rozumieć. Problem w tym, że każda z tych podwyżek sprawia, że grupa owych "ludziów pracy" zmniejsza się, a zwiększa się grupa "ludziów bezrobocia". Jest to mechanizm dla rozsądnego człowieka oczywisty, zresztą tematem tym otworzyłem niniejszy blog.

Gdy rośnie płaca minimalna, ludzie dotychczas pracujący za niższe wynagrodzenie dzieleni są na dwie grupy - na tych, których praca jest warta nowej płacy (obłożonej wszelkimi podatkami, rzecz jasna) oraz na tych, których zatrudnienie przestaje się opłacać, bo koszt ich zatrudnienia przewyższa korzyści z niego płynące.

Efektem tego jest oczywiście to, że ta druga grupa traci pracę, przynajmniej tę "legalną" (samo to, że jakakolwiek praca może być "nielegalna" wywołuje we mnie obrzydzenie). Trudno powiedzieć, która z tych grup jest liczniejsza. Media nie kwapią się, by podawać jakiekolwiek dane w tej kwestii, bo byłoby to sprzeczne z polityką zaprzeczania istnieniu tego mechanizmu. Zwolnieni pracownicy oraz zwalniający pracodawcy z wiadomych względów również starają się zataić prawdziwy powód tych zwolnień.

Przyjmując to na zdrowy rozum, grupa zwolnionych powinna być większa od tych, którzy pozostali przy zatrudnieniu z prostej przyczyny - jeśli czyjaś praca jest warta więcej niż proponowana PM, to nie jest potrzebna żadna PM, by był odpowiednio wynagradzany. Jak bowiem inaczej wytłumaczyć fakt, że ludzie w większości przypadków zarabiają więcej niż ona wynosi (nawet w prywatnych przedsiębiorstwach)?

Biorąc pod uwagę dodatkowo sumaryczną liczbę bezrobotnych, którzy utracili swoją pracę przy okazji wcześniejszych podwyżek PM, oraz niepoliczoną rzeszę młodych niewykwalifikowanych, którzy przez jej istnienie nigdy nawet nie mieli szansy wejść na rynek pracy, zauważamy, że te osoby, których praca ma najniższą wartość, czyli mniejszą lub równą płacy minimalnej, ma bardzo charakterystyczną strukturę. Oto bowiem ci najbiedniejsi dzielą się na małą grupkę tych osób które zarabiają, oraz na tych, którzy nie mają ani pracy, ani pieniędzy. Co gorsza dysproporcja ta, dzięki rządowi pogłębia się - z każdą podwyżką PM rośnie liczba bezrobotnych.

I tu dochodzimy do istotnego wniosku. My przecież tę sytuację bardzo dobrze znamy. Przecież to właśnie lewica od lat trąbi o tym, jakże niesprawiedliwym społecznie jest to, że nieliczni zarabiają dużo, a masy żyją w nędzy! Czyż nie o to chodzi takim ikonom lewicy jak Ikonowicz? Czy nie o to chodziło w potężnym lewicowym zrywie pod nazwą Okupuj Wall Street? Dlaczego to samo zjawisko jeśli dotyczy tylko samych najbiedniejszych jest w porządku? Dlaczego socjalistom przeszkadza podział na 99% i 1%, ale tylko pod warunkiem, że oni są tymi "99", a nie tymi "1"?

Oczywiście na sztuczny problem są sztuczne półśrodki. W obydwu sytuacjach remedium polega na zabraniu tym "bogatym" i rozdaniu "biednym". Niestety rozdającym jest Grześ, co niesie worek pieniędzy przez wieś od jednych do drugich. Tylko, że ten Grześ nie zbiera pogubionych pieniędzy, tylko zamiast tego każe ludziom - i bogatym, i biednym, żeby nie było złudzeń - napełniać dziurawy worek od nowa.

Na całym procederze traci pracownik który traci pracę - to oczywiste. Ale traci też przedsiębiorca, który traci zysk, traci pracowników i nierzadko traci interes swojego życia - ale to właśnie tych pracodawców opinii publicznej przedstawia się jako wyzyskiwaczy. Tak - tych, którzy DAJĄ pieniądze na podstawie DOBROWOLNEJ umowy przedstawia się jako tych złych. A państwo, które ZABIERA pieniądze pod PRZYMUSEM jest tym dobrym. Nie!

To państwo kradnie i to państwo winne jest sytuacji, w której społeczeństwo żyje w pogłębiającej się nędzy. Należy bezrobotnym odebrać zasiłki, a pieniądze oddać tym, którym zostały zrabowane, by przedsiębiorcy mogli tych bezrobotnych zatrudnić, a konsumenci dawali im pracę w pośredni sposób, kupując za te pieniądze ich towary i usługi. Nawet, jeśli ten bezrobotny dostanie co miesiąc tylko tyle ile dotychczas otrzymywał od państwa, to i tak zyskamy - bo przynajmniej za te pieniądze wykona jakąś pożyteczną pracę, w przeciwieństwie do obecnie bezproduktywnie (oby tylko!) przeżerających cudze pieniądze urzędników.

2 komentarze:

  1. Staszku, wkradł się mały błąd:
    "oraz na tych, których zatrudnienie przestaje się opłacać, bo korzyści z ich zatrudnienia przewyższają koszt ich zatrudnienia.
    "
    Raczej powinno być: "koszt ich zatrudnienia przewyższa korzyści z niego płynące"

    Przytomny

    OdpowiedzUsuń