To nagranie mógłbym oglądać w kółko. Na Florydzie senior z pistoletem pogonił dwóch młodocianych bandziorów, aż się za nimi kurzyło. Przepiękny widok. To właśnie jest prawo do posiadania broni w działaniu.
Różne czerwone media, mówiąc o prawie do posiadania broni podają przypadki, w których bandyta strzela do bezbronnych ludzi, tak jak to miało ostatnio miejsce w Denver. O dziadku, który przegnał dwóch młodych, zdrowych (co można oszacować po tym, jak żwawo się wycofywali) gangsterów jest jakoś dziwnie cicho. Bo ten przypadek nie jest im na rękę.
Oni wolą nas przekonywać, że jakiś psychopata, który urządza sobie strzelaninę w kinie to jest przykład na źle działające prawo. Błąd! Nawet jeśli napastnik posiadał tę broń legalnie, jak niektórzy podają, wydarzenie to nie ma nic wspólnego ze źle działającym prawem. Być może prawo pozwoliło mu na broń, ale nie pozwoliło mu jej użyć w sposób, w jaki jej użył. Więc doszło do złamania tego prawa. Kropka. Nie można mówić, że prawo źle działa na podstawie przykładu, w którym jest ono łamane. Równie dobrze mógłbym wyrzucić telewizor Sony z okna, a potem narzekać, że nie działa i rozpowiadać, że firma Sony produkuje "szajs".
Za to emeryt z Florydy posiadał broń całkiem legalnie i użył jej zgodnie z prawem. I to jest przykład na to, że prawo to działa tak, jak powinno.
Prawo do posiadania broni do obrony ratuje codziennie wiele żyć, ale te są trudne do policzenia. Raz będzie to jakiś zastrzelony w samoobronie bandyta, innym razem dziarski dziadzio przepędzi młodych gangsterów z kawiarni, zanim zdążą narozrabiać, jeszcze innym rabuś wystraszy się na sam widok kabury, nie mówiąc o napadach, które się wcale nie odbyły, bo bandyta bał się, że ofiara może być uzbrojona. Łatwo się mówi o jednym udanym zamachu, w którym zginęło kilkanaście osób na raz. Trudniej się mówi o setkach ludzi, którym, dzięki poprawnie działającemu prawu, nic złego się nie stało.
Proszę też zwrócić uwagę, jak pięknie prawo do posiadania broni palnej wyrównało w tym przypadku szansę. W jakiej innej sytuacji siedemdziesięcioletni pan miałby szansę z dwoma młodymi mężczyznami? W walce wręcz? Na kije? Przy urnie wyborczej? Na miecze? Raczej nie. Tylko broń palna potrafi wyrównać taką dysproporcję sił.
Proszę pokazywać ten film znajomym i mówić, że tak właśnie działa prawo do posiadania broni. Prawo do obrony.
Kontynuacja tematu
wtorek, 24 lipca 2012
wtorek, 17 lipca 2012
Wariat po
Niedawno w artykule Ja - czy ja, czy nie ja?, pisałem o tym, że szeroko rozumiana choroba umysłowa mordercy (ale nie tylko) nie powinna stanowić żadnego argumentu w sądzie. Warto do tamtego wpisu dorzucić jeszcze dwa argumenty.
Po pierwsze, jeśli sądzimy wariatów łagodniej niż zdrowych, to otwieramy pewną furtkę. Mordercy, by uniknąć cięższej kary będą "strugali wariatów", będą przekupywali lekarzy, a mafie będą zatrudniać do mokrej roboty ludzi z papierkami na chorobę psychiczną.
Po drugie, co jest dużo ważniejsze, morderstwo zmienia człowieka. Zmienia jego psychikę. Zatem badanie jego poczytalności post factum, by na tej podstawie orzekać o jego poczytalności w czasie popełniania morderstwa ma tyle samo sensu co zmierzenie temperatury trupowi, by ustalić, czy przyczyną śmierci była gorączka.
Skoro całkowicie zdrowemu świadkowi katastrofy komunikacyjnej widok zakrwawionych trupów rozciągniętych po asfalcie może namieszać w głowie, to tym bardziej może mieć to miejsce, jeśli ten zakrwawiony trup został przed chwilą własnoręcznie poszatkowany siekierą. Może się okazać, że świadomość tego przerasta sprawcę, który jeszcze dzień wcześniej myślał, że zabicie drugiej osoby to dla niego pestka i był normalny, a dzisiaj jest rozbity, bojaźliwy, ma załamanie nerwowe. I wówczas w czasie procesu biegli sądowi orzekają, że facet jest i był wariatem, więc nie należy go zbyt surowo karać.
Może też nastąpić sytuacja odwrotna.
Kontynuacja tematu
Po pierwsze, jeśli sądzimy wariatów łagodniej niż zdrowych, to otwieramy pewną furtkę. Mordercy, by uniknąć cięższej kary będą "strugali wariatów", będą przekupywali lekarzy, a mafie będą zatrudniać do mokrej roboty ludzi z papierkami na chorobę psychiczną.
Po drugie, co jest dużo ważniejsze, morderstwo zmienia człowieka. Zmienia jego psychikę. Zatem badanie jego poczytalności post factum, by na tej podstawie orzekać o jego poczytalności w czasie popełniania morderstwa ma tyle samo sensu co zmierzenie temperatury trupowi, by ustalić, czy przyczyną śmierci była gorączka.
Skoro całkowicie zdrowemu świadkowi katastrofy komunikacyjnej widok zakrwawionych trupów rozciągniętych po asfalcie może namieszać w głowie, to tym bardziej może mieć to miejsce, jeśli ten zakrwawiony trup został przed chwilą własnoręcznie poszatkowany siekierą. Może się okazać, że świadomość tego przerasta sprawcę, który jeszcze dzień wcześniej myślał, że zabicie drugiej osoby to dla niego pestka i był normalny, a dzisiaj jest rozbity, bojaźliwy, ma załamanie nerwowe. I wówczas w czasie procesu biegli sądowi orzekają, że facet jest i był wariatem, więc nie należy go zbyt surowo karać.
Może też nastąpić sytuacja odwrotna.
Kontynuacja tematu
niedziela, 15 lipca 2012
Państwowe napletki
Sąd w Kolonii wydał wyrok uznający obrzezanie za karalne uszkodzenie ciała (sznurek). Według naczelnego rabina Moskwy, Pinchasa Goldschmidta -
Gdyby tylko piekłoszczyk Adolf Hitler wpadł był na ten pomysł! Jedną decyzją i bez zbędnego rozlewu krwi, bez holokaustu mógłby się pozbyć znienawidzonych przez siebie Żydów. Dlaczego o tym nie pomyślał?
Ano dlatego, że w 1939 coś takiego byłoby nie do pomyślenia. Nikomu nie przyszłoby do głowy, że można zakazać komuś praktykowania obrządków religijnych. Bo ludzi traktowało się jak ludzi, a ich dzieci, jak ich dzieci.
Obecnie - co innego. Jest znacznie gorzej. Traktuje się nas jak własność państwową, zatem nic dziwnego, że nasze napletki (nie tylko te niemieckie) też nie są już nasze. A przykładów na to oraz powodów do uciekania z Niemiec, Polski i innych krajów UE jest dużo więcej i dużo poważniejszych. Nie wiem dlaczego akurat obrzezanie wywołało burzę.
Przy okazji:
Pulsar, którego czytelnicy mojego bloga mogą kojarzyć z licznych i ciekawych komentarzy niedawno sam zaczął prowadzić blog Kondominium Daily. Warto zajrzeć.
Gdyby zakaz obrzezania został potwierdzony przez kolejne orzeczenia
sądów albo w przepisach prawnych, to wielu żyjących w Niemczech Żydów
opuściłaby ten kraj.
Gdyby tylko piekłoszczyk Adolf Hitler wpadł był na ten pomysł! Jedną decyzją i bez zbędnego rozlewu krwi, bez holokaustu mógłby się pozbyć znienawidzonych przez siebie Żydów. Dlaczego o tym nie pomyślał?
Ano dlatego, że w 1939 coś takiego byłoby nie do pomyślenia. Nikomu nie przyszłoby do głowy, że można zakazać komuś praktykowania obrządków religijnych. Bo ludzi traktowało się jak ludzi, a ich dzieci, jak ich dzieci.
Obecnie - co innego. Jest znacznie gorzej. Traktuje się nas jak własność państwową, zatem nic dziwnego, że nasze napletki (nie tylko te niemieckie) też nie są już nasze. A przykładów na to oraz powodów do uciekania z Niemiec, Polski i innych krajów UE jest dużo więcej i dużo poważniejszych. Nie wiem dlaczego akurat obrzezanie wywołało burzę.
Przy okazji:
Pulsar, którego czytelnicy mojego bloga mogą kojarzyć z licznych i ciekawych komentarzy niedawno sam zaczął prowadzić blog Kondominium Daily. Warto zajrzeć.
piątek, 13 lipca 2012
Strzelanie do dzieci
Straszne oburzenie i sprzeciw wybuchły w Internecie na wieść, że być może policjanci będą mieli prawo strzelać do dzieci i do kobiet w ciąży. Ja z kolei czytając to byłem zaskoczony, że obecnie jest to zakazane.
Większość internetowych komentatorów chyba pokracznie zrozumiała ten zapis i teraz wydaje im się, że policjant będzie mógł bez powodu strzelać do kobiet w ciąży. Idzie po ulicy, widzi ciężarną i myśli sobie: "O ciężarna! Strzelę se do niej!". Albo, że widząc dzieciaka podkradającego ciastka w cukierni, będzie mógł wyjąć broń i władować mu kulkę w łeb.
Nie wiem czy ta wiara wynika z faktu, w jaki wiadomość ta jest przedstawiana w różnych mediach, ale jest całkowicie błędna.
Możliwość użycia broni palnej w stosunku do bandziora, niezależnie od wieku, płci, czy stanu dotyczy sytuacji skrajnych. Takich, w których istnieje zagrożenie życia lub zdrowia innych. Nikt nie będzie strzelał do kieszonkowców.
Kretynizmem też jest to, co wypisuje większość portali, że policjanci CHCĄ strzelać do kobiet i dzieci. Nie chcą. Normalny człowiek do nikogo nie chce strzelać. Ale policjant nie ma robić tego co chce, tylko robić ma to, co musi. Ale jeśli przeciwnik jest uzbrojony i gotowy do oddania strzału, to policjant musi mieć prawo bronić siebie i innych, również przy użyciu broni palnej. I jeśli musi strzelić do małoletniego bandyty, by uratować życie innym, to ma strzelać.
Prędzej przystałbym na zakaz pałowania dzieci i kobiet w ciąży, bo jeśli już policjant znajdzie się w odległości skutecznego pałowania napastnika, to obezwładnienie go w inny sposób, bez bicia nie powinno stanowić problemu, zwłaszcza jeśli do czynienia ma z dzieckiem lub kobietą. Jeśli zaś bandyta trzyma wszystkich na dystans, broń palna jest bardzo przydatna.
Wyobraźmy sobie sytuację, w której dwunastolatek wchodzi do komisariatu policji z pistoletem i zaczyna strzelać. Co policjanci mają zrobić? Dać się powystrzelać, bo bandyta jest młodszy od niech? Poświęcić swoje życie? W imię czego? Że młodość musi się wyszumieć?
Nieraz słyszałem o masakrach w amerykańskich szkołach urządzanych przez uczniów. Czy policjant widząc taką scenę naprawdę ma pozwolić bandycie strzelać?
A gdyby Anders Breivik była kobietą w ciąży? Policja, która przybyła na wyspę miałaby czekać, aż spokojnie skończy jej się amunicja? Niech sobie strzela, zabije jeszcze kilka tuzinów dzieciaków, byleby ona była bezpieczna, bo jest w ciąży.
Przepis ten ma dotyczyć właśnie takich, skrajnych, przypadków - wówczas, kiedy oddanie strzału do nieletniego, bądź kobiety jest jedynym sposobem na zapobieżenie większemu złu - kiedy wszystkie inne metody, są nieskuteczne, niemożliwe lub niosą ze sobą duże ryzyko. I nawet wówczas policjant ma dążyć do tego, by oddany strzał z jednej strony był skuteczny, a z drugiej, by nie narażać niewinnych osób, również tej nienarodzonej, nawet jeśli jej matka jest bandytą. Sprawę taką może załatwić strzelanie na przykład w nogi.
A jeśli nawet w wyniku strzału policjanta dojdzie do poronienia - to i tak nie jest to jego wina. To matka jest tą złą, a nie policjant, który stara się zapobiec rozlewowi krwi. I to matka, jako ta, która podjęła decyzję o rozpoczęciu strzelaniny ponosi odpowiedzialność za jej wynik. W przypadku poronienia, jej nienarodzone dziecko jest jedną z jej ofiar.
Na szczęście bandyta małolat, albo bandytka w widocznej ciąży nie są zbyt częstym zjawiskiem, więc nie podejrzewam, by policja miała okazję często korzystać z tych uprawnień. Być może nawet nigdy. Ale nie zmienia to faktu, że jak przyjdzie taka konieczność, to musi mieć tę możliwość.
Ponadto istnienie zakazu strzelania do młodzieży i kobiet w ciąży rodzi dwa inne problemy. Po pierwsze, skąd policjant ma wiedzieć, że bandyta ma 12, a nie 14 lat? Zwykle bandyci niechętnie się legitymują. Po drugie, gangi będą się wysługiwały do mokrej roboty dziećmi i kobietami z poduszką pod kiecką - bo ci mniej ryzykują.
Oczywiście problemem są tu pseudopolicjanci, których trzeba zwyczajnie i raz na zawsze wyrzucić z policji na mordę. Bo jeśli takie bydlę nie widzi nic złego w kopaniu po twarzy spokojnego i uległego demonstranta, to jest on zagrożeniem niezależnie od tego, czy rzeczony przepis obowiązuje, czy też nie.
Większość internetowych komentatorów chyba pokracznie zrozumiała ten zapis i teraz wydaje im się, że policjant będzie mógł bez powodu strzelać do kobiet w ciąży. Idzie po ulicy, widzi ciężarną i myśli sobie: "O ciężarna! Strzelę se do niej!". Albo, że widząc dzieciaka podkradającego ciastka w cukierni, będzie mógł wyjąć broń i władować mu kulkę w łeb.
Nie wiem czy ta wiara wynika z faktu, w jaki wiadomość ta jest przedstawiana w różnych mediach, ale jest całkowicie błędna.
Możliwość użycia broni palnej w stosunku do bandziora, niezależnie od wieku, płci, czy stanu dotyczy sytuacji skrajnych. Takich, w których istnieje zagrożenie życia lub zdrowia innych. Nikt nie będzie strzelał do kieszonkowców.
Kretynizmem też jest to, co wypisuje większość portali, że policjanci CHCĄ strzelać do kobiet i dzieci. Nie chcą. Normalny człowiek do nikogo nie chce strzelać. Ale policjant nie ma robić tego co chce, tylko robić ma to, co musi. Ale jeśli przeciwnik jest uzbrojony i gotowy do oddania strzału, to policjant musi mieć prawo bronić siebie i innych, również przy użyciu broni palnej. I jeśli musi strzelić do małoletniego bandyty, by uratować życie innym, to ma strzelać.
Prędzej przystałbym na zakaz pałowania dzieci i kobiet w ciąży, bo jeśli już policjant znajdzie się w odległości skutecznego pałowania napastnika, to obezwładnienie go w inny sposób, bez bicia nie powinno stanowić problemu, zwłaszcza jeśli do czynienia ma z dzieckiem lub kobietą. Jeśli zaś bandyta trzyma wszystkich na dystans, broń palna jest bardzo przydatna.
Wyobraźmy sobie sytuację, w której dwunastolatek wchodzi do komisariatu policji z pistoletem i zaczyna strzelać. Co policjanci mają zrobić? Dać się powystrzelać, bo bandyta jest młodszy od niech? Poświęcić swoje życie? W imię czego? Że młodość musi się wyszumieć?
Nieraz słyszałem o masakrach w amerykańskich szkołach urządzanych przez uczniów. Czy policjant widząc taką scenę naprawdę ma pozwolić bandycie strzelać?
A gdyby Anders Breivik była kobietą w ciąży? Policja, która przybyła na wyspę miałaby czekać, aż spokojnie skończy jej się amunicja? Niech sobie strzela, zabije jeszcze kilka tuzinów dzieciaków, byleby ona była bezpieczna, bo jest w ciąży.
Przepis ten ma dotyczyć właśnie takich, skrajnych, przypadków - wówczas, kiedy oddanie strzału do nieletniego, bądź kobiety jest jedynym sposobem na zapobieżenie większemu złu - kiedy wszystkie inne metody, są nieskuteczne, niemożliwe lub niosą ze sobą duże ryzyko. I nawet wówczas policjant ma dążyć do tego, by oddany strzał z jednej strony był skuteczny, a z drugiej, by nie narażać niewinnych osób, również tej nienarodzonej, nawet jeśli jej matka jest bandytą. Sprawę taką może załatwić strzelanie na przykład w nogi.
A jeśli nawet w wyniku strzału policjanta dojdzie do poronienia - to i tak nie jest to jego wina. To matka jest tą złą, a nie policjant, który stara się zapobiec rozlewowi krwi. I to matka, jako ta, która podjęła decyzję o rozpoczęciu strzelaniny ponosi odpowiedzialność za jej wynik. W przypadku poronienia, jej nienarodzone dziecko jest jedną z jej ofiar.
Na szczęście bandyta małolat, albo bandytka w widocznej ciąży nie są zbyt częstym zjawiskiem, więc nie podejrzewam, by policja miała okazję często korzystać z tych uprawnień. Być może nawet nigdy. Ale nie zmienia to faktu, że jak przyjdzie taka konieczność, to musi mieć tę możliwość.
Ponadto istnienie zakazu strzelania do młodzieży i kobiet w ciąży rodzi dwa inne problemy. Po pierwsze, skąd policjant ma wiedzieć, że bandyta ma 12, a nie 14 lat? Zwykle bandyci niechętnie się legitymują. Po drugie, gangi będą się wysługiwały do mokrej roboty dziećmi i kobietami z poduszką pod kiecką - bo ci mniej ryzykują.
Oczywiście problemem są tu pseudopolicjanci, których trzeba zwyczajnie i raz na zawsze wyrzucić z policji na mordę. Bo jeśli takie bydlę nie widzi nic złego w kopaniu po twarzy spokojnego i uległego demonstranta, to jest on zagrożeniem niezależnie od tego, czy rzeczony przepis obowiązuje, czy też nie.
sobota, 7 lipca 2012
3700 rekordów świata w ciągu 10 sekund
TVN Meteo pisze o dwóch tysiącach rekordów ciepła w USA. Ta informacja oczywiście nie ma żadnej wartości merytorycznej, ale pozwala zaobserwować jak w bardzo zręczny i niezauważalny dla przeciętnego zjadacza gazet sposób manipuluje się informacją i próbuje przekonać, że jednak ją posiada.
Po pierwsze co to znaczy, że padło kilkaset rekordów w samym Teksasie? Zdanie to niewiele mówi o pogodzie w tym stanie, ale mówi więcej na temat liczby stacji meteorologicznych na jego terytorium (jest ich 77). Jeśliby w każdą z tych stacji uderzył meteoryt, to faktycznie, świadczyłoby to o dużo poważniejszym zjawisku, niż gdyby meteoryt uderzył tylko w jedną.
Ale pogoda to nie meteoryt. Jeśli jest upał, to nie ogranicza się on do jednego miasta, czy hrabstwa. Jeśli jedna stacja zaobserwuje rekordową temperaturę, to jest wielce prawdopodobne, że wiele okolicznych stacji również ją odnotuje. Równie dobrze można by powiedzieć, że sprinter w jednym biegu trzydzieści siedem razy pobił rekord świata, bo jego czas był mierzony niezależnie na trzydziestu siedmiu stoperach.
Gdyby w całym Teksasie było dziesięć stacji meteorologicznych (do śledzenia średnich temperatur wystarczy całkowicie) i każda z nich zarejestrowała skok temperatury o dwa stopnie, to jest to dużo istotniejsza zmiana niż zmiana o parę dziesiątych stopnia, choćby była zaobserwowana na tysiącu stacji na tym samym obszarze.
Pocieszny jest sam tytuł artykułu, sugerujący, że rekord temperatury padał średnio co pięć minut. Sens porównywania temperatury jest w przypadku okresów nie krótszych niż doba. Mówi się o średniej (maksymalnej, minimalnej) temperaturze dobowej, ale nie mówi się o średniej temperaturze o trzeciej popołudniu. Jeżeli rekord temperatury padł na pewnej stacji o jedenastej rano, to z dużym prawdopodobieństwem zostanie on pobity o 11:05.
Wracając do sprintera, porównywanie temperatury w okresach krótszych niż dobowe jest tożsame z podzieleniem bieżni na metrowe odcinki i mierzenie czasu sprintera przy przekraczaniu każdej metrowej kreski. Sprinter, który pobił rekord biegu na sto metrów z dużym prawdopodobieństwem był też pierwszy na 99 metrze, 98 i kilku innych, jeśli nie na wszystkich. Zatem w czasie biegu rekord świata padał średnio co ,1 sekundy. Do tej pory w czasie tego jednego biegu padło już 3700 rekordów świata.
Przeciętny człowiek słysząc to gotów jest uwierzyć, że biegaczem jest sam Clark Kent. Ten sam człowiek uwierzy też że mamy do czynienia z katastrofą klimatyczną.
Jest jeszcze błąd logiczny. Jeśli naukowiec mówi:
To właśnie tak wygląda globalne ocieplenie - komentuje profesor nauk o Ziemi z uniwersytetu stanu Arizona, Jonathan Overpeck. - To zdecydowanie to, przed czym ostrzegałem ja i wielu innych naukowców.
To więcej mówi o jakości swojego tytułu naukowego, niż o klimacie. Tak samo naukowo mógłby stwierdzić, że zwierzę za parawanem to koń, zatem na pewno ma cztery nogi. Poczym zagląda za parawan, widzi świnię i mówi: to zwierzę ma cztery nogi, zatam miałem rację mówiąc, że jest to koń.
Po pierwsze co to znaczy, że padło kilkaset rekordów w samym Teksasie? Zdanie to niewiele mówi o pogodzie w tym stanie, ale mówi więcej na temat liczby stacji meteorologicznych na jego terytorium (jest ich 77). Jeśliby w każdą z tych stacji uderzył meteoryt, to faktycznie, świadczyłoby to o dużo poważniejszym zjawisku, niż gdyby meteoryt uderzył tylko w jedną.
Ale pogoda to nie meteoryt. Jeśli jest upał, to nie ogranicza się on do jednego miasta, czy hrabstwa. Jeśli jedna stacja zaobserwuje rekordową temperaturę, to jest wielce prawdopodobne, że wiele okolicznych stacji również ją odnotuje. Równie dobrze można by powiedzieć, że sprinter w jednym biegu trzydzieści siedem razy pobił rekord świata, bo jego czas był mierzony niezależnie na trzydziestu siedmiu stoperach.
Gdyby w całym Teksasie było dziesięć stacji meteorologicznych (do śledzenia średnich temperatur wystarczy całkowicie) i każda z nich zarejestrowała skok temperatury o dwa stopnie, to jest to dużo istotniejsza zmiana niż zmiana o parę dziesiątych stopnia, choćby była zaobserwowana na tysiącu stacji na tym samym obszarze.
Pocieszny jest sam tytuł artykułu, sugerujący, że rekord temperatury padał średnio co pięć minut. Sens porównywania temperatury jest w przypadku okresów nie krótszych niż doba. Mówi się o średniej (maksymalnej, minimalnej) temperaturze dobowej, ale nie mówi się o średniej temperaturze o trzeciej popołudniu. Jeżeli rekord temperatury padł na pewnej stacji o jedenastej rano, to z dużym prawdopodobieństwem zostanie on pobity o 11:05.
Wracając do sprintera, porównywanie temperatury w okresach krótszych niż dobowe jest tożsame z podzieleniem bieżni na metrowe odcinki i mierzenie czasu sprintera przy przekraczaniu każdej metrowej kreski. Sprinter, który pobił rekord biegu na sto metrów z dużym prawdopodobieństwem był też pierwszy na 99 metrze, 98 i kilku innych, jeśli nie na wszystkich. Zatem w czasie biegu rekord świata padał średnio co ,1 sekundy. Do tej pory w czasie tego jednego biegu padło już 3700 rekordów świata.
Przeciętny człowiek słysząc to gotów jest uwierzyć, że biegaczem jest sam Clark Kent. Ten sam człowiek uwierzy też że mamy do czynienia z katastrofą klimatyczną.
Jest jeszcze błąd logiczny. Jeśli naukowiec mówi:
To właśnie tak wygląda globalne ocieplenie - komentuje profesor nauk o Ziemi z uniwersytetu stanu Arizona, Jonathan Overpeck. - To zdecydowanie to, przed czym ostrzegałem ja i wielu innych naukowców.
To więcej mówi o jakości swojego tytułu naukowego, niż o klimacie. Tak samo naukowo mógłby stwierdzić, że zwierzę za parawanem to koń, zatem na pewno ma cztery nogi. Poczym zagląda za parawan, widzi świnię i mówi: to zwierzę ma cztery nogi, zatam miałem rację mówiąc, że jest to koń.
czwartek, 5 lipca 2012
Ich ciała
Rządzący dokonują kolejnego zamachu na naszą wolność. W sejmie przeszła przy sprzeciwie tylko jednego posła, Marka Sawickiego z PSL, ustawa o zmianie ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi oraz ustawy o Państwowej Inspekcji Sanitarnej.
Ustawa ta zakłada możliwość obowiązkowego szczepienia wszystkich obywateli. Lekarz będzie mógł, bez nakazu, siłą rzucić nas na ziemię, związać, rozebrać i wprowadzić do "naszego" organizmu ciała obce. "Naszego", bo w świetle tej ustawy organizmy, których używamy nie należą już do nas. My je dzierżawimy od państwa.
Chyba już tylko nasze umysły są naszą własnością, ale i tę własność władza stara się wymodelować do swoich standardów.
Szczepienia oczywiście będą się odbywały za "nasze" pieniądze. Wiele osób sugeruje, że doszło do wymiany prezentów między partiami parlamentarnymi a firmami farmaceutycznymi, czy kolejną próbę nachapania się naszym kosztem. Nie sądzę, by był to główny trop. Nakaz przymusowych szczepień nie jest do tego potrzebny. Kiedy trwała "epidemia" świńskiej grypy wiele krajów unijnych nie potrzebowało żadnych nakazów, by ograbić podatników i zakupić bardzo kosztowne szczepionki. Jedno z państw, chyba Francja, zakupiła ich więcej niż obywateli. Nie dlatego, że "musiało", tylko dlatego, że mogło.
Ba, brak przymusu wręcz sprzyja kradzieży, bo państwo zakupuje najpierw szczepionki dla wszystkich po bardzo zawyżonych cenach, a kto trzeba inkasuje łapóweczkę, szczepi się jednego na dziesięciu obywateli, a co się robi z pozostałymi 90 procentami szczepionek? Oczywiści utylizuje się je po bardzo zawyżonych cenach, a kto trzeba inkasuje łapóweczkę. Można zyskać dwukrotnie. Marnowanie tych preparatów na szczepienia to czysta strata.
Oczywiście, kto trzeba i tak zyska na tej ustawie, ale myślę, że chodzi o coś większego. Nie jestem pewien o co. Może by przyzwyczajać nas, że jesteśmy niewolnikami. Państwową własnością, z którą władza może zrobić wszystko. My jesteśmy jedynie królikami doświadczalnymi. Gorzej, bo doświadczenia na królikach służą rozwojowi nauki. Nawet prace doktora Mengele, mimo stosowania dużo drastyczniejszych metod, miały swój niesławny wkład w rozwój medycyny. Doświadczenie z którym obecnie mamy do czynienia ma na celu upodlenie nas. Bo pod przymusem szczepi się zwierzęta, a nie ludzi.
Nawet to co starają się nam wmówić, że zapis ten jest wprowadzany by zapobiec rozprzestrzenianiu się choroby, jest bzdurą. Jeśli ja nie chcę się zaszczepić to stwarzam zagrożenie jedynie dla siebie. Jeśli zachoruję będę oczywiście zagrożeniem również dla innych, ale tylko dla innych niezaszczepionych. Czyli innych osób, które świadomie podjęły to samo ryzyko, co ja.
Jeśli nie życzę sobie wprowadzania do mojego organizmu ciał obcych, to nikt nie powinien mieć prawa, by mnie do tego zmusić. Jeśli jest inaczej to znaczy, że nie jestem wolnym człowiekiem.
Ze szczepionką na świńską grypę było tak, że jej producent nie chciał wziąć na siebie odpowiedzialności za konsekwencje wynikłe z jej stosowania. Tym bardziej nikt nie będzie odpowiedzialny w przypadku obowiązkowych szczepień. No przecież trzeba, to trzeba. Po zastosowaniu tamtej szczepionki było odnotowanych kilka silnych reakcji alergicznych, część z nich śmiertelnych. Kto odpowie za zgony spowodowane obowiązkową szczepionką? Kto wytłumaczy matce, że jej dziecko zostało zabite "dla dobra ogółu"?
Dzisiaj przymusowe szczepienia, jutro przymusowe mikroprocesorki pod skórę. Nasz brat robi się coraz większy.
Ustawa ta zakłada możliwość obowiązkowego szczepienia wszystkich obywateli. Lekarz będzie mógł, bez nakazu, siłą rzucić nas na ziemię, związać, rozebrać i wprowadzić do "naszego" organizmu ciała obce. "Naszego", bo w świetle tej ustawy organizmy, których używamy nie należą już do nas. My je dzierżawimy od państwa.
Chyba już tylko nasze umysły są naszą własnością, ale i tę własność władza stara się wymodelować do swoich standardów.
Szczepienia oczywiście będą się odbywały za "nasze" pieniądze. Wiele osób sugeruje, że doszło do wymiany prezentów między partiami parlamentarnymi a firmami farmaceutycznymi, czy kolejną próbę nachapania się naszym kosztem. Nie sądzę, by był to główny trop. Nakaz przymusowych szczepień nie jest do tego potrzebny. Kiedy trwała "epidemia" świńskiej grypy wiele krajów unijnych nie potrzebowało żadnych nakazów, by ograbić podatników i zakupić bardzo kosztowne szczepionki. Jedno z państw, chyba Francja, zakupiła ich więcej niż obywateli. Nie dlatego, że "musiało", tylko dlatego, że mogło.
Ba, brak przymusu wręcz sprzyja kradzieży, bo państwo zakupuje najpierw szczepionki dla wszystkich po bardzo zawyżonych cenach, a kto trzeba inkasuje łapóweczkę, szczepi się jednego na dziesięciu obywateli, a co się robi z pozostałymi 90 procentami szczepionek? Oczywiści utylizuje się je po bardzo zawyżonych cenach, a kto trzeba inkasuje łapóweczkę. Można zyskać dwukrotnie. Marnowanie tych preparatów na szczepienia to czysta strata.
Oczywiście, kto trzeba i tak zyska na tej ustawie, ale myślę, że chodzi o coś większego. Nie jestem pewien o co. Może by przyzwyczajać nas, że jesteśmy niewolnikami. Państwową własnością, z którą władza może zrobić wszystko. My jesteśmy jedynie królikami doświadczalnymi. Gorzej, bo doświadczenia na królikach służą rozwojowi nauki. Nawet prace doktora Mengele, mimo stosowania dużo drastyczniejszych metod, miały swój niesławny wkład w rozwój medycyny. Doświadczenie z którym obecnie mamy do czynienia ma na celu upodlenie nas. Bo pod przymusem szczepi się zwierzęta, a nie ludzi.
Nawet to co starają się nam wmówić, że zapis ten jest wprowadzany by zapobiec rozprzestrzenianiu się choroby, jest bzdurą. Jeśli ja nie chcę się zaszczepić to stwarzam zagrożenie jedynie dla siebie. Jeśli zachoruję będę oczywiście zagrożeniem również dla innych, ale tylko dla innych niezaszczepionych. Czyli innych osób, które świadomie podjęły to samo ryzyko, co ja.
Jeśli nie życzę sobie wprowadzania do mojego organizmu ciał obcych, to nikt nie powinien mieć prawa, by mnie do tego zmusić. Jeśli jest inaczej to znaczy, że nie jestem wolnym człowiekiem.
Ze szczepionką na świńską grypę było tak, że jej producent nie chciał wziąć na siebie odpowiedzialności za konsekwencje wynikłe z jej stosowania. Tym bardziej nikt nie będzie odpowiedzialny w przypadku obowiązkowych szczepień. No przecież trzeba, to trzeba. Po zastosowaniu tamtej szczepionki było odnotowanych kilka silnych reakcji alergicznych, część z nich śmiertelnych. Kto odpowie za zgony spowodowane obowiązkową szczepionką? Kto wytłumaczy matce, że jej dziecko zostało zabite "dla dobra ogółu"?
Dzisiaj przymusowe szczepienia, jutro przymusowe mikroprocesorki pod skórę. Nasz brat robi się coraz większy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)