Na filmie tym Paweł Pietkun, zastępca redaktora naczelnego, umieszcza w szafce na "Centralnym" atrapę bomby. Film ma w zamyśle autorów zwracać uwagę na to, jak łatwo jest przeprowadzić zamach w stolicy. Nie rozumiem tylko, jaki cel przyświecał twórcom tej akcji.
Jak, według autorów, służby miałyby zapobiec atakowi terrorystycznemu? Pan Tomasz Parol w komentarzach pod filmem sugeruje, że to wina źle działającego monitoringu na dworcu:
Kamery na centralnym i tak masz, niech tylko człowiek pilnuje jak trzeba.
Tylko czego ten człowiek ma pilnować? Czego wypatrywać? Po czym ma rozpoznać zamachowca? Nie wiem z jakiego filmu sensacyjnego pan Parol czerpie swoje wiadomości na temat zamachów - ja jestem pewien, że faktyczny terrorysta nie wydrukowałby na worku z bombą symbolu bomby i opisów w obcych językach, jak to było w filmie. I nie otworzyłby tego worka na oczach wszystkich, by nakręcić przytroczony do niej minutnik kuchenny. Zegar ustawiłby w domu, albo w dworcowej toalecie (choć pewnie tam też według autorów należałoby umieścić kamery). I na pewno nie wybrałby tak głośno tykającego modelu. Tylko w Hollywood bomby tykają (te nowsze ćwierkają i świecą LEDami).
Pirx pisze:
podejrzanie zachowujący się człowiek umieszcza dziwny pakunek na oczach straży i policji ...
Szczerze mówiąc nie zauważyłem w tym pakunku nic nadzwyczajnego, swego czasu podróżowałem po całej Europie z takim workiem. Również nie zauważyłem nic podejrzanego w zachowaniu pana Pietkuna. Cały czas był spokojny. Jedyna dziwna rzecz jaką zrobił, to nakręcenie minutnika, ale ten idiotyczny minutnik chyba najlepiej świadczył o tym, że to jakaś lipa.
A sam "terrorysta" napisał:
I do szafki włożyłem coś, co mogło być ładunkiem wybuchowym.
I oczywiście ma rację, podobnie jak tysiące osób każdego dnia umieszczają w szafkach na dworcu, czy wnoszą na perony coś, co może być ładunkiem wybuchowym. Bo wszystko może - worek, plecak, neseser, szminka, pluszowy miś.
Aby zatem ustrzec się przed faktycznym zagrożeniem każdy podróżny (i każda sztuka bagażu) musiałby być prześwietlany i obmacywany jak na lotnisku. Zakres kontroli w portach lotniczych już obecnie sięgnął absurdu. W czasie mojej ostatniej podróży na każdym lotnisku musiałem po kilka razy zdejmować pas, buty, kurtkę, opróżniać kieszenie, i co chwilę ktoś zaglądał do mojej torby. Byłem macany, prześwietlany, "odmuchiwany" w specjalnej komorze, sprawdzającej, czy nie mam na sobie śladów niebezpiecznych substancji, miałem dłonie przecierane wacikiem, który był potem sprawdzany na obecność chyba mikrobów, ale kto to może wiedzieć?
Stara Baba bardzo słusznie zauważa (wstawiłem polskie znaki i poprawiłem literówki):
Nawet tysiąc ofiar nie przebije tragedii jaka niesie inwigilacja narodu.
Terroryzm jest także skutecznym narzędziem w celu wprowadzenia
prawdziwego terroru czyli inwigilacji przez politycznych oszołomów.
Otóż to! Wszystkie te lotniskowe procedury wprowadzone były przy stosunkowo niewielkim oporze obywateli właśnie dlatego, że władze, w podobny sposób jak redaktorzy NE, wmówiły obywatelom swoich państw, jak bardzo są zagrożeni. Tylko że w większości wypadków państwa te czyniły to bez pomocy prawicowych mediów, a NE za takie medium uchodzi.
Oczywiście koszty wprowadzenia takiej ochrony na dworcach kolejowych byłyby ogromne, a nie wspomnę już o tym, że bystry terrorysta, jeśli będzie chciał, zawsze sposób znajdzie, co zauważa również Adrian:
Prawda jest taka, że przed prawdziwymi atakami terrorystycznymi nie ma możliwości obrony. Najzwyczajniej w świecie nie istnieje skuteczna metoda. Nie pomogą miliony kamer, nie pomogą podsłuchy. Im większa inwigilacja tym większe prawdopodobieństwo zamachu, więcej bowiem desperatów, którym rzeczywistość tak doskwiera, że są gotowi podjąć tego typu działania. Takie akcje jak ta powyżej tylko pogarszają sytuację. Chwalenie się tym jest czymś jeszcze gorszym. Ludzi naiwnych jest bowiem zdecydowana większość i nawet tu na NE znajdą się tacy (o ile też nie stanowią większości) którzy stwierdzą, że Polska jest źle przygotowana do obrony przed terrorystami. Rzecz w tym, że przed prawdziwymi terrorystami nie da się obronić.
Załóżmy jednak na chwilę, że się da i że faktycznie wprowadzono na Dworcu Centralnym "permanentną inwigilację" i że rzeczywiście mysz się nie przeciśnie bez dokładnej kontroli. Co wówczas? Wówczas terrorysta zamiast zdetonować bombę na Centralnym, zdetonuje ją na przylegającej do niego pętli autobusowej. Albo w "Złotych Tarasach". A jak i te obstawią skanerami, to są setki innych miejsc, w których codziennie jest mnóstwo ludzi.
Abyśmy zatem byli bezpieczni w rozumieniu panów Pietkuna i Parola, wszystkie większe miasta musiałyby być obstawione punktami kontrolnymi co paręset metrów i na każdym słupie powinna wisieć kamera, aby żaden obywatel nie miał szansy zejść z "wizji" ani na sekundę, miriady funkcjonariuszy powinny okrągłą dobę gapić się w monitorki tych kamer - każdy człowiek jest podejrzanym. Czy o to chodzi redaktorom NE?
Ja wolę żyć w innym państwie. W państwie, w którym nikt mnie nie śledzi, nikt mi nie zagląda do portfela i nikt nie traktuje mnie jak potencjalnego terrorystę. Ale też w państwie, w którym każdy złoczyńca ma świadomość, że jeśli podłoży gdzieś bombę, kogoś zabije, komuś coś ukradnie - to wówczas zostanie on schwytany i osądzony z całą surowością prawa. W państwie, w którym policja nie zajmuje się wagarowiczami, kierowcami bez pasów, czy studentami raczącymi się piwem w parku po zdanym egzaminie, którzy nikomu nie wadzą, tylko chroni nas przed bandytami. Ja chcę żyć w państwie, w którym ludzi traktuje się jak ludzi. W państwie represji, a nie prewencji.
Ktoś słusznie zapyta: "A co z zamachowcami samobójcami? Oni nie boją się kary". Owszem, nie boją. Ale ich atakom można zapobiegać w inny sposób, niż przez "permanentną inwigilację" - szalenie kosztowną i o bardzo wątpliwej skuteczności. Kto bowiem posuwa się do tak drastycznych metod? Desperat albo fanatyk. W systemach niewolniczych, jakim jest RP, zwykle, jak już zauważył w cytowanej wypowiedzi Adrian, jest ich więcej. Na przykład ktoś, kto stracił pracę - gdyby państwo nie rabowało tak pracodawców i pracowników, być może by jej nie stracił, a jeśli już, to prędko znalazłby nową. Ktoś kogo zrujnował urząd skarbowy, zamykając jego firmę na podstawie niesprawdzonych doniesień. Fanatyk, który sprzeciwia się zniesieniu lekcji religii w szkołach - w normalnym państwie też nie miałby powodu się wysadzać. Terroryści sprzed kilku lat z Hiszpanii i Wielkiej Brytanii, jeśli dobrze pamiętam, byli obcokrajowcami, którzy prawdopodobnie nie przyjechaliby do Europy, gdyby nie rozdmuchane świadczenia socjalne.
Jeśli państwo przestanie upadlać uczciwych ludzi i faworyzować hołotę, przestanie uczestniczyć w nieswoich konfliktach, to i powodów do ataków terrorystycznych będzie mniej. Oczywiście nie można zapobiec wszystkim, ale na pewno jest to skuteczniejsza i dużo tańsza metoda, niż zakładanie, że każdy jest bandytą i szpiegowanie wszystkich.
Domyślam się, że gdyby pan Pietkun nie planował fikcyjnego zamachu, tylko wybierał się na wakacje, w worku zamiast "bomby" miał ubrania oraz śpiwór, a na dworcu zaczepił go policjant i kazał okazać jego zawartość (czego zapewne bardzo słusznie by odmówił), to też byśmy rychło przeczytali o tym w Nowym Ekranie, tym razem jako krytyka traktowania obywatela w taki sposób, jakiego dzisiaj się domagają.
Myślę, że ten film został zrealizowany bez większego przemyślenia sprawy, autorzy nie wiedzieli co z nim zrobić, więc doszli sobie naprędce do jakichkolwiek "szokujących" wniosków, by uzasadnić jego publikację. Ubolewam nad tym, że w przedsięwzięciu tym wzięły udział takie osoby, jak panowie Pietkun, Parol i Szeremietiew, którzy jawili mi się jako osoby bardzo rozsądne. Tym razem pokazali tę brzydką, ale jakże dziś popularną stronę dziennikarstwa, która dostrzega tylko tę część problemu, którą dostrzec chce.
Dlaczego tak uważam? Bo na podstawie tych samych obserwacji można dojść do wniosków wprost przeciwnych. Nic nie wspomniano o, może mało prawdopodobnej, ale mogącej całkowicie obalić ich tezę możliwości. Albo zaślepionym celem swojej misji nie wpadło autorom to do głów, albo wpadło i w bardzo wygodny sposób "odrzucili" tę możliwość na "dzień dobry". Nikt nie próbuje obalić tezy:
A co jeśli jesteśmy tak sprawnie inwigilowani, że służby doskonale wiedziały, że w worku jest butelka z wodą, a nie bomba i dlatego nie reagowały?
Niemożliwe? Gdybym ja był w służbach specjalnych, to chciałbym mieć redaktorów naczelnych Nowego Ekranu na oku i wiedzieć, co knują. I tym bardziej nie reagowałbym w sytuacji, gdy "opozycjoniści" chcą wykazać, że ludzie są zbyt słabo inwigilowani. Więc przynajmniej wziąłbym to pod rozwagę na miejscu autorów.
Zamiast brnąć z każdym komentarzem w coraz większy absurd, autorzy powinni powiedzieć wprost, że akcja była nieprzemyślana i sprostować swoje wnioski. Niestety dziś coraz więcej osób woli robić z siebie idiotę, niż honorowo przyznać się do błędu.
A pan Parol, który "jest koło centralnego codziennie i nie chce masakry" niech pomyśli o kioskarce, która jest tam (na dworcu, nie koło dworca) codziennie przez cały dzień, więc ryzykuje wielokrotnie bardziej niż pan Parol, który tylko tam bywa. Jeśli ona nie panikuje, to on tym bardziej nie powinien. A jeśli mimo to obawia się o swoje bezpieczeństwo, to sugeruję zmienić nawyki i przestać bywać koło Centralnego codziennie.
Kontynuacja tematu